Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

O nim... I o mnie. Kocham go

georgerussell63: Poza torem 🌊 Na torze 🇲🇨

Polubienia: carmenmmundt, lewishamilton i 197 941 inne osoby

Zobacz wszystkie komentarze: 353

michschumacher: Mój fav książę 👑

^georgerussell63: ❤️ ❤️ ❤️ ❤️





23 maja 2024, Monako


Lewis


— Gotowy na przygodę pełną wrażeń? — zagadnąłem z szerokim uśmiechem George'a, gdy tylko wszedł na mój jacht.

— Jeśli chcesz mnie zabić, to nie za bardzo — twarz chłopaka momentalnie pobladła.

— Nie, nie zabiję cię — zaśmiałem się pod nosem na jego reakcję. — Nie panikuj, Geo.

— Wcale nie panikuję — powiedział z przepełnioną powagą miną. — Strasznie się cieszę! — dodał z entuzjazmem.

— To w takim razie... — położyłem rękę na jego ramieniu. — Chodź — zaprowadziłem go w stronę eleganckiej kanapy, na której chwilę później usiedliśmy, a jacht ruszył po kilkunastu minutach.

— Otwieramy szampana — wyszczerzył się George, wyciągając butelkę alkoholu z pojemnika z lodem, który znajdował się na stole.

— Tylko go nie otwieraj w stylu Lando — ostrzegłem Russella, a ten spojrzał na mnie ze zdezorientowanym wyrazem twarzy. — Bo jeszcze przy okazji coś zniszczysz — roześmialiśmy się na wspomnienie Norrisa, który w tamtym roku, podczas Grand Prix Węgier, przez przypadek, rozwalił nagrodę Maxa w trakcie otwierania szampana.

— Jak widać Maxowi się należało — George wzruszył ramiona, gdy już się trochę uspokoił.

— Za te odzywki do Daniela i Penelope — dodałem.

— Szkoda, że dostał po tym wszystkim nową nagrodę — westchnął teatralnie brązowowłosy.

— Dla mnie, to w 2021 mógłby mieć rozjebaną głowę! — uniosłem się trochę.

— Lewis — powiedział stanowczym tonem. — Nie bądź taki niemiły.

— Przestań — wywróciłem oczami, będąc trochę zirytowany.

— Co było, minęło. Nie wracaj do tego, Lu. To zakończony rozdział. Chyba, że sam do ciebie wróci.

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, po czym skradłem na ustach George'a krótki pocałunek, który był przepełniony czułością.

— Nie powiem — George zadowolony oparł plecy o kanapę, dając dłonie za głowę. — Całować to ty umiesz — mrugnął do mnie porozumiewawczo okiem.

— Och, nie podlizuj się — odparłem, z błyskiem w oku.

— Ja...? — zdezorientowany wskazał na siebie.

— Nie, bo ja — mruknąłem pod nosem z ledwie słyszalnym śmiechem, przysuwając się do niego nieznacznie.

— Czyli rozumiem, że chodzi o mnie — wyszczerzył się, przybliżając do mnie. — Kochany — przywarł wargami do moich ust. — Kocham cię — powiedział, dotykając dłonią mojego policzka.

— Wiem. W końcu czego tu nie kochać? — delikatnie się uśmiechnąłem.

Ułożyłem jedną z dłoni na jego plecach, a drugą na karku, po czym na niego spojrzałem. Pocałowałem go delikatnie i z czułością, przekazując tym samym wszystkie uczucia, jakie się we mnie tliły.


24 maja 2024, Monako


Po dwóch treningach na torze siedziałem sam w mieszkaniu. Niby to już dla mnie codzienność, ale mimo wszystko czułem się dziwnie samotny tamtego dnia. Próbowałem nawet umówić się z George'em, ale ten był na spotkaniu z Toto. Choć usiłowałem znaleźć dla siebie jakieś zajęcie - gotowanie, oglądanie jakiegoś serialu lub czytanie książki, ale nie czułem się zbytnio zainteresowany. Westchnąłem ciężko, opadając na sofę i rozkładając szeroko ramiona.

Myślałem przez chwilę nad tym wszystkim, ale trudno wychodziło mi skupienie się nad czymś. Wstałem na równe nogi i nie myśląc za wiele, wziąłem kluczyki do auta i do domu, po czym wyszedłem. Wsiadłem do środka samochodu, od razu go odpalając. Zapinając pasy zastanawiałem się, gdzie mógłbym się udać.


* * *


Kiedy stanąłem przed drzwiami Albona, naszły mnie wyrzuty sumienia, że w ogóle tam przyjechałem. Nie poinformowałem go o mojej niespodziewanej wizycie. Zapukałem do drzwi, a te, po kilku chwilach, zaczęły się ostrożnie otwierać.

— O, Lu. Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Wchodź, śmiało — powiedział Alex, otwierając szerzej drzwi, gdy tylko mnie zobaczył.

— Cześć, dzięki.

Wszedłem do środka, po czym skierowałem się za ciemnowłosym. W całym budynku ponawała względna cisza i spokój, co dało mi wyraźnie znak, że jest tutaj sam. Usiadłem przy stole, zerkając na Alexa, który zaczął wyciągać z szafki dwa kubki.

— Może napijesz się herbaty?

— Z chęcią — przytaknąłem od razu, delikatnie się uśmiechając. — Lily nie ma, prawda?

— Pojechała do sklepu pooglądać jakieś ubrania — oznajmił Alex, wkładając torebki z herbatą do kubków.

— Nie chcę tobie przeszkadzać... — mruknąłem, opierając dłoń o podbródek.

— Nie przeszkadzasz, Lu. Chodź do salonu. Zrobimy sobie bekę z Russella i innych, pokażę tobie ich zdjęcia z kartingu.

Jak powiedział Alex, tak też zrobiliśmy. Usiedliśmy na kanapie, w jego salonie, a chłopak po chwili wyciągnął kilka swoich zdjęć, gdzie znajdowali się między innymi George i Charles. Wrócił z powrotem do mnie, a ja posłałem mu szczery uśmiech, bo prawdopodobnie była to jedyna okazja zobaczenia ich zdjęć za czasów kartingowych.

— Nawet Lily nie widziała tych zdjęć — zaśmiał się Albon.

— Czuję się zaszczycony — zachichotałem.

— Rozróżniłbyś Charlesa od Arthura, kilka lat temu? — zagadnął chłopak, wskazując na jedno ze zdjęć braci, był niezwykle ciekaw mojej odpowiedzi.

— Proste. Arthur to ten niższy — zaśmiałem się.

— Dla mnie są jak dwie krople wody.

— Arthur ma trochę jaśniejsze włosy, co też robi różnicę — powiedziałem od razu, na co kierowca Williamsa się zaśmiał, przyznając mi rację. — Charles jest bardziej spokojniejszy i potrafi wysłuchać — dodałem, nieświadomie się uśmiechając na wspomnienie mojego przyszłorocznego kolegi z drużyny.

— Świetny duet, ale zarazem lekko wkurwiający — stwierdził Alex, trochę się ciesząc.

Alex zaczął pokazywać mi poszczególne zdjęcia, opowiadając przeróżne historie z nimi związane, które miałem okazję słyszeć po raz pierwszy w życiu.


25 maja 2024, Francja


Mick


Wcisnąłem głębiej dłonie do kieszeni bluzy, rozglądając się wokoło w poszukiwaniu tego jednego, charakterystycznego samochodu. Nie okazało się to wcale trudne, bo o tej porze rzadko przejeżdżał jakiekolwiek auto, dlatego szybko dostrzegłem podwózkę, która miała mnie stamtąd zabrać. Szeroki uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy ujrzałem, jak Arthur po chwili zatrzymuje się nieopodal mnie. Natychmiast skierowałem się w stronę Leclerca, Bearmana oraz Antonellego i wsiadłem do auta pierwszego z nich, od razu zapinając się pasami.

— Długo czekałeś, mordeczko? — zagadnął Oliver, zerkając na mnie przez ramię. Również na niego spojrzałem, łapiąc z nim kontakt wzrokowy.

— Zdążyłem okrążyć kulę ziemską pięć razy — powiedziałem niezwykle poważnym tonem. — Nie, nie czekałem długo. Z jakieś dziesięć minut.

Ollie pokręcił głową, podczas gdy cała reszta, włącznie ze mną, zaczęła się śmiać. Zaraz po tym Arthur od razu ruszył w odpowiednim kierunku, tam, gdzie mieliśmy w planach dzisiaj jechać.

Już kilkanaście minut później znaleźliśmy się w docelowym miejscu, czyli w wesołym miasteczku, które znajdowało się w Nicei. Wraz z Arthurem niemal wyskoczyliśmy z auta, gotowi na świetną zabawę.

— Ollie, jak wygram dla ciebie takiego wielkiego misia, to będziesz dla mnie miły? — odezwał się nagle Arthur, patrząc na pluszaka z błyskiem w oku.

— Może? Nie wiem, zastanowię się — powiedział od razu, odwracając się do niego gwałtownie. — Idziemy?

Skierowaliśmy się w stronę wejścia, rozglądając się wokół. Robiło się już ciemno, tak więc wszystko było oświetlone, sprawiając niesamowity efekt. Poza budkami z zabawkami i jedzeniem, można było tam znaleźć też ciekawe atrakcje. Oczywiście, że pierwszym co zauważyliśmy, były gokarty.

— Nope...

Nim ktokolwiek zdążył zareagować, Arthur złapał dłoń Olivera, i pociągnął go do stoiska, gdzie znajdował się ten wielki pluszak, o którym wspominał. Kiedy dołączyłem do nich z Andreą, prędko ujrzałam radość w oczach Leclerca.

— Mogę spróbować? — zwrócił się Monakijczyk do sprzedawcy.

— Proszę — mężczyzna z delikatnym uśmiechem padał mu piłeczki.

— Arthur, wcale nie musisz — wyszeptał Oliver, patrząc na chłopaka.

Leclerc nie zwrócił zbytnio na niego uwagi. Zapłacił sprzedawcy odpowiednią kwotę po czym zaczął rzucać wcześniej wręczonymi piłeczkami, strącając puszki. Ku mojemu zdziwieniu, zbił je wszystkie już za pierwszym razem.

— W nagrodę, możesz sobie wybrać, co chcesz — oznajmił sprzedawca, wskazując na wszystkie nagrody.

— Poproszę tego największego misia.

Ollie nie dowierzał. Obserwował jak mężczyzna ściągał tego pluszaka, o którym wspominał Arthur, aż w końcu miś wylądował w dłoniach Bearmana, był bardzo wielki.

— Spóźniony prezent na twoje urodziny! — oznajmił Arthur, uśmiechając się szeroko. — I nie kłóć się ze mną, tylko go bierz, do jasnej anielki! — zawołał. — Okazja może się już więcej nie powtórzyć — dodał.

— Dzięki. Chyba nigdy się za to nie odwdzięczę — powiedział cicho.

— Głodni? — zagadnął Kimi, kiedy przechodziliśmy koło budek z jedzeniem.

— I to jak! — przyznał z entuzjazmem Arthur.

— Ty zawsze jesteś głodny — zauważyłem, wywracając oczami.

Ruszyliśmy w stronę pobliskiego stanowiska z napojami oraz jedzeniem. Zastanowiliśmy się chwilę, aż w końcu każdy z nas złożył swoje zamówienie.


26 maja 2024, Monako


George


Kiedy po wyścigu, który nawiasem mówiąc wygrał Charles, dojechałem z nim oraz Mickiem na miejsce imprezy, uderzyła we mnie świadomość, że nie ma już odwrotu. Wyszedłem z auta, kierując się z chłopakami w stronę domu Maxa, u którego wszystko się odbywało.

Mieliśmy taką małą tradycję, zeszłoroczny mistrz robi w swoim domu imprezę, którą co roku organizujemy w ścisłym gronie w Monako.

Będąc już w środku, zauważyłem, że impreza powoli zaczynała się rozkręcać. Usłyszałem za sobą znajomy śmiech Alexa, który przywrócił mnie do rzeczywistości. Serce biło mi jak szalone, kiedy zauważyłem Lewisa, który objął mnie na powitanie.

— Nie mogę oderwać od ciebie wzroku — skomplementował, nachylając się nad moim uchem, natomiast ja wywróciłem oczami, nie przerywając uśmiechu, którym mnie zaraził. Zaśmiałem się i poszliśmy po drinki.

— Co byś chciał? — zagadnął Lewis.

— Mojito — odpowiedziałem, wodząc wzrokiem po całym pomieszczeniu.

— Okej — uśmiechnął się ciepło.

Oparłem się o blat stołu, przy którym właśnie stałem wraz z Lu, popijając drinka. Przyglądałem się kierowcom i wśród nich nie mogłem nigdzie zlokalizować Arthura. Z tego co mi wiadomo, to on nie chciał przyjechać z nami.

— Za kim się tak rozglądasz? — usłyszałem głos Hamiltona.

— Nie widzę nigdzie Arthura... — skupiłem swój wzrok na Lewisie.

— Poszedł was szukać — wzruszył ramionami. — Nie było ciebie i chłopaków długo...

— Spóźniliśmy się ledwie dziesięć minut! — przerwałem mu.

— O dziesięć minut za długo. Więc postanowiliśmy kogoś po was wysłać. I najwidoczniej podziałało. Bo przyjechał z wami, no nie?

— Nie — odpowiedziałem, będąc mocno zdziwiony. — Nie było go u mnie w mieszkaniu.

— Może niedługo wróci...

Pokręciłem zrezygnowany głową, wzdychając przy tym. Popatrzyłem się na Estebana, który pojawił się obok nas, mruknął krótkie ,,hej" i zabrał ze sobą cztery kieliszki alkoholu.


Carmen


Wychodziłam z pod prysznica, owinięta jedynie białym ręcznikiem. Odgarnęłam mokre włosy ręką i weszłam do salonu, gdzie zastałam rozłożonego na fotelu Arthura, który wyraźnie się mnie wystraszył.

Przepraszam, nie miałem pojęcia, że jesteś tu sama — zająknął się Arthur, był w niemałym szoku.

— Umm... Arthur, co ty tutaj robisz? — mój głos zabrzmiał trochę piskliwie. Zacisnęłam dłonie na miękkim materiale ręcznika. — Słyszysz, Arthur? — powtórzyłam już bardziej opanowana.

— Ja... Myślałem, że George... Twój chłopak... Tutaj jest... I — zaczął się plątać w wyznaniach.

— Na spokojnie, Arthur — zgarnęłam z komody krótkie spodenki i tshirt. — Poczekaj chwilkę — zamknęłam się w sypialni, ubrałam się i wróciłam z powrotem do Leclerca.

— Nie chciałem — chłopak wypuścił głośno powietrze z ust. Był wyraźnie zawstydzony całą tą sytuacją.

— Spokojnie — przerwałam mu. — Wracaj do George'a i baw się dobrze.

— Ok... Okej — podniósł się powoli z fotela, poprawił koszulkę, po czym pożegnał się ze mną pocałunkiem w policzek. — Ale zaraz... — zatrzymał się w połowie drogi do drzwi. Odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie tajemniczo. — Dlaczego nie powiedziałaś do niego Georgie? Zawsze tak mówisz w mojej obecności, a George, kiedy jesteś na niego wkurzona, albo... — zastanowił się. — Wy się rozstaliście? — zapytał ostrożnie.

Spuściłam głowę w dół, nie mogąc patrzeć młodemu Monakijczykowi w oczy. To, co wydedukował było prawdą, strasznie bolesną prawdą.

— Carmen, mówi się do ciebie.

— Rozstaliśmy się, okej! — prawie wykrzyczałam, unosząc wzrok na Leclerca. — Zakochał się w kimś innym...

— Ale z niego menda — przerwał mi. — Mogę się z nim policzyć?

— Nie, ty nic nie rozumiesz... On...

— On, co?

— Jest z tą osobą bardziej szczęśliwy niż ze mną.

— Hamilton — powiedział pod nosem, że aż ledwie usłyszałam. Zeskanował bacznie wzrokiem moją twarz, która dała mu jasną odpowiedź na jego przypuszczenia.





georgerussell63: P5 w Monako 🇲🇨 Wyciśnięcie 77 okrążeń ze średnich opon było wyjątkowym wyzwaniem, ale i tak świetną zabawą! 😅 Jestem super dumny z całego zespołu za wprowadzenie ulepszeń do samochodu, aby zbliżyć nas do przodu. Będziemy pracować na więcej. Gratulacje dla Charlesa za dominującą wygraną u siebie 🤝

Polubienia: pierregasly, lewishamilton i 343 346 inne osoby

Zobacz wszystkie komentarze: 476

pierregasly:  @georgerussell63 wszyscy czekamy, aż opublikujesz film  @charles_leclerc z Harrym Potterem.

^alexalbon: Też bardzo na to czekam 😁





***

Author note:

Rozdział z okazji rozpoczęcia wakacji! 😉

Jak minęło wam zakończenie roku? 🤔

Jeśli są gdzieś błędy bardzo proszę o napisaniu w komentarzach.

Do następnego!!!

Katherine_Megan001

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro