Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[30]

BAEKHYUN:

Po tym jak Suga zasnął tuż obok mnie w moim łóżku czułem, że nie jestem samotny. I nawet jeśli straciłem Chanyeola, mam przy sobie swoich przyjaciół, na których mogę liczyć.

Zabawne, jeszcze pół roku temu nigdy bym tak o nich nie pomyślał.

***

- Baekhyun! BYUN. Chanyeol się zabił. Przez ciebie mój przyjaciel nie żyje.

Poderwałem się z łóżka i patrzyłem zdezorientowany na Jongina stojącego w progu moich drzwi. Był ubrany w czarny garnitur i ciemny krawat.

Wstałem i bez słowa podszedłem do niego.

- Chodź za mną – powiedział.

Popatrzyłem na lustra, które stało po mojej lewej. Byłem ubrany w czarne spodnie oraz czarną koszulę z długim rękawem. W ręce trzymałem czerwoną różę, której wcześniej nie zauważyłem.

Ruszyłem za Kaiem i parę chwil później znaleźliśmy się jego pokoju. Namjoon, Jimin, Luhan, Sehun i Suga byli ubrani podobnie do nas i milczeli stojąc przy szeroko otwartym oknie.

- Popatrz, jaki z ciebie morderca – Jongin zaprowadził mnie do parapetu. 

Gdy wychyliłem się przez okno dostrzegłem na chodniku otwartą trumnę, a w niej ciało Chanyeola, również elegancko ubranego. Usłyszałem dźwięki naszej ulubionej piosenki, która zdawała się roznosić po całym miasteczku akademickim. Z każdej strony.

- Nie mógł sobie wybaczyć błędu – powiedział Jimin – ale teraz już nigdy nie będzie sprawiał ci problemów.

- Jesteś samolubny, Baekhyun – usłyszałem głos Luhana – myślałem, że go kochasz.

- Miłość wybacza największe błędy – powiedział Suga przytulając do siebie Jimina.

- Nawet mnie porzucił dla ciebie – w pokoju dosłownie znikąd pojawił się również ubrany w czerń Zelo.

- Naprawdę sądziłeś, że on cię nie kochał? 

- Jesteś samolubny.

- Nie masz serca.

- Nie potrafisz wybaczać.

Wszystkie ich wypowiedzi mieszały mi się w głowie i odbijały echem. Czułem, że robi mi się niedobrze. Wybuchnąłem panicznym płaczem. 

Straciłem Chanyeola na zawsze.

Teraz już nie ma drugiej szansy.

Teraz już nie ma nadziei.

Teraz już nie ma jego.

Dźwięki sentymentalnej piosenki stawały się coraz głośniejsze, a ja zauważyłem, że róża w mojej dłoni zwiędła.

Byłem cały roztrzęsiony i zacząłem krzyczeć z bezradności.

Nie ma go i już nie będzie.

Stanąłem na parapecie. Wszystkie głosy osób w pomieszczeniu ucichły. Zostałem sam. Piosenki również już nie było.

Wyrzuciłem zwiędnięty kwiat, który wylądował na betonie tuż obok trumny Chanyeola.

Wpatrywałem się w dół, a następnie podjąłem decyzję.

Jeśli nie mogę kochać go w tym życiu...

Wychyliłem się do przodu, by stracić równowagę.

...to będę go kochać w tym kolejnym.

***

Obudziło mnie samoistne szarpnięcie mojego ciała. Z krzykiem i nadal zapłakany zerwałem się do siadu przy okazji budząc Sugę.

- Baekhyun, co się dzieje, czemu ryczysz? – zapytał zaspanym głosem od razu przytulając moje roztrzęsione ciało.

Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa i rozglądałem się spanikowany po pokoju, w którym się znajdowałem.

Gdy zorientowałem się, że jest to mój, a nie Jongina pokój oraz że razem z Sugą nie jesteśmy ubrani jak na pogrzeb nieco się uspokoiłem.

- Chanyeol żyje, tak? – zapytałem drżącym głosem, na co Suga zmarszczył brwi odsuwając się od mojego ciała.

- Miałeś koszmar?

- ŻYJE, TAK?! 

- NIE DRZYJ MORDY. TAK, ŻYJE, KURWA – wrzasnął zaspany Suga, a ja lekko się odsunąłem przestraszony.

- Kurwa – mruknął pod nosem – przepraszam, nie chciałem wybuchać. Chodź spać, Baek. To był tylko koszmar.

Zdziwiłem się bardzo na jego przeprosiny i zanim się zorientowałem leżałem z powrotem na materacu i czułem jego rękę na swoim torsie.

Po godzinie leżenia w końcu udało mi się usnąć.

Niedługo po tym budziły mnie jednak wrzaski... Jimina?

Co on tu robi?

O czym on mówi?

- Mmh, co się dzieje? Suga? – usiadłem na łóżku, w którym jego już nie było. 

- BO... TO BYŁ PRZYPADEK... ON... ON NIE CHCIAŁ... ON NIGDY NIE ZROBIŁBY MU KRZYWDY - Jimin wybuchł histerycznym płaczem - A TERAZ... CHAN NIE ŻYJE!

Poczułem jak moje serce się zatrzymuje, a tlen nie dostaje się do moich płuc.

Nagle drzwi otwarły się z hukiem.

- JIMIN, ON SIĘ WYKRWAWIA, DZWOŃ NA POGOTOWIE! 

Resztkami sił, ignorując zawroty głowy spowodowane silnym stresem, podniosłem się z łóżka i podszedłem do całej trójki.

- Co się, kurwa, dzieje? O czym wy mówicie?! – czułem, że nogi niemal się pode mną uginają.

- Cicho bądź, księżniczko, nie mam aktualnie ochoty na twoje humorki - warknął Kai - nawet ja na korytarzu słyszałem krzyki Jimina.

Chanyeol...

Nie żyje?

Przecież to miał być tylko koszmar...

To nie miało się tak skończyć...

W końcu miałem mu wybaczyć...

W końcu mieliśmy być szczęśliwi...

- BAEKHYUN, TAK MI PRZYKRO – wykrzyczał Jimin i podszedł bliżej mnie.

Ignorując całą trójkę rzuciłem się biegiem w stronę schodów i zaraz znalazłem się na szóstym piętrze. Od razu odnalazłem pokój chłopaków, w którym drzwi były otwarte, a na środku leżało ciało mojego Chana. Z tyłu jego głowy oraz z łuku brwiowego wypływała krew.

Upadłem na kolana tuż przy leżącym chłopaku.

- Kurwa! Dzwońcie po pogotowie, pojeby! - nie widziałem nawet, którego z chłopaków słyszę. 

Nie byłem w stanie skupić się na niczym innym niż tylko na zamkniętych oczach Chanyeola.

Z moich natomiast od razu wypłynęło kilka łez przerażenia. Popatrzyłem na Kaia z nienawiścią.

- CO TY MU ZROBIŁEŚ, KURWA, PYTAM, CO TY MU ZROBIŁEŚ?! 

- TO, KURWA, TWOJA WINA! – na jego odpowiedź zerwałem się z ziemi i mocno go popchnąłem tak, że potknął się o... walizkę?

- Kurwa, jesteś psychopatą! Co ty mu zrobiłeś?! – nie wytrzymałem i wybuchnąłem głośnym płaczem. Poczułem, że któryś z chłopaków łapie mnie od tyłu i usłyszałem uspokajanie Sugi.

Jongin zaczął się wydzierać, że to wszystko to moja wina, wyjaśnił sprawę walizki, a mi zrobiło się niewyobrażalnie głupio. Poczułem się prawie tak jak we śnie.

Wszyscy mogliśmy go stracić.

Nie musiałby nawet umierać.

Wystarczyłoby, że tego poranka wyjechałby na zawsze.

Przestałem się szarpać i parę razy pociągnąłem nosem patrząc prosto na blondyna.

- Jongin, ja go tak bardzo kocham – mój głos był spokojny, lecz roztrzęsiony. 

Poczułem jak Suga delikatnie rozluźnia swój uścisk i w końcu mnie puszcza. Chciałem się już całkowicie uspokoić, ale nagle dotarła do mnie powaga sytuacji.

- DLATEGO JEŚLI COŚ MU ZROBIŁEŚ, TO ZADBAM, ŻEBY WPIEPRZYLI CIĘ DO WIĘZIENIA NA RESZTĘ ŻYCIA, POJEBIE! – wrzasnąłem i rzuciłem się w jego stronę popychając najmocniej jak tylko dałem radę.

Wszystko działo się tak szybko, że nie zauważyłem nawet kiedy Chanyeol znalazł się na noszach i został wyniesiony z pokoju. Od razu wybiegliśmy z chłopakami na zewnątrz.

Wszyscy zatrzymali się parę metrów przed karetką, do której ratownicy wsadzali mojego Chana. Blokowali mi drogę więc prawie każdy dostał z łokcia. Po paru sekundach przedarłem się do jednego z mężczyzn pogotowia. 

- Ja chcę... muszę jechać z nim – starałem się zabrzmieć najgroźniej jak się da.

- A jest pan spokrewniony? Inaczej nie ma szans. Takie są procedury.

Miałem ochotę ich zwyzywać i pobić, ale wiedziałem, że muszę szybko coś wymyślić.

- Ja... jestem jego narzeczonym.

Czekałem na odpowiedz z mocno bijącym sercem. Zdawało mi się, że minęły godziny.

Mężczyzna poparzył na mnie od stóp do głów.

- Proszę szybko wsiadać, pacjent traci dużo krwi.

***

Siedziałem w poczekalni, a po chwili drzwi sali, za które zabrali Chanyeola otworzyły się. Pielęgniarki wiozły łóżko, na którym leżał, a ja szybko do niego podbiegłem.

Po zapewnieniu kobiet, że szwy założone są poprawnie, a Chan niedługo się obudzi odetchnąłem z ulgą. Parę chwil potem siedziałem już przy jego łóżku w jednej z sal. 

Trzymając jego dłoń patrzyłem na jego spokojną twarz i starałem się hamować łzy.

Nic się nie stało.

On będzie żył.

Spokojnie.

Wziąłem głęboki oddech i w tym momencie zauważyłem, że powieki Chanyeola lekko się rozchylają.

- Boże, Channie – wyszeptałem, a łzy spłynęły po moich policzkach – jak mogłeś chcieć wyjechać? Jak mogłeś chcieć zostawić przyjaciół?! - powoli zacząłem czuć zdenerwowanie, spowodowane jego głupotą.

Chan skierował na mnie swój zdezorientowany wzrok, ale trochę zmartwiło mnie to, że nie dostrzegłem na niej nawet cienia uśmiechu.

- Jak mogłeś postąpić tak lekkomyślnie wiedząc, że zadajesz się z psychopatą! – zdenerwowałem się już na dobre - ten debil rozbił ci szklaną butelkę na głowie! JAK TY MOŻESZ SIĘ Z NIM W OGÓLE PRZYJAŹNIĆ?! ON JEST NIEBEZPIECZNY DLA OTOCZENIA!

No i chuj z ckliwego przywitania.

Czekałem na jakąkolwiek reakcję brązowłosego, jednak z każdą sekundą odczuwałem coraz większy niepokój. 

- K-kim ty jesteś? – wyraz jego twarzy zmienił się na przerażony, a on sam wyciągnął swoją dłoń z tej mojej – co ja tu robię? – zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.

- Co? – zrobiło mi się lekko słabo – Chan? O czym ty mówisz?

- Przepraszam, ale... znamy się?

Ponownie tego poranka zaczęło mi brakować tlenu w płucach. Nie miałem pojęcia co powinienem zrobić.

- Channie, przecież... przecież to ja, Baekkie. Pamiętasz mnie, prawda? Jestem twoim... jestem...

Zawahałem się na chwilę.

Niepotrzebnie.

- Jestem twoim chłopakiem – poczułem jak łzy zaczynają spływać niekontrolowanie po moich policzkach – kocham cię, Channie, pamiętaj mnie, proszę – zacząłem panikować i nie zwracałem uwagi na to, że chłopak chce coś powiedzieć – ja ci wszystko wybaczam, wiem, że mnie kochasz. Ja ciebie też kocham, pamiętasz to, prawda? – zacząłem cicho płakać i schowałem twarz z dłoniach – a pamiętasz naszą piosenkę? Channie, pamiętasz ją, pra...

- Baekhyun... Em, Baekkie...? Skarbie! – gdy usłyszałem te słowa popatrzyłem na niego zszokowany z mokrymi od łez oczami.

Chwycił moje obie dłonie, a wyraz jego twarzy wskazywał na jego ogromne zakłopotanie. 

On chyba nie...

- Skarbie, ja tak jakby trochę żartowałem... Nigdy nie byłbym w stanie cię zapomnieć, Baek. Ja też cię...

- TY JESTEŚ NORMALNYM POJEBEM –wyrwałem dłonie z tych jego i zerwałem się z krzesła jak poparzony – popieprzyło cię, idioto?! Jak mogłeś... jak mogłeś udawać, że... UGH, NIENAWIDZĘ CIĘ, PARK CHANYEOL – poczułem spore rumieńce na policzkach.

GADAŁEM MU TAKIE RZECZY, A ON UDAWAŁ.

WREDNA MAŁPA.

- WREDNA MAŁPA! – wrzasnąłem wskazując na niego palcem i zauważyłem, że Chanyeol wybucha śmiechem i ostrożnie podnosi się z łóżka.

Gwałtownie odwróciłem się tyłem do niego krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

Jednak gdy poczułem jego dłonie na swoich ramionach uśmiechnąłem się pod nosem. Chanyeol odwrócił mnie delikatnie ale stanowczo w swoją stronę i popatrzył uważnie w moje oczy.

- Skarbie, nieładnie tak przerwać, jak chcę coś powiedzieć – ujął dłonią mój policzek – ja ciebie też kocham, mój chłopaku.


CHANYEOL: 

Z trudem uchyliłem ciężkie powieki. Oślepiło mnie dość jasne światło i biel panująca na ścianach. 

Szpital? Super.

Kurwa, co mi znowu zrobiłeś, Jongin?

- Boże, Channie –usłyszałem po prawej i od razu odwróciłem głowę w stronę znajomego i uwielbianego przeze mnie głosu.

Tego samego, który jeszcze kilka godzin temu pozbawił mnie jakiejkolwiek nadziei na wybaczenie błędu i zabrał część mnie ze sobą.

Baekhyun.

– Jak mogłeś chcieć wyjechać? Jak mogłeś chcieć zostawić przyjaciół?! - po jego bladych policzkach spływały łzy, a ja patrzyłem na niego zdezorientowany.

Czemu tutaj przyszedł? 

Czemu siedzi przy moim łóżku?

Przecież mnie nienawidzi. 

Baek zaczął krzyczeć na mnie oraz wyzywać Jongina, który jak się okazało uderzył mnie butelką w głowę, tylko żeby powstrzymać mnie przed wyjazdem. 

Nie wiem czy mam go za to zabić czy zabić.

Jego podniesiony głos drażnił moje uszy i powodował lekki ból głowy, a jego złość na moją osobę podsunęła mi świetny, ale i samobójczy pomysł. 

Żyje się raz.

Nie będzie franca na mnie krzyczeć.

Mocne uderzenie w głowę często powoduje amnezję, a ja jestem ciekaw co na to powie Baekhyun. Co gdy jego były chłopak zapomni wszystko za sprawą nieszczęśliwego wypadku? Z trudem powstrzymałem wpływający na twarz chytry uśmieszek i zacząłem swoją zabawę. 

- K-kim ty jesteś? – wyciągnąłem swoją dłoń z jego i wpatrywałem się w niego przerażony – co ja tu robię? 

Mina Baeka mówiła, że połknął haczyk, a lekkie show z rozglądaniem się po pokoju dało mi do zrozumienia, że jednak mogłem wybrać się na aktorstwo. 

Zszokowany moim pytaniem o naszą znajomość Baek zaczął lekko panikować i upewniać się czy na pewno nie pamiętam jego osoby, a mi robiło się coraz bardziej głupio. 

Nigdy bym go nie zapomniał. Za bardzo go kocham.

"Jestem twoim chłopakiem"?

Moje serce przyśpieszyło, a łzy które zaczęły spływać po policzkach chłopaka uświadomiły mnie, że pora kończyć zabawę bo zaszło to za daleko. Nie chciałem, żeby znowu przeze mnie płakał. 

– Kocham cię, Channie, pamiętaj mnie, proszę. Ja ci wszystko wybaczam, wiem, że mnie kochasz. Ja ciebie też kocham, pamiętasz to, prawda?

Każda próba przerwania tej małej gadule, kończyła się porażką i ignorowaniem mnie. 

Cholera, cholera, cholera. Teraz na pewno zginę. Nie spodziewałem się, że tak bardzo się przede mną otworzy. Chociaż z drugiej strony dowiedziałem się, że mój mały miś nadal mnie kocha i...wybacza mi?

Taki chłopak to skarb, już nigdy go nie zawiodę.

- A pamiętasz naszą piosenkę? Channie, pamiętasz ją, pra...

Koniec.

- Baekhyun... Em, Baekkie...? Skarbie! – natychmiast opuścił ręce, którymi chwilę wcześniej zakrywał twarz i spływające po niej łzy.

Od razu ująłem jego, jeszcze mokre od łez dłonie i spojrzałem na niego lekko zakłopotany.

Zginę bardzo.

- Skarbie, ja tak jakby trochę żartowałem... Nigdy nie byłbym w stanie cię zapomnieć, Baek. Ja też cię...

- TY JESTEŚ NORMALNYM POJEBEM - krzyknął w moją stronę i gwałtownie wstał z krzesła – popieprzyło cię, idioto?! Jak mogłeś... jak mogłeś udawać, że... UGH, NIENAWIDZĘ CIĘ, PARK CHANYEOL.

Powstrzymałem się przed śmiechem, który wywołany był jego piskliwym od zdenerwowania głosem i czerwonej od rumieńców twarzy. 

- WREDNA MAŁPA! – wrzasnął, a ja już nie wytrzymałem i zaśmiałem się głośno. 

Moja mała złośnica. Uwielbiam go takiego.

Podniosłem kołdrę, którą byłem przykryty i powoli zacząłem podnosić się z łóżka. Baekhyun w ekspresowym tempie odwrócił się tyłem do mnie i stał tak dopóki nie odwróciłem go przodem do siebie.

- Skarbie, nieładnie tak przerwać, jak chcę coś powiedzieć – ująłem dłonią jego policzek i delektowałem się jego aksamitną fakturą– ja ciebie też kocham, mój chłopaku.

Szczerze mówiąc, nie minęło dużo czasu od naszego ostatniego pocałunku, ale tak bardzo pragnąłem to zrobić. Tęskniłem za Baekiem, jego ustami i jego reakcjami na moje działania. Za jego noskiem, który marszczył kilka minut temu wydzierając się na mnie. Za moim ideałem, za moim całym światem.

Pochyliłem się nad nim w celu połączenia naszych ust, ale nagle ogarnął mnie niepokój. 

Co jeżeli to za szybko? Może Baek potrzebuje czasu, a ja od razu chcę go całować. 

Zatrzymałem się centymetry od jego twarzy, trzymając jedną dłoń na jego biodrze, a drugą na policzku. Nie potrafiłem nic wyczytać z jego oczu i to przerażało mnie jeszcze bardziej. 

- Baek, czy ty jesteś got... czy mógłbym no... em i czy ty byś chciał - gubiłem się w własnych słowach, a moje zdenerwowanie całą tą sytuacją rosło z sekundy na sekundę - bo ja bym chciał bardzo i...

Chłopak opuścił głowę zakłopotany, dając mi tym odpowiedź.

Przesadziłem, wiedziałem.

Już miałem się od niego odsunąć kiedy mi w tym przeszkodził.

- Pocałujesz mnie w końcu, idioto? - mruknął pod nosem, a palcami ująłem jego podbródek i uniosłem go tak, żeby spojrzeć mojej miłości w oczy.

Piękny.

- Za tego idiotę, to powinieneś po tyłku dostać - zaśmiałem się cicho i połączyłem swoje usta z tymi niższego nie pozwalając mu odpowiedzieć na mój komentarz. 

Nasz pocałunek przepełniony był tęsknotą, odrobiną namiętności, ale co najważniejsze - miłością. Miłością i nadzieją na lepsze dni. Wyczułem, że Baekkie pragnął tego tak bardzo jak ja i całe wcześniejsze negatywne myśli zniknęły z mojej głowy. 

Postanowiłem pójść o krok dalej i wsunąłem dłoń pod jego koszulkę. Chłopak jęknął cicho z zadowolenia i wplótł swoje dłonie w moje włosy mocniej mnie do siebie przyciągając. 

Zrobiłem krok w stronę łóżka, jednak dalsze moje działania zostały przerwane przez ciche kaszlnięcie. 

Kurwa, Jongin, jeśli to ty to cię zamorduję na miejscu.

Odsunąłem się od Baeka. Oboje ciężko oddychając i już trochę podnieceni spojrzeliśmy w kierunku drzwi. Stała tam drobna pielęgniarka i wpatrywała się w nas z szerokim uśmiechem. Srebrnowłosy od razu zrobił się cały czerwony na twarzy i odwrócił się tyłem do kobiety.

- Chciałam zapytać czy wszystko dobrze, ale widzę że narzeczony się już panem zajął - mrugnęła do mnie i wskazała na Baekhyuna.

Z trudem powstrzymałem zdziwienie, które chciało wyskoczyć na moją twarz.

- Tak, tak - potwierdziłem jej słowa i uśmiechnąłem się na myśl o ciekawej rozmowie, która czekała mnie i Baeka - dziękuję za troskę, ale jak widać mam najlepszego narzeczonego na świecie.

Kobieta z uśmiechem opuściła salę, a ja zbliżyłem się do stojącego pod oknem chłopaka. Położyłem podbródek na jego ramieniu i z tłumionym śmiechem zapytałem:

- Dopiero się zeszliśmy, a ty już planujesz wesele, hmm? - zaśmiałem się cicho, nie chcąc go zdenerwować.

- Ugh, musiałem nazmyślać, żeby pozwolili mi jechać , więc się nie rozpędzaj - ruszył barkiem, a moja głowa została natychmiast z niego zrzucona. 

- Aż tak straszne byłoby gdybym ci się oświadczył? -szepnąłem mu do ucha i wywołałem tym dreszcz, który przeszedł przez jego całe ciało - albo nie, nie odpowiadaj - kolejny raz tego dnia, odwróciłem go twarzą do siebie - ważniejsze jest dla mnie to co jest teraz, to że nigdy... - spojrzałem mu głęboko w oczy - Baekkie, nigdy nie kochałem kogoś tak bardzo jak ciebie. 

Widziałem, że chce mi przerwać, lecz nie pozwoliłem mu na to.

- Obawiam się skarbie, że jeszcze się ze mną pomęczysz bo nie zamierzam przestawać, a nawet o ile to jeszcze możliwe z dnia na dzień będę cię kochał jeszcze bardziej. 

Kolejny raz nie dałem mu dojść do słowa i pocałowałem opierając jego ciało o ścianę. Zostałem obdarzony kolejnym jękiem jak tylko zacisnąłem dłoń na jego udzie, a zaraz po tym usłyszałem mocne uderzenie drzwi o ścianę. Oparłem się czołem o to Baeka i głośno westchnąłem.

- Błagam, powiedz, że to nie on. Powiedz, że cholerny Kim Jongin nie wparował do sali, w której znalazłem się właśnie przez niego. 

- ELOSZKA! Widzę Chan, że już odzyskałeś siły i bierzesz się za swojego maluszka - odwróciłem się gwałtownie w jego stronę i zaniemówiłem.

Oprócz niego w sali znajdowali się Kyungsoo, który aktualnie uderzał po głowie blondyna, Namjoon oraz Jimin z Yoongim, którzy uśmiechali się do mnie promiennie.

Ponownie spojrzałem na swojego chłopaka, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. 

W jednej sali znajdowały się wszystkie ważne dla mnie osoby. 

Pochodziliśmy z dwóch różnych światów, a jednak życie postanowiło nas zaskoczyć i połączyło nas w jeden. 

Świat, w którym nie rządziły zasady - pieniądze i imprezy albo uczciwość i przyjaźń

Nasz świat nie miał zasad. 

My byliśmy jego panami i mogliśmy robić tu to, co tylko nam się podoba.    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro