Nie zamartwiaj się
17 maja 2024, Włochy
Lewis
Uwielbiam Włochy i za każdym razem powrót do tego kraju był jedną z najcudowniejszych rzeczy, jakie mogły się teraz zdarzyć. Gdy otworzyłem drzwi od apartamentu George'a poczułem ulgę. Dzisiejszy dzień na padoku wyjątkowo mnie wykończył.
— No chodź do mnie — powiedział George, a ja uczyniłem to i zostałem bardzo mocno wyściskany. — Jesteś najwspanialszy — spojrzał na mnie, a ja uśmiechnąłem się delikatnie.
— Dzięki — odwzajemniłem uścisk. — Ale teraz chyba czas na odpoczynek.
Nie mam za bardzo ochoty na wszelkie imprezy i wychodzenie na miasto, więc spokojny wieczór w hotelu to jest coś czego najbardziej potrzebuję. A za tydzień coroczna impreza w Monako. Nie wiem jak ja to wytrzymam. Będzie grupo, jak zwykle.
— Arthur szuka tekstów na podryw — zagadnął Russell.
— To niech rzuci coś w stylu ,,Cześć piękna, bolało jak spadałaś z nieba." Zdecydowanie pasuje mi to do niego — zaśmialiśmy się głośno.
— Nie jestem gotowy na ten wyścig — spojrzał w sufit.
— Dlaczego?
— Większość ludzi tam obecnych są fanami Ferrari... I po prostu mi dziwnie z tą myślą.
— Wiem. Masz do tego pełne prawo — przytuliłem chłopaka.
— Nie jestem gotowy — kontynuował.
— Jest wiele fanów, którzy cię kochają, bez względu na twoje wyniki.
— Jesteś moim całym światem, Lu.
Leżeliśmy i po prostu milczeliśmy, będąc wtuleni w siebie. Ten moment przerwało nam powiadomienie przychodzące z mojego telefonu.
Frederik Vesti:
Gdzie jesteś?!
Wszędzie cię szukam.
Jesteś u Russella?
Nie ważne. Idę do jego pokoju. Może on mnie wpuści.
— Vesti tu idzie — oznajmiłem. — Wstawaj. Lepiej, żeby nas nie zobaczył jak się przytulamy.
Chłopak jęknął, ale szybko podniósł się na równe nogi i podszedł do drzwi, otwierając je.
— Cześć — zmęczony Vesti oparł się o kanapę.
— Hej — George zamknął drzwi. — Co cię tu sprowadza? — dosiadł się do mnie i Freda. Nie mogłem oderwać wzroku od Russella.
— Koleżanka mi nie odpisuje.
— Koleżanka czy dziewczyna? — uśmiechnąłem się.
— Koleżanka — wywrócił oczami. — I potrzebuję rady kogoś starszego, co mam zrobić w takiej sytuacji.
— Poczekać — odpowiedział George. — To u nich normalne. Typowe kobiety.
— Nuudy — westchnął rezerwowy Mercedesa, patrząc na ścianę. — Ale zajebista ściana...
— Mogłeś... Nie wiem... Iść do Micka? — powiedziałem.
— Nie da się. Vettel go pilnuję 24/7.
— Przyda mu się — zaśmiał się George.
Ty też nie jesteś taki święty...
— Dwudziesty trzeci sierpnia — mruknął pod nosem Frederik.
— Co jest dwudziestego trzeciego sierpnia? — zapytał zdezorientowany George.
— Wtedy rozpoczyna się tydzień wyścigowy w Holandii — wyjaśniłem z lekką niechęcią, bo wiadomo Max to Holender.
— A co w związku z tym? — dociekał George.
— A to, że wyścig w kraju tego jebanego Verstappena! — Fred nieumiejętnie kłamał, ale nie dociekałem jaka była prawda.
Nie wierzę, że nie powiedział nam wtedy o Dori.
— Fred — roześmiałem się na określenie kierowcy Red Bulla.
— No co? To było dosyć zabawne — odpowiedział, przeczesując swoje włosy w ciemnym odcieniu blondu.
— Idiota — skomentował pod nosem George.
— Nie przejmuj się nim — objąłem młodszego ramieniem. — Jest dzisiaj nie w humorze. To tylko kwestia czasu zanim wróci do siebie — Frederik tylko skinął głową w odpowiedzi. — Nie zadręczaj się panem marudą i skup się na czymś innym — roześmialiśmy się.
— Zawsze masz rację, Hamilton — odpowiedział z ociekającym pewnością siebie uśmieszkiem George.
Dlatego mnie kochasz.
Chłopaki zaczęli mówić jacy są podekscytowani na Monako i że nie mogą się już doczekać.
— Zarządzam z Sebastianem całkowity zakaz imprez — tym zdaniem ugasiłem entuzjazm, do tamtej chwili ucieszonych chłopaków, których uśmiechy od razu opadły.
— Musicie nam pozwolić chociaż na tę jedną. Przecież to coroczna tradycja! — powiedział George z miną kota ze Shreka. Uroczo.
— No dobrze — westchnąłem, a kierowcy się ożywili. — Macie moją zgodę.
Może nam wszystkim to wyjdzie na dobre.
18 maja 2024, Włochy
Kiedy byłem już pod wcześniej umówionym miejscem, garażem Mercedesa, na zewnątrz spotkałem George'a, z którym się przywitałem. W tym samym momencie pojawił się spóźniony Frederik, z wysokim ciemnowłosym chłopakiem, z którym przepychał się nawzajem.
Znam go. To Olli Caldwell, jego najlepszy przyjaciel.
— To mój BFF, Olli — wyjaśnił Fred.
— Wszyscy to wiemy — odpowiedział George, przejeżdżając dłonią po zmęczonej twarzy.
— Urwany z wariatkowa. Myślę, że się dogadacie.
— Słucham? — zapytał George, upewniając, że dobrze zrozumiał słowa Freda, który odpowiedział nam rozbawionym spojrzeniem.
— Po zeszłorocznym wyścigu w Abu Zabi prawie spalił Sophii włosy. Arthur się wkurzył i wyrzucił nas z klubu — kontynuował, na co ponownie spojrzałem na Caldwella. — Nie zmienia to tego, że nadal jest zajebisty — rzucił, wpatrując się w chłopaka z ciepłym uśmiechem.
— Przynajmniej ja nie śmiecę. Widziałem jak w naszym mieszkaniu zamiast wyrzucać śmieci do kosza, to zostawia gdzie popadnie i muszę wszystko po nim sprzątać — wypalił Olli, na co wszyscy głośno się roześmialiśmy.
— Ale ja za to odkurzam!
— Wszystkich śmieci nie wciągnie odkurzacz!
— Ci dwaj są jedynym powodem, dla którego zdecydowałem się tu dzisiaj przyjść — szepnął do mnie George.
Długo jeszcze rozmawialiśmy dopóki Sebastian i Mick nie zdecydowali się nam przeszkodzić, a bardziej ten drugi, ponieważ Vettel poszedł za Schumacherem, aby go pilnować.
Muszę przyznać, że relacja Sebastiana i Micka jest naprawdę urocza i rozczulająca.
Po kwalifikacjach zdecydowałem się podejść do George'a, który od kiedy zauważył, że zmierzam w jego stronę, posłał mi szeroki uśmiech.
— Wiesz, dobrze ci poszło. P6 to wcale nie jest zły wynik — zacząłem, opierając się o ścianę, tuż obok brązowowłosego.
— Nie musisz mi gratulować, Lewis — odpowiedział z delikatnym uśmiechem, który był tak samo irytujący jak i hipnotyzujący.
— Masz rację, George — skomentowałem, uśmiechając się cwanie. — Ja nic nie muszę.
Chłopak w odpowiedzi zaśmiał się na moje słowa.
— Mogę zadać ci pytanie?
— Już je zadałeś — odpowiedziałem, drocząc się z nim, na co delikatnie uderzył mnie w ramię.
— Przestań się zgrywać — wypalił, przewracając oczami. — Mam nadzieję, że żaden nieszczęśliwie zakochany dzieciak dzisiaj nam nie przeszkodzi. Chciałbym się porządnie wyspać, a nie słuchać czyiś lamentów —szepnął.
— Intrygujące — zaśmiałem się. — Ty i Fred nie mogliście skończyć jednego tematu, a już zaczynaliście kolejne.
— Nie jestem aspołeczny w przeciwieństwie do ciebie — odparł z wrednym uśmiechem, a widząc moją niezadowoloną minę, zaczął się głośno śmiać, przyciągając uwagę mechaników i Toto na naszą dwójkę.
Istnym zbawieniem od zainteresowanej, niezliczonej ilości oczu skierowanych centralnie na nas, okazał się być wchodzący do garażu Sebastian, a za nim piszczący Mick. Niemal od razu każdy, widząc ich dwójkę, powrócił do swojej pracy.
— Sebastian? — spytałem, gdy Vettel i Schumacher podeszli do mnie i do George'a. — Dlaczego Mick tak piszczy?
— Bo Kacper Sztuka zajął piąte miejsce w wyścigu sprinterskim! — odpowiedział Mick z szerokim uśmiechem. — A Arthur tak się cieszył, że wyrzucili go z garażu Ferrari.
Nie dziwię się.
Wieczorem postanowiłem wybrać się na spacer. Założyłem słuchawki i kaptur od mojej szarej bluzy. Słuchając losowej muzyki udałem się powolnym krokiem do parku, a nie zbyt ciepłe powietrze momentalnie sprawiło, że moje policzki były chłodne. Zdecydowanie raźniej jest spacerować z Roscoe i szkoda, że nie ma tu go ze mną. A George źle się poczuł, więc już dawno poszedł spać. Byłem skazany tylko i wyłącznie na siebie.
W parku było dość spokojnie, praktycznie zero ludzi. Mój telefon nagle zadzwonił, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie George'a. Odebrałem i zobaczyłem jego słodką, zaspaną twarz.
— Wszystko okej? — usiadłem na pobliskiej ławce i dokładnie przyjrzałem się chłopakowi. — Dobrze się czujesz?
— Nie mogę spać — ułożył rękę pod głową. — Wracaj już do mnie — na mojej twarzy pojawił się uśmiech. — Jesteś na spacerze?
— No chyba widzisz — zaśmiałem się. — Spróbuj zasnąć. Wrócę późno.
19 maja 2024, Włochy
— Nienawidzę wstawać rano.
George ostatnimi czasy wręcz uwielbiał narzekać, szczególnie w mojej obecności.
— Uwierz mi, że ja też nie — przyznałem, zerkając na niego ukradkiem. Zaraz wróciłem wzrokiem do parzonej przeze mnie kawy.
— Poszedłeś spać później i wstałeś wcześniej niż ja — skwitował George, odwracając się do mnie przodem.
— Bo wysypiam się lepiej niż ty — oznajmiłem, podając mu kubek z napojem, który nam przygotowałem. — Włoskie espresso. Specjalnie dla ciebie.
— Nie przepracowujesz się ostatnio? Może powinieneś odpocząć?
— Mieliśmy ostatnio trochę wolnego, zapomniałeś? — spytałem. On jednak się nie odezwał, wyjątkowo szybko pijąc swoją kawę.
— Moim zdaniem, za dużo się przemęczasz w ostatnim czasie — stwierdził George, wzruszając ramionami. Zerknął na mnie i wtedy do mnie dotarło, że wcale nie żartował.
— Poradzę sobie. Jestem dorosły.
— Zapomniałeś jeszcze dodać, że niesamowicie uparty — zaśmiał się. — Zaraz wrócę.
George odstawił swój kubek i podszedł do mnie bliżej. Złapał moją głowę w swoje dłonie i pocałował mnie w czoło, już po chwili znikając całkowicie z mojego pola widzenia. Uśmiechnąłem się pod nosem, wiedząc jak bardzo chłopak mnie kocha.
* * *
— To... Od której godziny ty tak naprawdę nie śpisz? — zagadnął George, kiedy wraz ze mną siedział w garażu Mercedesa na przeciwko mnie. Wokół nie było jeszcze dużo ludzi, a jest to spowodowane przez wczesną godzinę, dzięki czemu mogliśmy we względnym spokoju ze sobą porozmawiać.
— Czwarta trzydzieści. Ciągle się budziłem — przyznałem zgodnie z prawdą.
— Dzień będzie długi, ale możesz się jeszcze zdrzemnąć przed wyścigiem — stwierdził, na co spojrzałem na niego.
— Dajesz mi rady? Miło, młody.
— Uśmiechnij się, stary! — powiedział troszkę głośniej i nachylił się w moją stronę. Gdybym czuł się normalnie, to prawdopodobnie bym się uśmiechnął.
— Nie chcę mi się — mruknąłem, patrząc w jego kierunku. Ten spacer wczoraj to był fatalny pomysł. Mogłem zostać z George'em.
Brytyjczyk chyba zbytnio się nie przejmował ludźmi, którzy znajdowali się w pobliżu, ani tym, że ktoś mógłby nas wtedy nagrać lub zrobić zdjęcia. Przyciągnął mnie do pełnego czułości uścisku. W duchu dziękowałem, że nie wpadło mu do głowy pocałowanie mnie.
— Jesteś niepoważny — zaśmiałem się cicho, skanując jego wyraźnie uśmiechniętą twarz, na którą tak bardzo lubiłem, a wręcz kochałem patrzeć.
— Przynajmniej się zaśmiałeś. Uznaję to za sukces i wykonanie zadania — odparł, spoglądając w moje brązowe oczy. Chyba jest z siebie dumny, że dzięki niemu na moich ustach wywołał cichy śmiech, a w następstwie delikatny uśmiech, który na nich zagościł. — Zależało mi najbardziej na twoim uśmiechu — wyszeptał, nachylając się nad moim uchem, przez co przeszły mnie przyjemne dreszcze.
— Przypomnij mi, dlaczego zostaliśmy kilka lat temu przyjaciółmi? — spytałem, nie odrywając od niego wzroku. Jego niebieskie oczy zdecydowanie dodawały mu uroku, którego mu nie brakowało.
— Bo jestem mega seksowny i mnie kochasz — odpowiedział, uśmiechając się niczym niewiniątko. Pokręciłem głową sam do siebie, spodziewając się takiej odpowiedzi z jego ust.
— Głupek.
George
Patrzenie na śpiącego Lewisa jest najlepszą czynnością w oczekiwaniu na wyścig. Siedziałem naprzeciwko śpiącego Hamiltona i przyglądałem mu się z ogromnym uśmiechem na twarzy. Czasami nie mogłem uwierzyć, że on w ogóle się ze mną zaprzyjaźnił, a teraz jesteśmy ze sobą. Był dla mnie pomocny i szczery, nie taki jak ja.
Lu otworzył powoli oczy i rozciągnął się na łóżku, przenosząc swój wzrok na mnie. Posłałem mu delikatny uśmiech, wyglądał na wypoczętego.
— Jak się spało? — zagadnąłem, przyglądając się jemu. Jest taki uroczy, z resztą jak zawsze.
— W miarę w porządku — odpowiedział, opierając się o ścianę. — Długo spałem?
— Dwie godziny.
Lewis przytaknął w odpowiedzi.
— Niedługo powinniśmy wyjść do ludzi, więc dobrze, że wstałeś — oznajmiłem.
Lewis poprawił swoje ubranie, które nieco się zgniotło gdy spał. Wyszliśmy szybko z jego pokoju, a następnie garażu Mercedesa, w trakcie rozmawiając ze sobą.
— I kto to mówi? — odparłem ze śmiechem, który udzielił mi się od Hamiltona. — Znajdźmy naszego kochanego Albona. On ci wszystko potwierdzi.
— Wybacz, ale nie wierzę dopóki nie zobaczę.
— Alex! — zawołałem przechodzącego obok chłopaka, który od razu do nas podszedł. — Czy to prawda, że mamy film z Charlesem, gdy za czasów kartingowych udawał czarodzieja?
— Tak — Albon roześmiał się na to wspomnienie. — Pokaż je ludziom na konferencji za tydzień, w czwartek.
— Wreszcie cię znalazłem — zwrócił się do Alexa Logan, podchodząc do swojego zespołowego kolegi. — Już myślałem, że nie wrócisz. Co tak długo? — spytał, spoglądając w kierunku Albona. — Fani?
— Gorzej. Mick Schumacher na wkurwie.
— Tego to się nie spodziewałem — wtrąciłem się, mówiąc zgodnie z prawdą. — Czemu się wkurzył?
— O nic — Alex wzruszył ramionami. — Tak po prostu.
— Pewnie dlatego, że Sebastian znowu go zostawia — odparł Lewis, unosząc wzrok na starszego z kierowców Williamsa.
georgerussell63: Dobrze być z powrotem na wyścigach w Imoli i ogólnie fajnym weekendzie. 🇮🇹 Zdobyliśmy dziś maksimum jako zespół, ale będziemy naciskać na więcej w Monako.
Polubienia: ollicaldwell, kimi.antonelli i 118 178 inne osoby
Zobacz wszystkie komentarze: 244
ollicaldwell: Ze mną i @frederikvestiofficial weekendy zawsze są udane 😎
^kimi.antonelli: Patwierdzam 👊 to czysta prawda 😉
lewishamilton: Rzuciłem wszystko w ten weekend ~ jeszcze więcej pracy do zrobienia. Grazie Imola, miłość tam jest i wysyłam ją z powrotem do was wszystkich. Ruszamy do Monako ✌🏾
Polubienia: cullen_angela, roscoelovescoco i 827 464 inne osoby
Zobacz wszystkie komentarze: 2 383
mickschumacher: Seb 😭
^pierregasly: @mickschumacher nie myl Lewisa z Sebastianem.
^mickschumacher: 🙄 😐
***
Author note:
W przyszłym tygodniu przewiduję, że wpadnie rozdział z Welcome To The Final Show..., prawdopodobnie może coś też się pojawić z W Jeden Dzień. Nie wiem jeszcze jak do końca to wszystko wyjdzie, ponieważ wyjeżdżam na tydzień, także będę miała ograniczony dostęp do Wattpada, ale mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.😁
Jeśli są gdzieś błędy bardzo proszę o napisaniu w komentarzach.
Do następnego!!!
Katherine_Megan001
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro