🃏
Rankiem Itane jak najszybciej ulotniła się z mieszkania Konohamaru. W podzięce za przenocowanie jej, przygotowała mu śniadanie, a sama poszła do pracy. Urokiem jej zajęcia było spędzanie czasu z samego rana w biurze, ale wieczorami miała wolne. Z radością przywitała stos dokumentacji. Zaparzyła sobie kawy i wzięła się do roboty. Niezbyt długo cieszyła się samotnością - odwiedził ją Fumio.
- Zabłądziłeś po drodze do gabinetu hokage? - nawet nie raczyła podnieść wzroku na niego.
- Nie. Przyszedłem, by zamienić z tobą słowo - zamknął drzwi za sobą.
- O co więc chodzi? - odłożyła kartkę i długopis.
- Chciałbym cię przeprosić za wszystko. Nie dość, że mój klan napsuł ci sporo krwi, to jeszcze moje durne żarciki zepsuły ci związek.
- Nie przejmuj się tym, dobrze? Nie obwiniaj się za coś, co w niedalekiej przyszłości i tak miałoby miejsce.
- Gdybym się wtedy nie przypałętał nadal bylibyście razem - spuścił wzrok.
- Czy ty mnie słuchasz co ja do ciebie mówię? To nie twoja wina. Ludzie się kłócą i rozstają.
- Już wam zamówiłem stolik w jednej z lepszych restauracji w wiosce. Tej co podobno ma kasyno. Dzisiaj o osiemnastej. Wolałbym, żebyś nie stchórzyła. Całość na koszt niedoszłej teściowej, więc się nie krępuj.
- Czy ty oszalałeś? Fumio, to brzmi jak pasożytnictwo. Przydasz mi się lepiej w czymś innym.
- Zapomnij, że pójdę za ciebie. Nie lubię gburów i wolę dziewczyny - wystraszył się.
- Na to bym nie wpadła. Wydaje mi się, że facet z tego zdjęcia to ktoś z twojego klanu - wręczyła mu fotografię.
- To brat mojego ojca. Nic więcej ci nie powiem, umarł jeszcze za trzeciej wojny, a wtedy mnie na świecie nie było.
- No jakbym sama na to nie wpadła. Znalazłbyś o nim jakieś informacje, proszę?
- Nie będzie to takie trudne. Prześlę ci wszystko jak wrócę do Kiri - zwrócił jej zdjęcie.
- Dziękuję - objęła go lekko.
- Nie ma za co. Nie myśl, że wymigasz się od tej kolacji.
- Jesteś wredny - fuknęła.
- Ty też, ale się nie przyczepiam.
- Bo nie masz do czego.
- Jestem twoim najbardziej idealnym przyjacielem, powinnaś się cieszyć z tego powodu.
- Twoja idealność przy doskonałości jej sensei jest jak pierdnięcie muchy.
- Na tej kartce napisałem ci nazwę tej restauracji. Spróbuj tylko nie przyjść, to cię wydziedziczę - z kieszeni wyjął karteczkę i wręczył ją Itane.
- Mam własne pieniądze, nie potrzebuję twoich. Oby cię kiedyś w życiu pokarało za takie numery.
- Nie marudź i baw się dobrze. Zobaczymy się jutro - machnął jej na pożegnanie i wyszedł z kanciapy.
|×|
Po pracy od razu pobiegła do domu. Nie zostało jej dużo czasu na ogarnięcie się. Wyjęła z szafy czerwoną sukienkę i poszła się wykąpać. Wiadomo makijażyk, paznokietki, ząbki i włosy - trza było się odpicować tak, by szczur na otwarciu kanału pomyślał, że jest zbyt zwyczajnie odwalony. Wykonała wcześniej wspomniane czynności, nałożyła na usta bordową pomadkę i spryskała się perfumami. Ubrała eleganckie trzewiki, do ręki wzięła równie elegancką taśkę i pobiegła do swojego szaca. Akiteru również się ładnie ubrał, czekał na nią przed wejściem do restauracji.
- Twoi koledzy są upierdliwi - mruknął.
- Żadnego przywitania, tylko zaczynasz z problemami niezależnymi ode mnie?
- Nie denerwuj się - uśmiechnął się, a następnie nacisnął na czubek jej nosa i wybuchnął śmiechem.
- I z czego się śmiejesz, przerośnięty cymbale?
- Z zeza jaki zrobiłaś, gremlinie karłowaty.
- Z twojego punktu widzenia wszyscy są karzełkami - mruknęła.
- Ale ty jesteś moim ulubionym - objął ją ramieniem i weszli do środka.
Po ustaleniu wszelkich formalności, które mało kogo interesują, mogli zasiąść przy stoliku. Kelner wręczył im menu, ale wiedzieli czego chcą - sajgonki dla Akiteru, oraz curry dla Itane. Złożyli zamówienie i nie pozostało im nic innego, jak czekać na jedzonko.
- Na przyszłość, przekaż swoim jakże miłym przyjaciołom, by nie robili mi pobudek o siódmej rano - Akiteru rozpoczął konwersację.
- A kto cię nawiedził o takiej wczesnej porze? - zapytała z nutką sarkazmu.
- Konohamaru i ten czub z zadupia dolnego, innych przyjaciół płci męskiej chyba nie masz?
- Mnie to samo czekało, ale o różnych porach. Najwidoczniej bardziej lubią mnie, niż ciebie. Ciekawe, czy istnieje ktoś, kto mnie nie lubi? - zmarszczyła brwi.
- Ja cię nie lubię.
- Ty ją kochasz, matołku i wszyscy to wiemy.
- I vice versa. Nadal się zastanawiam co robię tutaj z takim bucem jak ty - uśmiechnęła się wrednie.
- Ja również nie wiem co robię tutaj z taką idiotką, jak ty.
- Matko Boska hidanowska trzymaj mnie. Czy wy nie potraficie rozmawiać ze sobą w sposób normalny, tylko ciśniecie po sobie bardziej, niż rozrzutnik do gnoju? Za grosz w was romantyzmu - prychnęła Akane.
- Siedzisz i gadasz głupoty, a co? - zaśmiała się cicho.
- Poetka głupoty się odezwała - ich słowną przekomarzanką zainteresowali się ludzie siedzący obok. Patrzyli się na nich z politowaniem, niż ze wzruszeniem.
- Słuchaj no, jakby się nam Konohamaru nie wtarabanił na cmentarz, to bym ci takie wyznanie miłości odwaliła, że z kapci by cię wywaliło.
- Baka Itane, kto chodzi na cmentarz w laciach? Duma nie pozwoliłaby na taki krok, za dobrze cię znam.
- Wal się - prychnęła.
- Sama się wal wielka, dumna panno Hatake.
- Mam więcej dumy w sercu, niż ty oleju w głowie.
- Myślałem, że sprzedałaś serce na bazarze - zaśmiał się.
- Ty myślisz, że ta duma zmieściłaby się do czegoś tak małego?
- Aż taki głupi nie jestem.
- Chociaż raz się przyznałeś - puściła mu oczko.
Tak oto rozmawiali ze sobą o głupotach. Z tyłu głów mieli jednak myśl, że będą musieli przeprowadzić poważną rozmowę. W międzyczasie otrzymali jedzenie. Po zakończeniu posiłku, wpadli na pomysł, by przejść do bardziej rozrywkowej części budynku.
- Chcę zagrać w bilarda - oznajmił Akiteru.
- Nie lubię grać w bilarda. Będę cię oglądać, a później pójdę na partyjkę pokera, dobrze? - delikatnie musnęła jego dłoń swoją.
- Popilnuj mi marynarki - zdjął owe ubranie, przez co miał na sobie tylko koszulę i kamizelkę.
- A co ja babcia klozetowa? - wzięła jego marynarkę do ręki.
- Nie denerwuj się Itane obaa-chan, bo ci żyłka pęknie - ścisnął jej policzki i podszedł do stołu bilardowego.
- Debil - mruknęła pod nosem i usiadła na najbliższej kanapie.
Z zainteresowaniem przyglądała się grze Akiteru. Do tego stopnia, że nie zauważyła chłopaka, który przysiadł się do niej.
- Oi księżniczko, słuchasz mnie? - zaczął machać jej dłonią przed twarzą.
- Jak się skupię, to mam wszystko w dupie - zabrała jego dłoń z dala od swojej twarzy.
- Przyszłaś tu sama?
- Może tak, może nie - wzruszyła ramionami i nadal patrzyła się na Akiteru.
- Spodobał ci się, co? - prychnął.
- To mój idiota, nie twój.
- Idiota? - prychnął - Powiedziałbym, że to twój książę, albo rycerz, w zależności co wolisz. Ja mógłbym być twoim królem.
- Mój rycerz w srebrnej zbroi okazał się być debilem owiniętym w folię aluminiową, ale nie zamieniłabym go na ciebie. Czy ja wyglądam na bezguście? Nie, więc spadaj na drzewo - oburzyła się.
- Oi no nie bądź taka, skarbie - pogładził ją po policzku.
- Bo co? - zapytała przesłodzonym głosem.
- Jak chcesz, to możesz być uczuciowa - uśmiechnął się.
- Ale nie dla ciebie - Akiteru stanął przed nimi.
- A któż to się pojawił, kochanie? Pan idiota we własnej osobie - prychnął.
- Masz rację, dla ciebie pan. Zabieraj tą śmierdzącą łapę z jej twarzy, plebsie.
- Mogę robić co tylko mi się podoba - przybliżył się bliżej Itane.
- No tak średnio bym powiedział - Yuhara strzelił mu z liścia i przy okazji strącił jego dłoń z jej policzka.
- Na za dużo sobie pozwalasz - mężczyzna wstał i rzucił się na niego z pięściami.
Rozpętała się bójka, którą większość klientów oglądała z wielkim zainteresowaniem. Itane początkowo przyglądała się równie zainteresowana co pozostali, ale później zmieniła nastawienie. Jej duma o sobie dała znać - nie pozwoli by ktoś bił się o nią.
- Przestańcie - krzyknęła bez emocji.
- Jak nie umiesz poradzić sobie z nachalnym pachołkiem to się zamknij! - ochrzanił ją Akiteru.
- Sugerujesz mi, że nie dałabym sobie rady? - spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- Jesteś zbyt miłosierna, wiesz? - otarł krew spod nosa.
- Nie chciałam robić scen.
- Żebym cię więcej na oczy przy Itane widział - spojrzał z pogardą na ledwie przytomnego i zakrwawionego rywala i splunął na niego.
- To ta Itane? Córka szóstego hokage? - wyjęczał z bólem.
- Dla ciebie Itane-sama - odezwała się.
- Masz szczęście, że wziąłem sprawy w swoje ręce, śmieciu. Gdyby to Itane chciała skopać ci tyłek, nie daliby rady cię poskładać w całość. Wychodzimy - Akiteru po raz ostatni spojrzał na przegranego i pociągnął Itane za sobą do wyjścia.
- Wytłumaczysz mi, co to miało znaczyć?! - zatrzymała go na dworzu.
- Nie mogłem patrzeć jak ten nachalny śmieć się do ciebie przybliża. Nie przeszkadzało ci to?
- Przeszkadzało, ale dawałam sobie radę. Wyglądasz tragicznie.
Akiteru został nieco mniej poszkodowany od swojego przeciwnika. Co prawda twarz miał we krwi i podbite oko, oraz rozwaloną wargę i koszulę, ale był w stanie wyjść na własnych nogach. Itane spojrzała się na niego z politowaniem. Nie miała jednak zamiaru puścić jego dłoni.
- Nie ma tak źle. Chyba - wymusił śmiech.
- Wyglądasz jak granat po przecięciu na pół.
- Idziemy do domu.
- W takim stanie możesz robić za postrach powsinóg. Mój nauczyciel był również znany jako postrach dziewic, tak mi się skojarzyło - poszła za nim.
- Nie ma ci zimno? - rzucił okiem na nią.
- Jest znośnie - pokiwała głową.
- Możesz założyć moją marynarkę.
- Ale jesteś wspaniałomyślny. Normalnie dzięki tobie na świecie zapanował pokój i wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
- Nie zagaduj mnie - zarzucił jej materiał na ramiona - W moich ubraniach wyglądasz znacznie lepiej.
- Mam swoje - mruknęła.
- Wiem, nie denerwuj się już - dał jej buziaka w policzek, przez który zostawił parę krwawych śladów na jej skórze.
- Przez ciebie wyglądam jakbym wróciła z ubojni - skrzywiła się.
- I tak ładnie wyglądasz.
- Kto normalny chodzi odwalony jak szczur na otwarcie kanału do ubojni? - burknęła.
- No na przykład kontrola sanepidowska - parsknął śmiechem.
- Czy ja wyglądam na kontrolę sanepidowską?! - oburzyła się.
- Bliżej ci do komisji wojskowej.
- Bardzo śmieszne. Nie jestem dyktatorem z kijem w tyłku większym niż on sam.
- Polemizowałbym.
- Nie mów mi jak mam żyć.
- Jeszcze bardziej się pogrążasz.
- Nie zapominaj, że jestem specjalistką od łamania nosów - wymierzyła pięścią tuż przed jego nosem.
- Potwierdzam, gdybym nie była taka superancka, to przy niej skończyłabym jak Kuririn - łysa i bez nosa - wtrąciła Akane.
- Ale nie mojego - odsunął jej pięść od siebie.
- Nie nic niemożliwego. Skoro za dzieciaka złamałam nos samemu Naruto, to wyobraź sobie jak teraz mogę poprzestawiać przegrodę nosową - uśmiechnęła się niczym szaleniec.
- Jesteś walnięta na łeb.
- Teraz się zorientowałeś? - zaśmiała się.
- Nie, tylko sobie to przypomniałem.
- Ty też się często zachowujesz jakbyś uciekł z psychiatryka.
- Dotarliśmy pod me skromne progi - z kieszeni marynarki, którą miała na sobie Itane, wyjął klucze i otworzył drzwi prowadzące na klatkę schodową.
- Skromne progi nieskromnego idioty - zaśmiała się.
- Nie zapominaj, że idziemy po schodach, zawsze mogę nauczyć cię latać.
- W ciągu mojego całego nudnego życia latałam już wiele razy. Poza tym już stoimy pod twoimi drzwiami.
- Mhm, no to nici z twojej kariery lotniczej - otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Nie denerwuj mnie, bo zaraz skończysz jako królik doświadczalny rozpoczynający moją karierę medyka od sekcji zwłok.
- Hai hai. Podziękuję za taką rolę.
- Siadaj gdzieś i zdejmij koszulę - poleciła.
- C-co? - zarumienił się.
- Debilu zapomniałeś, że masz twarz rozwaloną czy co? Aki-chan hentai - burknęła i zaczęła szukać apteczki.
- Sama jesteś hentai - burknął i zaczął robić to, co mu poleciła.
- Widzisz, jak chcesz to umiesz się słuchać - zaśmiała się i nalała wody do miski.
- Myślałaś, że jestem głuchy?
- Głupi to ty od zawsze byłeś.
- GŁUCHY, na słuch ci padło?
- Nie drzyj się, głucha nie jestem - oburzyła się.
- Właśnie udowodniłaś coś innego. Idź się przebrać, szkoda pobrudzenia sukienki.
- Dobra - pobiegła do łazienki.
- Widzisz, jak chcesz, to też umiesz się słuchać - prychnął.
- Szkoda mi sukienki, nie myśl sobie za wiele.
- Wyglądałaś w niej ładnie, ale jeśli chcesz to możesz ubrać moją bluzę.
- Chyba żeś się pomylił z koncertem życzeń. Może jeszcze obiadek do tego? - zapytała zirytowana.
- Nie pogardziłbym.
- Jesteś niemożliwy i upierdliwy - wyszła z łazienki ubrana w jego bluzę i swoje spodenki.
- Ty też, ale jestem dla ciebie miły.
- Ty i bycie miłym to przeciwieństwa - prychnęła i zamoczyła ręczniczek w wodzie, by wytrzeć zaschniętą już krew.
- Szczypie - syknął z bólu.
- Trzeba było nie bić się z przypadkowym chłystkiem. Masz to na własne życzenie - kontynuowała czynność.
- Musisz być taka wredna i brutalna wobec mnie?
- Muszę, nawet wpisałam to w swój grafik.
- Jak będziesz dalej dla mnie taka wredna to będę cię nienawidził i cię zostawię, ale masz przy mnie zostać.
- Ok - odpowiedziała spokojnie.
- I ty to tak na luzie przyjmujesz? Ja mówię to serio.
- Nie jesteś poważny - zaśmiała się.
- Jestem poważny, bardzo poważny. Naprawdę chcesz żebym cię nienawidził?
- Tak.
- Nienawidzę cię... Nie no żarcik, kocham cię. Bądź dla mnie miła i zostań - wykorzystał chwilę jej dezorientacji i cmoknął ją w policzek.
- Masz wymagania srającego tyłka - zabrała się za odkażanie jego ran.
- Zawsze mogłem cię poprosić, żebyś przyniosła mi piwo z lodówki - oburzył się.
- Sama bym je wypiła. Dla lenistwa nie ma taryfy ulgowej.
- To wredne.
- Ty pewnie zrobiłbyś to samo.
- Nieprawda, zostawiłbym ci połowę.
- Którą po pięciu sekundach byś wypił. Znam cię za dobrze - zaczęła naklejać opatrunki.
- Kiedy się skupisz i pada na ciebie światło księżyca, wyglądasz cudownie - spojrzał jej w oczy.
- Wiem, przypomniała mi się noc mojego powrotu do domu. Chciałabym do niej wrócić - uniosła palcem jego podbródek, a następnie palcem powędrowała na jego dolną wargę, na której skupiła swój wzrok.
- Znowu zaczynasz być uczuciowa? Nieważne jaka byś nie była, nie umiem budować wehikułu czasu - objął ją w pasie.
- Czasem cię nie rozumiem - mruknęła i wpiła się w jego usta.
* tutaj proszę wstawić sobie jakiś opis tejże czynności, siłowanie się języków bla bla bla mało interesujące, do nastroju polecam puścić jakiś Careless Whisper, wiadomo o co biega przynajmniej w teorii, bo pewnie większość, na czele z autorką-senpai nie ma doświadczenia praktycznego, dlatego by nie zabłysnąć totalną głupotą, lub depresjonować moich kochanych forever alone pominęłam opis tego (tak naprawdę brzuch boli mnie od śmiania się lol), wracając do naszych zakochanych podlotków, zaczęło kończyć im się powietrze więc musieli przestać no i na koniec przepraszam z całego serca ale moje doświadczenie z tego typu sytuacjami pochodzi z fanficzków*
- Co? - Akiteru zmarszczył brwi, gdy Itane patrzyła się na niego z widocznym errorem mózgu.
- Została ci moja szminka na ustach - uśmiechnęła się cwanie i starła ją kciukiem.
- Więc wróciliśmy do siebie?
- Nie - odsunęła się od niego i zaczęła zbierać apteczkowe graty, by je schować. Tymczasem Akiteru położył się wygodnie na kanapie.
Po posprzątaniu, Itane spostrzegła, że Akiteru zasnął. Dawno nie widziała go tak spokojnego. Usiadła na podłodze i plecami oparła się o kanapę. W końcu mogła na spokojnie pomyśleć o tym wszystkim. Nie wiedziała, że on wcale nie spał, tylko rozmyślał nad tym samym.
- Przepraszam - odgarnął włosy z jej karku i pocałował ją.
- Za co? - spięła się. Skoro przepraszał ją, sytuacja była tragiczna. Postawił na szali własną dumę, a w jej oczach było to ogromne poświęcenie.
- Za wszystko.
- Nie wygłupiaj się - mruknęła i wstała, by ubrać buty i pójść do domu.
- Wybieramy się gdzieś? - wyszeptał jej do ucha. Zatrzymał ją w progu.
- Wracam do domu - zarumieniła się.
- Nie zostaniesz tutaj ze mną? - pocałował ją w szyję.
- Nie sądzę żebyśmy się pogodzili - odwróciła się do niego przodem i puknęła palcem w jego mostek.
- Jeśli nie, to chociaż zostań na noc. Niech będzie po raz ostatni po normalnemu - przerzucił ją sobie jak worek kartofli na ramieniu. Zapomnieli jednak że stoją w przejściu i Itane z dużą siłą przywaliła łbem w framugę.
- Gówniarz-san jakby co to żyjesz. Nie trafiłaś na tamten świat - Akane parsknęła śmiechem.
- Co to miało być? - łzy stanęły jej w oczach.
- Żyjesz?! - Akiteru wystraszył się.
- Nie, wiesz? To bolało, nie mam pancernego łba, dobra?
- Korona powinna cię ochronić, chyba że ci spadła - zaśmiał się i ruszył w kierunku sypialni.
- Jesteś upierdliwy - poczuła się bezpieczniej, gdy poczuła materac pod plecami. Obróciła się twarzą w stronę ściany.
- Nie jesteś sama. Nigdy nie będziesz. Będę zawsze przy tobie, jeśli koszmary cię wybudzą - objął ją ramionami i torsem przywarł do jej pleców.
- Dziękuję - kilka łez poleciało na poduszkę.
Wybudziła się równo o wschodzie słońca. Ostrożnie wyswobodziła się z jego ramion. Na lodówce przyczepiła mu karteczkę, na której oznajmiła definitywny koniec ich związku. Wbrew pozorom, było to dla niej trudne. Kochała go, ale nie chciała z nim być. Chciała, by był blisko, ale nie za blisko. Nie rozumiała siebie. Wróciła do domu. Kakashi o dziwo nie spał o tej porze, więc mógł wysłuchać gorzkich żali swojej latorośli.
- Nie wszystko poszło tak jak powinno? - zapytał i zamknął ją w szczelnym uścisku.
- Ja już nic nie rozumiem. To głupie, niedorzeczne i bez sensu!
- No cóż, powinnaś pozbyć się swojej dumy w kategorii relacje międzyludzkie. To w niej tkwi problem. Wliczając w to jeszcze twoje niezdecydowanie i dość skomplikowany charakter Akiteru, wychodzi nam niezła mieszanka wybuchowa.
- No co ty tato nie powiesz.
- Same mądre rzeczy. Szkoda, że Itachi nie dożył tych czasów.
- Hm?
- Cóż, ze mną i mamą było nieco podobnie...
- Nigdy mi o tym nie wspominałeś. Opowiesz mi jak poznałeś mamę?
- Cóż, trochę głupia sytuacja i prawdę mówiąc byliśmy niewiele lepsi od ciebie - zakłopotany podrapał się po policzku.
- Największy cyrk Konohy, co? - zaśmiała się.
- No cóż wszystko zaczęło się w akademii. Znaliśmy się, ale żadne z nas nie odezwało się by powiedzieć cześć czy cokolwiek innego. Później za genina i chunnina okazjonalnie mieliśmy wspólne misje, na których olewaliśmy siebie. Wszystko było cacy, dopóki nie przydzielili jej do mojego oddziału ANBU. Ten przebiegły łasic, twój ojciec chrzestny, wymyślił, że idealnym pomysłem będzie wpędzanie mnie i [y/n] w romantyczne sytuacje. Później wyczaił, że chyba się w niej zakochałem i to z wzajemnością, ale jak to zwykle bywa wszystko się zepsuło. Wieki później spotkaliśmy się na ulicach Kirigakure i jakoś to poszło.
- Mieliście stuprocentową rację, nazywając to największym cyrkiem Konohy.
- Wiesz, że młodsza generacja wyprzedza starszą? - zaśmiał się.
- Wypraszam sobie - strzeliła focha i poszła do swojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro