O miłości
Ołówek był mu bratem, gitara kochanką,
żył w świecie będącym kryształową bańką.
Samotnik, biesiadnik, od ludzi z dala,
ważniejsza mu w życiu z porcelany lala.
Bo piękna, bo miła, muzą mu bywała,
żałował jedynie, że śpiewać nie umiała.
Na ogniskach grywał, portrety rysował.
Każde natchnienie tak samo szanował.
Aż nadszedł go dzień cichy i deszczowy,
prowadząc prosto w ludzkie korowody.
Ten mały artysta z przepiękną duszą,
zderzył się czołem z żołnierską kuszą.
W tłum ludzi upadł, na ziemię runął,
Nad nim z kpiną gołąb przefrunął.
Kałuża go zmoczyła, buty podeptały,
I tak oto skończył nasz artysta mały.
Wiedziony instynktem, niczym innym wcale,
uniósł swe oczęta nie wyżej niż dwa cale.
Podniósł się raptowniej, niż ta ludzka zgraja
i spojrzał w oczy tej, co kochać go na zawsze miała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro