□23□
David siedział z Carbo, Erwinem, Lucas'em, Dorianem, Labo i Vasquez'em w salonie w domu Nico.
Brunet przekonał się do Vasquez'a i się zaprzyjaźnili.
Siedzieli i grali w gry na Xbox lub w jakieś karty typu uno lub inne gry planszowe.
---KURWA ZJEBANA TA GRA-- krzyknął wkurzony David, a Dorin z którym grał śmiał się z niego.
---Spokojnie to tylko gra-- zaśmiał się Carbonara grający z Labo w uno.
---No wiem Nico, ale wkurwia mnie to-- powiedział biorąc znów pada do ręki, żeby grać dalej.
---VAZQUEZ!-- wydarł się Erwin.
---Co?-- zapytał Whiskas wracający z łazienki.
---Otwórz drzwi pizza przyjechała-- powiedział i wrócił do grania z Lucas'em w szachy.
Brunet mruknął coś w odpowiedzi i poszedł otworzyć drzwi, po chwili wrócił do salonu z trzema pudełkami pizzy. Położył je na stole i usiadł obok Labo i Carbo, wziął swojej karty.
---KURWA!-- znów może było usłyszeć Davida i śmiech Doriana.
---JAPIERDOLE JA Z TOBĄ NIE GRAM-- stwierdził zrezygnowany brunet.
---Czemu?!-- zapytał przez śmiech Dorek, patrząc na kolegę.
---Kurwa nie wkurwiaj mnie, z tobą nie da się w to wygrać-- powiedział zrezygnowany.
---Chcesz się zamienić?-- zapytał przez śmiech Erwin.
---Oj może lepiej nie! On w szachy wkurwi się jeszcze bardziej-- ostrzegł Carbonara.
---Nie prawda?-- powiedział David patrząc na swojego chłopaka.
---Chcę to zobaczyć, jak nie denerwujesz się przy szachach-- zaśmiał się białowłosy.
---To patrz!-- powiedział dumnie i zamienił się z Erwinem miejscami.
Laborant i David ustawili od początku pionki na początkowe miejsca, a po chwili David spojrzał na plansze i zaczął się nad czym zastanawiać...
---Co?-- zapytał Labo patrząc na niego.
---Jak w to się gra?-- zapytał cicho, żeby reszta nie usłyszała, na co Laborant wybuchnął śmiechem.
---Co śmieszy Labo?-- zapytał Carbo patrząc na nich.
---Nic...-- powiedział David patrząc na Laboranta.
---Tia nic-- uspokoił się Labo
--------------------------------------
Czas mijał im bardzo szybko, to szczęście i śmiech przerwał dzwoniący telefon David'a...
---Halo?-- powiedział odbierając i idąc do innego pokoju, gdyż reszta nadal śmiała się z czegoś.
---Cześć David-- powiedział ktoś po chwili ciszy.
---Ciocia?-- zapytał zdezorientowany.
---Oczywiście, że ja-- powiedziała kobieta.
---Mam dla ciebie wiadomość...
---Um... Okej? To jaka to wiadomość ciociu?-- zapytał od razu.
---Dopiero dziś się o tym dowiedziałam, a minął tydzień od wyjazdu twoich rodziców... David oni nie żyją...Samolot którym lecieli rozbił się w lesie i kilka godzin temu do znaleziono...-- powiedziała smutno kobieta.
---Co..?-- zapytał nie wierząc.
---Żartujesz tak?-- powiedział, a łzy powoli zbierały się w jego oczach.
---Chciałbym David, ale nie...
---Muszę kończyć będziemy w kontakcie-- powiedziała i zakończyła połączenie.
Brunet zsunął się po ścianie patrząc w jeden punkt trzymając nadal włączony telefon w ręce.
Nie było mu szkoda tego starego dziada, którego nienawidził z całego serca... Było mu szkoda jego matki, która zawsze była dla niego wsparciem, zawsze rozumiała jego problemy lub wątpliwości, zawsze mu pomagała gdy miał problem...
Po prostu zawsze była przy nim...
David już nie hamował łez.
Siedział i płakał cicho, nie zwracając uwagi na śmiechy z innego pokoju...
--------------------------------------
---KURWA!-- krzyknął Dorian.
---Następnym razem ci się uda-- zaśmiał się Laborant.
---KURWA JAK TY ZAWSZE ZE MNĄ WYGRYWASZ W TE SZACHY-- krzyknął patrząc na plansze przed sobą.
---Po prostu umiem w to grać-- zaśmiał się Michael.
---TY KURWO! JA TEŻ UMIEM-- oburzył się Lych.
---Dobra, dobra umiesz-- zaśmiał się Labo, patrząc na kolegę.
---Widzieliście Davida?-- zapytał wszystkich Carbonara.
---Poszedł gadać przez telefon, ktoś do niego zadzwonił-- powiedział Erwin nie odwracając wzroku od ekranu telewizora, nie chciał po prostu przegrać z Vasquez'em.
Nico coś nie pasowało było to dobre trzydzieści minut temu...
Da się tyle rozmawiać przez telefon?
Stwierdził poszukać chłopaka i wyszedł z salonu.
--------------------------------
Capela siedział w swoim domu, w swoim pokoju i przeglądał Twitter'a.
Nigdy nie narzekał na samotność lub nudę, bo średnio lubił większe towarzystwo.
Jego ciszę i spokój przerwał dzwonek do drzwi, wstał z łóżka i zszedł na dół otworzyć drzwi...
---Hank? Pisicela? Montanha? Co wy tu robicie?-- zapytał widząc trzech kolegów.
---Jak to co! Idziesz z nami do Sonny'ego!-- krzyknął radośnie Hank.
---Po co?-- zapytał nie widząc.
---Jak to po co? Robi "mini imprezę" i nas zaprosił-- wyjaśnił Montanha.
---Super, ale mnie nie-- odezwał się Dante patrząc na nich.
---Co? Jak to?-- zapytał Pisi.
---Nie dostałem żadnego zaproszenia-- powiedział, wiedząc że nawet jakby dostał to by nie poszedł.
---Ale jak to?! Czemu cię nie zaprosił?-- zapytał Hank.
---Nie wiem? I tak bym nie poszedł-- wzruszył ramionami Capela.
---Dzwonie do niego-- powiedział cicho Pisicela.
---Co? Po co? Nie dzwoń!-- krzyknął Capela od razu.
---Czemu nie?-- zapytał Pisi mając już dzwonić.
---Po co masz dzwonić?-- zapytał głupio Dante.
---Nie ważne-- odezwał się Janek i wybrał numer do Sonny'ego przykładając telefon do ucha, na co Dante spojrzał na niego wkurzony.
Cała trójka weszła do domu czarno-włosego, a on zamknął drzwi.
Montanha i Hank usiedli na kanapie w salonie, a Capela na czarnym fotelu w rogu pomieszczenia.
Pisicela natomiast stał na środku czekając, aż Rightwill odbierze...
---Halo?-- usłyszał Janek w telefonie.
---SONNY!-- wręcz krzyknął Pisicela.
---No ja?-- odezwała się starszy.
---Mam do ciebie pytanie-- powiedział Pisicela.
---No i po co Janek?-- zapytał Capela, co usłyszał Sonny.
---Ty cicho bądź Dante-- powiedział Hank do czarno-włosego.
---Co tam się dzieje?-- zapytał Rightwill słysząc rozmowy.
---Hank kłóci się z Capelą-- powiedział Janek.
---NIE KŁÓCIMY SIĘ?-- odwiedzili równocześnie, na co Montanha się zaśmiał patrząc na nich wkurzone twarze.
---Idziecie na tą imprezę do mnie?-- zapytał Sonny w końcu.
---Właśnie ja w tej sprawie dzwonię, nie zaprosiłeś Capeli-- powiedział Janek od razu.
---Jak to? Nie wysłałem mu wiadomości? Wydawało mi się, że wysłałem... No nie ważne zabieraj go i chodzicie-- powiedział Sonny i rozłączył się, słysząc dzwonek do swoich drzwi.
---No to idziemy-- odezwał się radością Pisicela.
---Ty też depresjo-- dodał parząc na czarnowłosego.
Dante westchnął i wstał z fotela.
Cała czwórka ruszyła do domu Rightwill'a na imprezę...
----------------------------------------
Carbonara szukał swojego chłopaka, aż znalazł go skulonego na korytarzu.
Zdezorientowana podszedł do niego i usiadł obok przytulając go do siebie.
---Co się stało Davidek?-- zapytał cicho przytulając go.
---Nico... Oni nie żyją...-- wymamrotał cicho przytulając się mocniej do biało-włosego.
---Kto?-- zapytał nie rozumiejąc, co ma na myśli brunet.
---Moi... Rodzice-- powiedział cicho.
Carbo nie widział co ma powiedzieć, no bo nie powie "wszystko będzie dobrze" bo tak nie będzie... I on o tym wiedział równie dobrze jak brunet.
David był wdzięczny, że biało-włosy nie mówi tych pustych słów.
---David?-- odezwał się po chwili biało-włosy, na co brunet odsunął się trochę od niego, żeby spojrzeć mu
w oczy.
---Wiesz, że cię kocham?-- zapytał z lekkim uśmiechem.
---Wiem ja ciebie też-- odezwał się cicho David z małym uśmiechem i pocałował biało-włosego, po czym znów się do niego przytulił.
---------------------------------
---UNO KURWO!-- krzyknął Dorian, na co Laborant się zaśmiał razem z Lucas'em.
---Wreszcie z tobą wybrałem!-- powiedział kierując słowa do Labo.
---Ale to UNO, a nie szachy. W szachy nigdy ze mną nie wygrasz-- odezwał się z wrednym uśmiechem Laborant.
---Dobra spokojnie panowie-- zaśmiał się Lucas.
---Gramy jeszcze raz?
---No jasne-- odwiedzili równo, a Lucas zaczął rozdawać na nowo karty.
---JAK KURWA?-- "zapytał" Knuckles.
---Jestem w to po prostu lepszy-- zaśmiał się Vazquez patrząc na ekran, który wyświetlał wyniki.
---Gramy jeszcze raz-- stwierdził siwo-włosy i włączył grę od początku.
---------------------------------
Pisicela zapukał właśnie do drzwi, po chwili otworzył im Sonny Rightwill.
---Siema-- powiedział z uśmiechem.
---Zapraszam chodzicie-- powiedział i zaprosił ich do środka.
Impreza jak to impreza, jedni się bawili świetnie inni już niekoniecznie.
Różnie bywa, zależy od osoby.
Dlaczego Sonny Rightwill organizował tą imprezę? Proste była to impreza z okazji zakończenia nauki w tym liceum. Oczywiście nie każdy ją kończył, ale Sonny był już ostatni rok jak niektórzy, a do końca roku szkolnego został zaledwie tydzień.
Nie wiedział czy utrzyma kontakt z tymi ludźmi... Bo tego nie da się przewidzieć. Miał nadzieję, że jednak jeszcze kiedyś będzie miał okazję z nimi pogadać czy coś.
-----------------------------------
"Impreza" u Carbonary trwała z tego samego powodu, no może to było jednak spotkanie przyjaciół czy coś?
Ciężko nazwać to imprezą.
-----------------------------------
Witam serdecznie kochani moi!
Jesteśmy blisko końca!
Przewiduje już tylko jeden rozdział który będzie zakończeniem!
Sadge że już koniec, ale nie da się ciągnąć jednej historii niewiadomo ile więc no niestety :(
Kocham was i pozdrawiam!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro