Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Arthur, George i Mick uczą się polskiego i impreza urodzinowa w Melbourne

georgerussell63: Dzień dobry Melbourne 🇦🇺 Super być z powrotem w tym wspaniałym mieście

Polubienia: frederikvestiofficial, carmenmmundt i 376 125 inne osoby

Zobacz wszystkie komentarze: 596

ausgp: Dzień dobry kolego! Witamy z powrotem 🇦🇺

arthur_leclerc:😎😈🔥

 ^mickschumacher:  Arthur przestań spamić emotkami🙄

^arthur_leclerc: @mickschumacher zgadajmy się na priv

^mickschumacher: Okiii





22 marca 2024, Australia


George


Wspólnie z  Frederikiem spacerowaliśmy po padoku. Postanowiliśmy wybrać się do kawiarni dla kierowców, gdzie większość przesiadywała, aby odpocząć. Wszystko było by w porządku, gdyby nie Arthur Leclerc i Mick Schumacher. Rozmawiali z Kacprem Sztuką i Piotrem Wiśnickim. Oprócz nich w ogródku kawiarnianym przesiadywały jeszcze dwie grupki. Cała Armia Minionków — Daniel, Oscar, Lando, Charles oraz Carlos, który już na szczęście doszedł do siebie. A druga grupa to Nico, Kevin, Ollie i, o dziwo, Sophia Flörsch.

— Matko, co oni tu robią? Coś się tam dzieje w Mercu? — Kevin wskazał na mnie i Frederik. — Jak ja dawno tego Szwajcara nie widziałem.

— Kevin? Co ty tu robisz? Dopiero co byłeś na Malediwach — rzekł żartobliwie Vesti.— Mick i Arthur jak nic robią im kazanie jak na mszy w kościele  — stwierdził, szepcząc mi na ucho Frederik.

— Boję się nawet do nich zbliżyć... — powiedziałem.

— Nie bój żaby, George, co złego może się stać? — zapytał ironicznie Vesti.

Powoli zmierzaliśmy w kierunku zbieraniny.

— O! Patrzcie kto idzie! — krzyknął na cały regulator Daniel.

— Bóg cię opuścił? — spytał go retorycznie Nico, z drugiego końca ogródka.

— Jego już dawno. Arthura i Micka też — odpowiedziałem.

— Co wy tu wyprawiacie, co? — zapytał Frederik, który już nie wytrzymywał psychicznie z odpałami chłopaków.

— Kacper i Piotrek uczą nas polskiego — powiedział uradowany Arthur. — Siedzimy tu od dwóch godzin.

— Do czego wam to? — uniosłem prawą brew do góry, pytając ich.

— Mi do tego, żebym mógł sobie pogadać z Toto — wyjaśnił Schumacher.

— Tobie też by się przydało — zaśmiał się młody Leclerc. — Przecież jeździłeś z Robertem.

Ile jeszcze będę w stanie wytrzymać tych dwóch głąbów?

Nie wiem.

Z roku na rok odwalają coraz gorsze akcje. Przez nich zaczynam poważnie wątpić w ludzkość.

— Czego wy się uczycie? — spytałem, coraz bardziej nie dowierzając.

— Uczą nas śpiewać piosenki z okazji wygranego meczu Polski z Estonią — uśmiechnął się Mick.

— Wiedzieliście, że Lewy jest Żugajką? — zagaił Arthur.

— Kim? — nie zrozumiałem.

— Robert Lewandowski jest fanem Julii Żugaj, czyli tak zwaną Żugajką — wyjaśnił pokrótce Kacper.

Okej, czyli definitywnie mam rozumieć, iż to kolejna odkleja Leclerca i Schumachera. Może być i tak, byle by to nie zaszło za daleko.

— O, a ja i Carlos rok temu spotkaliśmy się z Robertem na Grand Prix Hiszpanii — powiedział do nas Charles. — A tak przy okazji, to strzelił bramkę w tym meczu?

— Nie, ale Estonia strzeliła samobója. Wygraliśmy 5 — 1 — odparł Piotr.

Sia la la la, hej Polska gol! — zaczął śpiewać po polsku Mick.

— Pewnie trudno jest się uczyć tego języka — odparłem.

— Trudny to był niemiecki w szkole. Spróbuj powiedzieć pięćset pięćdziesiąt pięć. To niewykonalne! — starszy Polak żywo gestykulował.

— Gdzie mogę się wypisać? — mruknął Frederik pod nosem, patrząc na Armię Minionków. — Pomocy! — krzyknął do nich, a ci odpowiedzieli mu śmiechem. — Chłopaki, Soph, ratunku! — tym razem zwrócił się do nich.

Żal mi było Szwajcara, musiał znosić wszystkie nasze wygłupy. Zawsze jest przerażony, gdy tylko coś się działo. Nawet jeśli nie będzie to nic poważnego jak mogłoby się jemu na pierwszy rzut oka wydawało. Jest dla nas jak opiekunka, zawsze nas pilnuje jak coś nawywijamy. O dziwo wszystkie nasze akcje udaje się Frederikowi jakoś załagodzić. Czyżby to miał być jego onieśmielający każdego urok osobisty?

— Japierdole, co wy tam robicie?! — krzyknął do nas Piastri.

— Uczymy się polskiego! — odkrzyknąłem mu.

— Dla mnie może być i chińskiego! — burknął Oscar. — Charles! — tym razem zwrócił się do starszego Leclerca, który popatrzył się na Australijczyka, słysząc swoje imię.

— Co? — spytał Leclerc.

— Zrób porządek ze swoim młodszym bratem. Potrzebuje chyba stałej opieki!

— Jak on od dziecka jest opętany. Myślisz, że kto mnie zrzucił ze schodów jak miałem dziesięć lat? Chyba nie Lorenzo.

— A no tak, to wszystko wyjaśnia.

Czy oni muszą się tak drzeć? Słychać ich chyba na całym padoku i okolicach.

Kocham Cię, Arthurito... — powiedział po polsku ze śmiechem Mick.

Ja Ciebie też, Micky — odpowiedział mu w tym języku.

— Zabierzcie mnie stąd. Zaraz dostanę palpitacji — mruknęła Sophia podpierając kolana pod brodę i trzymając się za włosy. — Nie na to się pisałam.

— Polska górą! — krzyknął Mick. — Pokonała reprezentację Niemiec 1 — 0.

— Sam jesteś z Niemiec? — zdziwił się Fred. — To się mija z celem.

— Mają Lewego, to już plus — wyjaśnił Schumacher. — Idziemy do Wolffa!

— To pójdę z wami — rzekł Arthur. — Za chwilę do was wrócę, mordeczki — zwrócił się do dwójki z Formuły 3.

Okej. To szliśmy do garażu Mercedesa. Wszystko było by supi i kolorowo, gdyby nie ta lafirynda Lewisa. Co ona do kurwy nędzy, za przeproszeniem, tutaj robi? Jeszcze miała na sobie koszulkę Lu z Merca. Chyba wrócę się i dołączę się do Sophii, też zaraz dostane palpitacji. Lisa sobie siedziała, jak gdyby nigdy nic, z Lewisem i Toto, rozmawiając w najlepsze. Carmen opowiadała mi jak skręciła nadgarstek. Fajnie. Humor mi to nawet trochę polepszyło, jak zobaczyłem stabilizator nadgarstka, który jest założony na jej ręce.

— Toto, patrz, Mick nauczył się polskiego! — no nie zesraj się Leclerc. — Powiedz ładnie dzień dobry. — szturchnął Niemca w bok.

Siema — wyszczerzył się Mick.

Wolff westchnął ze zrezygnowania i bezsilności nad nimi. Czyli rozumiem, że towarzystwo Kacpra i Piotrka źle na nich wpływa.

Moja strategia na trening była prosta — jak najlepszy czas. Byłem wkurzony, że ta dziewczyna się tu pojawiła. Chcę być lepszy od Lewisa. I to zrobię. Pokaże wszystkim na co mnie stać. Alex uderzył w mur i przerwali przez to sesję. Moja złość prawdopodobnie się opłaciła, bo byłem trzeci, Lewis dziewiąty.

— To tak — zacząłem siedząc na chodniku i trzymając zeszyt, w którym miałem sporządzić plan imprezy urodzinowej dla Micka i Alexa.

— Ty umiesz pisać? — spytał nie dowierzając Max.

Skąd on się tu w ogóle wziął? Przylazł se tu jakby gdyby nigdy nic z Perezem i przeszkadzają. Oprócz nich, wcześniej przylazł tu Lewis z Lisą. Hamilton miał ze mną przygotować plan imprezy urodzinowej, która miała odbywać się w domu Daniela. Ricciardo kazał nam ułożyć harmonogram zabawy.

— Zostawię to bez komentarza — popatrzyłem na niego, unosząc głowę zza notatnika. — Robimy w niedzielę czy poniedziałek? — zwróciłem się do Lewisa. — Bo Danny mówił, że jemu to obojętne i sami mamy sobie ustalić.

— Lepiej w niedzielę, tak gdzieś dwie godziny po wyścigu — odparł.

— To super, ja i Max będziemy świętować swoje podwójne podium — Sergio przybił piątkę z Verstappenem.

— Oby Ferrari was rozpierdoliło — powiedziałem poważnie, patrząc na wszystkich.

Zatrzymałem na chwilę swój wzrok na Lisie. Przeglądała coś na telefonie, nie zwracając większej uwagi na naszą wymianę zdań. To dobrze, mniej przeszkadzania.

— To tak, alko nie musimy kupować, bo Daniel trzyma u siebie w piwnicy... — powiedziałem pod nosem.

— A szampan? — oburzył się Max.

— Weźmiemy ten, który zapewne, w niedzielę otworzysz na podium — odparł żartobliwie Lewis.

— Wypiję go sam i nic dla ciebie nie zostawię — zaczepił go Holender. — A czy piękna pani wybierze się z nami na imprezę urodzinową? — spytał nonszalancko Lisy.

No kurde aż mnie zmroziło na ten tekst.

— Jeśli mogę — powiedziała uśmiechając się do niego.

— Oczywiście — odpowiedział dziewczynie.

— Przypominam, że to nie twoja impreza, tylko Alexa i Micka — powiedziałem lekko naburmuszony.

— Organizowana w domu Daniela, a to moja psiapsi — zaśmiał się Verstappen.

— Zamówiłeś już torty? — spojrzałem na siedzącego obok mnie Lewisa. Chciałem już przerwać tą wymianę zdań.

— Tak, biały dla Micka, niebieski dla Alexa — odpowiedział Hamilton. — Do odbioru w niedzielę po osiemnastej.

— Przyniosę tequillę — zaproponował Checo.

— No i w pytę. Nie będę musiał na was marnować szampanu Ferrari — Max klasnął uradowany w dłonie, a Lisa zaśmiała się uroczo na jego słowa.

— Koleżanka nas popiera, Max — odparł Sergio, szturchając kolegę zespołowego w ramię.

Kierowcy Red Bulla i Lisa byli pochłonięci rozmową. Nie skupiałem się na nich za bardzo. Skoncentrowałem się wraz z Lewisem na liście gości. Jak zwykle to wychodzi, miało być tylko pięć osób, a zostali zaproszeni wszyscy kierowcy Formuły 1 i rezerwowi kierowcy, razem ze swoimi partnerkami. Kilka osób ma się zjawić z Formuły 2 i 3. Będzie balanga jak nic.

— Angela jest w Australii — szepnął do mnie Lu. — Mick chciałby ją zaprosić.

— W porządku — odpowiedziałem, zapisując ją na listę zaproszonych osób. — Matko, ile ludzi tam będzie — westchnąłem, patrząc na zapisaną kartkę.

— Mała impreza urodzinowa, co nie? Za każdym razem tak to się kończy — zaśmiał się Lewis.





mercedesamgf1: CO ZA POWITANIE!❤️ ty w Melbourne🙌

Polubienia: frederikvestiofficial, kimi.antonelli i 82 740 inne osoby

Zobacz wszystkie komentarze: 205

frederikvestiofficial:  @georgerussell63 jak tam nauka polskiego?🤔

^georgerussell63: Wyśmienicie😼





Lewis


Co się odwaliło na drugim treningu to ja nie mam pytań. Russell skończył dziewiąty. A ja osiemnasty.

Kurwa.

Chyba muszę odsapnąć.

Mam już dość tego wszystkiego, tego że nie zająłem w poprzednim sezonie pierwszego miejsca na Grand Prix. Piepszony Verstappen i ten cały Red Bull. Nienawidzę ich wszystkich.

Stałem w salonie mojego apartamentu, wynajętego na czas mojego pobytu w Melbourne. Patrzyłem na miejski krajobraz przez okno. Poczułem jak Lisa objęła mnie od tyłu.

— Nie przejmuj się, jeden trening nie oznacza tego, że jesteś skreślony przez słabe wyniki — odparła łagodnie.

— Wiem. Doskonale o tym wiem i zdaję z tego sprawę — powiedziałem cicho, ze smutkiem w głosie. — Zmieńmy temat — poprosiłem.

— Moi rodzice chcieliby żebym z tobą przyjechała do domu na święta — zagaiła.

— To dobrze — ucieszyłem się lekko. — Jak wrócimy we wtorek do Londynu, to zostaniesz u mnie.

— Do Oxfordshire możemy pojechać w sobotę rano — powiedziała dziewczyna.

— Pokażesz mi dom Hornera — rzekłem z ironią.

— Ta, na pewno. Nie znam jego adresu — zaśmiała się.

— Żartuje przecież — zaśmiałem się pod nosem. — Jutro jadę z George'em na zakupy po prezenty dla chłopaków — Lisa przytaknęła na moje słowa.

— Stresujesz się przed wyścigiem? — mruknęła.

— Trochę, ale to jak zawsze. Raz towarzyszy stres, a raz ekscytacja — wyjaśniłem.

— Dacie radę — uśmiechnęła się szczerze. — Jak nie teraz to na kolejnym.

— Jeśli będziesz mi kibicować to na sto procent sobie poradzimy — zaśmiałem się w odpowiedzi.

Przeczycie podpowiadało mi o tragicznym przebiegu wyścigu dla Mercedesa.

— Zawsze chciałam sobie zrobić tatuaż — powiedziała, przyglądając się moim tatuażom. — Myślisz, że to dobry pomysł?

— Nawet bardzo. Jeśli chcesz możemy to załatwić przed świętami — odparłem.

— Fajnie by było. Mam już nawet pomysł na wzór — uniosła kącik ust, ukazując dołeczki.

— Mogę wiedzieć jaki? — zainteresowałem się.

— Wolę, aby to zostało niespodzianką — powiedziała tajemniczo.





lewishamilton: Parabens Ayrton Mój bohater, zawsze 🇧🇷

Polubienia: mclaren, olliebearman i 2 482 173 inne osoby

Zobacz wszystkie komentarze: 34 032

olliebearman: ❤️❤️❤️

pierregasly: ❤️





23 marca 2024, Australia


George


Lewis odpadł w Q2.

To dobrze.

Nie zaszkodzi mi już na torze.

Teraz rozpoczął się mój czas. Lepsza pozycja na kwalifikacjach od niego. Odpalił mi się tryb rywalizacji. Na torze nie było Logana. Alex wczoraj uszkodził swój bolid, a jechał dzisiaj Williamsem Seargenta. Trochę szkoda mi go było, niczym nie zawinił, a ponosił konsekwencję za Albona. Pomimo słabych wyników powinien pojechać.

Zdobyłem w kwalifikacjach P7, no cóż nie najlepiej, ale zawsze mogło być gorzej.

— Macie jutro wygrać — powiedziałem do Charlesa.

Chwilę temu byliśmy porozmawiać z fanami i rozdać autografy.

— Co to za rozkazy? — zdziwił się Charles. — Czyżby jakiś zakład?

— Wczoraj Checo i Max powiedzieli, że będą świętować na podium. To ja do nich tak ,,Oby Ferrari was rozpierdoliło" — wyjaśniłem.

— Wszystko możliwe — zaśmiał się, klepiąc mnie po ramieniu. — Wiesz mam wrażenie... — przegryzł wargę, zastanawiając się co ma powiedzieć. — Że coś się stało. Wydajesz się strasznie zamyślony — rzucił, przyglądając się mojej twarzy.

— Jakoś nie jestem pozytywnie nastawiony co do jutra — wyjaśniłem, patrząc na czubki moich butów.

— Będzie przerwa, odpoczniesz — odparł. — Umm... George? — powiedział po chwili zdezorientowany. — Czy to nie Lisa? — wskazał na dziewczynę idącą po padoku z Seargentem. — Z Loganem?

— Pójdźmy do nich... — zadecydowałem niepewny. — Lisa? Co ty tu robisz? — zwróciłem się do Collington. — Powinnaś być w garażu Mercedesa.

— Zgubiłam się. Logan zaproponował zaprowadzenie mnie do garażu Mercedesa — odparła z lekkim przestrachem w oczach.

— A Lewis gdzie? — spytał podejrzliwie Charles.

— Przecież jest na dywaniku u Toto — popatrzyłem się na Leclerca.

— Skoro tu już jesteś, George, to zaprowadzisz Lisę? — zapytał mnie Logan.

— Jasne, nie ma problemu.

— Do zobaczenia! — Seargent pomachał Lisie na pożegnanie.

— Cześć Logan! — odpowiedziała mu.

Złapałem ją za zdrowy nadgarstek, trochę za mocno zaciskając na nim palce. Charles aż pobladł, głośno przełykając ślinę na ten gest.

— Co ty robisz? — spytała spanikowana Lisa.

— Chodź — odpowiedziałem, ciągnąc ją za sobą.

Leclerc podążał za nami cały czas, jakby się bał, że coś zrobię Collington.

— Tu kurwa jesteś — mruknąłem pod nosem, dostrzegając Lewisa, zobaczył nas chwilę później i podbiegł do nas.

— Gdzie byłaś? — Lewis zapytał się Brytyjki.

— Zgubiłam się, ale Logan mnie znalazł, rozmawialiśmy ze sobą — wyjaśniła.

Jakby ktoś chciał słuchać jej pierdolenia.

Idę stąd.

— George! — zawołał mnie Charles, gdy się oddaliłem, ale go nie posłuchałem.

Wróciłem przygnębiony do garażu Mercedesa, do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko i zacząłem ryczeć.

Znowu.

Tylko nie to.

Czułem się taki bezsilny.

Jak zwykle.

— Wszedł tutaj — usłyszałem przytłumiony głos Frederika za drzwiami. 

Nie musiałem długo czekać, aż ktoś zapuka. Nie zdążyłem nawet odpowiedzieć, a wejście do pomieszczenia zostało otwarte. Zobaczyłem Freda, za którym stał Charles. Frederik oddalił się, zostawiając nas samych. Monakijczyk wszedł do pokoju i zamknął drzwi.

— Wszystko w porządku? — przysiadł na krawędzi łóżka. — Płaczesz — stwierdził, widząc moje zaczerwienione oczy. — Dlaczego się tak zachowujesz? To przez Lisę i przejście Lewisa do Ferrari?

— Chyba tak... — odparłem, wycierając łzy dłonią. — Dziękuję — powiedziałem, przyjmując od Charlesa chusteczkę.

— Tobie będzie brakowało Lewisa. Mi Carlosa. Jesteśmy z nimi zżyci, ale to nigdy nie przepadnie — przeczesał włosy ręką. — Jak to śpiewał Harry Styles, Welcome to the final show...

— Posłuchamy razem muzyki? — zapytałem Charlesa.

— Dobrze — zgodził się, posyłając mi ciepły uśmiech.

— Napiszesz do Freda, że nie dam rady iść dzisiaj z Lewisem po prezenty i czy nie mógłby za mnie? — poprosiłem. — Wiem, że go nie będzie na imprezie, ale...

— Już piszę — odpowiedział.

Dziękuję za takiego przyjaciela, jakim jest dla mnie Charles. Zawsze potrafił mnie wesprzeć w trudnych chwilach, takich jak ta. Nie wiedzieliśmy jeszcze o tym, ale obaj mieliśmy coś co nas łączyło.

I nie była to utrata kolegi z drużyny...

I heard that you're settled down — zaczął śpiewać Charles.

— That you found a girl and you're married now — dokończyłem za niego


24 marca 2024, Australia


Wyścig nie trwał nawet dziesięć minut, a już taka akcja, Max miał problemy z autem. Hamulce mu się zaczęły palić. No nie powiem, z Verstappena bardzo ognisty chłopak. 

Z Lewisem też nie było za wesoło, awaria silnika. Żółta flaga.

Po jakimś czasie wjechałem do boxu. Wyjeżdżając z niego miałem P7, za Fernando. Szykuje się walka o P6. To było już przedostatnie okrążenie. Rozbiłem się. Pomogli mi wyjść z bolidu, na szczęście nic mi się nie stało.

Carlos wygrał, drugi był Charles, trzeci Lando, a Oscar czwarty.

Moje słowa dotyczące wygranej chłopaków z Ferrari się sprawdziły.

— Gratulacje — powiedziałem, obejmując Carlosa. — Dla ciebie też — posłałem uśmiech Charlesowi. — Jedziemy do hotelu?

Oby ta impreza potoczyła się w jak najlepszym kierunku.

— Możemy — rzekł Leclerc. — Pojedźmy moim autem.

Wszystkie formalności związane z Grand Prix dobiegły końca, tak więc mogliśmy już opuścić teren padoku i wrócić do hotelu.

— Rebecca może z nami pojechać? — zapytał Carlos.

— Pewnie — odpowiedział Charles.

— Ja nie mam nic przeciwko — poprawiłem swoje okulary przeciwsłoneczne.

— To ja i George pójdziemy na parking, do samochodu, a ty przyprowadź Rebeccę — westchnął Monakijczyk.

Carlos natychmiast nas opuścił, ruszając do garażu Ferrari. Obaj kierowcy byli usatysfakcjonowani ze swoich wyników. Szkoda, że ja nie mogę ich osiągnąć. Chyba nigdy nie będzie mi dane. Lewis ma siedem tytułów mistrzowskich, Max ma trzy, Fernando dwa. Fajnie by było jakby w tym roku mistrzem został Charles, no ewentualnie Carlos.

Leclerc otworzył drzwi do auta, siadając następnie na miejscu kierowcy. Zająłem miejsce pasażera obok niego.

— Nie chce mi się na tą balangę — ziewnął Leclerc. — A tobie?

— Jestem trochę zmęczony po wyścigu, więc nie, ale to impreza urodzinowa dla Micka i Alexa. Więc chyba wypada się na niej pojawić.

— Lando wychodzi w środku imprezy — Monakijczyk oparł głowę o zagłówek siedzenia. — I od razu na lotnisko.

— Nie dość, że większość z nas będzie skacowana, to jeszcze będziemy lecieć ponad dwadzieścia godzin... — powiedziałem, wyobrażając sobie jak ja to przeżyję.

— Rozwiązanie jest proste, nie chlej za dużo — zaśmiał się chłopak.

— Tylko, że z wami się nie da nie pić! — zbulwersowałem się. — Szczególnie z Arthurem. Jak byliśmy w klubie w Bahrajnie, byłem w szoku jak zgodził się na wypicie czegoś co nie zawiera alkoholu — zacząłem wspominać noc w Bahrajnie.

— Muszę go wysłać na odwyk... — powiedział poważnie.

— Co?! — popatrzyłem na Charlesa zszokowany.

— Nie mówię na serio, spokojnie — odparł. — To jakie akcje odwala pod wpływem... po prostu są niepowtarzalne! Jeszcze do pary z Mickiem...





georgerussell63: Szkoda tak kończyć wyścig. Całkowicie złapany przez samochód przed nami podczas wjeżdżania w zakręt, straciłem samochód i kilka punktów dla drużyny. Ostatecznie nie byliśmy wystarczająco szybcy w ten weekend i wrócimy silniejsi.

Polubienia: kimi.antonelli, maya_weug i 319 082 inne osoby

Zobacz wszystkie komentarze: 2 601

mickschumacher: W porządku George, w Japonii pójdzie ci lepiej 💪

^georgerussell63: @mickschumacher dziękuję za wsparcie❤️





Lewis


Nie wiem co to za drama się wczoraj odwaliła.

Wkurzony George przyprowadził zdezorientowaną Lisę, a potem uciekł. Mieliśmy kupić razem prezenty dla chłopaków. Okazało się, że nie da rady i poprosił Frederika, aby to ze mną załatwił.

— Weź strój kąpielowy — powiedziałem do krzątającej się po pokoju Lisy.

— Po co? — zdziwiła się. — I tak nie będę mogła pływać przez ten nadgarstek.

— W razie czego warto wziąć. Nie wiadomo co przyjdzie chłopakom do głowy — odparłem.

— W jakim sensie? — zmarszczyła brwi.

— Wrzucą cię do basenu i elo — udawałem poważnego. — Żartuję, ale weź go — powiedziałem, widząc ją w szoku.

— Będzie Fred? — zaciekawiła się.

— Niestety nie. Pojechał już na lotnisko.

Trzydzieści minut później znajdowaliśmy się pod domem Ricciardo, wcześniej odbierając zamówione ciasta. Tak naprawdę to nie był to dom Daniela, tylko jego kolegi, który pozwolił mu na zorganizowanie urodzin pod jego nieobecność w Melbourne.

— To niezłe dary przynieśliście — powiedział ucieszony Daniel, otwierając nam drzwi.

— Gdzie to położyć? — Lisa popatrzyła się na Australijczyka, trzymając w lewej ręce torebki z podarunkami.

— Zanieście to wszystko do jadalni — odparł. — Tędy — poprowadził nas.

Było by normalnie, ale jak zwykle Daniel i chłopaki musieli coś wymyślić. W kuchni zastaliśmy George'a, Lily Zneimer, Rebeccą Donaldson, siędzących przy wyspie kuchennej, oraz oczywiście tak zwaną Armię Minionków.

— Lu! — krzyknął Lando. — Patrz, pieczemy szarlotkę! — wyszczerzył się. — Ała! — popatrzył się na Oscara, który uderzył go ścierką w kark.

Wyczyn stulecia, Norris.

Do godziny impreza rozkręciła się już na całego. Jestem już trochę podpity. Wszystkie dziewczyny jakie tu są przesiadywały nad basenem i plotkowały lub grały w siatkówkę. Angelę widziałem zaledwie kilka razy, nie zdążyliśmy zamienić ze sobą ani słowa, oprócz krótkiego ,,Hej".

Część chłopaków grała w sok — ponga, a druga w Fifę. Chyba mieli już dość F1 23. Inni rozmawiali ze sobą, w tym ja i George. Głośna muzyka dudniła mi w uszach. Popatrzyłem na Estebana, Fernando, Lance'a i dwóch chłopaków, jeden jeździł w F2 a drugi w F3. Zamierzali grać w bilarda, Alonso tłumaczył coś reszcie przy stole do gry, a Lance ustawiał kule do bilarda.

— Nudzi mi się... — narzekał znudzonym głosem George.

— To idź grać w Fifę — popatrzyłem na Yuki'ego i Kevina grających w tą grę, konkretniej mundial Argentyna — Francja.

— Nie chcę mi się... — odparł.

— A co chcesz? — dokończyłem pić colę zero, którą miałem w szklanej butelce.

— Możemy iść na plażę?

Prawie się udławiłem. Co on znowu wymyślił. Zgodzić się i uciec z imprezy, czy nie?

— Umm... Okej... — powiedziałem, nadal bardzo się wahając.

— Bierzemy coś do picia? — George od razu się ożywił.

— A co byś chciał?

— Wódkę od Roberta — uśmiechnął się.

— No dobra — powiedziałem, biorąc ze stołu butelkę z alkoholem. — Idziemy — wstaliśmy od stołu kierując się do wyjścia z domu.

Popatrzyłem jeszcze na zebranych w salonie chłopaków, nikt nie zwrócił na nas uwagi, więc wyszliśmy z domu. Droga do plaży trwała jakieś dwadzieścia minut. Szliśmy w całkiem dobrym nastroju, George puszczał jakąś muzykę ze swojego telefonu. Słońce już dawno zaszło, jedynym źródłem światła były latarki w naszych telefonach i księżyc.

Miałem tylko jedną rozkmine, mianowicie jak wrócimy potem do domu Daniela. I czy ktoś zauważy nasze zniknięcie.

— Już jesteśmy — szepnął George, przekraczając wejście na plażę.

Zostawiliśmy swoje bluzy i butelkę z alkoholem na złocistym piasku.

— Idziemy pływać? — zapytał Russell, ściągając z siebie swoją jasnoniebieską koszulkę z krótkim rękawem.

— Idziemy — westchnąłem, kiwając głową.

— A potem się najebiemy — powiedział, podczas gdy ja ściągnąłem mój biały tshirt.

Chwila, co?

Po pierwsze, od kiedy on używa takich słów.

Po drugie, od kiedy zrobił się z niego alkoholik.

— Zostawię to bez komentarza — popatrzyłem się na chłopaka. — Kto ostatni w wodzie, ten Max na dzisiejszym Grand Prix!

Popchnąłem George'a na piasek i sam ruszyłem biegiem w stronę morza, już po chwili się w nim znajdując. Russell nie zwlekał, tylko od razu się podniósł i ruszył za mną, pojawił się zaraz obok mnie, próbując przy okazji dogonić. Woda sięgała nam do połowy klatki piersiowej. Patrzyliśmy się na siebie. George zaśmiał się cicho, odgarniając swoje mokre włosy z twarzy, podpływając do mnie.

 Zaczęliśmy pływać i się wygłupiać. Nasza zwykła zabawa mogła skończyć się dla George'a tragedią.

 Alarmem że coś jest nie tak był dla mnie moment, kiedy przez dłuższy moment nie wynurzał się na powierzchnię. Prędko do niego podpłynąłem, łapiąc jego ciało i unosząc nad taflę wody. Chłopak gwałtownie zaczerpnął powietrza, wypluwając przy tym odrobinę wody z ust. Natychmiast objął moją szyję ramieniem, aby mieć jakieś wsparcie.

— Wszystko w porządku? — spytałem, a on przytaknął. — Ostatni raz idziesz po alkoholu do wody. Wypiłeś więcej ode mnie...

Wypłynąłem z nim na brzeg, ostrożnie posadziłem go na piasku. Russell pociągnął mnie za sobą, układając moje dłonie po obu jego stronach. Przyglądnąłem mu się przez chwilę.

Jest aż tak najebany?

— Już dobrze George? Jak się czujesz? — spytałem z troską.

— Widziałem gwiazdy — powiedział śmiejąc się.

— Nie trudno ich nie zobaczyć, skoro świecą na niebie — wywróciłem oczami.

— Masz rację. Już nigdy więcej pływania po alkoholu, nawet jeśli wypiliśmy na początku mało na początku i zdążyliśmy już choć trochę wytrzeźwieć — westchnął.

Przywróciło trzeźwy rozumek?

— Carmen by mnie zabiła, gdyby coś ci się stało — podniosłem się, siadając obok George'a.

— Otwieramy? — Russell wskazał na butelkę, robiąc błagającą minę.

Nie zdążyłem mu nawet odpowiedzieć, a ten już ją odkręcił, biorąc pierwszy łyk.

— Mocne... — przyznał.

— Pokaż — powiedziałem, a on podał mi flaszkę. Napiłem się trochę, od razu czując ten charakterystyczny smak. — Faktycznie.

Gadaliśmy o niepoważnych tematach, na zmianę pijąc wódkę. Siedzieliśmy tu już chyba... trzy godziny, pewnie bylibyśmy tutaj do rana, gdyby nie mój dzwoniący telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni mojej bluzy. Nie patrząc kto dzwoni odebrałem przychodzące połączenie.

— Kurwa Lewis, gdzie ty jesteś?! — usłyszałem pretensjonalny głos Arthura. — Żremy zaraz tort, a ciebie nie ma!

— Zapytaj się czy jest z nim George! — powiedział w tle Mick.

— A przy okazji jest z tobą Russell?!

— Po pierwsze, dlaczego się drzecie jak stare baby w kościele. Po drugie, tak, jest ze mną, właśnie wpadł na ,,super" pomysł żeby iść na plażę — popatrzyłem na George'a, którego głowa była położona na moim ramieniu.

— Wyślij pinezkę, już po was jadę z Angelą — odparł Arthur.

— Ja też chce! — krzyknął do niego Mick.

— To chodź — odpowiedział mu. — Zaraz przyjedziemy — zwrócił się do mnie, zakańczając rozmowę.

— No, wstawaj, zaraz się tu zlecą — rzekłem do Russella.

— Eh, a był taki spokój.

— Jeszcze na pewno nie raz wymkniemy się z imprezy — zapewniłem go, mrugając porozumiewawczo okiem.





***

Author note:

Mam nadzieję, że ten rozdział się spodobał.

Fragment o tym, że Ferrari pokona Red Bulla pisałam w sobotę, tydzień temu. Chyba przewidziałam przyszłość🤭

Jak tam nastroje po awansie Polaków na Euro i po wyścigu w Australii?

Jeśli są gdzieś błędy bardzo proszę o napisaniu w komentarzach.

Do następnego!!!

Katherine_Megan001

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro