Szczyty
Gdzie ten ambitny, płonący ogień?
Gdzie ten zapał i ta szczęśliwość?
Gdzieżby myśleć, że w tym miejscu będę
Stać i patrzeć, na to, co się dzieje
Miejsce od dawien marzone zajmuję
Tak blisko już celu, zdawać by się mogło
Tak blisko, tak prosto, ze spokojem
Bez zająknięcia do góry iść można
Już za połową, wstecz patrząc
A w duszy gra smutek, żal i strach
Przyszłości obawia się dusza cała
Tak bliska widzianych w snach wizji
Gdy góry daleko, to łatwo mówić
Że się szczyty wszystkie zdobędzie
Gdy jednak u zbocza, czy już na szlaku
Strach i obawy dręczą duszę cicho
Czy sobie poradzę?
Czy temu sprostam?
Czy starczy mi sił?
Czasem w połowie naszej drogi
Łatwiej zawrócić, niźli iść dalej
Ale czy patrząc na szczyty z dala
Nie chciało się patrzeć z ich góry?
281118
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro