Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🦄

Oczywiście po ślubie jak z bajki i wieściach z ostatniej chwili [y/n] i Kakashi zamieszkali razem. Poza pieniędzmi otrzymanymi od gości, dodatkowo wzbogacili się o pieniądze otrzymane ze sprzedaży mieszkania Kakashiego. Wiedli typowe życie nowożeńców, mało kogo to interesuje, ale Tsunade jak zawsze dostarczała im ciekawych wrażeń podczas pracy; nie mogła pozwolić im na dłuższą chwilę wolnego, potrzebowała każdych rąk do pracy, co obydwoje rozumieli. Dzisiaj minął już miesiąc odkąd największy cyrk Konohy został sformalizowany związkiem małżeńskim.

Dzień [y/n] rozpoczął się od wizyty w szpitalu i odebraniu następnych wyników badań, by upewnić się, że mały terminator ma się dobrze. Wizja wychowywania małego pyrtka, który będzie jej kopią, przerażała ją, chociaż zawsze do dyspozycji miała okno życia.  Z uśmiechem, który od dłuższego czasu nie schodził z jej ust, udała się do swojego miejsca pracy. Jej pogodny nastrój udzielał się  współpracownikom, a czasami nawet samym przesłuchiwanym. [y/n] nie zapomniała o umiejętnościach shinobi, dzięki czemu wyczuła, że ktoś ją obserwuje. Wyostrzyła swoje zmysły i na wszelki wypadek ukryła kunai w rękawie. Nie wyczuwała żadnej chakry, co specjalnie jej nie zdziwiło. Sama dawniej wielokrotnie śledziła ludzi i wiedziała co robić. Skręciła w jedną z bocznych ulic, która była skrótem, by dojść szybciej do siedziby jej oddziału przesłuchującego. Jej obserwator prawdopodobnie stracił ją z oczu i musiał zaprzestać szpiegowania, przynajmniej teraz. Oczywiście cały incydent zgłosi Tsunade.

- Yo Hiroki, Isao - przywitała się z dwoma shinobi pełniącymi tego dnia pieczę nad więźniami.

- Yo - odpowiedzieli jednocześnie.

Minęła ich i udała się do kanciapy po nowe zadanie. Zazwyczaj Ibiki zostawiał rozpiskę z poleceniami na tablicy korkowej, tak też i było tym razem. Tego dnia miała zaplanowane tylko jedno przesłuchanie z drobnym złodziejaszkiem. W wiosce, ku uciesze większości, ilość przestępstw pośród cywili zmalała, czego nie można było powiedzieć o występkach wysoko postawionych urzędnikach Konohy. [y/n] po cichu liczyła w najbliższym czasie na awans, by móc rozprawić się z tymi, którzy pozwalają sobie na zdecydowanie za dużo.

Dokładnie zaznajomiła się z życiorysem mężczyzny, którego będzie jej dane przesłuchiwać. Bez problemu opracowała plan przesłuchania i poszła do celi mężczyzny. Nie miała ochoty męczyć go swoim sharinganem, tylko zamierzała z nim porozmawiać.

W sali przesłuchań siedział przywiązany do krzesła mężczyzna. Wyjęłaś kunaia by rozciąć krępującą go linę i zajęłaś miejsce naprzeciwko.

- A więc, słucham Tamotsu-san, co masz mi do powiedzenia?

-Te zajście jest nieporozumieniem. To nie moja wina!

- Zatem słucham, skoro to nie ty obrabowałeś powóz wiozący zaopatrzenie na dwór daimyo, to dlaczego tak wiele śladów wskazuje, że to ty - zapytała łagodnie.

- Moja rodzina przez hazard wpadła w długi, matka zachorowała i pieniądze, które zarabiam nie starczają na spłatę zaległości i leki, więc muszę kraść. Ty pewnie tego nie rozumiesz, bo nigdy nie byłaś i nie będziesz w takiej sytuacji - brunet z wręcz namacalną wściekłością uderzył pięściami w dzielący ich blat, ale zachowała spokój.

- To prawda, że nie zrozumiem ciebie ze względu na biedę, ale jeśli będziemy współpracować...

- Zamknij się! Jesteś ninją, hokage cię uwielbia, jesteś spokrewniona z mizukage, masz przyjaciół, silnego męża, masz wszystko to, o czym zwykły człowiek może tylko pomarzyć. Irytują mnie tacy jak ty, wiesz... Mówicie, że nas rozumiecie i wiecie jak się czujemy, a tak naprawdę macie wszystko na wyciągnięcie ręki. Gdyby to któryś z pupilków tej blondwłosej nieudacznicy coś przeskrobał, wszyscy za wszelką cenę wyczyściliby go z zarzutów, by zachował dobre imię, mam rację? Taka jest prawda pani Hatake. Shinobi to zwykli przestępcy, tylko w porównaniu do szaraczków wy to nazywacie swoją profesją.

- Ale...

- Żadnych ale. Taka jest rzeczywistość. Pamiętasz pewnie terror siany przez policję Uchiha, prawda? Ile razy pobłażano shinobi, a jak wiele razy niewinni cywile lądowali w więzieniu? Musisz przejrzeć na oczy, chociaż pewnie masz je zamydlone.

- Masz rację, ale ludzie których znam ja, zamiast użalać się nad sobą i narzekać na przeciwności losu, nie uciekają w nierozsądne sytuacje. I wiesz co, Tamotsu? To zaprowadziło ich tam gdzie teraz są, a ja jestem dumna, że pośród mnie są takie wspaniałe osoby. I to nie są tylko shinobi. Kwestia punktu widzenia.

- Mówca się znalazł, jeszcze może mi powiedz, że przyjaźń to magia. Nie inspirujesz jak ten blondynek, którego uczy twój mąż - prychnął z nieodgadnioną emocją.

- Wolisz być jednorożcem, czy pegazem?

- Proszę?

- No widzisz, właśnie wyciągnęłam z ciebie twój największy sekret! OGLĄDASZ KUCYKI PONY PO NOCACH! Inoichi jestem od ciebie lepsza - wrzasnęła jak najgłośniej się dało, a Tamotsu ze wstydu schował się pod stół.

- No to pora uciekać z wioski. Mój największy sekret ujawniony - mruknął mężczyzna i gdy kobieta zamilkła wyszedł spod stołu.

- Ejejej panie nigdzie się nie wybieraj. Siadaj pan na rzyci i tylko jedna rzecz, byś dostał jakiś lekki wyrok, albo w ogóle uniewinnienie. Prywatnie powiem, że też lubię je oglądać.

- Chyba coś tu leci - wskazał na przedmiot lecący w kierunku okna.

- Schowaj się pod stół - [y/n] uaktywniła sharingan, gdy bomba dymna wpadła do środka. Na wszelki wypadek przygotowała sobie broń i wciąż pilnowała Tamotsu. Nie wiedziała czego się spodziewać, miała dwie potencjalne wersje wydarzeń - ktoś chce pomóc przesłuchiwanemu, lub to sprawka tajemniczego obserwatora. Dym z każdą chwilą coraz bardziej się rozrzedzał, dzięki czemu widoczność była lepsza i Hatake mogła dostrzec dwóch
mężczyzn w czarnych maskach zakrywających całe twarze, którzy wycofali się po tym, jak zasłona całkiem opadła. W międzyczasie jej koledzy z pracy pojawili się w mgnieniu oka i ruszyli w pogoń za tajemniczymi sprawcami zajścia.

- Wszystko w porządku? - zapytała mężczyzny, który niepewnie wyszedł spod stołu.

- Ze mną tak, a z tobą?

- Dzięki za troskę, zaraz przyjdzie tu ktoś, by cię popilnować, ja muszę spisać raport.

Chwilę później do pomieszczenia przyszedł strażnik, który zabrał więźnia z powrotem do celi. [y/n] by spisać raport, potrzebowała ciszy. Na korytarzach panował gwar związany z dziwnym zjawiskiem, a hałas przenosił się do pozostałych pomieszczeń, więc idealnym miejscem na spisanie raportu była toaleta. Hokage musiała być jak najszybciej poinformowana o całym zajściu.

|×|

Z impetem wpadła do biura piątej, która już miała ochrzanić kolejną osobę, która jej przeszkodziła. Dzisiaj była w wyjątkowo złym humorze, a każdy kto dzisiaj się do niej odezwał, wychodził z biura przerażony, lub z obitą twarzą.

- Czego znowu?

- Tsunade-sama sytuacja jest nieco dziwna... Właściwie to w trakcie pracy nieznani shinobi wrzucili przez okno zasłonę dymną, byłam pewna że zaatakują mnie i mężczyznę, którego przesłuchiwałam, ale niespodziewanie się ulotnili, poza tym to przyniosłam raport - położyła plik kartek na jednym ze stosów papierów z raportami. Tsunade zmarszczyła brwi i oparła swój podbródek na dłoniach. Spojrzenie jej brązowych oczu wyraźnie wyrażało żądanie wyjaśnień.

- Kiedy wychodziłam ze szpitala, prawdopodobnie byłam obserwowana przez tropiciela, nie wiem jak wyglądał, ale był w stanie doskonale zatuszuwał swoją obecność. Nie mam pojęcia kto to mógłby być.

- Dlaczego od razu mi tego nie zgłosiłaś?! W dodatku gdzie wtedy byli Inoichi i Ibiki?

- Obydwoje mieli dzisiaj przesłuchiwać kogoś tutaj - mruknęła zawstydzona.

- Ach, rzeczywiście, jednak to nie usprawiedliwia twojej lekkomyślności i tego, że złamałaś procedury.

- Hai, hai. Jestem gotowa ponieść konsekwencje.

- Do urlopu macierzyńskiego dostaniesz papierkową robotę, dopóki nie wrócisz do pracy po porodzie, to nie będziesz nikogo przesłuchiwała.

- No dobrze Tsunade-sama, ale to dopiero początek ciąży...

- Nie moja wina, że masz nadopiekuńczego męża - wzruszyła ramionami i rzuciła okiem na sporządzony przez [y/n] raport.

- Dopóki Kakashi nie wróci z misji przydzielę ci ANBU do ochrony - dodała i zaczęła sporządzać notatki.

- Naprawdę nie trzeba, poradzę sobie. ANBU są bardziej przydatni gdzieś indziej - uśmiechnęła się sztucznie i już miała się odwrócić do drzwi gdy Tsunade odpowiedziała.

- Następnym razem miej na uwadze dobro całej wioski. Nie wiemy z kim mamy do czynienia.

- Rozumiem, ale nie lubię jak się nade mną skacze. Nie jestem jakąś bezbronną i słabą owieczką. Życzę miłej pracy - wycedziła i złapała za klamkę.

- Musisz mieć na uwadze, że nie odpowiadasz w tej chwili tylko za siebie, ale także i za inne istnienie. Po południu ktoś przyniesie ci papiery.

- Udowodnię pani, że moje dziecko będzie równie niezależne - wyszła z gabinetu.

Głośno wypuściła powietrze, by nie zacząć prawdziwego potoku łacińskich wyrażeń, a jej nerwy podobno mogły zaszkodzić dziecku, więc chcąc nie chcąc, musiała się uspokoić. Była oburzona decyzją piątej. Każdy shinobi, którego mijała, został obdarowany morderczym wzrokiem. Z olbrzymią niechęcią wracała do domu, aż tu przed nią, jak na zawołanie pojawili się Naruto, oraz Konohamaru.

- Chłopcy, nie macie nic przeciwko jeśli stara baba się do was przyczepi? - zagadnęła przyjaźnie.

- A gdzie jest ta starsza pani, o której wspominasz dattebayo? - Naruto poszukiwał wzrokiem domniemanej staruszki, ale nie mógł jej znaleźć.

- Chodzi o mnie ośle.

- Nie jesteś starą babą kore! Przecież jesteś jedną z najpiękniejszych kunoichi we wiosce - dodał Konohamaru.

- Dobra mniejsza o to. Członek ANBU ma mnie obserwować, dopóki Kakashi nie wróci i...

- Nie mów nic więcej - przerwał jej Uzumaki i wymienił porozumiewacze spojrzenia z młodszym kolegą. To nie mogło skończyć się dobrze...

Szybko jak na ich wiek namierzyli wcześniej wspomnianego shinobi. Podeszli jak najbliżej się da. [y/n] skryła się za płotem i czekała na rozwój sytuacji.

- Oiroke no jutsu! - krzyknęli jednocześnie i przemienili się w dwie, pełne wdzięku dziewczyny. Zamaskowanemu mężczyźnie, podobnie jak kilku przechodniom puściła krew z nosa. Walnęła facepalma, chociaż mogła przewidzieć jak to się skończy.

Chłopcy skończyli swój pokaz i roześmiani podbiegli do kobiety. Zgromiła ich wzrokiem, ale zignorowali to i pobiegli dalej, ciągnąc ją za sobą. Nie miała wyboru i również zaczęła biec. Zatrzymali się na jednym z placów treningowych. Zdyszana [y/n] usiadła na trawie i spojrzała pytająco na chłopców.

- [y/n]-san w ramach rekompensaty za uratowanie twojego cennego życia, naucz nas jakiejś wystrzałowej techniki - wrzasnął blondyn.

- Słucham?!

- No bo niedługo wyruszam na trening z Jiraiyą, a chciałbym byś mnie czegoś nauczyła zanim stanę się silniejszy od ciebie dattebayo!

- Nie bądź taki samolubny kore! Też chcę się czegoś nauczyć. Nie zapominaj, że [y/n]-san jednym ciosem powaliła twojego mistrza!

- Chwila chwila, przypomniało mi się coś dattebayo.

- Nie możemy cię przemęczać, przecież będziesz miała dziecko, tak swoją drogą myślę, że będziesz miała córkę dattebayo.

- Dlaczego tak uważasz, Naruto? Jeszcze nic nie wiadomo.

- Ja jeszcze dodam, że będziesz miała piękną córkę. Obiecuję ci, że będziemy ją trenować - wtrącił Konohamaru.

- Zobaczycie, jeszcze was płód zrobi w bambuko i będzie chłopiec. Poza tym z wielką chęcią nauczę was paru niezłych rzutów kunaiami, bo na ninjutsu jesteście za mali, a do genjutsu z tego co wiem to obydwoje nie macie talentu - wyjęła z kabury kilka ostrzy i rzuciłaś je niedbale do celu.

- Jak to za mali na ninjutsu dattebayo?!

- Miałam na myśli to, że w podstawowych technikach jesteście dobrzy, ale macie za mało doświadczenia na jakieś lepsze ninjutsu.

- Dobraaa to do roboty!

Do późnego popołudnia trenowali swoją celność. [y/n] stwierdziła, że zaprosi chłopców na kolację, a oni z chęcią przyjęli propozycję. Wieczór kobieta spędziła samotnie, ale dzisiejszej nocy musiała iść spać szybciej, ponieważ następnego ranka Naruto wyruszał poza wioskę i chciała go pożegnać przed podróżą.

|×|

Jej poranną pobudką nie był budzik, lecz upierdliwa dolegliwość w postaci porannych mdłości. Zmusiła się do przygotowania bento dla Naruto, a następnie udała się pod bramę wioski. Chwilę później przyszła Sakura.

- Przeżyjesz taką rozłąkę z następnym przyjacielem? - zapytała [y/n].

- Nie mam innego wyboru. Dzięki temu będę się mogła bardziej skupić na własnym treningu, nie mogę zostać w tyle.

- Podoba mi się twoje myślenie, nie zapomnij jednak o tych, których masz w wiosce.

- Oczywiście. Czy tam nie idzie Kakashi-sensei? - wskazała na zarys postaci idącej daleko przed nimi.

- Tak, to on - udzieliła odpowiedzi, gdy wykryła znajomy zapach chakry.

Kilka chwil później Kakashi dotarł do wioski. Uśmiechnął się i zarazem uspokoił, gdy zobaczył że jego małżonka i uczennica są bezpieczne.

- Nie mogłeś pozwolić swojemu uczniowi wybyć bez pożegnania, co?

- Oczywiście, że nie - odpowiedział, po czym złożył pocałunek na jej czole.

Czas oczekiwania na Jiraiyę i Naruto minął im dość szybko, dzięki pełnej śmiechu ożywionej rozmowie. W końcu pojawiła się dwójka, na którą tak długo czekali, oczywiście w towarzystwie samej Tsunade. 

- [y/n]-san jesteś najlepsza! Dzięki - wykrzyczał Uzumaki, po tym jak kobieta podarowała mu bento i przytulił się do niej.

- A gdzie bento dla mnie? - rzucił nadąsany Jiraiya.

- Myślałam, że Tsunade-sama ci przygotowała...

- Tsunade, chyba o czymś zapomniałaś - mężczyzna lubieżnie spojrzał się na swoją przyjaciółkę.

- Zapomnij - zdzieliła go w łeb.

- Liczę, że jak wrócę do wioski to będę mógł nauczyć czegoś waszej córki dattebayo - powiedział na odchodne Naruto.

- Córki? - zdziwił się Kakashi.

- Czuję to. Do następnego razu! - pomachał na pożegnanie i razem ze swoim mistrzem przekroczyli bramę wioski...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro