Szczerość. Zawsze do wygranej, Charles
20 września 2024, Monako
Arthur
Po imprezie zorganizowanej przez Daghe, marki produkującej napoje tylko na terenie Monako, postanowiłem udać się do klubu. Nie przepadałem zbytnio za samotnym piciem, ale lepsze to niż nic.
Wziąłem trochę heroiny. Skąd ją miałem? Od Magui, tej co próbowała podbijać do Lando. Nie wiem, co ona robi w Monako, ale chodziło po klubach z José, swoim chłopem.
Już od dłuższego czasu siedziałem przy barze, sącząc kolejnego drinka. Przymknąłem na chwilę oczy, próbując choć na chwilę odciąć się od tej ogłuszającej muzyki. Szczerze mówiąc, to ten rok jest jednym z gorszych w moim życiu.
Zacząłem z przytupem, bo ciągle przeżywałem rozstanie z Carlą, którą kochałem nad życie. Potem pojawiła się nadzieja, że ja i Charles pojedziemy razem w jednym wyścigu, ale nie, bo zespół wolał Olliego. Jeszcze zapomniałem dodać, że wyrzucili Carlosa, bo wielki Hamiltonek zażyczył sobie, że będzie jeździł w barwach Ferrari. Później to wszystko, co działo się pomiędzy moim bratem, a Sainzem. George i Lewis, o których dowiedziałem się przez czysty przypadek. Ciąża Alexanadry... I Marc, dzieciak, który tak bardzo przypominał mi Anthoine, że nie mogłem na niego patrzeć. Wolałbym, żeby on zniknął, nie przyprawiał mnie i Charlesa o dawkę wspomnień.
Jeszcze Carmen, tak, kocham ją i nie potrafię ukrywać do niej tego uczucia.
W momencie, znikąd, poczułem się jakiś otumaniony, to nie heroina, wziąłem praktycznie znikome ilości, musieli mi coś dosypać.
— To ty mi coś dosypałaś — mruknąłem, spoglądając na Corceiro kątem oka.
— Ale o co ci chodzi? Przecież dopiero co wróciłam z parkietu — zachichotała, co wywołało nieprzyjemny dreszcz na moim kręgosłupie.
— Dobrze wiem...
— Chodź — rzuciła, wbijając mi paznokcie w nadgarstek.
Nie stawiałem oporu, nie mogłem, bo nie wiedziałem, co się wokół mnie dzieje. Chyba zaprowadziła mnie do łazienki.
Poczułem jej dłonie na mojej klatce piersiowej, momentalnie się spiąłem. Paznokciami podrapała mnie po żuchwie i szyi. Krew zaczęła spływać na moją granatową koszulę, brudząc ją. Kolejne pocałunki zastawały składane na moim ciele, a ja coraz bardziej płakałem. Zaczęła przyciszonym głosem gadać bluźnierstwa na kierowców i ich partnerki, w szczególności na Lando, Kimiego, Micka, Olliego, Charlesa i mnie.
To trwało do momentu, aż nie zjawił się jej chłopak. Zaczął mnie okładać pięściami, że to niby ja jej coś zrobiłem. Do chwili, aż straciłem przytomność. Gdy się obudziłem, stała nade mną zmartwiona grupka nastolatków, którzy, na szczęście mnie nie rozpoznali. Nie to, że każdy musi znać Charlesa Leclerca i jego brata, ale gdyby to byli jacyś fani, to miałbym potem spore problemy. Nastolatkowie pomogli mi wrócić bezpiecznie do domu. Chcieli nawet wezwać karetkę, ale im zabroniłem.
Po prostu chciałem być w tamtej chwili sam.
Od zawsze czułem się pomijany i samotny. Chciałem po prostu czyjejś uwagi, a nikt nie mógł mi jej dać. Rozumiałem to. Nie byłem nigdy dla nikogo najważniejszy. Nawet nie wiem, czy na to zasługiwałem. Przyzwyczaiłem się, że nigdy nie będę tą pierwszą opcją. Rodzice z reguły mnie pomijali, mimo, że mnie kochali, a ja ich. Nie zmieniło się to również po śmierci taty, mama wobec mnie zachowywała się tak samo, tylko stała się jeszcze bardziej opiekuńcza niż przedtem. Akceptowałem to, bo w końcu Lorenzo odnosił sukcesy w swojej firmie, a Charles w F1. Ja nawet nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca w F1, aby być tam razem z Charlesem.
Byłem po prostu żałosny.
Jestem dobry tylko w czterech... No dobra, może sześciu rzeczach. Kochałem się ścigać. Ta prędkość, ryzyko, podekscytowani kibice. Nigdy też nie miałem problemu z grą na pianinie, to była moja odskocznia od życia codziennego. Uwielbiałem piec przeróżne słodkości (pomijając fakt, że gdy miałem piętnaście lat, to prawie spaliłem dom), ale jakoś ostatnio nie miałem do tego głowy. Nie wiem czemu, ale robienie wymyślnych fryzur moim przyjaciółkom, Carli, Charlotte i wszystkich dotychczasowym dziewczynom Charlesa wychodziło mi perfekcyjnie. Chociaż ostatnio z włosów Carmen zrobiłem niezłe siano, ale to było niechcący. W przeciwieństwie do moich braci miałem do robienia fryzur niezły dryg. Oni nie raz musieli ćwiczyć, aby zrobić mamie zwykły kucyk, po wielu próbach zawsze się poddawali. Wtedy do akcji wkraczałem ja i robiłem z jej włosów idealnego warkocza. No i oczywiście oprócz tych wszystkich rzeczy grałem też w piłkę i golfa.
Szczęście, że miałem ogromne wsparcie.
Z biegiem czasu zacząłem coraz bardziej lubić Lisę, bo to właśnie ona jako jedyna zauważyła, że coś jest ze mną nie tak. Jest miła, troskliwa i nieśmiała, ale gdy się otworzy, to zarąbiście się z nią rozmawia. Wyjechała z Loganem do Stanów, ale mimo to często do mnie pisała, pytała o to, jak się czuję i wypytywała z czym wiązałbym swoją przyszłość w motorsporcie. Lubiłem to w niej.
Chociaż przez chwilę czułem się chciany, na pierwszym miejscu.
4 października 2024, Stany Zjednoczone
Lisa
Od powrotu z Europy moje kursy wyglądały następująco: dom Logan, szpital i ewentualnie miejsce, w którym miałam jakiś koncert. Tabletki od Doriane się skończyły, co jej powiedziałam, ale ona nie mogła załatwić kolejnych. Więc mój stan się pogorszył. Dlatego Logan zaciągał mnie na badania do szpitala.
A to miejsce tylko kojarzy mi się z jednym - umierającym Liamem, który pomimo świadomości, co go czeka, był szczęśliwy.
Siedziałam obok Sargeanta w poczekalni. Czekają mnie kolejne badania krwi. Moje omdlenia powróciły, a krwawienie z nosa nasiliły się odkąd miałam to nieprzyjemne spotkanie z Helen w Portugalii.
W pewnym momencie z mojego nosa pociekła krew, która zabarwiła moje niebieskie jeansy na czerwono. Westchnęłam cicho i pochyliłam głowę do przodu, krew zaczęła spływać na chusteczkę. Logan zaczął mnie głaskać po plecach, co chociaż trochę mi pomogło w uspokojeniu się.
Już w Anglii przepisali mi żelazo, ale ja wiedziałam, że to i tak mi nie pomoże, bo przyczyną był stres. Wyniki badań z czerwca ukazały u mnie zaawansowaną anemię. Brałam to cholerne żelazo, od ponad miesiąca starałam się jeść regularnie i piłam dużo wody.
Tego dnia zemdlałam po raz kolejny w tym tygodniu. Nie mogłam nawet wyjść na siłownię, aby poćwiczyć. Jedyną opcją zostały mi spacery z Goldie, wracając z Włoch wstąpiłam do Anglii, zabierając ją od rodziców. W końcu to mój pies, a oni już wystarczająco długo się nią opiekowali. Zaczęłam tracić na wadze i pomimo wielu prób nie potrafiłam się skoncentrować.
Samo badanie przebiegło szybko i sprawnie. Wracając z Loganem do jego domu moją głowę zaczęły zadręczać myśli o Liamie. Nikt nigdy nie zrozumie mojego bólu, jakiego ja doświadczyłam. Utrata męża, a zarazem najlepszego przyjaciela z dzieciństwa naprawdę potrafi dobić i rozwalić twój cały świat doszczętnie. Dodając do tego jeszcze matkę-wariatkę Liama, która od zawsze uprzykrzała mi życie.
— Mogę wyjść na spacer z Goldie? — spytałam, kiedy wyszliśmy już z samochodu.
— Tak — odezwał się, przytakując. Trochę się zdziwiłam, bo zazwyczaj pytał, czy nie iść ze mną, albo czy czuje się na tyle dobrze, aby iść sama. I zawsze odpowiadałam, że sobie poradzę. Może już sobie odpuścił, doskonale wiedząc, jak na to odpowiem.
* * *
Wróciłam ze spaceru z Goldie trochę zmęczona, mogło to być spowodowane upałami, jakie panowały na zewnątrz, lub moim osłabionym organizmem. Albo tym i tym.
Odpięłam Goldie smycz i weszłam w głąb korytarza.
— Logan! — zawołam chłopaka, ale odpowiedziała mi cisza, co mnie zmartwiło. Zawsze, gdy wracałam ze spaceru, to oglądał Peaky Blinders na Netflixie.
— Niespodzianka! — krzyknął, pojawiając się znikąd, z małym Golden Retrieverem na rękach.
— Logan...
— Poznaj Joey — powiedział, podchodząc do mnie bliżej.
— Logan, ty... Zaadoptowałeś szczeniaka? — zmarszczyłam brwi z powodu niemałego zdziwienia.
— Specjalnie dla ciebie — uśmiechnął się, głaszcząc psiaka po głowie. — Devlin go tutaj przywiózł.
— To ten twój kolega z IndyCar? — spytałam.
— Uhym — rzucił, kiwając głową. — To... Cieszysz się? — zagadnął po chwili.
— Logan, to bardzo miłe z twojej strony — uśmiechnąłem się pod nosem, a w moim głosie było słychać podekscytowanie. — I tak, cieszę się, jest taki uroczy.
Logan położył psa na ziemię, a ten natychmiast zaczął bawić się z Goldie. Chłopak podszedł do mnie, objął ramieniem i pocałował w skroń. Usiedliśmy na kanapie, a Logan włączył telewizor i razem zaczęliśmy oglądać mecz Napoli-Como, w międzyczasie bawiąc się z Goldie i Joey.
Byłam coraz bardziej zmęczona, a moje powieki zaczęły powoli opadać. W końcu moja głowa opadła na ramię Logana i odpłynęłam w sen.
Obudziłam się wtulona w jego klatkę piersiową. Ręka Logana była wplątana w moje włosy. Odruchowo spojrzałam na jego twarz, uśmiechając się delikatnie. Martwił się o mnie i mój stan zdrowia, chyba nawet bardziej niż Lewis i George. Opowiadał mi, że gdy dowiedział się od kierowców Mercedesa o moim pobycie w szpitalu, to zaczął się mega o mnie martwić.
Pomagał mi we wszystkim, był przy mnie praktycznie zawsze, kiedy go potrzebowałem. Wiedział o mnie i Liamie praktycznie wszystko. Po stracie męża nigdy z nikim jakoś bardziej o nim nie rozmawiałam, nie licząc psychologa, ale przy Loganie jakoś potrafiłam się otworzyć. Doceniałam każdy jego gest. On był inny niż wszyscy kierowcy F1 jakich udało mi się poznać.
Ostatnio rozmawialiśmy, czy Logan chciałby pojechać na Grand Prix USA. Zgodził się pojechać do Austin, ale nie chciał wchodzić na padok. Rozumiałam bardzo dobrze jego obawy, nie chciał mieć styczności z ludźmi, którzy przyczynili się do jego zwolnienia.
logansargeant: Nie ma to jak w domu 🏡
Polubienia: alex_albon, francolapinto i 272 064 inne osoby
Zobacz wszystkie komentarze: 1 920
devlindefran: Fajny szczeniak 🤔😂
^logansargeant: @devlinfran haha Joeys the man
^lisa.lo.co: @devlinfran Joey świetnie dogaduje się z Goldie 😊
użytkownik60: TĘSKNIŁEM ZA TOBĄ LOGAN
użytkownik1: Mam nadzieję, że dobrze się czujesz Logan 💙
f1wags._: Pięknie razem wyglądacie ❤️❤️
użytkownik10: Cieszę się twoim szczęściem 🫶
lewishamilton: Dużo miłości dla wszystkich, którzy przyszli świętować moją pierwszą kolekcję z @dior. Wiele w to włożyłem, aby zobaczyć, jak przechodzi z pomysłu do rzeczywistości, która jest teraz dostępna w sklepach i online. Ogromne podziękowania dla Diora, @mrkimjones, i wszystkich, którzy pracowali, aby opowiedzieć tę historię ze mną. Uważaj co będzie dalej, dopiero zaczynamy ~
Polubienia: cullen_angela, zhouguanyu24 i 781 601 inne osoby
Zobacz wszystkie komentarze: 2 098
georgerussell63: Mocno 👏
18 października 2024, Stany Zjednoczone
Lewis
Moje spojrzenie ciągle wędrowało do George'a, który ciągle wpatrywał się w swój telefon. Gdy tylko wspominałem przy nim o Doriane, to on milkł. Wiem, że mieli jakąś kłótnię, bo przyznał mi się do tego, ale nie rozumiałem z jakiego powodu, bo nigdy nie mieli żadnej spiny. Albo po prostu to sobie wmawiałem?
— Co ty taki zamyślony? — usłyszałem głos Micka.
— Wiesz co? Właśnie myślę o tym tutaj — odpowiedziałem, wskazując głową na George'a.
— Uuu — zagwizdał podekscytowany Niemiec. — Czyżby Britcedes?!
— W twoich snach! — krzyknął George, odkładając w końcu telefon.
— No i podziałało — uśmiechnął się blondyn, widząc minę Russella.
— Stul dziób! — krzyknął rozdrażniony, odwrócił głowę w prawą stronę, a gdy zauważył Kimiego, to wrócił wzrokiem do mnie i Micka. — Przyszedłeś mnie powkurwiać, czy chciałeś coś konkretnego?
— Macie gośca — odpowiedział, tym razem poważniej. — Strefa VIP, pierwsze piętro. Czeka na korytarzu.
— Gościa? — powtórzyłem, marszcząc brwi.
— A raczej gości. Albon też ma tam niedługo przyjść.
— Chodź — wywróciłem oczami, wstając z krzesła i łapiąc George'a za nadgarstek.
— Uuu, Britcedes! — zawołał na cały głos Mick. — Kimi, mamy nowy-stary ship na padoku!
— Przymknij się! — warknął George, gdy wychodziliśmy już z garażu.
Tak jak nam mówił Schumacher, poszliśmy do strefy VIP. Byłem zaskoczony, nie powiem, bo naszymi gości okazały się być Angela z córką Isabel i Lisa. Odnalazłem również wzrokiem Leona, najmłodszego syna Cullen, który stał nieopodal dziewczyn. Podszedłem do nich z delikatnym uśmiechem na ustach.
— No hej, młodzieży! — George podszedł do Leona i poczochrał go po włosach, a następnie do Isabel i zrobił to samo.
Przytuliłem Angelę na powitanie i złożyłem delikatny pocałunek na jej policzku. Oderwałem się od Cullen i przeniosłem swój wzrok na Lisę. George z ogromną ekscytacją oglądał jej kurtkę z logiem Mercedesa, która była do kupienia gdzieś w latach 90-tych, albo dwutysięcznych, jeśli się nie mylę.
— Lewis, ja też chcę taką! — zawołał Russell. Zachowywał się jak dziecko, które chce lizaka.
— To sobie kup. Ja nie jestem twoją skarbonką — odparłem, wywracając oczami. — Gdzie twój mąż i starszy syn? — spytałem z uśmiechem blondynkę, przenosząc na nią wzrok.
— Silas i Luca poszli się przejść po padoku. Młody chciał zobaczyć bolidy — wyjaśniła. — Są razem z Marcusem — szepnęła, podchodząc do mnie trochę bliżej.
Wiedziałem, co mieli w planach menadżerowie Rebecci Donaldson i Marcusa Armstronga, jeszcze zanim ona i Carlos oficjalnie potwierdzili swoje rozstanie. Wymyślili im, kurwa, jebany ślub z rozsądku. Kto w tych czasach wpada na takie pomysły? Nie żyjemy przecież w średniowieczu. Sam Carlos jest wkurzony na Marcusa, i lepiej, żeby chłopak trzymał się z dala od garażu Ferrari, bo jeszcze Sainz mu coś zrobi. Carlos nawet poprosił mnie, czy nie mogę tego jakoś odkręcić, w końcu jestem siedmiokrotnym mistrzem świata, a Angela to moja psiapsi, więc powinienem mieć jakieś wpływy, tak przynajmniej twierdził kierowca Scuderii. W takiej sytuacji byłem jednak bezsilny, jeszcze zostałem zmuszony do podpisania umowy o zachowaniu poufności. Nikt nie chciał, żeby prawda o Donaldson i Armstrongu wyszła na jaw.
— Trzeba było pisać, to bym Luce wszystko załatwił — odezwał się George, wygłupiając się z Isabel. — Nawet mógłby wejść do bolidu! Ała, Bella! — zaśmiał się, gdy dziewczynka żartobliwie uderzyła go w ramię.
— Logan przyjechał z tobą? — spytałem, spoglądając na Lisę.
— Tak — pokiwała głową. — Ale został w hotelu z Danielem i Heidi, bo nie chciał iść na padok.
— Ricciardo tutaj jest?! — krzyknął podekscytowany George. — Kurcze, Lewis, chodźmy do niego!
— Dobrze, zobaczymy — wywróciłem teatralnie oczami. — Ja kiedyś z nim oszaleję — mruknąłem pod nosem, na co Angela i Lisa, szczerze się zaśmiały.
Kontynuowałem rozmowę Cullen i Collington, ta co chwilę spoglądała nerwowo w swój telefon. Dołączył do nas również Alex, i razem z George'em opowiadali Isabel i Leonowi jakieś niestworzone historie o wyścigach, w które uwierzyłby chyba tylko głupi.
— Z kim tak piszesz? — zagadnąłem kobietę.
— Loganowi odpisuje — odparła, a jej niebieskie oczy oderwały się znad telefonu. — Ma ostatnio sporo na głowie — dodała, chowając telefon do torebki.
— Nic dziwnego, w końcu załatwia sobie miejsce w IndyCar — dodała Angela.
— Szuka miejsca w IndyCar? — spytał George. — Czy ja coś przegapiłem?
— Ma mieć tylko testy w Meyer Shank Racing — wyjaśniła Lisa. — A tak naprawdę, to wolałby się bardziej skupić na startach w ELMS.
Mick
Usiadłem na tylnym siedzeniu samochodu, a obok mnie Andrea, z wielkim bananem na ustach. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, to kierowca wynajęty przez zespół ruszył w stronę hotelu. Dzisiaj wieczorem miałem uczyć grać Kimiego w makao, aby grał z Olliem, Paulem i innymi chłopakami z F2 na pieniądze. Nie wnikam, ale poprosił mnie, to go nauczę. Wyjąłem z kieszeni spodni telefon i zacząłem pisać do Laili.
Ja:
Dzień na padoku zakończony ✅
Teraz będę uczył L'italiano jak grać w Makao 🃏
Laila ❤️:
Z hazardem to możecie zaczekać na Las Vegas 😂
Ja:
Powoli zastanawiam się, czy nie mówić Toto, że chcę być w przyszłym roku rezerwowym...
Laila ❤️:
Lepiej zaczekaj. Miesiąc, może trochę więcej...
Ja:
Chyba masz rację...
Laila ❤️:
Ja zawsze mam 😉. Zaczekaj do końca listopada i zobacz jaka będzie sytuacja.
Ja:
Okej, tak zrobię. Kocham.😚
Laila ❤️:
Ja też 😘
— Mick? — odezwał się Kimi.
— Hm? — mruknąłem, chowając telefon z powrotem do kieszeni.
— Mieliśmy zjeść coś na kolację, więc... Czy zjadłbyś Ragù?
— Może być — odparłem, wzruszając ramionami. Tak naprawdę jest mi obojętne co zjem, chciałem mieć już naukę gry w makao za sobą. — Nauczę cię tak grać, że będziesz wszystkich ogrywać.
— Oby, kolego — zaśmiał się pod nosem. — Muszę im pokazać, że jestem od nich lepszy!
* * *
Po dwóch godzinach tłumaczenia Antonellemu podstawowych zasad gry opadłem na swoje łóżko. Uniosłem spojrzenie na Włocha, który podśmiechiwał się, widząc, jaki zmęczony byłem.
— Wiesz co mi ostatnio powiedzieli mechanicy? — zagadnął osiemnastolatek, wypowiadając to z dumą.
— No co?
— Że w przyszłości mogę dorównać Lewisowi, a może i nawet będę lepszy od twojego taty!
No nie. Wypowiadając te słowa, poczułem, jakby ktoś mi wbił nóż proste w moje i tak już złamane serce.
— Emm, Kimi jestem zmęczony... Mógłbyś się już powoli zbierać? Bo chciałbym iść spać...
— Umm, okej... — zmarszczył brwi w ogromnym zdziwieniu. — Ale na pewno wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? — wypytywał, podchodząc do drzwi i chwytając je za klamkę.
— Tak, jest w porządku — wymusiłem na ustach delikatny uśmiech. — Jutro dokończymy.
— Okej... — mruknął, wychodząc z pokoju i zostawiając mnie samego.
Westchnąłem, zakładając kaptur czarnej bluzy z Merca na głowę, a następnie znowu położyłem się na łóżku. Załkałem cicho. Słowa Andrei mnie dobiły. Powinien był tego nie mówić. Nigdy nie rozmawiałem z nikim o tacie, to był dla mnie bardzo wrażliwy temat. Kimi o tym po prostu nie wiedział, ale jego słowa bardzo mnie dotknęły.
A może i nawet będę lepszy od twojego taty!
To ciągle siedziało mi w głowie. W lutym Toto ciągle mówił, że to ja będę jeździł w Mercu w przyszłym sezonie. Po dwóch wyścigach Formuły 2 nagle zmienił decyzję.
Moim planem w takim razie było przeczekanie jako kierowca rezerwowy jeszcze rok, wtedy George'owi i Andrei skończą się umowy. Antonelli na pewno będzie miał przedłużoną, ale Russell... Bardzo go lubię... Tylko... Tak bardzo chciałbym zostać tym cholernym kierowcą Mercedesa, więc chcąc nie chcąc, będę musiał zająć jego miejsce, albo Kimiego, gdy nie przedłuży kontraktu.
Chociaż po słowach Kimiego... Zastanawiam się czy warto...
Nie miałbym tam do tego czasu żadnych przyjaciół. Kimi to Kimi, lubię go, ale z nim nigdy nic nie wiadomo. Fred i Doriane... Nie wiadomo czy ciągle będę w programie kształcącym juniorów. George bez Lewisa w drużynie nie jest sobą, Lewis bez George też nie. Russell bez niego się zmieni. Oni uzupełniali się nawzajem, pasowali do siebie jak ulał. Jeden nie mógł żyć bez drugiego, ale raczej wątpię, aby kiedyś mieli być razem, to chyba nigdy się nie stanie.
Więc zostałem sam, jak palec, tak samo gdy Sebastian postanowił opuścić Formułę 1.
Chyba powinienem się bardziej zastanowić nad moją przyszłością w zespole.
— Tato — zacząłem coraz bardziej płakać. — Tak bardzo cię teraz potrzebuję...
19 października 2024, Stany Zjednoczone
Czułem się jakbym pozostał sam.
Kolejne łzy spływały z moich policzków, a dłonie niemiłosiernie drżały. Już dłużej nie wytrzymywałem, po prostu nie mogłem.
Zimny wiatr uderzył w moją twarz, kiedy z samego rana wyszedłem pobiegać. Chciałem oczyścić umysł, ale to mi ani trochę nie pomogło, tylko pogorszyło sprawę.
Najbardziej bolały mnie słowa Kimiego, które doszczętnie mnie zniszczyły, przypominając o tacie, ale wiem, że Włoch nie zrobił tego celowo, po prostu nie wiedział.
A to był dla mnie bardzo bolesny temat...
Dobijał mnie fakt, że w najbliższych latach stan mojego taty polepszy się tylko minimalnie. Chociaż to zawsze lepiej, niż żeby nie nastąpiła żadna poprawa.
Jego nieobecność w ciągu mojej kariery była bolesna. Bardzo bolesna...
Gdy ktoś tylko wypowiadał imię ,,Micheal", to czułem się, jakbym miał wbijane w moje serce setki małych igiełek.
Ale najbardziej bolał mnie jego widok.
Z jednej strony czułem przypływ ekscytacji. Z drugiej cholerny ból, okropny, który nie miał zamiaru znikać. Patrzenie na stan mojego taty wywołały u mnie cztery rzeczy: bezradność, wymioty, płacz i ból w klatce piersiowej.
Kocham cię, Tato.
Ich liebe dich, Dad.
Wróciłem do hotelu, do mojego pokoju. Wziąłem prysznic, przebrałem się i od razu położyłem się na łóżku, wtulając się w mój błękitny koc. Nie miałem Laili, w którą mógłbym się teraz wtulić. Nie mogłem zaplątać dłoni w jej blond lokach, które pewnie łaskotałyby mnie w twarz. Nie mogłem ukryć twarzy w jej ramieniu, doświadczyć jej delikatnego dotyku, który zawsze mnie uspokajał. Znajomy zapach jej śliwkowych perfum był dla mnie kojący i również bardzo mnie uspokajał.
To Laila jest przy mnie zawsze, gdy jej potrzebowałem. Zawsze we mnie wierzyła, troszczyła się, i nie przeszkadzało jej, że nie jeżdżę w Formule 1.
Tylko dzisiaj, po raz pierwszy jej przy mnie nie było.
Powiedziała mi na początku naszej znajomości słowa, które wręcz trafiały w punkt - ,,Weźmy najlepszego piłkarza, wygrywa wszystkie mecze, turnieje, zgarnia przeróżne nagrody, a ludzie go podziwiają... Po odejściu na emeryturę, jego syn zaczyna karierę... Tylko on nie gra tak dobrze jak ojciec".
I to dokładnie opisywało karierę taty i moją. Ja się naprawdę starałem. Tylko miałem okropny zespół, nawet nie dostałem drugiej szansy.
— Co ja robię nie tak, tato? — powiedziałem słabym głosem, pozwalając łzom dalej płynąć po moich policzkach.
Z bezradności wplotłem dłonie we włosy i pociągnąłem za ich końcówki. Usiadłem na brzegu łóżka i zagryzłem wargę.
— Ja po prostu... Nie rozumiem... — przełknąłem głośno ślinę. — Chyba nigdy nie będę z dumą reprezentował twojego nazwiska... Bo nikt mnie nie chce w F1... Pewnie gdybym ci to powiedział podczas mojej kolejnej wizyty w Szwajcarii, to dostałbym niezły ochrzan...
Czy miałem szansę chociaż znowu zasiąść w Formule 1, aby z dumą reprezentować nazwisko mojego taty?
Lisa
Po skończonych kwalifikacjach od razu podniosłam się z miejsca i skierowałam się w stronę garaży.
Przez ostatnie dni zawroty głowy i krwawienia z nosa nasilały się. Logan zaczynał się coraz bardziej martwić. Pomagał mi, kiedy tylko był ze mną. Jednak ja czułam się jak ciężar dla niego.
Skierowałam się w stronę garażu Mclarena przed którym stała Lily i rozmawiała z Jackiem Doohanem. Podeszłam do nich z uśmiechem, lecz bardzo nie chciałam się wtrącać w ich rozmowę.
Pierwsza zauważyła mnie partnerka Oscara, która z ogromnym uśmiechem mnie przytuliła. Zaraz potem Jack szeroko się uśmiechnął, witając się ze mną krótkim ,,Hej".
— Właśnie rozmawiamy z Jackiem o Pole Position Lando.
— Znając Norrisa, to i tak tego nie utrzyma — Jack parsknął śmiechem. — A przy okazji — zaczął, spoglądając na mnie. — Idziemy dzisiaj na kolację, może ty i Logan chcecie pójść z nami? Możecie też wziąć Daniela i Heidi.
Propozycja Jacka do mnie bardzo przemawiała, jednak nie czułam się dzisiaj na siłach, aby wychodzić gdzieś wieczorem.
— Jestem przekonana, że Daniel i Heidi z chęcią z wami pójdą... — odparłam, patrząc na Jacka i Lily.
— A ty i Logan? — spytała Zneimer.
— Zapytam go, gdy tylko wrócę... I damy wam znać... — odparłam wymijająco.
Poczułam jak ktoś delikatnie dotyka mojego ramienia. Odwróciłam się za siebie i zobaczyłam Micka, który patrzył na mnie z ciepłym uśmiechem na twarzy.
— Wczoraj kurtka Merca, a dzisiaj tych włoskich błaznów — zaśmiał się Schumacher, na co uniosłam kąciki ust. — A ja nadal czekam na outfit rodem z Austin.
— Nie martw się, jutro specjalnie dla ciebie ubiorą kapelusz od Kimiego — również się zaśmiałam.
— Jutro cię w nim widzę! — odpowiedziała z entuzjazmem Lily, patrząc na mnie z iskierkami radości, które przepełniały jej niebieskie oczy.
— Umm, mogę ją porwać na chwilę? — spytał z ogromną niepewnością Mick, kładąc mi dłoń na ramieniu i patrząc na Lily oraz Jacka. — Lewis i George chcieli, żebym cię znalazł — dodał, spoglądając na mnie krótko.
— Jasne, nie ma problemu — odparł z szerokim uśmiechem na ustach. — I tak miałem już wracać, bo Esteban coś ode mnie chciał.
— Ja muszę sprawdzić co u Oscara — odpowiedziała Lily, odgarniając włosy za ucho.
Pożegnałam się z nimi i razem z Mickiem szłam w stronę garażu zespołu z Brackley. Tylko, że z blondynem było coś nie tak. Pod jego oczami zauważyłam lekko czerwone ślady, definitywnie spowodowane płaczem. Same oczy blondyna były wyraźnie przekrwione. On płakał. Coś musiało się stać. Ten wiecznie uśmiechnięty chłopak teraz patrzył na świat z wyraźnym bólem.
— Wszystko z porządku? — spytałam.
— Co? — odparł, chowając ręce do kieszeni bluza. — Tak, tak, wszystko ze mną okej.
20 października 2024, Stany Zjednoczone
Mick
Ostatnio coraz bardziej zacząłem wątpić, czy kontynuowanie mojej współpracy z Mercedesem ma w ogóle jakiś sens. Ból, ten mentalny, coraz bardziej mnie wypełniał i ani myślał odstąpić mnie na krok.
Arthur już dobry miesiąc się do mnie nie odzywał, co było dla mnie bardzo dziwne. Nawet nie miałem okazji iść do Charlesa i się od niego spytać. Z Fredem nie chciałem rozmawiać, bo i tak by mnie nie zrozumiał, a Doriane ma swoje sprawy na głowie. O Bearmanie to nawet nie myślałem, bo znając go, to wypaplałby wszystko Kimiemu.
Byłem jak wrak człowieka, z reguły jadłem tylko puste kalorie i piłem Monstery Lewisa, nawet były całkiem dobre, brzoskwiniowe. Pomagałem fotografom Merca przy zdjęciach, musiałem znaleźć sobie jakieś zajęcie, zająć czymś głowę, aby o tym wszystkim nie myśleć.
Zrozumiałem, że moja kariera w F1 nie miała już sensu.
Byłem wściekły na siebie, że ciągle dawałem sobie złudne nadzieje, byłem idiotą. Nie potrafiłem się pogodzić ze słowami Kimiego, byłem po prostu żałosny, z resztą jak zawsze.
Haas obiecał mi wiele, a dostałem nic. Dali mi Mazepina, mojego debilnego kolegę z drużyny, który nawet nie miał pojęcia jak prawidłowo trzymać kierownicę bolidu. Już Logan i Nicolas Latifi byli od niego lepsi, przynajmniej zdobywali jakieś punkty, a on? Zapatrzony w siebie dupek z bogatym starym.
— Mick, przepraszam, za to, co powiedziałem w piątek... Ja nie wiedziałem, naprawdę przepraszam — uniosłem wzrok na Andreę. Nie musiał mnie wcale przepraszać.
Momentalnie wtuliłem się w jego ciało. Schowałem twarz w zagłębienie jego szyi.
Zaraz po Arthurze i Estebanie Kimi był moim najlepszym przyjacielem wśród kierowców.
— Teraz już wiem, że twój tata to dla ciebie wrażliwy temat. Zraniłem cię moimi słowami, teraz już wiem, że nie powinienem był ci tego mówić — odparł, a po chwili pogładził mnie krótko po włosach, na co odruchowo ukryłem twarz jeszcze bardziej.
— Jesteś moim ulubionym, zwariowanym Włochem — mruknąłem, parskając cicho śmiechem.
Oderwałem się od niego i zacząłem przyglądać się Lewisowi i George'owi, którzy stali nieopodal nas. Coś do siebie szeptali i śmiali się, z resztą jak zwykle. Po chwili Kimi też spojrzał w ich kierunku z zaciekawieniem. Byłem zły na samego siebie, że to nie ja teraz siedziałem w garażu jakiegoś teamu, przygotowując się na paradę kierowców, a następnie na wyścig. Kimi położył dłoń na moich plecach, doskonale wiedział o czym teraz myślałem. Powoli sunął swoją dłonią przez mój kręgosłup, co doskonale czułem przez materiał białej koszulki zespołowej. Spojrzałem na niego, a on posłał w moją stronę delikatny uśmiech. Wywróciłem zirytowany oczami i poszedłem na tyły garażu, tam, gdzie stali wszyscy ,,ważniacy", którzy chcieli oglądać wyścig.
— Siema, mordko! — usłyszałem zbyt dobrze znany mi głos.
Moje spojrzenie uniosło się na uśmiechniętego Marcusa Armstronga, który stał zaraz obok mnie. Odwróciłem się za siebie i zobaczyłem Kimiego, który przyglądał nam się ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej. Wróciłem wzrokiem do Marcusa, chłopak spoglądał na Kimiego, który z niecierpliwością patrzył na nas razem z Lewisem i George'em.
— Co ty tutaj robisz? — zapytałem, przełykając głośno ślinę.
— A długo by opowiadać — machnął ręką, śmiejąc się krótko. — Przyjechałem tutaj z Angelą i jej rodzinką. Za tydzień też będę z moją narzeczoną w Meksyku.
— Oświadczyłeś się Lissie?
— Nie, no co ty. Zdradziła mnie kurwa jebana — prychnął ze wściekłości.
— No to w takim razie kim jest twoja wybranka serca?
— Znasz ją, może nie bardzo dobrze, ale znasz — odparł spokojnym tonem.
— Przestań się ze mną bawić i wreszcie powiedz o kogo mi chodzi... Bo znam bardzo dużo dziewczyn.
Chłopak uniósł delikatnie kąciki ust, nachylił się w moją stronę i złapał mnie za ramię, aby podszedł do niego bliżej, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalała rozdzielająca nas barierka.
— Rebecca Donaldson — szepnął mi na ucho, na co mocno się zdziwiłem.
O kurwa.
— Ty i była Carlosa?! — szepnąłem trochę głośniej od niego. — Od kiedy to trwa i co ci strzeliło do głowy?!
— No wiesz... Ten... — zaczął nerwowo mówić, drapiąc się po karku. — Poznałem ją w lutym. Rozstała się z Carlosem w marcu... I gdzieś miesiąc później coś między nami zaczęło się dziać, i w lipcu się jej oświadczyłem.
— Szybki jesteś, nie powiem — odparłem, kładąc ręce na biodrach. — Nawet nie spieszyłeś się tak z Lissie...
— Po prostu uznaliśmy, że nie warto czekać.
Okej, to, co powiedział mi Marcus, było mega dziwne.
Podsunąłem bliżej siebie nieużywaną skrzynię z narzędziami, na której usiadłem. Nie dałem rady ustać na nogach, ciągle miałem z tyłu głowy myśli o moim tacie.
W zespole panowało ogromne napięcie. Mechanicy właśnie kończyli ostatnie przygotowania, a Lewis i George właśnie wyszli z garażu na paradę kierowców, na pewno rozmawiali o rywalizacji na ten weekend i strategii zespołu.
— Ciekawe, kto wygra — zagadnął mnie Marcus, widząc jak przez ramię obserwuję idących kierowców.
— Obstawiam Lando i Maxa, ewentualnie chłopaków z Ferrari — odpowiedziałem z pewnością. — Lewis i George niby czują się dobrze, jeśli chodzi o nastawienie, ale te warunki ma torze... Mogą sprawić im kłopoty. Wiatr w Austin zawsze jest dziki.
— Masz rację, Mick. Ścigałem się tutaj w IndyCar.
— Bono i Marcus mówili chłopakom na odprawie, że będą musieli dostosować ustawienia, zwłaszcza w sekcji esses. Wczoraj w nocy sprawdzali prognozy pogody. To ma mieć duży wpływ na dzisiaj.
— Zawsze trzeba liczyć na trochę chaosu. Tylko niech nie będzie za gorąco, bo mechanicy pewnie nie będą chcieli kolejnych pit-stopów z powodu przegrzania opon — uśmiechnął się Marcus.
George
Następnego dnia tor w Austin był pełen emocji. Tysiące fanów zjechało się na trybuny, by zobaczyć swoich ulubionych kierowców w akcji.
Stałem z Lewisem przy naszych bolidach, obserwując Andreę, który chyba pocieszał Micka i Kenzo, junior Mercedesa, który opowiadał o czymś Bono z ogromnym zafascynowaniem, a następnie spojrzałem na Marcusa Armstornga, z którym Schumacher zaczął rozmowę.
— George, nie martw się. Ten tor jest trudny, ale wiesz, co masz robić — powiedział Lewis, patrząc na mnie. Na swojego młodszego kolegę z zespołu i chłopaka w jednym.
— Dzięki, Lewis — odpowiedziałem, patrząc na niego z uśmiechem. — Próbuję się skupić. Wiem, że to jest dla nas kluczowy wyścig w walce o podium i punkty.
— Pamiętaj, wyścig to maraton, nie sprint — Hamilton poklepał mnie po ramieniu. — Musisz zachować spokój. Dobrze wiesz, jak jeździć.
W tle, przy boksach, ekipy mechaników pracowały w pocie czoła. Przez głośniki rozbrzmiewały komunikaty. Wszyscy kierowcy przygotowywali się już na paradę, a następnie wyścig.
Na starcie atmosfera była napięta. Z chwilą sygnału świetlnego, bolidy wystrzeliły do przodu.
W czasie wyścigu miałem problemy z oponami. Względna strata do czołówki nie była wielka, ale mój niepokój narastał.
— Opony zaczynają tracić przyczepność. Mam wrażenie, że bez pit-stopu nie dokończę tego okrążenia — powiedziałem przez radio.
— Spróbuj dostosować styl jazdy, ale jeśli nie dasz rady, musimy zareagować jak najszybciej. Zmieniająca się temperatura na torze wymaga ostrożności.
Charles prowadził, ale Max, z determinacją, szybko chciał znaleźć się za nim, ja miałem na celu dotarcie i utrzymanie swojej pozycji w czołówce.
— Okej, George, mamy plan — powiedział Toto. — Będziemy musieli przejść na strategię dwóch pit stopów, jeśli tempo utrzyma się takie jak teraz.
— Rozumiem — odpowiedziałem. — Zajmę się tym. Valtteri nie jest niezatrzymywalny.
Lewis w trakcie jednego z okrążeń stracił panowanie nad bolidem i wjechał w żwir.
Odpadł.
Po kilku kolejnych okrążeniach, Bottas zaczął odczuwać presję z mojej strony, nie dawałem mu spokoju, choć Fin bronił się świetnie. W międzyczasie, Vestappen i Sainz rywalizowali o drugie miejsce.
— Pamiętaj, George, nie ryzykuj za bardzo — doradził szef Mercedesa. — Kontroluj tempo i skup się na swoich pit stopach.
Chwilę potem wypchnąłem Valtteri'ego poza tor, przypadkowo oczywiście. Tego nie miałem w planie i nie było to celowe.
— Masz pięć sekund kary.
— Co?! — moja reakcja na karę była wymowna.
Mniej więcej trzydzieści minut od rozpoczęcia wyścigu, zaczęły się pit stopy. Wielu kierowców zjeżdżało, przez co zyskałem kilka pozycji.
— George, bądź gotowy na zmianę — odezwał się Marcus Dudley, mój inżynier wyścigowy. — Potrzebujemy teraz pełnej koncentracji.
Kilka chwil później, zjechałem do boksów, podczas gdy Verstappen po raz kolejny starał się utrzymać w grze, walcząc z Norrisem, który po pit stopie Sainza znalazł się na trzecim miejscu. Na ostatnich okrążeniach, po serii wydarzeń i decyzji strategicznych, przekroczyłem linię mety jako zdobywca szóstej pozycji, a Sergio finiszował tuż za mną, na siódmym miejscu.
— Dobra robota, George! — entuzjazm w głosie Marcusa wywołał delikatny uśmiech na moich ustach. — Walczyłeś do końca.
— Dzięki. Ferrari było dzisiaj świetne. Ale ta walka była niesamowita — odpowiedziałem, uśmiechając się jeszcze szerzej.
Ukończyłem wyścig na szóstym miejscu, zadowolony ze swojej jazdy, choć wiedziałem, że mam jeszcze wiele do poprawy.
— Szóstka to dobra pozycja — powiedziałem sam do siebie, patrząc na moje wyniki. — Ale za rok muszę wrócić silniejszy.
W garażu atmosfera była stonowana, ale wciąż pełna szacunku dla Ferrari. Mimo, że zakończyłem wyścig na szóstym miejscu, byłem zadowolony z wyniku, bo wiedziałem, że dałem z siebie wszystko.
— Dziękuję, chłopaki. Cały zespół wykonał świetną pracę, choć Mclaren był po prostu za szybki — powiedziałem, podchodząc do mojego zespołu, który czekał z gratulacjami. — Ale walka była niezła, prawda?
— Tak, Geo, widać, że masz jeszcze dużo do zaoferowania — odpowiedział Mick, podając mi butelkę wody. — Dobra robota!
Na bokach toru, media już się zbierały, aby przeprowadzić wywiady ze wszystkimi kierowcami. Byłem już przygotowany, by opowiedzieć o wyścigu, ale wiedziałem, że te wywiady są mniej istotne dla kierowców, którzy nie stali na podium.
— Chciałem się po prostu skupić na jeździe — powiedziałem przed kamerami. — Mclaren po prostu był dzisiaj nie do pokonania, ale wrócimy silniejsi.
Po zakończeniu wszystkich wywiadów, na padoku przez organizatorów Grand Prix została przygotowana impreza dla zespołów, kierowców i ich rodzin. Radość u nas w garażu nie była jakaś wielka, ale mimo tego, nie mogło zabraknąć wspólnego świętowania. Wraz z Lewisem podziękowaliśmy wszystkim, mimo, że dla Hamiltona ten wyścig zakończył się przedwcześnie. Oboje, mimo trudności, nie spuściliśmy głów i staraliśmy się poprawić wyniki do końca sezonu.
— Dziękuję wszystkim! — powiedziałem, wznosząc toast z Lewisem. — Za kolejne lepsze wyścigi!
— Tak, i za to, byśmy zawsze dawali z siebie wszystko — dodał Lewis. — Bo to, co się dzisiaj wydarzyło, to tylko początek. Z każdej porażki wyciągamy lekcję.
Kilka minut później spotkałem się z Charlesem na moment.
— Świetna walka, George — powiedział Charles, gdy ściskaliśmy sobie dłonie.
— Dziękuję temu wyścigowi, że nie skończyłem jak Lewis — zaśmiałem się, po czym przeczesałem włosy palcami.
— Jeszcze obaj się poprawicie. Na pewno dowiemy się tego w niedalekiej przyszłości.
— Zawsze do wygranej, Charles — odpowiedziałem z uśmiechem. — Ale musisz uważać. Mamy coś w planach na przyszłość!
Wieczór powoli się kończył, a zespoły cieszyły się ze wspólnych chwil, dobrze wiedząc, że przed nami kolejny etap rywalizacji w tym sezonie. Tylko Charles miał nagrody i szampana w dłoni, ale ja, choć bez podium, czułem, że każda walka na torze może mnie zbliżyć w przyszłości do upragnionego tytułu.
Author note:
Liam w Red Bullu, jestem taka szczęśliwa🥹
Jak tam po świętach? Liczę, że wasze prezenty były trafione i miło spędziliście ten czas.
Mam nadzieję, że ten rozdział się podoba, bo to ostatni (prawdopodobnie) w tej książce przed końcem roku.
Do następnego!!!
Katherine_Megan001
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro