Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie oceniaj książki po okładce

9 kwietnia 2024, Monako


George


— Tak więc, Carmen, podsumowując to wszystko, nie zamierzam rozmawiać z Lewisem przez dłuższy czas — powiedziałem do dziewczyny, która spinała swoje piękne ciemnobrązowe włosy.— Nie dam mu tej satysfakcji.

— Powinieneś odpuścić — odparła. — Zrozum jego sytuację.

— Masz za dobre serce, kochanie — popatrzyłem się na nią. — Przyszedł do mnie z podkulonym ogonem. A ja mówiłem, żeby nie ufać Collington.

— A co byś zrobił gdybym ja umarła przez chorobę? — zaskoczyła mnie tym pytaniem. Nie spodziewałem się czegoś takiego.

— Ja... — zawahałem się, zastanawiając nad odpowiedzią. — Szczerze? — pokiwała głową. — Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia...

— I widzisz — uniosła kącik ust. — Nie wiesz co byś zrobił. Więc Lori pewnie też do końca nie wiedziała.

— Co nie zmienia faktu, że wszystkich oszukała! — broniłem swoich racji.

— Mogła to zrobić nieświadomie — rzekła. — Sam mówiłeś o tym, jak Lewis rozmawiał z Sebastianem i Carlosem, że Lisa prawdopodobnie bała się powiedzieć komukolwiek z was prawdę — spojrzała na mnie w lustrze toaletki. — Przypominam ci, że wszystkie informacje o niej dostarczył wam Max, za prośbą Micka — dodała.

— Pożyczyła od ciebie pieniądze! I nawet nie raczyła ich oddać! — przypomniałem Mundt.

— Mówiłeś, że musi płacić pieniądze matce swojego zmarłego męża.

— No i? — skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.

— To, że ta kobieta wyciąga od Lisy pieniądze! Znam się na finansach. I pierwsze słyszę, żeby kobieta płaciła swojej teściowej, bo jej mąż zmarł z powodu białaczki w Bahrajnie — rzekła moja dziewczyna, a ja zerknąłem na swój czarny zegarek.

— Musimy już jechać — poinformowałem ją. — Zaraz się spóźnimy.

Wybieraliśmy się na Monte-Carlo Masters. Może towarzystwo Carmen i oglądanie gry w tenisa da radę jakoś odciągnąć nawracające do mnie natrętne myśli o Lisie Lorelei i Lewisie.

Chcę o nich zapomnieć, bo jakoś mi się nie widzi, żebym w najbliższych tygodniach miał jakkolwiek współpracować z Hamiltonem. Bardzo się na niego wkurzyłem. Nie mam zamiaru odpuścić mu tak łatwo. Jeśli zależy jemu na naszej przyjaźni, to będzie musiał się wykazać inicjatywą i to pokazać. Ja sam nie zamierzam i nie wyciągnę do niego ręki na zgodę.

Powiedziałem Lewisowi wszystko, co myślę o Lisie, a to, że wszyscy, oprócz Arthura, się ze mną nie zgadzają, to nie ważne.


11 kwietnia 2024, Wielka Brytania


Lisa


Od powrotu z Japonii praktycznie cały czas przeleżałam w łóżku. Jestem załamana. Rodzice mnie nie pocieszyli, a wręcz przeciwnie. Powiedzieli, że dostałam nauczkę za moje kłamstwo, w które ich wciągnęłam. Wiem, że należał mi się od nich ochrzan. Mam trzydzieści dwa lata, a czasami traktują mnie jak dziecko.

Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Nikogo prócz mnie nie było teraz w domu, więc musiałam się zwlec z łóżka i otworzyć drzwi. Nie obchodziło mnie, że otworzę komuś będąc ubrana jedynie w czarną koszulkę Liama z logiem AC/DC.

— No w końcu się zwlekłaś! — krzyknęła do mnie pretensjonalnym tonem sześćdziesięcioletnia kobieta. — Jest strasznie zimno! Ile mam tak stać w tej kostnicy — no szkoda, że cię tam teraz nie ma. — Aż wielka księżniczka wstanie z łóżka! — weszła do środka. — Mogłabyś się ubrać — zeskanowała mnie wzrokiem od góry do dołu. — Dobrze wiedzę, że cię pokarało — spojrzała na mój owinięty bandażem nadgarstek.

Ech, to cała Hannah McJennkins, matka Liama. Już bym wolała, żeby zapukał do drzwi jakiś seryjny morderca, który by mnie zabił i rozrzucił moje szczątki po całej Anglii. Wszystko tylko nie ona.

— Nie było cię — zaczęła Hannah. — Gdzie byłaś? Czas leci, a ty zalegasz z pieniędzmi.

— Powiedziałam, że nie dam ci ani grosza więcej! — podniosłam głos. — Nawet nic nie mam!

— Nie pyskuj! — poczułam uderzenie w policzek. — Nie obchodzi mnie to! Zalegasz już trzy tygodnie, a była umowa, że miałam je dostawać co tydzień.

— Nie mam pieniędzy — powiedziałam z zaciśniętymi zębami. — Czego nie rozumiesz? — zbierało mi się na płacz.

— A ty czego nie rozumiesz? — zapytała moja była teściowa. — Znikasz na długo, a twoi rodzice mi przesyłają kasę. Pewnie prowadzisz się z jakimś gachem — cmoknęła ustami, a po moich oczach zaczęły spływać łzy. — Jest bogaty? — spuściłam głowę w dół, próbując się ukryć przed złowrogim spojrzeniem McJennkins. — Masz czas do końca miesiąca wszystko uregulować. W innym wypadku obudzisz się pobita w śmietniku, tam gdzie twoje miejsce — wyszła z domu.

Upadłam na podłogę i zaczęłam płakać. Ta kobieta to potwór. Zniszczyła mi życie i niszczy je nadal. Po śmierci Liama bardzo się zmieniła, zaczęła mnie obwiniać o jego chorobę i śmierć. Odkąd skończył dwanaście lat wychowywała go sama, bo ojciec zmarł z powodu wylewu.

Tak bardzo bym chciała, żeby ktoś był przy mnie w tej trudnej dla mnie chwili.

Lewisa nie ma. Ja go bardzo kochałam.

Frederik i Mick byli tymi, z którymi złapałam wspólny język.

A George był do mnie sceptycznie nastawiony.


11 marca 2000, Wielka Brytania


— I jak Lori? — zaczął Liam, obracając się wokół drzewa. — Komu jutro kibicujemy?

— Jeszcze się pytasz? — uśmiechnęłam się do blondyna. — Jasne, że Michaelowi.

— Oby jego syn, Mick, odnosił takie sukcesy jak on — usiedliśmy pod wielkim drzewem, na zielonej trawie.

— Liam, nie przesadzaj. On ma dopiero rok, a ty już snujesz plany, że zostanie mistrzem świata — zaśmiałam się.

— Widzę Micka jako kierowcę w Ferrari — wzruszył ramionami. — Zdobędzie siedem mistrzowskich tytułów... Co cię tak śmieszy?

— Według mnie siedem tytułów zgarnie ktoś z Wielkiej Brytanii — odparłam.

— Dla mnie i tak Schumacher będzie najlepszym kierowcą w historii i nikt tego nie zmieni! — odpowiedział.

— Tak? — skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. — Jeśli tak naprawdę jest, to obudź się jutro z samego rana i przyjdź do mojego domu, żebyśmy mogli razem pooglądać wyścig — uśmiechnęłam się cwanie. — A do rannych ptaszków to ty nie należysz.

— Ej! — zezłościł się.

— Co? Taka prawda, Liam. Cały wrzesień spóźniałeś się do szkoły, bo rodzicom trudno było wyciągnąć cię z łóżka — stwierdziłam dosadnie.

— No dobra, zapomniałem — posłał mi uśmiech.

— Do wojska to by cię nie wzięli — pokręciłam głową ze zrezygnowaniem.


14 kwietnia 2024, Monako


George


— Cały czas do mnie wypisuje — westchnąłem.

— Kto? — zdezorientowana Carmen zmarszczyła brwi.

— No Hamilton, a kto? — odpowiedziałem zirytowany. — Już powoli tracę cierpliwość do tego człowieka!

— Spokojnie — złapała mnie za dłoń.

No byłbym zapewne spokojny, gdyby młody Leclerc nie wbił nam w tym momencie z buta do mieszkania.

— Cześć, papużki! — powiedział, siadając na kanapie pomiędzy nami. — Mogę? — wskazał na wodę, która stała w dzbanku na stole. Bez odpowiedzi nalał ją sobie do szklanki i wypił. — Dzięki.

— Um, a tak poza tym wszyscy zdrowi? — odezwałem się.

— Arthur dlaczego do nas przyszedłeś... Tak niespodziewanie? — odparła Carmen. — I jak wszedłeś, skoro drzwi są zamknięte na klucz?

Też mnie to zastanawia.

— Słońce — objął moją dziewczynę ramieniem. Zaczynam się robić zazdrosny. — Tutaj trzeba postawić pytanie co odpierdolił mój brat — powiedział z pewnością siebie w głosie.

— O co konkretnie chodzi? — dopytałem. — Mógłbyś nie trzymać nas w niepewności — dodałem po chwili.

— A więc... — zaczął, a Carmen popatrzyła się na mnie wzrokiem mówiącym ,,Zaczynam powoli wątpić w ludzkość". — Jak dobrze wiecie mój najukochańszy starszy braciszek — myślałem, że jest nim Lorenzo, a nie Charlie. — Czytaj Charles Marc Hervé Percival Leclerc, jest z Carlosem...

— Co? — Carmen popatrzyła się zdziwiona. — Tego to jakoś nie raczyłeś mi powiedzieć — zwróciła się do mnie pretensjonalnym głosem.

— To, to jeszcze nic — kontynuował Arthur. — Jak Charles powiedział o tym mamie i Lorenzo myślałem, że zacznę skakać po żyrandolu...

— Akurat się nie dziwię, że skakałbyś po żyrandolu — przerwałem mu.

— Jeszcze ma tego swojego psa, Leo. Ja sobie śpię kulturalnie w nocy i nagle się budzę, bo Leo ugryzł mnie w rękę — powiedział Monakijczyk.

— Należało ci się, jak widać — wymamrotałem ledwie słyszalnie pod nosem.

— A wychodzicie dzisiaj na te paletki, śliczna? — zwrócił się Leclerc do szatynki.

— Tak — pokiwała twierdząco głową. — A ty?

— Poszedłbym, ale Charles miał mi załatwić bilety, czego nie zrobił — poskarżył się. — A szkoda. Bo mają tam być jeszcze Lando i Ollie.

— A twoja umowa jest z Olliem ciągle aktualna? — zagadnąłem.

— Co? A, tak, jest nadal — machnął ręką. — Jakoś nieśpieszno mi do tego — powiedział. — A ty nadal wkurwiony na Lewisa? — spytał po chwili.

— Uważaj Arthur. Przez to pytanie stąpasz po cienkim lodzie — odpowiedziała poważnie Mundt.

— Ups... — uniósł dłonie. — Przepraszam, nie wiedziałem, że ma nadal te swoje humorki.

— No tutaj jesteś! — odwróciliśmy się całą trójką na dźwięk znajomego głosu.

No jeszcze jego tu brakowało.

— Micky! — podekscytowany Arthur wstał z kanapy, podbiegając do Niemca i przytulając go. — Co ty robisz w Monako? Przecież byłeś w Portugalii.

— A przyleciałem — odparł. — Specjalnie dla ciebie — poczochrał go po włosach. — Jak tam w Barcelonie? Pilnowałeś mi Freda? — chyba Vesti jego.

— Wrócił cały i zdrowy — uśmiechnął się.

— Carmen, George, jak wam życie mija? — zagadnął do nas Schumacher.

— Źle — wzruszyłem ramionami.

— Wyśmienicie — brązowowłosa uniosła kącik ust. — Dobrze, że tutaj jesteście. Jak wrócę z George'em z Monte-Carlo Masters, to musicie się nim zająć — wskazała na mnie. — I doprowadzić do porządku.

— Robi się, szefowo — zasalutował Mick. — A gdzie szefowa będzie w tym czasie?

— Z Rebeccą — odpowiedziała. — Umówiłyśmy się na obgadywanie was — mrugnęła porozumiewawczo okiem.

— A to weźcie ze sobą Lailę. Jeśli oczywiście chcecie — odparł Mick.

— Nie ma sprawy, może iść z nami — rzekła Car.


* * *


— Jestem taki umęczony — opadłem na szary fotel znajdujący się w moim mieszkaniu. — Musimy gdzieś wychodzić? Nie możemy zostać tutaj? — popatrzyłem się błagającym wzrokiem na Micka.

— Nie — pokręcił przecząco głową. — Nie wmawiaj mi, że oglądanie gry w tenisa tak cię zmęczyło.

— Zmęczył mnie sam widok Lando i tej jego przyjaciółki — wyznałem. — Aż oczy bolą, jak ją zobaczyłem.

— Jak ona się nazywała? — blondyn zmarszczył brwi. — Maria? Magdalena? Meadow? Mielonka? Margherita?

— Nie wiem — wydukałem lekceważąco.

— Niech będzie Margherita — machnął ręką. — Z dwojga złego lepsza Lisa niż ona.

— Ani jedna, ani druga — pokręciłem smutny głową.

— Nie smuć się — powiedział łagodnie Mick — Bierzemy Leclerca i jedziemy na imprezę, George.

Zabawa z Mickiem Schumacherem i Arthurem Leclerkiem w klubie zawsze zalicza się do udanych. Mieliśmy prosty plan na tę noc.

Chcieliśmy się najebać.

Może jeszcze jakieś narkotyki?

Nigdy ich nie próbowaliśmy. Więc może to najwyższa pora?

Innej okazji nie będzie, a to świetnie się składa, bo akurat mam wielki wkurw na Lewisa.

Tego jeszcze nikt nie widział, chodźcie, zapraszam do nas przedpremierowo, kierowcy wyścigowi stoją skitrani pod klubem w Monako i biorą dragi. Jeszcze byliśmy nachlani w trzy dupy.

Jakby się Toto dowiedział, to wyjebałby mnie i Schumachera na zbity ryj.

Ale się nie dowie, więc essa.

— Jak to się bierze? — spytałem chłopaków.

— Nie widziałeś na filmach? — odparł Mick.

— On nie ogląda takich filmów jak ty — powiedział Arthur. — Z resztą ja też nie — dodał. — Bierzesz i wciągasz nosem — wyjaśnił w skrócie.

Boję się skąd on to wie.

Te narkotyki nawet nie były takie złe.

Wróciliśmy do klubu, ale byliśmy na takim haju, że nawet nie kontaktowaliśmy. Pewnie rano obudzilibyśmy się w jakiś krzakach w Nicei, albo pod kroplówką w jakimś Łódzkim szpitalu, gdyby nie pomoc Julie.

— Co wy tutaj robicie? — usłyszeliśmy jej pretensjonalny głos.

— Julie! — wyszczerzył się Arthur. — Tak dawno cię nie widziałem!

— Dołącz do nas — zaśmiałem się. — Świetnie się bawimy!

— Ta, właśnie widzę — wywróciła oczami. — Chodźcie, zabiorę was stąd.

— Nie! — Mick naburmuszył się jak małe dziecko.

— Zabiorę was do Olliego — powiedziała.

— Jak do Olliego, to tak! — odpowiedział Niemiec.

Wyszliśmy z dziewczyną z klubu do jej samochodu, stojącego na pobliskim parkingu.

— Mam nadzieję, że nie zarzygacie mi samochodu — popatrzyła się na nas w tylnym lusterku. — Inaczej będziecie po sobie sprzątać.

— Przybieżeli do Betlejem pasterze! — zacząłem śpiewać z chłopakami.

— Ja nie mogę — Julie zakryła twarz dłonią. — Boże dopomóż.

Przez całą drogę śpiewaliśmy kolędy, a nasza towarzyszka mało się nie przekręciła. Nie rozumiem o co jej chodzi. Przecież tylko śpiewaliśmy.

— Już jesteśmy — zakomunikowała brązowowłosa.

Weszliśmy do budynku, a Mick przez całą drogę na klatkę schodową potykał się o swoje własne nogi. Dziewczyna zapukała do drzwi, które otworzył nam Charles.

— Ale to nie Ollie! — krzyknął zawiedziony Mick. — Okłamałaś nas!

— Charles — zbagatelizowała narzekania blondyna. — Pomóż mi ich ogarnąć, proszę.

— Wejdźcie — Monakijczyk zaprosił nas do środka.


19 kwietnia 2024, Chiny


Czy nadal jestem wkurwiony na Lewisa?

Pewnie, że tak.

Podzieliliśmy się na dwa obozy.

Lewis cały czas chodził po padoku z Valtterim i Frederikiem, a ja z Olliem i Arthurem.

Z młodymi przynajmniej szło się jakoś dogadać.

— Nie Ollie, mała P nie włożyła nic do hamulców Maxa w Australii — powiedziałem do Bearmana.

— Ale Lando mówił... — zaczął Brytyjczyk.

— A to co Norris pieprzy, to pieprzy — przerwałem mu.

— Pieprzy tak jak tę Margheritę — zaśmiał się Arthur, a my razem z nim. — O Charlesie przenajświętszy — powiedział po chwili, ściągając okulary przeciwsłoneczne. — Patrzcie kto lezie.

O kurwa.

Hamilton.

Szybko, chowajmy się w krzaki.

— Cześć — przywitał się z nami. Dla kogo dobry, dla tego dobry, bo nie zdążyliśmy się przed tobą schować.

— Chodźmy — chciałem iść, ale ktoś mnie zatrzymał, łapiąc za rękę.

— Zaczekaj George — powiedział Lewis, trzymając moją dłoń.

— Nie dotykaj mnie — wycedziłem.

— O co ci chodzi? — spytał.

— O ten tramwaj co nie chodzi — wyrwałem się z jego uścisku. — Ollie, Arthur, idziemy! — odeszliśmy z chłopakami od Hamiltona.

— Powinieneś być bardziej miły dla Lu — odezwał się Olivier, gdy zostawiliśmy w tyle wspomnianego mężczyznę.

— Nie, nie będę — pokręciłem przecząco głową. — I nie zamierzam.

— Chyba za bardzo przesadziłeś — stwierdził dosadnie Arthur.

— Zwisa mi to — odpowiedziałem pewny swojego postępowania wobec mojego kolegi zespołowego. — Pokażę mu co o nim myślę — uśmiechnąłem się pod nosem.

— Zaczynam się bać — szepnął Ollie do Leclerca. — Zachowuje się jak niereformowalny.

Nie było nas na torze w Chinach jakieś pięć lat. To będzie mój drugi wyścig na tym torze w Formule 1. Jestem bardzo podekscytowany tym weekendem w Szanghaju.

Ale na treningu było zajebiście. Trawa się zaczęła jarać i była czerwona flaga. Dawno nie widziałem jak trawa się jara. Szkoda, że to nie Max. Napisałbym 20-stronnicowy esej o tym, jak bardzo nie lubię tego, gdy Verstappen zdobywa pole position, bądź jest pierwszy w treningu lub kwalifikacjach.

A Hamilton na tej sesji to zachowywał się jak naćpany. Rozpychał się na torze, a potem zjechał do boksu. Jeszcze coś tam mruczał, że Lando go wypchał, ale to był Oscar.

Co ja mówię, sam naćpałem się tydzień temu.

Skończyliśmy ten trening na siedemnastym i osiemnastym miejscu. Słabo, nie powiem, ale to tylko trening. No nie?

— Zajebisty kask, Alex — powiedziałem do Albona.

— Dzięki, George — uśmiechnął się. — Twój też jest zajebisty.

— Pierreee Gaslyyy! — krzyknął do przechodzącego obok Francuza młody Arthur Leclerc. — Chodź do nas! — pomachał do chłopaka, a ten podszedł do nas.

— Co tam u was, panowie? — spytał, opierając ręce o biodra.

— Czy ty przeszedłeś z Alpine do Ferrari, czy źle widzę? — zagadnął Ollie, patrząc na żółto-czerwoną koszulkę Gasly'ego.

— Nie — odparł ze śmiechem. — Jeszcze nie — dodał.

— Nie martw się, Misiek — objąłem Oliviera i Francuza. — Na pewno będziecie tam jeździć razem.

— Wiedzieliście, że Lewis ma dwubiegunowość? — wypalił Leclerc.

— Co takiego? — zapytał Alex, który nie do końca go zrozumiał.

— No — zaczął. — Bo pomylił Oscara z Lando — wyjaśnił Monakijczyk. — Agh — popatrzył się w ekran swojego telefonu.

— Co ci się stało? — Bearman zmarszczył brwi.

— Mick mnie zostawił — zaczął żywo gestykulować Leclerc. — Pojechał sobie do Włoch beze mnie! A mieliśmy tam być razem!

— Masz Frederika — zauważył Gasly.

— Aktualnie z nim nie rozmawiamy — odparłem bez żadnych emocji w głosie.

— Dlaczego? — zainteresował się Alex.

— Bo Georgie ma spinę z Hamiltonem, a Vesti ciągle za nim łazi — wyjaśnił Olivier.

— Frederik pewnie oddałby wszystko, żeby być teraz z Mickiem w Imoli — powiedziałem. — Pogapiłby się jak Dori przebiera się w swój piękny różowy kombinezon...

— Doriane Pin? — zapytał dla upewnienia się Pierre.

— No a kto inny? — odparłem retorycznie, patrząc na kierowcę Alpine. — Jak rozwiałem z nim i Mickiem w Japonii to powiedział, że Doriane jest ładna — wyjaśniłem.

— Nasz Szwajcar wyrywa dziewczyny — zagwizdał Albon. — Nie spodziewałem się tego po nim.

Nikt się nie spodziewał. Vesti jest z charakteru bardzo spokojny i opanowany. I to wyróżnia go od Leclerca i Schumachera.

— Mickowi będzie smutno bez nas — stwierdził Arthur.

— Wcale nie — zaczął Ollie. — Będzie Doriane... — popatrzył się na Leclerca. — Antonelli, Giovinazzi, Shwartzman, De Vries i Kubica — no na Roberta to wszyscy czekaliśmy. Niech wróci do Formuły 1. Smutno mi tutaj bez niego.

— Cała śmietanka towarzyska — podsumowałem.

— Tylko nas tam brakuje — dodał Pierre.

— Masz rację — uśmiechnął się Alex.

Przed kwalifikacjami do jutrzejszego sprintu wymieniono mi silnik. Nie wiem dlaczego. Nie zainteresowałem się tym zbytnio. Wolałem patrzyć w niebo. Pewnie będzie deszcz. Nie za bardzo lubię jazdę w takich warunkach pogodowych. Pada coraz bardziej. Ulewa stulecia. I jeszcze znowu trawa zaczęła się jarać w tym samym miejscu. To pewnie na widok Maxa. No i kurwa odpadłem w Q2. Mogłem się nie skupiać na tej trawie. Jebać ich wszystkich. A Lewis jak gdyby nigdy nic, skończył na drugim miejscu. Dawno go tam nie widziałem. Ale Lando był za to pierwszy. Miło.


20 kwietnia 2024, Chiny


Muszę chyba zażyć coś na uspokojenie.

Będą cykać mi i Lewisowi zdjęcia. Razem. A ja tego nie przeżyję. Nie wiem, ale czy taki Vesti nie mógłby mnie może zastąpić na tej sesji?

Sesji dla przygłupów.

Ollie i Arthur musieli mnie przed nią uspokajać. Nie mogli być tam wtedy ze mną, więc rozstałem się z nimi pod garażem Mercedesa.

Ja kurczę nie mogę się domyślić jakim cudem wyszedłem stamtąd żywy. Matthew, chłopak który cykał nam zdjęcia, cały czas zwracał mi uwagę żebym się chociaż uśmiechnął.

— George —zrezygnowany  Matthew odłożył aparat na bok. — Tylko dłużej nam to schodzi — skupił na mnie swój wzrok. — A już bylibyście wolni.

— Nie chcę tu z nim przebywać! — uniosłem się, wskazując na Lewisa.

— Uspokój się — warknął do mnie Hamilton. — Zamknij ten swój dziób, George, za przeproszeniem.

Okej, te zdjęcia robisz dla fanów, a nie dla Lewisa. Nie myśl o tym, to ta katorga szybciej się skończy.

Z głęboką ulgą chciałem już stąd iść, ale mój kolega zespołowy mnie zatrzymał. Gadał coś, że mam iść do gabinetu Wolffa, bo ma ze mną do pogadania. Szczerze? Zwisało mi to, co ma mi do powiedzenia. Równie dobrze mógł się skądś dowiedzieć o moim braniu narkotyków niecały tydzień temu w Monako. Może mnie wywalić z Merca, na ten moment dla mnie jest to obojętne.

Wszedłem do gabinetu i usiadłem na czarnym krześle, naprzeciwko mojego szefa.

— Dobrze, że się zjawiłeś, George — zaczął. — Mamy do omówienia pewną sprawę. — ja nic nie ukradłem. Przysięgam.

— O co konkretnie chodzi? — udałem zainteresowanego, co całkiem nieźle mi wyszło.

— Pokłóciłeś się może z Lewisem? — zapytał wprost, a ja westchnąłem. — George, oczekuję, że wszystko mi wyjaśnisz.

— Można tak to ująć... — przełknąłem ślinę, zaczynając niepewnie. — Tak jakby poszło o tę dziewczynę, co była tutaj z nami na poprzednich wyścigach — doprecyzowałem. — Ona i Carmen są przyjaciółkami...

— Ona była dziewczyną Lewisa — przerwał mi Toto, a ja spojrzałem na niego ze zdziwieniem. — Wiem, że byli razem, bo wczoraj mi się do tego przyznał.

— Przepraszam, że cię okłamaliśmy — ukryłem twarz w dłoniach. — Tak mi głupio...

— Spokojnie George. Obiecuję, że nikt już więcej nie dowie się o tej dziewczynie. A fakt jej chwilowego związku z Lewisem będzie pilnie strzeżony i nigdy nie wyjdzie na jaw — uspokoił mnie. — Tylko proszę cię, abyś, od razu zaznaczam, że nie musi to być dzisiaj, pogodził się z Lewisem — odparł.

Spotkałem się z moimi aktualnymi sprzymierzeńcami przed wejściem na padok, jak siedzieli na jednym z kontenerów i obserwowali ludzi, jedząc kanapki i popijając je wodą.

— Jak tam? — Arthur zagadnął do mnie, podczas gdy usiadłem obok nich na kontenerze.

— Sesja to była masakra — zacząłem, otwierając butelkę z lekko gazowaną wodą, którą podał mi Ollie, a ja podziękowałem mu uśmiechem. — Matthew cały czas gadał żebym się uśmiechał. W końcu się zmusiłem, jak Hamilton powiedział żebym zamknął dziób — upiłem łyka wody.

— Uuu... George lubi być zdominowanym przez Lewisa — zaczął przedrzeźniać mnie Ollie, mało co się nie zadławiłem.

— Uważaj Misiek — Leclerc zaczął uderzać mnie lekko po plecach, abym przestał kaszleć. — Bo jeszcze Georgie nam się udusi. Takie teksty to mogłeś sobie darować.

Jeszcze sobie posiedzieliśmy pół godziny na tym kontenerze i gapiliśmy się na ludzi jak jakieś creepy na placu zabaw na bawiące się tam dzieci.

Wytłumaczcie mi czemu Hamilton miał dobry start, a ja fatalny?

Dobra, to jak ja nie wygram, niech Lando zrobi to za mnie.

Okej, na spokojnie wyminę sobie Kevina i Zhou. O, Carlos ma kontakt z samochodem Fernando, pewnie Charles zrobił się zazdrosny. A nie mówiłem! Leclerc i Sainz już toczą ze sobą walkę na torze. Pewnie Charlie jest zły. A Alonso tak pokarało, że musiał się wycofać z wyścigu. No i mój kolega z zespołu stanął na drugim miejscu, pomiędzy Maxiem i Checo. Tylko ja, jak ostatnia sierota, zwlekłem się na ósmą pozycję. Przynajmniej mam jeden punkt więcej na swoim koncie.


Lewis


— Powiedziałeś o tym Toto?! — zdziwił się mocno Valtteri.

— Wspólnie z Frederikiem — spojrzałem na Szwajcara. — Doszliśmy do wniosku, że tak, to będzie najlepsza opcja. Nie ma sensu ukrywać przed Wolffem, że miałem dziewczynę.

— Przez kilka tygodni — zauważył Vesti.

— No o tym nie musiałeś akurat wspomnieć — powiedziałem. — Ale to słuszna decyzja. Poza tym, nie mogłem się nacieszyć  jakie zdziwienie musiał przechodzić George.

— Fakt, jego zdziwienie jest tego wart — przyznał mi rację Valtteri. — Nie wiesz co u... — przygryzł dolną wargę, zastanawiając się chwilę nad słowami. — Lisy? Jak się czuje?

— Nie mam z nią kontaktu — wyznałem. — Nie odpisuje na moje wiadomości — zacząłem wymieniać na palcach. — Nie odbiera moich telefonów. Nawet nie wiem czy dotarła cała i zdrowa z Kidlington do domu.

— Sebastian ma rację, nie martw się niepotrzebnie o nią — odparł Fred. — Dopóki ona sama się nie odezwie, to nie próbuj nawiązywać kontaktu.

— Chyba mam dosyć dziewczyn i klubów, na jakiś czas — ciężko westchnąłem, kręcąc głową.

George'owi jednak nie było mało klubów.

— Ej, a wiecie, że Dori... Znaczy Doriane, ma jutro wyścig w Imoli? — zagadnął Fred.

— Przecież wiemy o tym doskonale — odpowiedział Valtteri. — Mówiłeś nam to wczoraj.

— I przedwczoraj też — dodałem.

— A rzeczywiście — zaśmiał się nerwowo.

— Czy mi się wydaje, czy od jakiegoś czasu ciągle o niej mówisz — uśmiechnąłem się.

— Nie — zaprzeczył Vesti. — Wydaję ci się.

— Tylko winny się tłumaczy — odparł Fin.

— W głowach wam wszystkich od tych bab się poprzewracało — skwitował Frederik.

Ej co jest? Odpadłem w Q1. No to niech sobie teraz Russell jeździ. I czemu te dwa Red Bulle mają dublet? Trochę różnorodności, proszę się przesunąć i zrobić miejsce dla Fernando i Lando. Setne pole position dla Red Bulla, też mi coś.

O mój dobry Boże, co tutaj się dzieje?

W sumie życie to nie Simsy. Nie sprawię, żeby Max utonął w basenie, albo zjadł go Krowo-kwiat, a Mroczny Kosiarz by go zabrał. Ale sądząc po tym, jaki jest Max, to nawet Mroczny bał by się jego wziąć ze sobą. Zamiast tego kostucha stałaby zbugowana na chodniku przed domem...

Za bardzo się rozmarzyłem.





mercedesamg: Usłyszałem, że muzyka ożywia jak nigdy dotąd - dzięki MBUX SOUND DRIVE.

Polubienia: aurelianobels16, racing.news i 1 598 428 inne osoby

Zobacz wszystkie komentarze: 629

arthur_leclerc: Za rok to już chyba nie będziesz się woził Mercedesami.

^lewishamilton: Nie skomentuję tego.

^georgerussell63: 😶





21 kwietnia 2024, Chiny


Stanąłem obok stolika, gdzie siedział George z Olliem, Arthurem, Fredem i Valtterim, którzy ze sobą rozmawiali.

Ale zaraz, chwila, przecież podobno Russell z Bearmanem oraz Leclerkiem nie odzywają się do mnie i chłopaków.

— George nawet nie waż mi się tutaj przy nich wspominać o naszej imprezie, co była tydzień temu w Monako! — oburzył się Arthur, na co reszta zebranych zaczęła się śmiać.

— No w sumie masz rację — odpowiedział Russell. — Prawie nic...

— Fred, Valtteri — zwróciłem na siebie uwagę. — Możemy już iść?

— Jasne — odparł Szwajcar, gdy wraz z Finem wstali z krzeseł. — To cześć! — pożegnał się z chłopakami.

— O czym z nimi rozmawialiście? — odezwałem się, będąc już wystarczająco daleko od nich.

— Arthur i Olivier do nas podeszli i zaczęli zagadywać — powiedział mój były kolega zespołowy. — Pytali się gdzie byliśmy przed przylotem do Chin i takie tam — wyjaśnił Bottas. — Wspomnieli też coś o jakieś imprezie...

— A kto na niej był? — zainteresowałem się.

— George, Arthur i Mick — wymienił Vesti.

Coś mi się nie wydaje, aby ta impreza miała w stu procentach pozytywny finał. Za dobrze ich znam.

— Pytali się o twoją Lisę — wypalił młody rezerwowy Mercedesa. — A konkretniej to Olivier i Arthur.

— I co powiedzieliście? — spytałem.

— No... — zaczął Fiński kierowca, zastanawiając się nad odpowiedzią. — W sumie to nic.

— Szybko ucięliśmy temat — dodał Fred.

— Nadal nie mogę uwierzyć w to, co zrobiła — westchnąłem.

— Najpierw ufaj, a potem się zakochuj — powiedział Valtteri.

— Święte słowa — Frederik pokiwał głową.

Zapomnij o Lisie Lorelei Collington, bo już nie warto tego rozpamiętywać.

 Było, minęło.

Znajdę w przyszłości kogoś, z kim będę równie szczęśliwy, co z nią.

Opony na wyścigu to tragedia. Jeszcze tej wiewiórki... To znaczy, Estiego, tak Estiego Bestiego nie mogłem wyprzedzić. Dla niektórych Ocon jest chomikiem, albo szczurem, ale dla mnie uzyskał miano wiewiórki..

Bottasowi się rozjebało coś w silniku i wjechał samochód bezpieczeństwa. Yuki odpadł przez jakieś uszkodzenia.

Miał być restart na luzie, ale Strollowi chyba pomyliły się kierunki i uderzył w Daniela.

Skończyłem na dziewiątej pozycji, a Russell na szóstej.

To Grand Prix było beznadziejne.

Zhou się jeszcze poryczał.





georgerussell63: Dziękujemy za powitanie nas z powrotem, Chiny! Tutejsi fani sprawili, że atmosfera była wyjątkowa. W końcu mieliśmy solidny wyścig. Do zobaczenia wkrótce w Szanghaju.✌️

Polubienia: carmenmmundt, mickschumacher i 86 838 inne osoby

Zobacz wszystkie komentarze: 222

mickschumacher: Tak żałuję, że mnie nie z wami w Szanghaju😢

^georgerussell63: Niczego nie przegapiłeś😒

^mickschumacher: Widzę, że nie w humorze. Przegadamy to jak już wrócisz.

^georgerussell63: Po ostatnim wieczorze z tobą i Arthurem? Ja podziękuję.





lewishamilton: Fani w Chinach byli niesamowici, tak samo jak ich wsparcie. Wszyscy jesteście powodem, dla którego nadal ścigam się i walczę. Bez ciebie bym tego nie zrobił. Z całego serca dziękuję za to, że jesteście ze mną na dobre i na złe. Kocham was wszystkich.

Polubienia: aurelianobels16, frederikvestiofficial i 545 247 inne osoby

Zobacz wszystkie komentarze: 3 307

frederikvestiofficial: Wiesz, nie było łatwo, ale udało ci się.

mickschumacher: Nie martw się, w Miami będę z tobą, to od razu twoje wyniki się polepszą.





***

Author note:

Najdłuższy rozdział, jak do tej pory.

Jeśli są gdzieś błędy bardzo proszę o napisaniu w komentarzach.

Do następnego!!!

Katherine_Megan001

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro