Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Face of an angel with the love of a witch

Wróciliśmy dosyć późno. Byłam potwornie zmęczona, więc od razu rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam w objęciach Rose'a, który na dobranoc ucałował mnie w czoło.

Około godziny czwartej obudził mnie potworny ból głowy. Zapewne to był kac, w końcu sporo wypiłam. Delikatnie zdjęłam rękę Axla z mojej talii. Rudowłosy przewrócił się tylko na drugi bok i nadal spał jak zabity. Cicho zeszłam na dół, żeby nikogo nie obudzić. Nie wiedziałam dlaczego, ale było mi cholernie zimno. Oprócz okropnej migreny czułam jeszcze ból w kościach. Miałam nadzieję, że to nie jest grypa, bo nie mogłam sobie teraz pozwolić na wylegiwanie się w łóżku.

Zapaliłam światło w kuchni i wyjęłam butelkę wody z lodówki. Wypiłam na raz prawie całą. Odczuwałam dreszcze, pomimo że nie miałam gorączki. Udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro, gdzie malował się obraz bladej, zniszczonej cery. Odkręciłam kurek z zimną wodą i przemyłam nią twarz. Wypuściłam głośno powietrze.

Miałam zawroty głowy i czułam się, jakby przejechała mnie ciężarówka. Przechodziłam piekło, chociaż nie było ze mną jeszcze tak źle. Kiedy chciałam wyjść, zaczęłam odczuwać nudności. Nachyliłam się nad ubikacją i zwróciłam całą zawartość mojego żołądka. Umyłam zęby i jeszcze raz spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie. Sine cienie pod oczami, mocno podkreślone kości jarzmowe, szarawy odcień skóry. Musiałam wziąć się za siebie, ale najpierw powinnam zrobić coś z tymi potwornymi bólami. Wiedziałam, że tylko jedna osoba mogła mi w tej chwili pomóc.

Wróciłam na górę. Ostrożnie pokonałam cały korytarz i stanęłam po drzwiami prowadzącymi do jego pokoju. Długo zastanawiałam się, czy wejść. Chciałam to rzucić, ale wiedziałam, że w tylko to było w stanie mi pomóc. W końcu delikatnie zapukałam w futrynę białych drzwi.

– Kurwa! Slash przyjdź rano o normalnej porze! – Usłyszałam zmęczony głos Izzy'ego.

– To ja – wyszeptałam.

Nastała krótka cisza, po której drzwi delikatnie się uchyliły i zobaczyłam w nich zaspanego Stradlina ubranego w gładki czarny T-shirt i ciemne jeansy. Patrzył na mnie ze zdziwieniem.

– Co się stało? – Zlustrował mnie wzrokiem, marszcząc czoło.

– Jest ze mną bardzo źle – syknęłam, zwijając się z bólu. – Potrzebuję hery.

Nic nie odpowiedział. Zamiast tego otworzył drzwi na oścież, wpuszczając mnie do środka. Weszłam niepewnie i od razu skierowałam się w stronę łóżka, na którym usiadłam. Przymknęłam na moment oczy. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał ból. Stradlin podszedł do szafki i zaczął tam szukać narkotyku dla mnie. Przez ten cały czas, podczas którego przygotowywał heroinę, z najmniejszą dokładnością obserwowałam każdy jego ruch. Nie rozmawialiśmy. Wiedział, że nie mam na to siły.

– Daj rękę – wybełkotał, przytrzymując w zębach strzykawkę. Zajął miejsce obok mnie.

Posłusznie zrobiłam, co kazał. Upłynęło kilka minut, zanim znalazł żyłę na moim przedramieniu. Kiedy już mu się udało, delikatnie wbił igłę i zaaplikował mi zbawienną porcję narkotyku. Niemal natychmiastowo poczułam ulgę.

– Dzięki wielkie – westchnęłam, opierając głowę na jego ramieniu.

– Nie ma za co. Pamiętaj tylko, że teraz musisz regularnie brać, żeby znowu nie zwijać się z bólu.

W tym momencie zachciało mi się spać. Nie patrzyłam na to, że byłam w nie swoim pokoju. Kiedy Izzy poszedł posprzątać strzykawkę, łyżkę i inne rzeczy, wygodnie ułożyłam się na jego łóżku i nawet nie wiadomo, w którym momencie zasnęłam

Obudziły mnie promienie słoneczne, które wpadały do pomieszczenia przez duże okno. Przetarłam oczy i otworzyłam je. Mrugnęłam nimi parę razy, zanim przyzwyczaiłam się do jasności, która panowała. Spojrzałam na zegarek. Jego wskazówki przed chwilą pokazywały ósmą. Usiadłam na skraju łóżka i przeczesałam palcami niesforne, brązowe fale. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na podłodze smacznie spał Izzy. Stwierdziłam, że nie będę go budzić i cichutko wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach na i udałam się do łazienki. Zdjęłam ubranie i weszłam pod prysznic. Odkręciłam kurek, po czym natychmiast z góry opadł na moje nagie ciało strumień zimnej wody. Zdecydowanie tego dzisiaj potrzebowałam. Odchyliłam głowę i pozwoliłam wodzie spływać po moim ciele, jak wodospad po skale. Po głowie chodziły mi słowa piosenki Satisfaction:

I can't get no satisfaction 

I can't get no satisfaction 'Cause I try and I try and I try and I try I can't get no, I can't get no

Udawałam, że jestem Mickiem Jaggerem i zaczęłam śpiewać, wykonując przy tym typowe dla niego ruchy.

Dokładnie osuszyłam ciało ręcznikiem i owinęłam się nim. Drugi natomiast zwinęłam na głowie w turban. Udałam się na górę do sypialni, żeby wybrać odpowiednie ubrania. Tym razem zdecydowałam się na czarne spodnie i koszulkę z Led Zeppelin. Założyłam moje ulubione czarne trampki i ostatni raz spojrzałam na śpiącego Axla. Wyglądał tak niewinnie i uroczo. Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do łazienki, żeby wysuszyć włosy.

Żwawym krokiem ruszyłam w kierunku kuchni. Postanowiłam, że zrobię dzisiaj śniadanie dla wszystkich. Otworzyłam lodówkę i przez chwilę wpatrywałam się w jej zawartość. Na szczęście Rosie systematycznie robiła zakupy, dzięki czemu nie musieliśmy umierać z głodu. Po krótkim namyśle zdecydowałam się na jajecznicę.

– Co tak wcześnie? – zapytał rozespany Slash.

Kilkukrotnie przetarł oczy, po czym usiadł na krześle i zaczął przeglądać magazyn.

– Tak jakoś. –Wzruszyłam ramionami i wbiłam jajko na patelnię. – A ty?

– Nie mogę spać – odpowiedział, ziewając.

– Właśnie widzę.

Oboje zaśmialiśmy się. Odgarnęłam włosy do tyłu i zamieszałam jajecznicę. Kątem oka spojrzałam na mojego towarzysza. Siedział noga za nogę i pochłaniał modowy poradnik.

– Kurde, nie było nas dwa tygodnie, a tutaj same magazyny o szmatkach i mazidłach. W porywach można znaleźć poradniki jak być dobrym rodzicem. Nic ciekawego. – Odłożył gazetę na miejsce.

– Faceci – westchnęłam i pokręciłam głową. Położyłam patelnię na środku stołu. – Jak chcesz się do czegoś przydać, to możesz nakryć.

– Tak jest, szefowo – zironizował.

Usiadłam na krześle i patrzyłam, jak Slash wykonuje zajęcie, które mu zleciłam. Zerknęłam na magazyn, który przed chwilą czytał. Na okładce widniała wysoka blondynka w czerwonej sukience. Otworzyłam stronę, na której znajdował się o niej artykuł. Przeczytałam dwa pierwsze zdanie i od razu się wciągnęłam. Dziewczyna z pasją opowiadała o tym, co robi. O dziwo praca modelki nie była taka łatwa, jak wszystkim się wydaje. Jeśli się na to decydujesz, to musisz się dostosować. Zmienić całkowicie swoje życie i podporządkować je pracy. Nie wiedziałam, czy byłabym gotowa do takich poświęceń.

– Hej, kochani – przywitała się Rosie, wszedłszy do kuchni. – Co tak ładnie pachnie?

– Jajecznica. Victoria zrobiła – odpowiedział jej Ukośnik, który zajadał się przyrządzonym przeze mnie posiłkiem.

–Z chęcią zjem. – Usiadła na przeciwko i nałożyła sobie potrawę na talerz. – A ty nie jesz? – zwróciła się do mnie.

– Oczywiście, że jem – odpowiedziałam, wytrącając się z transu. – Po prostu taki jeden artykuł trochę mnie wciągnął.

Odłożyłam magazyn na miejsce i zabrałam się za konsumpcję śniadania. Nie byłam zbytnio głodna. Rzadko kiedy rano jadłam. Mimo to zmusiłam się, ponieważ wiedziałam, że nie wyglądam najlepiej i muszę coś z tym zrobić. Każdy kęs przeżuwałam dosyć wolno, co chwilę popijając kawę, którą zaparzył Slash.

– Jakie masz plany na dziś? – zapytała mnie Rosie.

– Umówiłam się z Leną na zakupy, a przed pracą mam kurs. A czemu pytasz?

– Mogłabyś wpaść do mnie do pracy, mam coś dla ciebie.

– Co? – spytałam z zaciekawieniem i upiłam łyk kawy.

– Niespodzianka. – Uśmiechnęła się subtelnie. – Tymczasem muszę spadać. Widzimy się później. Dzięki za śniadanie.

– Nie ma za co! – zawołałam i posłałam jej uśmiech na pożegnanie.

Slash już dawno opuścił nasze towarzystwo, toteż pozostałam sama. Reszta jeszcze nie wstała, chociaż było już koło dziesiątej. Stwierdziłam, że zostawię im śniadanie na stole.

Miałam jeszcze trochę czasu do przyjścia Leny, więc postanowiłam posprzątać po posiłku. Zebrałam wszystkie naczynia i włożyłam je do zlewu. Nałożyłam na ręce lateksowe rękawiczki i odkręciłam kurek. Wylałam na gąbkę trochę płynu do naczyń i zabrałam się za ich mycie. Nienawidziłam tej czynności, ale wiedziałam, że nikt inny tego nie zrobi. Wypuściłam głośno powietrze.

W pewnej chwili poczułam na szyi czyjś oddech. Mężczyzna złapał mnie w tali i mocno przytulił, jednocześnie składając pocałunek na moim policzku.

– Moja księżniczka już wstała? – wyszeptał mi do ucha.

– Ktoś ci musiał zrobić śniadanie – odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy i obróciłam się w jego stronę, uprzednio zakręcając wodę i ściągając rękawiczki.

Zaplotłam palce na jego karku. Axl poprawił włosy, które zdążyła opaść mi na czoło, jednocześnie lustrując każdy fragment mojej twarzy. Uśmiechał się subtelnie i szczerze. Lubiłam ten widok, zwłaszcza o poranku. Wzięłam dłoń z jego szyi i przeczesałam nią jego rude włosy. On natomiast przysunął mnie bliżej siebie i nie czekając ani chwili, wpił się w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek. Mój język robił kółka na jego podniebieniu. Dłonie chłopaka zwinnie przesuwały się po mojej talii ku dołowi. Odsunęłam się nieznacznie od niego.

– Chcesz to robić tutaj? – wysapałam.

– Dlaczego nie? W końcu mamy duży stół – wyszeptał mi do ucha ostatnie słowa, po czym przygryzł jego płatek.

Przesunęłam palcem wskazującym po dolnej wardze, na co on złapał mnie w talii i położył na drewnianym blacie.

– Może zostawicie te miłosne sceny na później, trochę nam się spieszy – powiedziała niecierpliwie Lenka, która stała w futrynie.

Popatrzyliśmy z Axlem po sobie. Uśmiechnęłam się lubieżnie. Była to dla nas dosyć niezręczna sytuacja, jednak trochę mnie bawiła. Już drugi raz przerwała nam romantyczne chwile w kuchni. Ciekawe, jak długo ona tu stała?

Wyswobodziłam się spod objęcia Axla. Wstałam ze stołu i poprawiłam włosy.

– Do zobaczenia wieczorem – rzuciłam mu na odchodne i pocałowałam go w policzek. – To co, jedziemy? – zwróciłam się do Lenki.

○○○

Siedziałam w czerwonej Hondzie McKagana i obserwowałam przez okno panoramę miasta. Słońce świeciło dość mocno, więc na oczach miałam moje ulubione okulary przeciwsłoneczne. W radiu leciało Beat It Michaela Jacksona. Obie śpiewałyśmy cały tekst, gdyż znałyśmy go na pamięć.

– Zbliżają się urodziny Slasha. Masz jakieś plany? – zapytałam w pewnym momencie, z nudów owijając kosmyk włosów na palec

– Duża impreza z dużą ilością alkoholu i dragów. – Zaśmiała się. – Zamierzam kupić mu najlepszy prezent, jaki mógłby dostać. Chłopaki już obiecały się dorzucić. Dołączasz się?

– Jasne – odparłam z entuzjazmem i podkręciłam głośność, ponieważ skończyły się reklamy i zaczęli grać Walk This Way. – A co konkretnie zamierzasz kupić?

– Dowiesz się w swoim czasie – oznajmiła z nutką tajemniczości w głosie i zaparkowała samochód na wolnym miejscu.

W galerii zaciągnęła mnie do swojego ulubionego sklepu z ubraniami. Od razu ruszyła w stronę długiego wieszaka ze sporą ilością różnorodnych ubrań. Stanęłam z boku i z zainteresowaniem zaczęłam się przyglądać sukience, która wisiała na wystawie – czarna koktajlówka z rozkloszowaną spódnicą i motywem karmazynowych ust. Bardzo mi się spodobała, więc zaczęłam szukać jej na sklepie. Kiedy znalazłam ją w idealnym rozmiarze, już kierował się w stronę przymierzalni, jednak po drodze spotkałam Lenę z naręczem ubrań.

– Przymierz – powiedziała z uśmiechem na ustach i podała mi stertę.

Rozchyliłam usta, żeby coś powiedzieć i lekko ściągnęłam brwi. Średnio lubiłam długie zakupy. Zdecydowanie wolałam coś szybko przymierzyć i kupić, niż godzinami zastanawiać się nad jedną rzeczą. Jednak nie chciałam sprawić jej przykrości, więc zrobiłam, co chciała.

Zeszło mi chyba z pół godziny, zanim zdążyłam to wszystko założyć. Oczywiście nie obyło się bez fachowych rad Leny. W końcu kupiłam dwie pary jeansów, bordową koszulę, szary T-shirt i tę upatrzoną sukienkę. Zmęczona, ale zadowolona wyszłam ze sklepu. To były pierwsze rzeczy, które kupiłam w Mieście Aniołów.

– A ty nic nie chciałaś? – spytałam Fiodorow, zauważywszy, że wychodzi bez żadnego nowego nabytku, co się rzadko zdarzało.

– Nie. Dzisiaj była twoja kolej – zanuciła. Parsknęłam śmichem. Wprost tryskała radością.

Starała się być miła i nawet jej to wychodziło. Chyba ją polubiłam, chociaż na początku nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Myślałam, że jest zadufaną w sobie, pustą lalą. Trochę się pomyliłam, ale miałam też rację. Lena zawsze w pierwszej kolejności myślała o sobie. Za pewne było to spowodowane jej przeżyciami. Nie dopytywałam się o jej przeszłość, stwierdziłam, że sama w odpowiednim czasie mi o niej opowie.

– Mam ochotę na shake'a. Chodźmy do Maka – powiedziała i pociągnęła mnie za rękę w stronę knajpki.

Na miejscu zamówiłyśmy dwa shaki czekoladowe. Zajęłyśmy miejsca koło okna i delektowałyśmy się koktajlami.

– Dlaczego przyjechałaś do LA? – zapytała niespodziewanie, bawiąc się słomką.

– Chciałam uciec od San Francisco. Nie mam zbyt miłych wspomnień z tamtym miejscem, ale nie chcę na razie o tym opowiadać. A ciebie co skusiło?

Stwierdziłam, że to dobry czas na zadanie takiego pytania. W razie czego zawsze mogła odpowiedzieć tak samo jak ja.

– W dzieciństwie mieszkałam z rodzicami w Londynie. Od zawsze byłam pilną uczennicą, miałam świadectwo z wyróżnieniem. Skończyłam ekonomię. Nie spodziewałaś się tego zapewne, że zwykła ćpunka ma wyższe wykształcenie. Pracowałam w firmie ojca. Spoko posadka, dobra kasa. Pewnego dnia powiedział, że otwiera filię w Nowym Jorku i że mam się wszystkim zająć. Zgodziłam się i tak wylądowałam w Stanach. Ogarniałam rodzinny biznes, byłam taką lokalną szefową. Wszystko dobrze się układało aż do dnia, w którym usłyszałam, że mój ojciec ma porachunki z rosyjską mafią. Podobno pomagali mu finansowo. Zdecydowałam, że nie zamierzam brać w tym udziału. Złożyłam wymówienie i odcięłam się od mojej „normalnej" rodzinki. Wyjechałam do LA i w zasadzie wylądowałam na ulicy. Resztę historii już znasz – streściła, na koniec wracając do swojego shake'a.

Zaniemówiłam. W życiu nie spodziewałam się takiego czegoś po Lenie. W porównaniu do mnie ta dziewczyna miała wykształcenie i mogła całkiem nieźle zarabiać, jednak zdecydowała się na pracę w Whisky. Nie mogłam tego zrozumieć.

– Dlaczego nie pracujesz w jakiejś korporacji? – dociekałam.

– Mam niemiłe wspomnienia. Poza tym, kto by przyjął ćpunkę. – Zaśmiała się dosyć sztucznie. Nie do końca udało jej się stłumić rozczarowanie.

– Nie mów tak – odparłam miękko, kładąc swoją dłoń na jej. Chciałam okazać dziewczynie wsparcie. Jednak ona go nie chciała, bowiem natychmiast strąciła moją rękę.

– Skończymy ten temat – rzuciła dosadnie.

Nie wracałyśmy już do tego. Resztę naszej rozmowy skupiłyśmy na temacie urodzin Slasha. Dziewczyna dokładnie planował przyjęcie, uwzględniając każdy detal.

Kiedy wypiłyśmy już nasze napoje, stwierdziłyśmy, że powinnyśmy wracać. Odprowadziłam moją towarzyszkę na parking i wrzuciłam zakupy do bagażnika, aby odwiozła je do Hell House.

– Podwiozę cię – zaproponowała, zapinając pasy.

– Nie, dzięki. Przejdę się – opowiedziałam, uśmiechając się subtelnie i pomachałam jej na pożegnanie.

Ruszyłam w kierunku najbliższego przystanku autobusowego. Włożyłam słuchawki do uszu. Włączyła coś Aerosmith, żeby umilić sobie podróż. Było dość gorąco i słonecznie. Najchętniej udałabym się na plaże, ale niestety nie miałam na to czasu.

W Safe Driving dostałam wyniki egzaminu teoretycznego. Zdałam, więc mogłam przejść do praktyki. Musiałam przyznać, że o ile na teoretycznych Phil straszliwie zanudzał, to z kolei bardzo dobrze tłumaczył technikę prowadzenia pojazdów.

Prosto po zajęciach poszłam do sklepu z vinylami, gdzie pracowała Rosie. Tutaj też mieli założony ten idiotyczny dzwoneczek. W środku oprócz mojej przyjaciółki znajdował się jeszcze jakaś para, która zastanawiała się, którą płytę The Beatles kupić.

– Polecam Help! – rzuciłam beznamiętnie w ich kierunku.

– Eee, dzięki? – odpowiedział nieśmiało chłopak, na co uśmiechnęłam się w rozbawieniu.

Wyglądał, jakby się mnie przestraszył. Chyba aż tak źle nie wyglądałam?

Podeszłam do lady, za którą stała Rosie. Na jej twarzy malował się promienny uśmiech.

– Hej, jak się czujesz? – zapytałam troskliwie.

– Dobrze. Chociaż dzisiaj wyjątkowo mogę ponarzekać na mdłości, ale takie uroki bycia w ciąży. – Wypowiadając ostatnie słowa, położyła swoją dłoń na brzuchu, jednocześnie poszerzając swój uśmiech.

– Podobno masz coś dla mnie – przerwałam jej tę wyjątkową scenę, nieznacznie marszcząc czoło Trochę się śpieszyłam.

– Ehe. Zaczekaj, zaraz wracam – powiedziała i udała się na zaplecze.

Wpatrywałam się w tamtą dwójkę, która nadal się zastanawiała. Chciało mi się z nich śmiać, ale na szczęście się powstrzymałam. Zaczęłam stukać onyksowymi paznokciami o drewniany blat, jednocześnie rozglądając się po pomieszczeniu. Musiałam przyznać, że mieli całkiem nieźle wyposażony sklep. Zdecydowanie powinnam kiedyś wpadną tutaj na zakupy!

– Pomyślałam, że może go znasz – zaczęła, wychodząc zza czarnej kurtyny.

W rękach trzymała jakieś papiery. Podała mi je. Wzięłam pierwszą gazetę z góry, resztę odłożyłam na ladzie. Zdziwiła mnie pierwsza strona, a raczej jej nagłówek: Znany gitarzysta Xavier Edwards przyjeżdża do West Hollywood. Prychnęłam ironicznie i uśmiechnęłam się gorzko. Mój kochany braciszek. A już o nim zapomniałam.

Xavier wyjechał zaraz po skończeniu szkoły. Miałam wtedy dziewięć lat. Nigdy więcej już go nie widziałam. Postanowił zniknąć z mojego życia tak z dnia na dzień. Ani razu nie wspomniał mi o swoich planach. Przez długi czas chowałam do niego urazę. Jak mógł mi to zrobić? Przecież zawsze świetnie się dogadywaliśmy.

Może teraz przyszedł czas, żeby z nim szczerze porozmawiać i wszystko wyjaśnić? W styczniu miał wpaść do Rainbow i dać koncert. Może los chciał, żebym mu w końcu wybaczyła? I przede wszystkim poznała prawdę.

– Mój starszy braciszek. Zdążyłam o nim zapomnieć – odparłam z nutą kpiny w głosie.

Zmarszczyłam czoło i przejechałam palcem po zdjęciu. Minęło tyle lat... Sporo się od tamtego czasu zmienił. Wydoroślał...

– Coś się stało? – zapytała zaniepokojona.

Otarłam samotną łzę, która wypłynęła z mojego oka.

– Wspomnienia. – Zaśmiałam się, próbując zamaskować rozgoryczenie i żal. – Nie widziałam go od dwunastu lat. Pewnego dnia wyjechał bez zapowiedzi i potem już go nie widziałam. Dzięki za gazetę, przynajmniej teraz wiem, kiedy będę mogła z nim pogadać.

Pociągnęłam nosem i naprędce skierowałam się w stronę wyjścia. Nie chciałam dłużej o tym rozmawiać. Potrzebowałam chwili, żeby ochłonąć.

– Vicky poczekaj! – Usłyszałam jej wołanie, jednak je zlekceważyłam, zamykając drzwi.

Otarłam policzki i przybrałam dobre tempo.

Pewnie chciała jakiegoś wyjaśnienia, jednak na razie nie miałam ochoty jej o nim opowiadać. Może kiedyś, jak sama dowiem się czegoś więcej.

Do Rainbow dotarłam nieco spóźniona. Na szczęście Kate widząc mnie w tym stanie, nic nie powiedziała. Poszłam na zaplecze, żeby się przebrać. Przypominając sobie słowa Izzy'ego, zanim wyszłam, wzięłam jeszcze działkę, żeby lepiej się poczuć.

Ruch tego dnia był niewielki. Od jakiejś godziny z nudów przecierałam szklanki. Kiedy wytarłam już ostatnie szkło, chciałam odłożyć je na półkę.

– Poproszę szklankę whisky. – Usłyszałam przyjemny w odbiorze, męski głos. Poczułam, jak moje ciało przeszywa przyjemny dreszcz.

Szybko położyłam szklankę i odwróciłam się na pięcie. Przede mną siedział Jack Icarus. We własnej osobie!

Victoria, pamiętaj, oddychaj!

Nie mogłam uwierzyć, że Toddowi udało się go przekonać do przyjścia tutaj. Co prawda, nie wiedziałam, czy się zgodził na propozycję mojego przyjaciela, ale sama jego obecność była dla mnie niezwykłym doświadczeniem.

Położyłam przed nim szklankę i nalałam trunku. Ręce okropnie mi się trzęsły, co nie uszło jego uwadze. Złapał moją dłoń i popatrzył mi prosto w oczy, dzięki czemu mogłam patrzeć w jego. Były szafirowe – tak jak moje.

– Spokojnie Victoria – powiedział. Znał moje imię! – Nie zjem cię. – Uśmiechnął się uroczo, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby. Czułam, że miałam nogi z waty.

Uśmiechnęłam się nieśmiało, żeby nieco rozluźnić atmosferę.

Vicky, ogarnij się, to tylko Icarus. Albo to aż Icarus.

– Gadałem z Toddem – zaczął dosyć dyplomatycznie, po czym wziął łyk whisky. – Zgadzam się. Zaczynamy jutro o jedenastej w National Theatre. Bądź punktualnie, bo nie lubię jak ktoś się spóźnia. Opanuj emocje, jeszcze będziesz miała czas, żeby mnie znienawidzić. – Zostawił na blacie banknot. Puścił mi oko i odszedł, pozostawiając prawie nieruszony trunek.

Uśmiechnęłam się sama do siebie i pokręciłam głową. Nie mogłam w to uwierzyć. Dostałam szansę na zaistnienie. Mogłam się uczyć tańczyć pod okiem zawodowca.

Tylko, co na to Axl?

Wróciłam do domu koło dziewiątej. Opuszczając Rainbow chyba z milion razy podziękowałam Toddowi. Byłam jego ogromną dłużniczką.

Rzuciłam torebkę na wieszak i skierowałam się w stronę schodów.

– Axl jest u siebie? – zapytałam Duffa, który siedział na kanapie, popijał piwo i oglądał jakąś kiepską, brazylijską operę mydlaną.

– Ehe – mruknął, nie odwracając wzroku od ekranu telewizora.

– Faceci – westchnęłam, ale on nie zareagował. Był zbyt zajęty tym, co robił.

Delikatnie uchyliłam drzwi od naszej sypialni. Axl siedział na łóżku i skrupulatnie zapisywał coś w swoim notesie. Zapewne pracował nad nową piosenką. Kiedy mnie zobaczył, momentalnie przestał i odłożył zeszyt na szafkę nocną.

–Wróciłaś.

Weszłam do pokoju, a on gwałtownie wstał z łóżka. Podeszłam bliżej i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Pachniał jak zwykle nieziemsko. Jego dłonie mocno trzymały mnie w tali. Delikatnie ucałował moje czoło. Przymknęłam oczy. Wiedziałam, co mu chodzi po głowie. Odsunął mnie od siebie i popatrzył prosto w moje oczy. Czułam, ja skręca mi żołądek. Musiałam z nim pogadać, chociaż nie miała to być miła rozmowa.

– Możemy dokończyć to, co zaczęliśmy w kuchni – wyszeptał i przysunął usta do mojej szyi. Uwolniłam się z jego uścisku i zaczęłam krążyć po pomieszczeniu. – O co chodzi? – zapytał zdezorientowany i lekko podenerwowany.

– Musimy pogadać – wydusiłam z siebie z trudem, starając się nie patrzeć w jego stronę.

– Słucham.

Kątem oka dostrzegłam, jak siada na łóżku. Założył nogę na nogę i czekał, aż wreszcie coś powiem. Próbowałam zebrać myśli. Wiedziałam, że może wybuchnąć. Ba, to było pewne. Policzyłam w myślach do dziesięciu i wypuściłam głośno powietrze.

– Od jutra zaczynam kurs tańca – oznajmiłam beznamiętnie, przykładając dłoń do brzucha, który, jak na zawołanie, zaczął mnie boleć.

–To świetnie!

Przymknęłam powieki, słysząc ekscytację w jego głosie. Z trudem przełknęłam ślinę.

– Towarzyskiego – dodałam po chwili.

Zacisnęłam dłonie w pięści i powoli wypuściłam powietrze. Ostrożnie obróciłam się w jego stronę. Żyłka na czole Axla niebezpiecznie pulsowała. Chłopak wstał z łóżka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Widać było, że jest wkurzony. Bałam się, co mu przyjdzie do głowy. Spodziewałam się najgorszego. Panowała teraz niezręczna cisza. Chciałam, żeby wreszcie ją przerwał, żeby coś powiedział. Chociaż wiedziałam, że nie będzie to nic dobrego.

Dopiero po chwili się zatrzymał, stając w bezpiecznej odległości ode mnie.

– Nie zgadzam się – rzucił krótko i dosadnie.

– Ale ja nie pytam się ciebie o zdanie – odpyskowałam. Za późno zdążyłam ugryźć się w język.

– Jesteś moja i tylko moja! – wykrzyczał w odpowiedzi. Sparaliżowało mnie. – Nie pozwolę, żeby jakiś obcy facet cię dotykał! – Podszedł bliżej.

Z trudem przełknęłam ślinę. Spojrzałam mu prosto w oczy. Pokręciłam głową. Nie był sobą. Wpadł w amok.

Cofałam się, ale w pewnym momencie natrafiłam na ścianę. Nie było już ratunku. Mogłam tylko czekać na to, co zrobi.

– Może od razu pójdziesz z nim do łóżka, co?! Jesteś zwykłą, tanią dziwką!

Jego słowa wytrąciły mnie z transu. Uśmiechnęłam się gorzko, posyłając mu pełne pogardy spojrzenie. Teraz to już przesadził.

Złapał mnie mocno za ramię. Szarpałam się, próbując wyswobodzić się z jego bolesnego uścisku. Bezskutecznie.

– Powinieneś wiedzieć, że kocham tylko ciebie! – wykrzyczałam mu prosto w twarz. Powoli opadałam z sił.

Starałam się być silna, jednak wspomnienia z San Francisco niespodziewanie do mnie powróciły, wszystko doszczętnie psując. Poddałam mu się. Czułam, że powoli rozpadam się na kawałki.

– Kłamiesz! – Uderzył mnie siarczyście w policzek. – Wiem, że kochasz tego dupka Chrisa, a ja tylko stoję wam na przeszkodzie! A może już się z nim puszczasz?

Popatrzyłam na niego. Rozchyliłam usta i pokręciłam głową. Nie poznawałam go. Ostrożnie przyłożyłam dłoń do policzka, który niemiłosiernie mnie piekł. Jak on mógł?! Pokręciłam energicznie głową. Nie, to się nie działo naprawdę!

Zmarszczyłam czoło, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

– Przestań, należało ci się – warknął, puszczając moje ramię. Zapowietrzyłam się. Miałam wrażenie, że utkwiłam w jakimś pieprzonym koszmarze. – Nie mogę na ciebie patrzeć. Rzygać mi się chce na twój widok. Jesteś dziwką.

Wyszedł z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Wytrzeszczyłam oczy i rozczapierzyłam usta, z trudem próbując zaczerpnąć powietrza. Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami. Przyłożyłam dłoń do twarzy. Zjechałam po ścianie i usiadłam na podłodze. Skupiłam nieobecny wzrok na naszym łóżku. Z trudem próbowałam sobie przyswoić, co się właśnie wydarzyło.

Jesteś dziwką. Te słowa chodziły mi po głowie. Nie wytrzymałam. Nagle zaczęłam histerycznie krzyczeć i płakać. Jak on mógł mnie tak nazwać? Jak w ogóle mógł mnie uderzyć?







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro