🦄
Oczywiście po ślubie jak z bajki i wieściach z ostatniej chwili [y/n] i Kakashi zamieszkali razem. Poza pieniędzmi otrzymanymi od gości, dodatkowo wzbogacili się o pieniądze otrzymane ze sprzedaży mieszkania Kakashiego. Wiedli typowe życie nowożeńców, mało kogo to interesuje, ale Tsunade jak zawsze dostarczała im ciekawych wrażeń podczas pracy; nie mogła pozwolić im na dłuższą chwilę wolnego, potrzebowała każdych rąk do pracy, co obydwoje rozumieli. Dzisiaj minął już miesiąc odkąd największy cyrk Konohy został sformalizowany związkiem małżeńskim.
Dzień [y/n] rozpoczął się od wizyty w szpitalu i odebraniu następnych wyników badań, by upewnić się, że mały terminator ma się dobrze. Wizja wychowywania małego pyrtka, który będzie jej kopią, przerażała ją, chociaż zawsze do dyspozycji miała okno życia. Z uśmiechem, który od dłuższego czasu nie schodził z jej ust, udała się do swojego miejsca pracy. Jej pogodny nastrój udzielał się współpracownikom, a czasami nawet samym przesłuchiwanym. [y/n] nie zapomniała o umiejętnościach shinobi, dzięki czemu wyczuła, że ktoś ją obserwuje. Wyostrzyła swoje zmysły i na wszelki wypadek ukryła kunai w rękawie. Nie wyczuwała żadnej chakry, co specjalnie jej nie zdziwiło. Sama dawniej wielokrotnie śledziła ludzi i wiedziała co robić. Skręciła w jedną z bocznych ulic, która była skrótem, by dojść szybciej do siedziby jej oddziału przesłuchującego. Jej obserwator prawdopodobnie stracił ją z oczu i musiał zaprzestać szpiegowania, przynajmniej teraz. Oczywiście cały incydent zgłosi Tsunade.
- Yo Hiroki, Isao - przywitała się z dwoma shinobi pełniącymi tego dnia pieczę nad więźniami.
- Yo - odpowiedzieli jednocześnie.
Minęła ich i udała się do kanciapy po nowe zadanie. Zazwyczaj Ibiki zostawiał rozpiskę z poleceniami na tablicy korkowej, tak też i było tym razem. Tego dnia miała zaplanowane tylko jedno przesłuchanie z drobnym złodziejaszkiem. W wiosce, ku uciesze większości, ilość przestępstw pośród cywili zmalała, czego nie można było powiedzieć o występkach wysoko postawionych urzędnikach Konohy. [y/n] po cichu liczyła w najbliższym czasie na awans, by móc rozprawić się z tymi, którzy pozwalają sobie na zdecydowanie za dużo.
Dokładnie zaznajomiła się z życiorysem mężczyzny, którego będzie jej dane przesłuchiwać. Bez problemu opracowała plan przesłuchania i poszła do celi mężczyzny. Nie miała ochoty męczyć go swoim sharinganem, tylko zamierzała z nim porozmawiać.
W sali przesłuchań siedział przywiązany do krzesła mężczyzna. Wyjęłaś kunaia by rozciąć krępującą go linę i zajęłaś miejsce naprzeciwko.
- A więc, słucham Tamotsu-san, co masz mi do powiedzenia?
-Te zajście jest nieporozumieniem. To nie moja wina!
- Zatem słucham, skoro to nie ty obrabowałeś powóz wiozący zaopatrzenie na dwór daimyo, to dlaczego tak wiele śladów wskazuje, że to ty - zapytała łagodnie.
- Moja rodzina przez hazard wpadła w długi, matka zachorowała i pieniądze, które zarabiam nie starczają na spłatę zaległości i leki, więc muszę kraść. Ty pewnie tego nie rozumiesz, bo nigdy nie byłaś i nie będziesz w takiej sytuacji - brunet z wręcz namacalną wściekłością uderzył pięściami w dzielący ich blat, ale zachowała spokój.
- To prawda, że nie zrozumiem ciebie ze względu na biedę, ale jeśli będziemy współpracować...
- Zamknij się! Jesteś ninją, hokage cię uwielbia, jesteś spokrewniona z mizukage, masz przyjaciół, silnego męża, masz wszystko to, o czym zwykły człowiek może tylko pomarzyć. Irytują mnie tacy jak ty, wiesz... Mówicie, że nas rozumiecie i wiecie jak się czujemy, a tak naprawdę macie wszystko na wyciągnięcie ręki. Gdyby to któryś z pupilków tej blondwłosej nieudacznicy coś przeskrobał, wszyscy za wszelką cenę wyczyściliby go z zarzutów, by zachował dobre imię, mam rację? Taka jest prawda pani Hatake. Shinobi to zwykli przestępcy, tylko w porównaniu do szaraczków wy to nazywacie swoją profesją.
- Ale...
- Żadnych ale. Taka jest rzeczywistość. Pamiętasz pewnie terror siany przez policję Uchiha, prawda? Ile razy pobłażano shinobi, a jak wiele razy niewinni cywile lądowali w więzieniu? Musisz przejrzeć na oczy, chociaż pewnie masz je zamydlone.
- Masz rację, ale ludzie których znam ja, zamiast użalać się nad sobą i narzekać na przeciwności losu, nie uciekają w nierozsądne sytuacje. I wiesz co, Tamotsu? To zaprowadziło ich tam gdzie teraz są, a ja jestem dumna, że pośród mnie są takie wspaniałe osoby. I to nie są tylko shinobi. Kwestia punktu widzenia.
- Mówca się znalazł, jeszcze może mi powiedz, że przyjaźń to magia. Nie inspirujesz jak ten blondynek, którego uczy twój mąż - prychnął z nieodgadnioną emocją.
- Wolisz być jednorożcem, czy pegazem?
- Proszę?
- No widzisz, właśnie wyciągnęłam z ciebie twój największy sekret! OGLĄDASZ KUCYKI PONY PO NOCACH! Inoichi jestem od ciebie lepsza - wrzasnęła jak najgłośniej się dało, a Tamotsu ze wstydu schował się pod stół.
- No to pora uciekać z wioski. Mój największy sekret ujawniony - mruknął mężczyzna i gdy kobieta zamilkła wyszedł spod stołu.
- Ejejej panie nigdzie się nie wybieraj. Siadaj pan na rzyci i tylko jedna rzecz, byś dostał jakiś lekki wyrok, albo w ogóle uniewinnienie. Prywatnie powiem, że też lubię je oglądać.
- Chyba coś tu leci - wskazał na przedmiot lecący w kierunku okna.
- Schowaj się pod stół - [y/n] uaktywniła sharingan, gdy bomba dymna wpadła do środka. Na wszelki wypadek przygotowała sobie broń i wciąż pilnowała Tamotsu. Nie wiedziała czego się spodziewać, miała dwie potencjalne wersje wydarzeń - ktoś chce pomóc przesłuchiwanemu, lub to sprawka tajemniczego obserwatora. Dym z każdą chwilą coraz bardziej się rozrzedzał, dzięki czemu widoczność była lepsza i Hatake mogła dostrzec dwóch
mężczyzn w czarnych maskach zakrywających całe twarze, którzy wycofali się po tym, jak zasłona całkiem opadła. W międzyczasie jej koledzy z pracy pojawili się w mgnieniu oka i ruszyli w pogoń za tajemniczymi sprawcami zajścia.
- Wszystko w porządku? - zapytała mężczyzny, który niepewnie wyszedł spod stołu.
- Ze mną tak, a z tobą?
- Dzięki za troskę, zaraz przyjdzie tu ktoś, by cię popilnować, ja muszę spisać raport.
Chwilę później do pomieszczenia przyszedł strażnik, który zabrał więźnia z powrotem do celi. [y/n] by spisać raport, potrzebowała ciszy. Na korytarzach panował gwar związany z dziwnym zjawiskiem, a hałas przenosił się do pozostałych pomieszczeń, więc idealnym miejscem na spisanie raportu była toaleta. Hokage musiała być jak najszybciej poinformowana o całym zajściu.
|×|
Z impetem wpadła do biura piątej, która już miała ochrzanić kolejną osobę, która jej przeszkodziła. Dzisiaj była w wyjątkowo złym humorze, a każdy kto dzisiaj się do niej odezwał, wychodził z biura przerażony, lub z obitą twarzą.
- Czego znowu?
- Tsunade-sama sytuacja jest nieco dziwna... Właściwie to w trakcie pracy nieznani shinobi wrzucili przez okno zasłonę dymną, byłam pewna że zaatakują mnie i mężczyznę, którego przesłuchiwałam, ale niespodziewanie się ulotnili, poza tym to przyniosłam raport - położyła plik kartek na jednym ze stosów papierów z raportami. Tsunade zmarszczyła brwi i oparła swój podbródek na dłoniach. Spojrzenie jej brązowych oczu wyraźnie wyrażało żądanie wyjaśnień.
- Kiedy wychodziłam ze szpitala, prawdopodobnie byłam obserwowana przez tropiciela, nie wiem jak wyglądał, ale był w stanie doskonale zatuszuwał swoją obecność. Nie mam pojęcia kto to mógłby być.
- Dlaczego od razu mi tego nie zgłosiłaś?! W dodatku gdzie wtedy byli Inoichi i Ibiki?
- Obydwoje mieli dzisiaj przesłuchiwać kogoś tutaj - mruknęła zawstydzona.
- Ach, rzeczywiście, jednak to nie usprawiedliwia twojej lekkomyślności i tego, że złamałaś procedury.
- Hai, hai. Jestem gotowa ponieść konsekwencje.
- Do urlopu macierzyńskiego dostaniesz papierkową robotę, dopóki nie wrócisz do pracy po porodzie, to nie będziesz nikogo przesłuchiwała.
- No dobrze Tsunade-sama, ale to dopiero początek ciąży...
- Nie moja wina, że masz nadopiekuńczego męża - wzruszyła ramionami i rzuciła okiem na sporządzony przez [y/n] raport.
- Dopóki Kakashi nie wróci z misji przydzielę ci ANBU do ochrony - dodała i zaczęła sporządzać notatki.
- Naprawdę nie trzeba, poradzę sobie. ANBU są bardziej przydatni gdzieś indziej - uśmiechnęła się sztucznie i już miała się odwrócić do drzwi gdy Tsunade odpowiedziała.
- Następnym razem miej na uwadze dobro całej wioski. Nie wiemy z kim mamy do czynienia.
- Rozumiem, ale nie lubię jak się nade mną skacze. Nie jestem jakąś bezbronną i słabą owieczką. Życzę miłej pracy - wycedziła i złapała za klamkę.
- Musisz mieć na uwadze, że nie odpowiadasz w tej chwili tylko za siebie, ale także i za inne istnienie. Po południu ktoś przyniesie ci papiery.
- Udowodnię pani, że moje dziecko będzie równie niezależne - wyszła z gabinetu.
Głośno wypuściła powietrze, by nie zacząć prawdziwego potoku łacińskich wyrażeń, a jej nerwy podobno mogły zaszkodzić dziecku, więc chcąc nie chcąc, musiała się uspokoić. Była oburzona decyzją piątej. Każdy shinobi, którego mijała, został obdarowany morderczym wzrokiem. Z olbrzymią niechęcią wracała do domu, aż tu przed nią, jak na zawołanie pojawili się Naruto, oraz Konohamaru.
- Chłopcy, nie macie nic przeciwko jeśli stara baba się do was przyczepi? - zagadnęła przyjaźnie.
- A gdzie jest ta starsza pani, o której wspominasz dattebayo? - Naruto poszukiwał wzrokiem domniemanej staruszki, ale nie mógł jej znaleźć.
- Chodzi o mnie ośle.
- Nie jesteś starą babą kore! Przecież jesteś jedną z najpiękniejszych kunoichi we wiosce - dodał Konohamaru.
- Dobra mniejsza o to. Członek ANBU ma mnie obserwować, dopóki Kakashi nie wróci i...
- Nie mów nic więcej - przerwał jej Uzumaki i wymienił porozumiewacze spojrzenia z młodszym kolegą. To nie mogło skończyć się dobrze...
Szybko jak na ich wiek namierzyli wcześniej wspomnianego shinobi. Podeszli jak najbliżej się da. [y/n] skryła się za płotem i czekała na rozwój sytuacji.
- Oiroke no jutsu! - krzyknęli jednocześnie i przemienili się w dwie, pełne wdzięku dziewczyny. Zamaskowanemu mężczyźnie, podobnie jak kilku przechodniom puściła krew z nosa. Walnęła facepalma, chociaż mogła przewidzieć jak to się skończy.
Chłopcy skończyli swój pokaz i roześmiani podbiegli do kobiety. Zgromiła ich wzrokiem, ale zignorowali to i pobiegli dalej, ciągnąc ją za sobą. Nie miała wyboru i również zaczęła biec. Zatrzymali się na jednym z placów treningowych. Zdyszana [y/n] usiadła na trawie i spojrzała pytająco na chłopców.
- [y/n]-san w ramach rekompensaty za uratowanie twojego cennego życia, naucz nas jakiejś wystrzałowej techniki - wrzasnął blondyn.
- Słucham?!
- No bo niedługo wyruszam na trening z Jiraiyą, a chciałbym byś mnie czegoś nauczyła zanim stanę się silniejszy od ciebie dattebayo!
- Nie bądź taki samolubny kore! Też chcę się czegoś nauczyć. Nie zapominaj, że [y/n]-san jednym ciosem powaliła twojego mistrza!
- Chwila chwila, przypomniało mi się coś dattebayo.
- Nie możemy cię przemęczać, przecież będziesz miała dziecko, tak swoją drogą myślę, że będziesz miała córkę dattebayo.
- Dlaczego tak uważasz, Naruto? Jeszcze nic nie wiadomo.
- Ja jeszcze dodam, że będziesz miała piękną córkę. Obiecuję ci, że będziemy ją trenować - wtrącił Konohamaru.
- Zobaczycie, jeszcze was płód zrobi w bambuko i będzie chłopiec. Poza tym z wielką chęcią nauczę was paru niezłych rzutów kunaiami, bo na ninjutsu jesteście za mali, a do genjutsu z tego co wiem to obydwoje nie macie talentu - wyjęła z kabury kilka ostrzy i rzuciłaś je niedbale do celu.
- Jak to za mali na ninjutsu dattebayo?!
- Miałam na myśli to, że w podstawowych technikach jesteście dobrzy, ale macie za mało doświadczenia na jakieś lepsze ninjutsu.
- Dobraaa to do roboty!
Do późnego popołudnia trenowali swoją celność. [y/n] stwierdziła, że zaprosi chłopców na kolację, a oni z chęcią przyjęli propozycję. Wieczór kobieta spędziła samotnie, ale dzisiejszej nocy musiała iść spać szybciej, ponieważ następnego ranka Naruto wyruszał poza wioskę i chciała go pożegnać przed podróżą.
|×|
Jej poranną pobudką nie był budzik, lecz upierdliwa dolegliwość w postaci porannych mdłości. Zmusiła się do przygotowania bento dla Naruto, a następnie udała się pod bramę wioski. Chwilę później przyszła Sakura.
- Przeżyjesz taką rozłąkę z następnym przyjacielem? - zapytała [y/n].
- Nie mam innego wyboru. Dzięki temu będę się mogła bardziej skupić na własnym treningu, nie mogę zostać w tyle.
- Podoba mi się twoje myślenie, nie zapomnij jednak o tych, których masz w wiosce.
- Oczywiście. Czy tam nie idzie Kakashi-sensei? - wskazała na zarys postaci idącej daleko przed nimi.
- Tak, to on - udzieliła odpowiedzi, gdy wykryła znajomy zapach chakry.
Kilka chwil później Kakashi dotarł do wioski. Uśmiechnął się i zarazem uspokoił, gdy zobaczył że jego małżonka i uczennica są bezpieczne.
- Nie mogłeś pozwolić swojemu uczniowi wybyć bez pożegnania, co?
- Oczywiście, że nie - odpowiedział, po czym złożył pocałunek na jej czole.
Czas oczekiwania na Jiraiyę i Naruto minął im dość szybko, dzięki pełnej śmiechu ożywionej rozmowie. W końcu pojawiła się dwójka, na którą tak długo czekali, oczywiście w towarzystwie samej Tsunade.
- [y/n]-san jesteś najlepsza! Dzięki - wykrzyczał Uzumaki, po tym jak kobieta podarowała mu bento i przytulił się do niej.
- A gdzie bento dla mnie? - rzucił nadąsany Jiraiya.
- Myślałam, że Tsunade-sama ci przygotowała...
- Tsunade, chyba o czymś zapomniałaś - mężczyzna lubieżnie spojrzał się na swoją przyjaciółkę.
- Zapomnij - zdzieliła go w łeb.
- Liczę, że jak wrócę do wioski to będę mógł nauczyć czegoś waszej córki dattebayo - powiedział na odchodne Naruto.
- Córki? - zdziwił się Kakashi.
- Czuję to. Do następnego razu! - pomachał na pożegnanie i razem ze swoim mistrzem przekroczyli bramę wioski...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro