Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🍜

Po ataku Paina, Konoha powoli stawała na nogi. Pomimo wsparcia z okolicznych wiosek, hokage Tsunade była w chwilowej niedyspozycji, przez co zaczęto rozważać wybór nowej głowy wioski. Starszyzna Konohy skutecznie uprzykrzała życie shinobim, w tym również i [y/n]. Jej zadaniem było nic innego jak wypełnianie papierów. Zaczynała pracę równo ze wschodem słońca, a kończyła w środku nocy. Kakashiego wysyłali co chwilę na misję, lub spotkania, przez co obydwoje nie mieli czasu na życie rodzinne. Z wielkim trudem próbowali nie zaniedbywać córki.

Tego dnia jak zawsze [y/n] siedziała w prowizorycznym biurze mieszczącym się w namiocie i sprawdzała kolejne faktury podarowane przez starszyznę. Nagle biały materiał służący jako wejście uniósł się, a w namiocie poza nią, znalazł się Danzō, o dziwo bez towarzyszących mu shinobi Korzenia. Dostrzegła w jego dłoni dwa zwoje.

- Co to ma znaczyć? Jak mniemam należą do ciebie - położył je na stosiku kartek przed Hatake.

- Co takiego w nich znalazłeś? - zapytała pewnie, by nie wyczuł jej lekkiego przerażenia sytuacją.

- Trochę szacunku, gdy do mnie mówisz.

- Taki gad jak ty nie zasługuje na szacunek. Pragnę tylko sprawiedliwości dla Itachiego Uchihy i innych pokrzywdzonych przez ciebie osób. Karma prędzej czy później cię dopadnie.

- Nie byłbym taki pewny zwycięstwa, Hatake. W ukryciu spiskujesz przeciwko władzom wioski i pomagasz przestępcom, ponieważ inaczej nie wyjaśnię pliku listów zaadresowanych do Sasuke. Działasz na niekorzyść Konohy.

- Powinieneś ponieść odpowiedzialność za swoje czyny.

- Jesteś skończona. Niedługo to ja będę hokage i osobiście dopilnuję żebyś trafiła na Księgę Bingo. Ja również mam masę dowodów na twoją niekorzyść, a te zwoje to tylko kropla w morzu - pod jego nieuwagę  wykonała pewne pieczęcie.

- Katon: Gōkakyū no Jutsu! - puściła ogień centralnie na jego osobę, by spalić zwoje. Niestety namiot jak i papiery wewnątrz również zaczęły płonąć. Zauważyła również, że sam Danzō gasi swoje ubrania, jak i ciało.

- Do twoich przewinień można dodać próbę zabójstwa.

- Suiton: Suidan no Jutsu - wykonała tę technikę, by większość dokumentów nie ucierpiała.

- Jak już wcześniej wspominałem, nie jesteś dla mnie zagrożeniem, ale ja dla ciebie już tak - spod przepalonego bandażu na jego ręce kobieta spostrzegła sharingany i momentalnie ogarnął ją jeszcze większy wstręt do jego osoby. Podszedł do niej i złapał za szyję. Pomimo sędziwego wieku, wciąż był krzepki.

- Jesteś obrzydliwym człowiekiem Danzō. To ty powinieneś przechodzić to, co przez te wszystkie lata wycierpiał Itachi. Jeszcze bezwstydnie odebrałeś moc członkom klanu Uchiha... Nie musisz się mnie obawiać. Obawiaj się Sasuke, który ich wszystkich pomści, w momencie gdy pozbawi cię życia.

- Pokładasz w tym dzieciaku zbyt wiele nadziei. Zupełnie jak Tsunade w Naruto. Różnica między wami jest taka, że Ty wspierasz kryminalistę.

- Nie powinieneś mówić o tym, czy ktoś jest przestępcą, gdy ty sam nim jesteś. Mówię tylko o tym, że on i tak przyjdzie po to, co mu się należy, a fakt że przygotuję mu do tego drogę, mogę potraktować jako dobry uczynek. Konoha musi się uwolnić z twoich brudnych łap - nagle puścił jej szyję i spojrzał na nią z pogardą, za co został opluty w twarz.

- Pomaganie mu w moim morderstwie tylko bardziej go zepchnie na przestępczą ścieżkę. Doprawdy świetny los przygotowujesz młodemu chłopakowi.

- Sasuke jest już w takim wieku, że zdaje sobie sprawę ze swoich czynów. Nie zaprzeczysz chyba, że to Ty w głównej mierze zniszczyłeś mu życie? Poza tym, przygotowałabym mu lepszą ścieżkę, niż ty - oparła podbródek o dłonie i czekała na jego dalszy ruch.

- Zniszczył je sobie sam, z niewielką ingerencją Itachiego.

- Gdyby nie twoja pycha dotyczącą potęgi sharingana, przez którą popchnąłeś Itachiego do zbrodni, to Sasuke miałby normalne dzieciństwo! - ze złości uaktywniła sharingan i wstała z fotela.

- Z chęcią odbiorę Ci te oczy.

- Przepraszam, ale mam nadzieję, że nie przeszkadzam - nieoczekiwany gość uratował całe zamieszanie.

- Kyogi? Co ty tutaj robisz?

- Starcze, mam interes do tej pani. Z łaski swojej opuść te pomieszczenie - zwrócił się zupełnie jakby nie zdawał sobie sprawy kim jest Shimura, chociaż pewnie tak było.

- A ty to kto? - podparł się na lasce.

- Hamada Kyogi, urzędnik z Kirigakure, a pan to kto?

- Na pewno nie Bond. James Bond. Co najwyżej nadaje się na głównego antagonistę niskobudżetowej komedii romantycznej. Uwierz mi, nie ma sensu się nad tym człowiekiem rozwodzić.

- Shimura Danzō, kandydat na szóstego hokage, tyle powinno Ci wystarczyć. Jeszcze wrócimy do tej rozmowy - rzucił na kobietę posępnym wzrokiem i wyszedł z namiotu.

- Nie poniesiesz konsekwencji za uszkodzenie namiotu? - oparł się o biurko i zaczął bawić się długopisem, który został pozostawiony na blacie.

- Nie. Od zewnątrz umieściłam genjutsu, więc nikt nie powinien się przyczepić. Dziękuję Ci. Najprawdopodobniej uratowałeś mi życie.

- Boisz się go? Wybacz ale podsłuchałem skrawek waszej rozmowy. W Kirigakure zawsze zaznasz bezpieczeństwa.

- To nic takiego. Pewne działania wymagają poświęceń. Za wszelką cenę próbuję uniemożliwić Danzō zostanie hokage - wypuściła głośno powietrze, by dokończyć wypowiedź, lecz Kyogi jej przerwał.

- Dlaczego Ci na tym zależy?

- Nie chcę by najmłodsi i przyszli mieszkańcy wioski żyli pod jego rozkazami, a drugim powodem jest pewnego rodzaju zadośćuczynienie każdemu, komu on w jakikolwiek sposób zaszkodził.

- Więc to jest prawdziwa twarz księżniczki małego Kazuhiko... Opisywał mi cię w listach. Jesteś dokładnie taka, jak jego ideał dziewczyny - odłożył długopis.

- Błagam cię, a ty znowu swoje? Pofatygowałeś się tutaj aż z Kirigakure, by zacząć mówić mi o nim? Mam już dość tego. Mów czego chcesz konkretnie.

- Kirigakure wyraża chęć pomocy Konohagakure - odbił się od biurka i ujął jej bladą dłoń, po czym spojrzał w jej oczy. Biła od niego siła, przez którą miała ochotę mu zaufać, jednak znowu ktoś złożył niezapowiedzianą wizytę.

- Co to ma znaczyć? - Kakashi nie mógł uwierzyć własnym oczom. Uwierzył natomiast w kłamstwa przekazane mu przez Danzō. [y/n] szybko wyswobodziła swoją rękę i podeszła do swojego męża, który odsunął się od  niej.

- Kyogi przyszedł tu z polecenia Mizukage w sprawie pomocy naszej wiosce. Nie masz powodów do obaw i zazdrości.

- Zasadniczo to przyjechałem tu w sprawie prywatnych interesów - doprecyzował.

- Jeśli twoim prywatnym interesem jest uwodzenie mojej żony, to przykro mi kolego, ale Kirigakure jest w tę stronę - wskazał palcem na lewo.

- W żadnym wypadku Kakashi-san. Sam mam żonę i syna. Nawet złożyłem propozycję, by mój syn i twoja córka...

- Nie - Kakashi nie mógł znieść myśli, że jego mała córeczka mogłaby być wydana za mąż za syna takiego człowieka - W takim razie, po co tutaj jesteś?

- Z prywatnych przyczyn zgłosiłem się, by pomóc w odbudowie waszej wioski i przy okazji odwiedziłem znajomą.

- Powiedzmy, że ci wierzę, a teraz z łaski swojej mógłbyś zostawić mnie samego z żoną?

- Wedle życzenia, Kakashi-san. Do zobaczenia później - uśmiechnął się, a w świetle słońca, które wpadło po uchyleniu materiału łudząco przypominał Kazuhiko. Delikatnie mówiąc zatkało [y/n] na ten widok, jak i ogólną sytuację.

- Danzō przekazał mi, że jakiś obcy facet do ciebie przyszedł i zagadywał cię, prawił komplementy... Ugh nie chcę o tym rozmawiać - pobladła na te słowa. No tak, przecież specjalnością tego starego dziada było uprzykrzanie życia w imię ochrony wioski.

- Dziwię się, że pomimo twoich doświadczeń z tym człowiekiem, wciąż mu wierzysz.

- Jeśli chodzi o twoje bezpieczeństwo, to sprawdzę każdą informację, rozumiesz? Dziwnie reagujesz, gdy wspominam o Danzō. Boisz się go? - spojrzał z zatroskaniem w oczy swojej żony.

- To nic takiego, Kakashi. Naprawdę nie masz się o co martwić - wymusiła uśmiech.

- Znamy się nie od dziś. Mi możesz powiedzieć wszystko - podszedł do niej bliżej i przytulił. Całe lęki i złości odchodziły od niej, jakby ktoś rzucił na nie zaklęcie.

- Wybaczcie, że przeszkadzam w scenie miłosnej dattebayo ale afera jest - Naruto wparował do środka i potknął się o drewnianą belkę, po czym przywalił czołem w słupek podtrzymujący namiot.

- Żyjesz Naruto? - [y/n] podeszła do nastolatka i położyła opiekuńczo dłoń na jego ramieniu.

- Tak, wszystko dobrze dattebayo, ale musicie zobaczyć te dymy u starszyzny - tak naprawdę można było spodziewać się wszystkiego po Danzō, na przykład, że spróbuje zniszczyć [y/n] , jednak na swój wiek wciąż ma niezłe ruchy, skoro tak szybko zdążył powiadomić władze wioski.

[y/n] razem z Kakashim i Naruto udali się na miejsce zamieszania. Na miejscu mogła odetchnąć z ulgą. Te stare głupki pokłóciły się o ilość wsypywanej herbaty do filiżanek. Dodatkowo dostała zaszczyt natychmiastowego wyruszenia do Wioski Piasku, by wręczyć Kazekage podziękowania od władz za pomoc w odbudowie wioski. Na prędce założyła kaburę na biodra i nie żegnając się z nikim, opuściła teren Konohy. Kakashi również dostał pilną misję, a jako że Shikamaru również był poza Konohą, opieka nad Itane przypadła Naruto.

Po zniszczeniu tak ważnego punktu jak Konoha, ilość przestępców i złodziejaszków na terenie Kraju Ognia drastycznie zmalała, chociaż spodziewano się zupełnie odwrotnego efektu. Zazwyczaj na opryszków działało samo uaktywnienie sharingana, jednak na drodze [y/n] pojawiały się jednostki chcące stoczyć z nią bój.

Blisko granicy krajów Ognia i Wiatru, wyczuła chakrę, którą ostatni raz czuła dobre kilka lat temu, jednak wtedy nie była tak potężna jak teraz. Z opowieści wiedziała jak bardzo niebezpieczny się stał. W jego pobliżu były również inne osoby, a ona zmierzała prosto na nich. Sytuacja nie wyglądała zbyt optymistycznie.

- Dawno się nie widzieliśmy, Sasuke - zagadnęła z obojętnością.

- Nie próbuj mnie zatrzymywać, bo pozbawię cię życia - odparł chłodno.

- Nic z tych rzeczy, jestem ciekawa, czy poznałeś już prawdę na temat masakry twojego klanu i co zamierzasz z tym faktem zrobić - poprawiła włosy i rzuciła wzrokiem na jego towarzyszy.

-  Owszem poznałem, a teraz zamierzam zniszczyć Konohę. Nie próbuj mi w tym przeszkadzać, bo naprawdę zginiesz - dobył swojej katany.

- I tak mi nic nie zrobisz, jesteś przecież tylko geninem.

- Czemu go obrażasz stara kwoko? - uniosła się dziewczyna w okularach, która towarzyszyła Sasuke.

- Wyglądasz jak kogut, ale się nie przyczepiam.

- Karin mało masz problemów życiowych i obrażasz jakąś znajomą Sasuke? - dodał jej kompan z drużyny, który wydawał się znajomy Hatake.

- Głąby nie lekceważcie jej. Gdyby chciała, to zmiotłaby was z ziemi szybciej, niż byście mrugnęli - Sasuke zmiennym jest i postanowił schować katanę.

- Jej chakra jest podobna do twojej, jest jednak bardziej pełna lęku.

- Interesujące towarzystwo sobie znalazłeś. Nie będę próbowała cię nawrócić z tej ścieżki, cieszę się że podejmujesz własne decyzje i jesteś w pewnym sensie niezależny... Jednak czy twoje cele są warte przestępczej kariery? Chcesz zniszczyć Konohę w ramach zemsty za Itachiego - stwierdziła.

- Doceniam twoje podejście do mnie. Chociaż ty jedna nie nawijasz mi w kółko o sprowadzeniu mnie do wioski.

- Rób co uważasz za właściwe, jednak wspomnisz moje słowa, że wrócisz do wioski. Wracając do tematu, chciałabym ci pomóc w zemście - podeszła bliżej, a Karin aż się spięła.

- Nie potrzebuję twojej pomocy, wolę się zemścić samemu.

- Rozumiem, jednak przyda Ci się to - włożyła mu zwój do ręki - Życzę powodzenia w sprzątnięciu Danzō - klepnęła go przyjacielsko w ramię, po czym ruszyła dalej w kierunku Suny.

- Sasuke, weź nam coś o niej powiedz - rzucił Suigetsu, gdy oddaliła się od grupy.

- Sądzę, że powinieneś ją znać, więc nie ma sensu, bym opowiadał.

- Kto by nie znał partnerki Kakashiego - prychnęła Karin.

- Sama się do niej zwróciłaś, jakbyś jej nie znała. [y/n] jest świetną kunoichi i zasługuje na większy rozgłos - Hōzuki posłał wredny uśmieszek koleżance z drużyny, a to ją rozwścieczyło i rzuciła się na niego z pięściami. W tym momencie do akcji wkroczył stojący na uboczu Juugo i pozbawił tę dwójkę przytomności.

- Dziękuję, Juugo. Przynajmniej będzie chwila ciszy - Uchiha, niczym drapieżnik wypatrywał w oddali swojego celu. Nie mógł się doczekać destrukcji Konohy.

W tym samym czasie Itane i Naruto

- Itane-chan naszą misją jest przygotowanie ramen dla każdego pracującego dattebayo - Naruto był wyraźnie podekscytowany tym zadaniem, w przeciwieństwie do córki swojego mistrza.

- Kto był taki głupi - mruknęła.

- W zasadzie to ja sam się zgłosiłem, by zapewnić ci zajęcie, no i przy okazji w jakiś sposób się przydać.

- Bożu czy ty to widzisz?

- A więc Itane-chan, ja będę czytał listę składników, a ty mi je masz podawać, dobrze? Z tego co wiem to składniki są podpisane, więc nie będzie problemu - Uzumaki przewiązał sobie w pasie fartuszek w kwiatki i podszedł do garnka.

- Ciekawe kiedy głąb się zorientuje, że nie potrafię czytać i podaję mu przypadkowe składniki - myślała Itane w trakcie wykonywania posiłku.
Naruto wydawał się być zadowolony z siebie, a nawet postanowił, że od teraz sam będzie przygotowywał sobie ulubioną zupę. Pachniała obłędnie. Postępował zgodnie z instrukcjami z przepisu, więc nie miało prawa nie wyjść, prawda?

Robotnicy ochoczo ustawili się w kolejce po zupę, by nie musieli zbyt długo czekać, Naruto stworzył klony cienia, które rozdawały miski z gorącym posiłkiem. Po pięciu minutach każdy głodny miał swoją porcję, a Naruto mógł zabrać Itane na górę Hokage. Ulotnili się z prowizorycznej strefy gastronomicznej prosto na wspomniane wcześniej miejsce.

- Naruto nii-chan jak myślisz, ramen im smakował?

- Musiał dattebayo. Był przygotowywany z sercem i pasją. Gotowanie jest bardzo męczące - Naruto położył się na miękkiej trawie i patrzył na zachodzące słońce.

- Ale jest jeden problem nii-chan.

- Jaki?

- Nie umiem czytać i dawałam ci byle co.

- Spokojna głowa Itane-chan. Wierzę, że było zjadliwe dattebayo.

- Najważniejsze, że Konohamaru może mieć dłuższe posiedzenie hehe.

- Itane-chan, dlaczego mu dokuczasz?

- Bo mie wkurza, a to chyba wystalczy - mruknęła dziewczynka.

- NARUTO! - wydarła się Sakura.

- Sakura onē-chan co jest - Itane już wiedziała co się święci.

- To wy byliście odpowiedzialni za przygotowanie posiłku, prawda?

- Naruto nii-chan był - dziewczynka odpowiedziała to milusim tonem, który często urzekał Haruno.

- Idioto! Przez ciebie w wiosce panuje epidemia biegunki! - Sakura przywaliła z pięści w głowę Naruto.

- Wybacz Itane-chan, że musiałaś siedzieć z tym głupkiem, ale ja musiałam zająć się pacjentami - nastolatka wzięła Itane na ręce, a ona spojrzała się na nią jak na głupka - Coś nie tak? Mam coś na twarzy?

- Ale to moja wina - załkała i przytuliła się bardziej do starszej koleżanki.

- Czemu tak sądzisz?

- No bo Naruto nii-chan powiedział bym podawała mu składniki, ale na nie wiedziałam jakie i tak wyszło.

- Już cichutko. Wszystko będzie dobrze - Sakura odstawiła małą na ziemię.

- Ale Sakura onē-chan, czy Konohamaru też się zatruł?

- Tak, też się zatruł. To miłe, że się o niego martwisz.

- Nigdy w życiu! Dobzie mu tak! Kara za denerwowanie mnie musi być!

- Itane-chan nie rozumiem twojego podejścia do Konohamaru, dlaczego jesteś dla niego okrutna dattebayo - Naruto nadal trzymał ręce na pulsującym guzie, który nabiła mu Sakura.

- A tak se o, by nie miał nudnego życia - wzruszyła ramionami.

- Za karę obydwoje pomagacie mi w pracy, z tym że teraz Itane jest pod moją opieką.

- No dobla.

Ten dzień dla rodziny Hatake był niezwykle interesujący. [y/n] szlajała się po Sunagakure w towarzystwie samego Kazekage, Kakashi wykonywał jakąś tam misję na końcu świata, a Itane nie mogła narzekać na rozrywkę zafundowaną przez Naruto. Szkoda myśleć, że niedługo zostaną rozdzieleni przez nieuniknioną wojnę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro