1.
Było lato.
Pora roku, której nienawidziłem całym sercem, było właśnie lato. Traciłem wtedy wszystkie siły, razem z chęcią do życia i leżałem całe dnie w łóżku.
Tego dnia byłoby tak samo, gdyby tylko mój najlepszy (i jedyny) kumpel nie postanowił przyjść z samego rana, żeby się pożegnać. Pożegnać, bo jechał na dwa tygodnie do Hiszpanii, a traktował to jakby wyjeżdżał na przynajmniej rok.
– Będę tęsknić.
– Nie przesadzaj – wymamrotałem, odwracając się na drugi bok, żeby na niego spojrzeć. – Przywieź mi coś fajnego.
– Acha. Super, jesteś przyjacielem na medal. Może przywiozę ci chłopaka, co? – zapytał z uśmiechem, chyba zapominając o zgrywaniu obrażonej księżniczki.
– Sobie przywieź.
– A-ale ja jadę ze swoim chłopakiem, Guk.
– Że co, przepraszam? – Poderwałem się na łóżku i spojrzał zaskoczony na przyjaciela. – Od kiedy ty kogoś masz?
– Jakoś od miesiąca...
– Czemu ja nic o tym nie wiem?
– Bo mnie nie słuchasz – burknął Min, odwracając się do mnie plecami. – Mówiłem ci o Yoongim.
– Yoongi? Awh, jak słodko. – Poczochrałem farbowane włosy Jimina. – Kiedy mi go przedstawisz?
– Tobie? Chyba nigdy, najem się przez ciebie wstydu tylko.
– Nie no, Jimin, ale serio jakby było coś nie tak, albo nie wiem coś by ci zrobił, to wiesz. Zawsze ja jestem.
– Wow, co ci? – Zaskoczony Park, spojrzał na mnie, a ja udawałem, że tego nie widzę i wgapiałem się w okno.
– No, tylko może być problem w takie temperatury, niezbyt mi idzie wtedy funkcjonowanie, jest jakieś trzydzieści pięć stopni...
– Mógłbym się spodziewać – burknął blondyn. – Tylko zdajesz sobie sprawę, że jest dwadzieścia pięć stopi, a dopiero zaczyna się lipiec, prawda?
***
Chyba trochę przepowiedziałem pogodę, bo pięć dni po wylocie Jimina, temperatura podniosła się do trzydziestu pięciu stopni i nie zapowiadało się, żeby miało się ochłodzić.
Jedynym plusem w całej tej sytuacji, było to, że znalazłem całkiem dobre miejsce, gdzie nie kręci się wielu ludzi, no i jest cień. Może okoliczności w jakich je znalazłem nie należały do najprzyjemniejszych, bo musiałem się włóczyć kilka godzin w pełnym słońcu (z przymusu!). Wszystko dlatego, że zapomniałem wziąć swoich kluczy, a rodzice pojechali w międzyczasie do pracy, zakluczając drzwi. Pewnie myśleli, że mam jakiegoś przyjaciela, u którego się zatrzymałem, a nie, że poszedłem po colę do sklepu.
Wracając, tym miejscem było zwykłe (ale jakże majestatyczne) drzewko, rosnące w parku, niedaleko plaży. Reszta nie była taka masywna jak to, do tego większość już trochę zaczynała wysychać, więc nawet nie myślałem, aby na nie spojrzeć. A to było takie ładne, było z niego widać wiele miejsc, na przykład budkę z lodami i chyba lepiej być nie mogło.
Tak więc, ku uciesze rodziców w końcu zacząłem wychodzić z domu. Nie wiedzieli gdzie, ale najważniejsze było to, że nie leżę całe dnie w łóżku, tylko robię coś konkretnego. Albo przynajmniej konkretniejszego.
No i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie pewien chłopak, który zaczął się kręcić wokół MOJEGO drzewka. O ile raz, czy dwa byłoby w porządku, tak kilka dni pod rząd wprawiły mnie w lekkie zakłopotanie i złość.
– Przepraszam, pomóc ci w czymś? – odchrząknąłem, patrząc z niezadowoloną miną na nieznajomego. – Zgubiłeś się? Czy skarbu szukasz?
– Trochę i nie, nie szukam. Ostatni raz byłem w tych okolicach, gdy miałem jakieś pięć lat i próbuję sobie coś przypomnieć. – Uśmiechnął się nieśmiało i wyciągnął dłoń w moim kierunku. – Tak swoją drogą, to Kim Taehyung jestem. Miło poznać.
edit; przywroce, bo moze komus sie spodoba
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro