Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🐠

Tego dnia Konohę otoczyła gęsta mgła, jakby chciała zataić wszelkie niebezpieczeństwa czyhające w jej wnętrzu. Ulice były wręcz opustoszałe, nadając klimat rodem z horroru. Takie widoki były dość częste w Kirigakure, więc [y/n] nie przejęła się tym zjawiskiem, w przeciwieństwie do Itane, która bała się podchodzić do okna, by nie ujrzeć zmory w oddali.

- Nie masz się czego bać. Ze mną zawsze będziesz bezpieczna - stanęła obok córki i spoglądała na widoki za oknem.

- Ta mgła jest straszna. Boję się.

- Ale czego się w niej boisz? Już widziałaś mgłę, gdy byłyśmy w Kirigakure.

- Ta jest inna, jak z koszmaru - wtuliła się w kobietę, cała zlękniona.

- Niedługo powinna zniknąć.

- Nie, ona nigdy nie zniknie - załkała.

- Nie wygłupiaj się słoneczko. Jeśli chcesz, to mogę zasłonić okna.

- Kiedy wróci tata?

-Nie wiem, ale myślę że niedługo. Tak bardzo mi go przypominasz - rozczochrała jej włosy, przez co Itane nadąsała się.

- Mówisz tak zawsze. Mam ochotę na dango.

- Niedługo wychodzę na patrol. Ty, Itane-chan będziesz u cioci Yoshino, a jak wrócimy to wspólnie zrobimy dango, dobrze? - rzuciła okiem na swój nowy strój jonina leżący na kanapie.

- Wrócisz jak najszybciej do domu, dobzie?

- Oczywiście. Przygotuj już sobie to, co weźmiesz ze sobą, ja się tylko się przebiorę - wzięła czarny komplet i zamknęła się w łazience.

W miarę szybko przebrała się i obwiązała ciasno swoje kostki bandażem. Oparła dłonie o umywalkę i spojrzała w odbicie.

Kobieta przed nią nie przypominała dawnej [y/n]. Podkrążone i opuchnięte od braku snu oczy od dłuższego czasu stanowiły stały element jej wizerunku. W wyniku stresu straciła na wadze, przez co jej twarz była znacznie chudsza, a policzki zapadnięte. Włosy, niegdyś lśniące i przyciągające spojrzenia, teraz wręcz odstraszały. Przemyła twarz i związała włosy w niskiego kucyka, po czym ostatni raz spojrzała na siebie. Przypominała bardziej schorowaną i wyniszczoną przez leki osobę, niż zdrową i sprawną kunoichi. Wyszła z łazienki, a następnie chwyciła wiszącą na wieszaku kamizelkę i stanęła przed lustrem.

- Kiedy będę też mieć taką kamizelkę? - zapytała Itane, jednocześnie obserwując z podziwem matkę.

- Jak zdasz egzamin na chuunina - poprawiła materiał i zaczęła rozglądać się za ochraniaczem.

- Pasuje mi? - Itane podeszła do lustra i przybrała pozę godną ninja, po czym  ochraniacz [y/n] zsunął się z jej głowy i z głośnym łoskotem upadł na podłogę.

- Poczekaj chwilę - Hatake podniosła go i przewiązała na głowie Itane i zasłoniła nim jej prawe oko - Teraz lepiej, prawda?

- Eeee nie wiem. Wolę nosić po mojemu - odpowiedziała z powagą i oddała ochraniacz.

- Ja noszę ochraniacz tam - założyła go na szyi - Zbieraj swoje manatki i możemy wyjść.

- A gdzie twoje rupiecie do misji, mamo? - rzuciła okiem na jej pas.

- Prawie zapomniałam. Dzięki za przypomnienie - wzięła kaburę z półki i zapięła ją na biodrach - Zakładaj buty i idziemy.

|×|

Itane całą drogę kurczowo trzymała się dłoni [y/n]. Pomimo jej zapewnień, że nic im nie grozi, mała z każdym krokiem bała się coraz bardziej.

- Itane-chan co z tobą dzisiaj? - wzięła ją na ręce, ponieważ lęk powoli uniemożliwiał jej poruszanie się.

- Mamusiu, nie idź tam, proszę - złapała mocno jej kamizelkę.

- Słoneczko, nie panikuj. Już jesteśmy na miejscu - zapukała do drzwi Yoshino, która po chwili je otworzyła.

- Witajcie. Nie zostaniesz na herbatę? - zwróciła się do [y/n].

- Jeśli nie masz nic przeciwko, to po patrolu. Najpierw obowiązki, później przyjemności - uśmiechnęła się.

- Jak na ninję przystało. Miłego patrolowania - podała kobiecie swoją córkę, która trzęsła się coraz bardziej.

- Uspokój ją, proszę. Masz znacznie większe doświadczenie w macierzyństwie ode mnie.

- Nie idź, mamo - wyciągnęła do młodszej z kobiet ręce.

- Niedługo wrócę - pacnęła ją w czoło i bez zbędnego przedłużania ruszyła w dalszą drogę.

Na ulicach nie było widać żywej duszy. Było dziwnie spokojnie, zupełnie jakby kilkadziesiąt kilometrów dalej nikt nie ginął w boju o pokój. Nawet okoliczne kocie przybłędy nie wystawiały ciekawskich nosków, czyżby przeczuwały nadchodzącą katastrofę, której nie wyczuwała, lub nie chciała sobie tego uświadomić?

Znalazła się za wschodnią granicą Konohy, która była dość gęsto zalesiona. Tutaj również mgła ograniczała widoczność i była zmuszona wyostrzyć swoje zmysły, chociaż nie spodziewała się spotkać tu kogokolwiek, za wyjątkiem zwierząt.

No właśnie, nie spodziewała się...

Poczuła silny cios wymierzony w potylicę. Osoba zadająca go, była na tyle silna, że [y/n] straciła równowagę i nie była w stanie uchronić swojej głowy od uderzenia w ostry kamień. Przez ułamek sekundy ją zabolało, lecz straciła przytomność.

|×|

- Mama już długo nie wraca. Nawet mgła opadła - Itane bawiła się nićmi z przybornika do szycia Yoshino. Kobieta łatała dziury w ubraniach geninów.

- To dość spory obszar do obserwacji, Itane-chan. Myślę, że jeszcze poszła złożyć raport starszyźnie.

- Oj nie. Mama już dawno powinna wrócić - wzięła do ręki igłę i zapragnęła nią rzucić, jednak z niewiadomego powodu zrezygnowała z tego.

- Rzeczywiście. Minęło prawie pięć godzin. Zdecydowanie za długo jej nie ma - Nara nie chciała martwić dziewczynki, ale miała co do tego złe przeczucia.

- Ja nie chcem być sama - wymamrotała, po czym wzięło ją spanie.

Yoshino wzięła śpiącą dziewczynkę na ręce, założyła buty i udała się prosto do sprawującej obecnie władzę w wiosce starszyzny. Zignorowała stojących w kolejce ludzi i z impetem wparowała do pomieszczenia, w którym znajdowali się Homura i Koharu w towarzystwie jakiegoś chunnina, który widząc wkurzoną Narę, przeprosił i uciekł, by nie być świadkiem awantury.

- Powinnaś stanąć w kolejce, a nie bezczelnie wpraszać się tutaj - Homura zmierzył kobietę oceniającym wzrokiem.

- Chrzanić to. Czy Hatake [y/n] wróciła z patrolu i złożyła raport?

- Nie złożyła, a nie stoi w tej kolejce? - wydukała Koharu.

- Nie stoi. Coś się musiało stać - Yoshino była coraz bardziej zdenerwowana.

- Ustaw się w kolejce, a może do tego czasu wróci. Następny proszę! - starzec nie dawał za wygraną i uparcie olewał sprawę.

- Czego nie rozumiesz stary dziadu? Mówię, że coś jest nie w porządku, a ty olewasz to, jakby to była jakaś błahostka! - kobieta trzasnęła dłoni o blat biurka, a wchodzący do środka genini, aż stanęli w drzwiach.

- Szacunku trochę! Chciała zdradzić wioskę, więc może uciekła? Nie ma potrzeby jej szukać. Idź już kobieto, bo stopujesz naszą pracę - Homura lekceważąco machnął ręką, a Yoshino była zmuszona opuścić to pomieszczenie, jednak wciąż się nie poddała. Na jej drodze los postawił drużynę Ebisu, która była chętna do poszukiwań na własną rękę.

|×|

- Mówiłem wam idioci, że ma przybyć w stanie nienaruszonym, a tymczasem wy rozwaliliście jej czoło, a z tyłu głowy ma guza. Jesteście bezużyteczni - do uszu [y/n] dolatywały strzępki rozmowy, która przebiegała tuż nad jej głową.

- Przepraszamy panie. To już więcej się nie powtórzy - kilka osób jednocześnie wyraziło skruchę.

- Macie rację. To więcej się nie powtórzy! - po chwili usłyszała świst ostrza i odgłos czegoś ciężkiego spadającego najpewniej na kafelki.

- Gdzie... Gdzie ja jestem? - szepnęła słabo.

- Jesteś już bezpieczna, moja księżniczko - poczuła ciepłą dłoń na policzku, jednak wciąż słabo widziała.

- Kim jesteś?

- Nie pamiętasz mnie?

- Co mi się stało i dlaczego boli mnie głowa?

- Jesteś w moim pałacu. Konoha nie jest już najbezpieczniejszym miejscem dla ciebie. Chcę cię chronić.

- Kazuhiko? Dlaczego ty tutaj jesteś? Ty nie żyjesz od dawna, więc jakim cudem... - z szoku ponownie straciła przytomność.

Gdy ponownie się zbudziła, była w zupełnie innym miejscu, niż wcześniej. Wszystkie rany na jej ciele zostały wyleczone, a ona sama  leżała na dość wygodnym, białym szezlongu. Kazuhiko klęczał przed nią, a obok niego dostrzegła dzbanek z wodą i dwie szklanki.

- Pewnie jesteś spragniona, masz napij się - chwycił dzbanek i nalał płynu do szklanki, którą jej podał.

- Jakim cudem ty żyjesz? Dlaczego przez tyle lat nie dawałeś mi znaku życia? Oszukałeś mnie!

- Wtedy upozorowałem swoją własną śmierć. Nie oddałem tobie chakry, ale umieściłem pieczęć, by w ten sposób móc cię obserwować. Chciałem, żebyś przebudziła mangekyo, jednak nie byłem dla ciebie najważniejszy. Doszły mnie słuchy, że widząc śmierć własnego męża, twój sharingan nie ewoluował. Jesteś słaba, czy bezduszna?

- To wszystko po to, bym zdobyła moc? Nie chcę w to wierzyć - odstawiła szklankę na ziemię.

- Nie zrozumiałabyś mojej filozofii. Zanim przejdziemy do zwiedzania twojego nowego domu, chciałbym ci coś pokazać - pstryknął palcami, a w potężnych drzwiach pojawiło się dwoje ludzi, którzy mieli ze sobą Itane.

- Czemu ją tu przyprowadziłeś? W Liściu byłaby bardziej bezpieczna.

- Cóź, wypadałoby ci coś uzmysłowić - z kieszeni czarnych, wizytowych spodni wyjął bogato zdobiony sztylet i podszedł z nim bliżej do Itane.

- Nie, mamusiu pomóż mi - [y/n] szybko dźwignęła się z szezlongu i podeszła do nich, lecz było za późno. Z ust Itane poleciały strugi krwi, a chwilę potem jej bezwładne ciałko leciało na ziemię, lecz w porę je złapała.

- Więc to córka była dla ciebie najważniejsza. Jakże wzruszająca chwila - wsadził ręce do kieszeni.

- To nie jest Itane...

- Po czym to poznałaś?

- Ma krótsze rzęsy, no i gdyby to rzeczywiście była ona, to walnęłaby takim tekstem, że ten sztylet wbiłbyś sobie, a nie jej - ostrożnie ułożyła zwłoki na posadzce i stanęła twarzą w twarz z Kazuhiko, po czym przywaliła mu z pieści w nos.

- Ta Itane to owoc mojej pracy. Pierwszy raz wpoiłem komuś, że jest żywą, popularną osobą.

- Prawdziwa Itane to owoc pracy mojej i Kakashiego.

- Przeszłaś pierwszą próbę, teraz zaznajomię cię z rytuałem - otarł krew spod nosa, jednak pojedyncze krople splamiły rozpięty kołnierzyk białej koszuli.

- Co znowu wymyśliłeś?

- Pokażę Ci moje największe dzieło w nagrodę za uaktywnienie mangekyo. Chodźmy - złapał ją za rękę i poprowadził do dolnej części budynku.

- Oszalałeś w ciągu tych piętnastu lat, odkąd się nie widzieliśmy - nie czuła się bezpiecznie.

- Ratuję z pozoru zwykłych ludzi, którzy zostają zabierani przez moich współpracowników, którzy wcześniej również przeszli rytuał. Dzięki mojej pomocy mogą poczuć się jako ktoś ważny, szanowany...

- I na czym to polega?

- Pod wpływem techniki zaczynają myśleć, że są jakimś ważnym bohaterem z kart historii i zaczynają się zachowywać jak oni, a jeśli będą zbyt uparci na zmianę, to zmieniam ich w figury woskowe, lub służące do szpiegowania świece - wyjaśnił z dumą.

- Po co to wszystko? Dlaczego nie dajesz tym ludziom żyć po swojemu i jakim cudem nikt się nie dowiedział?

- Nie tak prędko z tymi pytaniami, bo nie nadążę z odpowiedziami. To wszystko dla ciebie. W przeciwieństwie do Kakashiego wiem czego potrzebujesz i na co zasługujesz, czyli na władzę i docenienie twojej cudownej osoby. Ci ludzie przychodzą tu z własnej woli, a nikt się nie dowiedział, bo kasa robi swoje - wzruszył ramionami.

- To ty zablokowałeś Danzō i jego podwładnych?

- W przeciwieństwie do twojego męża w tej kwestii zrobiłem dużo więcej, bo po tylu latach wciąż jesteś dla mnie najważniejsza - mruknął pod nosem.

- Kakashi miał wtedy inne, ważniejsze sprawy na głowie i wiedział, że sobie poradzę więc nie robił ze mnie damy w opałach - prychnęła.

- Nie sądzę. Nie jest twoim wymarzonym mężem, widać że cię zaniedbuje. Moi ludzie zadbali o ciebie i nie wyglądasz jak obraz nędzy i rozpaczy.

- Skoro tak ci się nie podoba mój wybór, to gdzie byłeś przez te wszystkie lata?

- Tutaj byłem. Ta wyspa jest poza szlakiem prowadzącym z Kraju Ognia do Kirigakure. Przygotowywałem Ci bezpieczne miejsce na wypadek zagrożenia, ale jak widać zapomniałaś o mnie.

- Przez te wszystkie lata myślałam, że na zawsze odszedłeś. Owszem byłeś w moim sercu, jako pierwsza miłość, a z życiem trzeba iść dalej. Potem uświadomiłam sobie, że czuję coś z wzajemnością do Kakashiego, więc założyliśmy rodzinę.

- Ze mną osiągniesz znacznie więcej. Już osiągnęłaś, zdobywając mangekyo sharingana. Powiedz mi, co zdobyłaś dzięki twojemu Kakashiemu, księżniczko?

- Więcej niż mógłbyś sobie wyobrazić. Coś co jest nieosiągalne dla twojego umysłu.

- Mówisz tak, bo nie umiesz na szybko podać przykładu.

- Wręcz przeciwnie. Pokazuję Ci jakie masz braki, bo nie potrafisz się domyślić. On dał mi szczęście, uśmiech i ciepło rodzinne, jakiego zawsze pragnęłam. Ty byłeś od zawsze nastawiony na osiąganie celów. Nie mówię, że to jest złe, jednak ja nie odnalazłabym się w twoim świecie - położyła mu dłoń na ramieniu, a w jego niebieskich oczach dostrzegła fałszywy ból.

- Rozumiem, ale pozwól mi pokazać to, co osiągnęłabyś ze mną - otworzył drzwi do dziwnego pomieszczenia.

Na pierwszy rzut oka przypomniało szpitalną salę, jednak ilość zwojów i świec temu przeczyła. Na szczęście w środku nie śmierdziało, lecz pachniało wonnościami i różnorakimi kadzidłami. Kazuhiko kazał [y/n] stanąć przy metalowym stole, a sam wyjął kilkanaście różnych zwojów.

- Musisz się z tym zaznajomić. Pokażę ci jak przeprowadzić rytuał.

- Kazu... To twój kolejny głupi pomysł?

W pokoju nagle zrobiło się bardzo jasno, a dziwne pnącza zaczęły oplatać się wokół ich sylwetek. Dość łatwo się poddała z niejasnych przyczyn. Nim straciła świadomość, stała się swego rodzaju kokonem, a jej umysł przeniósł się do innego miejsca...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro