[29]
BAEKHYUN:
Chanyeol siedział na moim łóżku załamany, a ja gadałem jak najęty wszystko, co ślina przynosiła mi na język. Nie spodziewałem się, że Zelo jest aż takim kutasem.
Nigdy nie umiałem nikogo pocieszać i ogólnie to się tym nie przejmowałem, ale naprawdę nie mogłem patrzeć na załamanie mojego chłopaka. Zawsze on się mną opiekował, ocierał moje łzy i pocieszał, ale teraz ja musiałem mu się za to odwdzięczyć. Miałem jednak wrażenie, że Chan w ogóle nie zwraca na mnie uwagi.
- Kochanie, słuchasz? – starałem się zwrócić do niego jak najdelikatniej.
- Przepraszam Baek, zamyśliłem się...
- Wiem, że ci przykro z powodu tego chuja, ale nie martw się. Jesteś o wiele więcej wart niż on. No i pamiętaj, że masz cudownego chłopaka – posłałem mu jeden z ładniejszych uśmiechów.
Co ja poradzę na to, że czasem jestem trochę narcystyczny.
Chanyeol spiął się lekko, a ja nie wiedzieć czemu poczułem lekki niepokój. Wpatrywałem się w jego twarz, która niestety nie była zwrócona w moim kierunku.
- Skarbie, przepraszam, że ci nie uwierzyłem, kiedy mówiłeś o prawdziwych intencjach Junhonga. Jesteś cudowny, wspaniały i pamiętaj, że cię kocham, ale... chyba wcale nie jestem od niego lepszy – popatrzył mi w oczy, a ja pod wpływem jego wyrazu twarzy zaniepokoiłem się jeszcze bardziej.
- Co? Co masz na myśli, Channie? – próbowałem dalej się uśmiechać, jednak mój stres zwiększał się z każdą sekundą.
- Ja... okłamałem cię, Baek...
Po tych słowach fala gorąca uderzyła w moje ciało.
Nie...
Błagam, nie mów tego...
- Nie przez cały ten czas... i nie zawsze...
Puściłem jego dłoń i opuściłem głowę słuchając jego dalszych słów.
Słów, których bałem się od początku naszej historii.
- Jak pewnie się domyślasz zakończeniem mojej zemsty miało być zostawienie cię kompletnie samego, tak żebyś cierpiał...
Lekko zakręciło mi się w głowie od nadmiaru emocji, których za żadne skarby nie chciałem ujawniać.
Cierpię. Jak nigdy dotąd.
Sprawił, że mu zaufałem.
Kłamał o swoich uczuciach.
Chciał sprawić, bym stał się słaby.
Aby na koniec zniszczyć każdą część mojej duszy i serce.
Aby ostatecznie wygrać tę grę.
Chciał mnie zniszczyć.
Nie bardzo słuchałem jego dalszych zapewnień o uczuciach do mnie. Czułem, jakbym siedział obok zupełnie obcej mi osoby. Obok osoby, przy której czuję się zagrożony.
Z całej siły starałem się zachować resztki godności, która chciała się wydostać wraz z łzami. Po paru kolejnych zdaniach Chanyeola czułem, że nie dam razy powstrzymać ich dłużej i po chwilach wahania w końcu wstałem z łóżka i udałem się do drzwi.
- Kocham cię, Baekhyunnie – usłyszałem cichy i drżący głos - czy będziesz w stanie kiedykolwiek mi to wybaczyć?
Pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach. Po chwili jednak opuściłem pomieszczenie i parę kroków dalej wybuchłem stłumionym płaczem.
Szybkim krokiem zbiegłem po schodach na sam parter, ponieważ nie chciało mi się nawet wołać windy. Wypadłem z akademika już konkretnie rozpłakany i drżącymi dłońmi wyciągnąłem papierosa i zapalniczkę osuwając się po ścianie na zewnątrz budynku.
Byłem taki naiwny.
Jak mogłem wierzyć, że Chanyeol cokolwiek do mnie czuje.
Jak mogłem wierzyć, że mam szansę na bezinteresowną miłość.
Nikomu nie można ufać.
Mój szloch stawał się coraz intensywniejszy i powoli zamieniał się w histerię. Na szczęscie wokół nikogo nie było. Resztkę papierosa wyrzuciłem na kostkę i usiadłem na ziemi.
Dlaczego nie mogę być szczęśliwy?
Dlaczego muszę żyć w pieprzonym piekle?
Dlaczego Suga zasłużył na swojego anioła, a ja nie?
Czas wrócić do starego życia, Baekhyun.
Nie musisz mieć miłości.
Wystarczy ci seks.
Nie musisz mieć szczęścia.
Wystarczą ci prochy.
Nie musisz mieć troski.
Wystarczy ci kasa.
Po kolejnych dziesięciu minutach płaczu w końcu udało mi się uspokoić. Wiedziałem już co muszę zrobić. Najpierw jednak chciałem porozmawiać z Luhanem. Siedzi w tym ze mną od początku. Zależy mi na jego zdaniu.
Gdy udałem się do pokoju jego i Sugi niestety nie zastałem nikogo. Było dość późno, ale domyśliłem się, że Lu wyszedł gdzieś razem z młodszym.
Ale mam jeszcze jednego przyjaciela.
Udałem się na piętro niżej i odnalazłem drzwi pokoju, który mnie interesował. Lekko zapukałem mając nadzieję, że nie przerwę żadnej... bliskiej sytuacji.
- Suga? Tak sądziłem, że tu możesz być – uchyliłem lekko drzwi a w oczy od razu rzucił mi się czarnowłosy - nigdzie nie mogę znaleźć chłopaków, a...
Przerwałem, gdy dotarło do mnie ile osób znajduje się w pokoju Jimina.
I jakie to osoby.
Namjoon, Kai i... Chanyeol wpatrywali się we mnie z szeroko otwartymi oczami, a ja szybko schowałem się za framugę.
- Ni-nieważne już.
- Baekhyun! Błagam, zaczekaj – brunet i jednej chwili doskoczył do drzwi mocno przytrzymując klamkę i nie dając mi tym samym szans na zamknięcie ich.
Stanąłem w bezruchu z opuszczoną głową i czułem, że moje oczy ponownie zapełniają się łzami.
- Baekkie, ja... ja chciałem tylko... – Chanyeol przerwał, tak jakby brakowało mu słów.
- Daj mu szansę, Baekhyun! – usłyszałem głos Jimina jednak nie odważyłem się podnieść wzroku - on naprawdę cię kocha.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Śmiem twierdzić, że nawet z punktu widzenia naukowego jest to niewytłumaczalne – Namjoon również postanowił wtrącić swoje trzy gorsze.
Niepewnie podniosłem głowę i zobaczyłem przed sobą twarz Chanyeola przepełnioną bólem i żałością. Wpatrywał się we mnie, a ja sam nie wiedziałem co powinienem zrobić.
Nie. Wiem, co muszę zrobić.
- Nie pierdol, Byun! Yeol zaraz się nam poryczy. Popatrz się na niego – Kai usiadł na łóżku, ja którym wcześniej leżał.
Czułem na sobie wzrok wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu.
- Baekkie, błagam... - ponownie skierowałem wzrok na Chana z cierpieniem wymalowanym na twarzy.
Wybacz, ja cierpię bardziej.
- To koniec, Chanyeol – powiedziałem chłodnym tonem – w sumie na-nawet nie było początku.
Puściłem klamkę i pozostawiłem całą piątkę w szoku udając się do siebie.
Nie miałem już siły hamować łez. Wpadłem do pokoju rzucając się na łóżko i ponownie tego wieczoru zaniosłem się histerycznym płaczem. Nie wiem ile tak leżałem zwinięty w kulkę, lecz w końcu usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi.
- Baek, pogadajmy na spokojnie.
- Odejdź – powiedziałem drżącym głosem.
- Uważaj, bo posłucham – prychnął Suga i usiadł na moim łóżku.
- Stary... - zaczął łagodnym tonem kładąc dłoń na moich plecach – wiem, że Park spierdolił to po całości. Sam się na niego wkurwiłem, ale...
- Nie chcę o nim rozmawiać – powiedziałem cicho, lecz stanowczo.
- Daj mi powiedzieć. Musisz wiedzieć, że...
- Min, ODWAL SIĘ, ROZUMIESZ? – wrzasnąłem roztrzęsiony i mocniej zakopałem się w pościel.
Czekałem na jakieś jego warknięcie, ewentualnie wyzwisko, jednak niczego takiego się nie doczekałem. Suga nawet nie drgnął z mojego łóżka.
- Rusz się.
- C-co? – zapytałem zdezorientowany po kilku chwilach ciszy.
- Tobie zawsze trzeba powtarzać wszystko sto razy, księżniczko? Rusz ten tyłek. Śpimy dziś razem.
Całkowicie zszokowany lekko się przesunąłem, co Yoongi od razu wykorzystał do wygodnego ułożenia swojego ciała tuż obok mojego.
- Dobranoc. I masz mi się nie mazać w nocy – mruknął i przełożył ramię przez mój tułów przysuwając się bliżej.
- D-dobranoc – wyjąkałem ledwo ogarniając sytuację i po paru sekundach postanowiłem spróbować zamknąć oczy.
Ciepło mojego przyjaciela dodawało mi otuchy i odganiało destrukcyjne myśli o mojej samotności i żałości. Dzięki temu mogłem usnąć spokojnie czując bliskość drugiej osoby.
Bliskość, której tak rozpaczliwie teraz potrzebowałem.
CHANYEOL:
Z bólem patrzyłem na osobę, która była i jest całym moim światem, której miałem zapewnić bezpieczeństwo, nigdy nie skrzywdzić... a tymczasem okazało się, że cierpienie malujące się na jego twarzy jest spowodowane moim egoistycznym zachowaniem.
Miałem jednak maleńki promyk nadziei, że moje czyny zostaną mi wybaczone.
Z takim cudownym chłopakiem jakim był Baek...
...kto by nie miał.
Zauważyłem, że się nad czymś zastanawia i z mocno bijącym sercem oraz wstrzymanym oddechem czekałem na to co powie.
- To koniec, Chanyeol – poczułem, że serce, które jeszcze chwilę temu nadawało na pełnych obrotach, zaraz się zatrzyma – w sumie na-nawet nie było początku.
Opuścił swój wzrok, a następnie wyszedł z pokoju. Stałem bez ruchu i wpatrywałem się w miejsce gdzie jeszcze chwile temu był mój chł... mój były chłopak.
- ZATKAŁO KAKAO? RUSZ DUPĘ I BIEGNIJ ZA NIM, DEBILU! - krzyk Jongina przerwał panującą w pomieszczeniu ciszę - wiedziałeś, że nie będzie łatwo, szczególnie z taką księżniczką jak By...
- Skończ - obróciłem się w stronę Kaia - zasłużyłem sobie na to wszystko. Nigdy nie powinienem, realizować swojego planu. Mogłem zostawić to tak jak było, nie pakować się z butami do jego życia, bo chociaż kiedyś chciałem je zniszczyć, tak teraz mam ochotę zrobić krzywdę tylko i wyłącznie sobie.
- Channie, chodźmy do was - usłyszałem delikatny głos Jimina - a ty Yoongi, idź do Baekhyuna.
Czarnowłosy popatrzył zszokowany na swojego chłopaka.
Hah... pewnie miał nadzieję na dokończenie akcji, którą im przerwaliśmy.
- Czemu ja? - mruknął, na co Jimin odwrócił się gwałtownie w jego stronę.
- Dlatego, że jesteś jego przyjacielem? Dlatego, że to do ciebie przyszedł po rozmowie z Chanem? Dlatego, że chcesz, prawda?
- Ale...
- Yoongi - ciche warknięcie Jimina przeraziło nawet mnie, zastanawiałem się co aktualnie czuje i myśli Min, który stoi naprzeciwko niego - pójdziesz bo chcesz i zostaniesz, nawet jeżeli cię wyprosi. Masz być miły i czuły. Będziesz musiał położyć się z nim spać? To to zrobisz. Przytulić? To przytulisz i nie ma żadnego, cholernego ale. Rozumiesz skarbie? - zakończył całkowicie zmieniając ton swojej wypowiedzi z przyprawiającego dreszcze, na niesamowicie czuły i zamrugał słodko oczkami patrząc nadal na Sugę.
- Tak, kochanie - powiedział przez zaciśnięte zęby i ruszył w stronę drzwi.
- Terefere, pantofel - Jongin oczywiście nie mógł się zamknąć, lecz po krótkim śmiechu oberwał od Jimina, dosyć sporych rozmiarów książką po głowie.
- Zamknij się Jongin, bo porozmawiam sobie z Kyungsoo i dopilnuję, żeby cię utemperował.
Zaczynam się bać takiej wersji swojego przyjaciela.
- A mój skarb to na co czeka? - zwrócił się do nadal stojącego w drzwiach Mina, który mocno zacisnął swoje dłonie w pięści, a po mruknięciu czegoś pod nosem opuścił pokój.
- Wow, to było... ODLOTOWE, JIMIN - entuzjastyczny wybuch Namjoona nieco mnie zdziwił - nieźle go załatwiłeś, a potem to, że Jongin się zamknął...WOW, STARY! Szacun.
Jimin zawstydził się nieco i machnął rękę na fioletowowłosego. Jego policzki robiły się coraz bardziej czerwone, ale nikt z nas nie miał odwagi mu tego powiedzieć.
A co jak ta mała istotka nas zabije?
- Możemy już iść? - zapytałem zniecierpliwiony - nie czuję się najlepiej.
Nie czekając na odpowiedź przyjaciół udałem się do swojego pokoju. Od razu usiadłem na parapecie i przerzuciłem nogi za okno. Odpaliłem schowanego w kieszeni bluzy papierosa.
Pomyśleć, że wystarczyłby jeden ruch, a przestałbym być zmartwieniem dla wielu osób. Baekkie nie musiałby się obawiać, że spotka mnie przypadkiem gdzieś na terenie akademika oraz w drodze na zajęcia. Jego nienawiść do mnie zniknęłaby wraz z odgłosem mojego ciała uderzającego o zimny asfalt sześć pięter pode mną. Chyba byłoby warto... dla niego. Ja zapomniałbym o nim, a on o mnie. Takiego życia musi teraz pragnąć. Życia pozbawionego mojej osoby.
Jeden ruch.
Ludzie pomyśleliby, że to był wypadek.
Osłabiony chłopak przysnął, a jego ciało bezwładnie zsunęło się z parapetu i spadło.
Idealny koniec.
Tak właśnie powinno się to wszystko zak...
- Do cholery jasnej, Park! Słyszysz mnie? - głos blondyna wyrwał mnie z moich rozmyślań - złaź bo spadniesz, a nie mam ochoty zeskrobywać twojego ciała z ulicy.
- Chanyeol, wiem że jest ci źle i przykro - zaczął Jimin - dzisiaj stało się za dużo. Akcja z Zelo, twoje zerwanie z Baekhyunem... - poczułem ukłucie w sercu i lekkie szczypanie w oczy, którymi natychmiast szybko zamrugałem .
Nie rozkleję się.
- Po prostu chodźmy spać - oznajmił.
Nie czekając na pozwolenie czerwonowłosy ruszył w stronę łóżek i połączył wszystkie trzy ze sobą.
Naprawdę nie miałem pojęcia co dzieje się z moim przyjacielem.
Całą trójkę staliśmy i wpatrywaliśmy się w Jimina, który po wybraniu koszulki i dresów z szafy Jongina udał się do łazienki. Wrócił po kilku minutach, położył się na stworzonym przez siebie ogromnym łóżku i opatulił moim ukochanym kocykiem.
Zabiję...
- Na co czekacie? - mruknął w naszą stronę - przebierać się i do spania.
Biegiem udaliśmy się do łazienki, prawie zabijając siebie nawzajem w jej drzwiach. Kiedy już wszyscy leżeliśmy w łóżku postanowiłem odzyskać swoją własność i wyrwałem Jiminowi mój koc.
- Nigdy więcej mi go nie zabieraj, okej? - usłyszałem jak ta mała franca śmieje się pod nosem, ale ja tylko wtuliłem się w miękki materiał.
- Najgorzej coś lub kogoś stracić, Channie. Ale jeśli naprawdę chce się coś odzyskać, to warto walczyć - poważny głos Jimina sprawił, że oderwałem głowę od poduszki - nigdy nie zapominaj, że ludziom wybaczano większe błędy i kłamstwa. Może nie od razu, ale jak trafisz w odpowiedni moment, jeśli zamiast skrzywdzić, pomożesz, będziesz dla tego kogoś ostoją... to wszystko jakoś się ułoży. Czas, Chanyeol. To czas musi stać się twoim przyjacielem.
***
- Zraniłeś mnie. Przez swoje kłamstwo zniszczyłeś we mnie to co dobre. Nadal niszczysz. Samo to, że cię widzę przyprawia mnie o mdłości. Powinieneś umrzeć, Chanyeol. Teraz, już , natychmiast. Nie mogę żyć normalnie, kiedy wiem, że oddycham tym samym powietrzem co ty.
- Baekkie, przepraszam. Błagam...wybacz mi. Już nigdy więcej cię nie zranię.
W dłoniach mojego ukochanego ujrzałem metalowy przedmiot, a on sam zaczął się do mnie zbliżać.
-Baek co... co ty chcesz zrobić?
- To co powinienem zrobić już na samym początku.
Po tych słowach poczułem jak zimny nóż wbija się w mój brzuch. Chłopak wyciągnął go powoli i dźgnął mnie jeszcze kilka razy. Słowa uwięzły mi w gardle, a kiedy tylko otwarłem usta zamiast nich, wydostała się z nich krew. Straciłem czucie w nogach i osunąłem się na ziemię. Baekhyun stanął nade mną z uśmiechem, który przyprawił mnie o dreszcze i zaśmiał się szyderczo.
- Nareszcie jesteś tam, gdzie twoje miejsce.
***
Ciężko dysząc poderwałem się z łóżka. Przetarłem zmęczoną twarz i zauważyłem, że moje czoło pokryte jest potem. Odruchowo złapałem się za brzuch, jednak po dokładnych jego oględzinach stwierdziłem, że to wszystko było tylko koszmarem.
Tylko?
To była chyba podpowiedź co powinieneś teraz zrobić.
Zrozumiałem.
Szybkim krokiem podszedłem do szafy i z górnej półki ściągnąłem ogromną walizkę, do której od razy zacząłem wrzucać wszystkie moje ubrania.
Była 6 rano, więc moi przyjaciele jeszcze spali, a ja nie miałem zamiaru ich budzić. Powinni się domyśleć dlaczego to wszystko zrobiłem. Ubrałem się we wcześniej przygotowane ubrania i z walizkę w dłoni ruszyłem w stronę drzwi.
- Gdzieś się wybierasz, Chanyeol?
- Em... ja... no po fajki idę - odpowiedziałem Jiminowi, który pomimo tego, że odezwał się teraz, wyglądał jakby nie spał od dłuższego czasu.
Przy okazji strzeliłem sobie mentalnego facepalma za swoją błyskotliwą odpowiedź.
Może Jimin nie zauważy...
- Z walizką?
No tak.
- Może bardzo chce mi się palić? - kontynuowałem i spojrzałem na łóżko jednak czerwonowłosego już tam nie było.
Odwróciłem się powoli, tak że stałem tyłem do łóżka i lekko przestraszyłem, kiedy ta mała pchła pojawiła się przede mną.
- Jimin...
- Przestań, Chan! Uciekasz! Cholerny tchórz i ciota z ciebie! Mówiłem ci, przecież, że nie od razu będzie kolorowo!
- Dlatego jadę! - krzyknąłem wkurzony jego tonem względem mojej osoby - wyjeżdżam, żeby ten czas minął szybciej, żeby Baek zapomniał o mnie, a ja o nim... On mi nie wybaczy, Chim - powiedziałem smutno – ja sam nie potrafię sobie wybaczyć. Przepraszam.
- Nigdzie nie pójdziesz! - szarpnął mnie za rękaw bluzy, a ja jak go kocham, tak miałem ochotę mu coś zrobić - nie pozwolę ci.
- Tak? - zbliżyłem się do niego i popatrzyłem z góry.
Nie miałem w zwyczaju wykorzystywać mojego wzrostu, ale teraz dawał mi on dość dużą przewagę.
- A jak mnie niby zatrzymasz? - powiedziałem ostro, na co Jimin lekko się skulił.
- A NO TAK!
Lekko odwróciłem się w stronę, z której dobiegał głos, jednak nie zdążyłem tam niczego zarejestrować, bo coś dużego i twardego mocno uderzyło w moją głowę.
Potem była tylko ciemność.
JIMIN:
Obudził mnie cichy szelest. Zawsze miałem dość lekki sen, więc nawet gdyby ktoś zachowywał się uważnie, wystarczył jeden głośniejszy ruch, a ja już otwierałem oczy.
Tak też było tym razem.
Uchyliłem delikatnie powieki i zauważyłem stojącego nad łóżkiem Chana, który po kilku minutach udał się do szafki. Z powodu panującej w pokoju ciemności chłopak nie zauważył, że nie jest jedyną obudzoną w pokoju osobą. Z coraz większą złością, która zaczęła wypełniać moje ciało, przyglądałem się jak mój przyjaciel pakuje wszystkie swoje ubrania do wyciągniętej wcześniej walizki.
No chyba nie.
Podniosłem się z łóżka i po krótkiej wymianie zdań i jego bezsensownym i głupim wytłumaczeniu, że idzie kupić fajki nie wytrzymałem.
- Przestań, Chan! Uciekasz! Cholerny tchórz i ciota z ciebie! Mówiłem ci, przecież, że nie od razu będzie kolorowo!
Cholernie bałem się, że jednak przesadziłem i Yeol może się na mnie konkretnie wkurzyć. Okazało się, że jego decyzja spowodowana była tym, że chłopak nie mógł pogodzić się ze stratą Baekhyuna i tym, że ten nigdy mu nie wybaczy.
Nie wybaczy, bo Chanyeol sam sobie nie potrafi wybaczyć.
Ale my jako jego przyjaciele, nie mogliśmy go stracić.
- Nigdzie nie pójdziesz! - szarpnąłem go za rękaw bluzy - nie pozwolę ci.
- Tak? - zbliżył się do mnie, a ja lekko spanikowałem przestraszony jego tonem i tym, że był ponad głowę wyższy ode mnie - a jak mnie niby zatrzymasz?
- A NO TAK!
Nagle za Chanyeolem zobaczyłem Kaia z pustą butelką po prawie 2 litrowym Jacku Daniel'sie.
Blondyn zdzielił nią po głowie naszego uciekiniera. Szkło pękło i rozsypało się po całym pokoju, a Chan bezwładnie i z głośnym hukiem upadł na ziemię, zahaczając o łóżko.
Patrzyłem zszokowany na zmianę to na leżącego na ziemi przyjaciela, to na stojącego na łóżku Jongina, w którego ręce spoczywała szyjka od butelki
- CZY CIEBIE JUŻ DO RESZTY POGIĘŁO, DEBILU?!
- KURWA, SPANIKOWAŁEM, OKEJ? - krzyknął w moją stronę.
- CHANYEOL? - potrząsnąłem chłopaka za ramię - ŻYJESZ, CO NIE?
Nie dostałem żadnej odpowiedzi, a moje serce zaczęło bić dwieście razy szybciej.
- KURWA, KAI, ON NIE ŻYJE!
- O chuj...Jimin...
Jongin zapewne zdziwił się moim przekleństwem, ale w tym momencie miałem gdzieś swoje słownictwo. Wybiegłem z pokoju przy kolejnych wrzaskach Jongina, który nakazywał mi wracać natychmiast.
Nie bawiłem się w jeżdżenie windą, tylko jak najszybciej udałem się na schody. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym w stresowych sytuacjach nie potknął się o cholerny stopień. Upadłem na schody uderzając się mocno w kolano, ale szybko poderwałem się z ziemi i wbiegłem na siódme piętro.
Kilka sekund później widziałem już drzwi, które były moim celem. Nadal biegnąc wpadłem na nie, otworzyłem, a zaraz potem potknąłem się o leżące na podłodze ubrania i drugi raz w ciągu kilku minut wylądowałem na ziemi. Stłuczone kolano zapulsowało mocniej.
Podskoczyłem na równe nogi i zobaczyłem wybudzającego się Yoongiego i Baekhyuna. Czarnowłosy leżał za tym drugim, a jego ręka spoczywała na jego boku.
- YOONGI, CHANYEOL NIE ŻYJE! BOŻE... - chwyciłem się za głowę, samemu nie mogąc uwierzyć w to co mówię, i że jest to prawda - ZABIŁ... ON GO ZABIŁ.
Sam nie wiem kiedy, ale wybuchnąłem głośnym płaczem i mocno objąłem sam siebie rękami.
Przez ciągle wypływające z moich oczu łzy nie widziałem co się dzieje w pokoju. Nagle poczułem, że ktoś przyciąga mnie mocno do siebie i chowa w swoich ramionach.
Yoongi.
- Jimin! Jiminnie! JIMIN! Uspokój się, co się stało? - odsunął mnie i ujął moją zapłakaną twarz w dłonie, a ja tylko załkałem jeszcze głośniej.
Chłopak przetarł moje łzy i teraz widziałem już jego twarz bardzo dokładnie.
- Mmh, co się dzieje? - przechyliłem głowę i ujrzałem Baekhyuna, który powoli usiadł na łóżku - Suga?
Spojrzałem na niego i hamując kolejny wybuch płaczu wyrzuciłem z siebie:
- BO... TO BYŁ PRZYPADEK... ON... ON NIE CHCIAŁ... ON NIGDY NIE ZROBIŁBY MU KRZYWDY - nie potrafiłem dalej się powstrzymywać i wylałem z siebie kolejne łzy - A TERAZ... CHAN NIE ŻYJE!
Zanim ktokolwiek zdążył skomentować moją wypowiedź drzwi pokoju otwarły się z hukiem.
- JIMIN, ON SIE WYKRWAWIA, DZWOŃ NA POGOTOWIE!
Jongin.
Morderca.
- Co się, kurwa mać, dzieje? - Byun wstał z łóżka i podszedł do naszej trójki - o czym wy mówicie?!
- Cicho bądź, księżniczko, nie mam aktualnie ochoty na twoje humorki - warknął Kai w stronę niższego - nawet ja na korytarzu słyszałem krzyki Jimina.
Widziałem, że srebrnowłosy dokładnie analizuje każde słowo, które zostało wypowiedziane w ciągu kilku ostatnich minut.
- BAEKHYUN, TAK MI PRZYKRO - powiedziałem podchodząc szybko go niego.
Popatrzył na mnie zszokowany i bez słowa biegiem opuścił pomieszczenie. Nie zastanawiając się długo całą trójką ruszyliśmy za nim do pokoju, w którym leżał Chanyeol.
- Kurwa! Dzwońcie po pogotowie, pojeby! - krzyknął Yoongi, kiedy byliśmy przy drzwiach i zobaczyliśmy o wiele więcej krwi wokół Chanyeola, niż wcześniej.
Pierwszym co rzuciło mi się w oczy po dotarciu na miejsce był klęczący przy Chanie Baekhyun, dopiero potem zobaczyłem i usłyszałem stojącego przy oknie Namjoona, który dzwonił po pomoc.
Baekhyun nadal klęcząc na ziemi spojrzał na Jongina ze łzami w oczach.
- CO TY MU ZROBIŁEŚ, KURWA, PYTAM, CO TY MU ZROBIŁEŚ?!
- TO, KURWA, TWOJA WINA! - Kai postanowił od razu mu odpysknąć.
Chłopak zerwał się z ziemi i mocno popchnął blondyna tak, że ten potknął się o pozostawioną przez Chana walizkę.
- Kurwa, jesteś psychopatą! Co ty mu zrobiłeś?! - Baek wybuchł głośnym płaczem, a Suga przewidując że chłopak może chcieć zrobić Kimowi krzywdę, złapał go od tyłu za łokcie i mocno go trzymał.
- Uspokój się, Baekhyun.
- Wszystko jest twoją cholerną winą! - Jongin nie zamierzał się zamknąć, a ja błagałem żeby cały ten koszmar skończył się jak najszybciej - WIDZISZ TO? - wskazał na walizkę, którą chwilę temu trącił - KOLEŚ KOCHA CIĘ TAK BARDZO, ŻE CHCIAŁ WYJECHAĆ. TYLKO PO CO ŻEBYŚ MÓGŁ O NIM ZAPOMNIEĆ I DLATEGO, ŻE STRACIŁ CAŁĄ NADZIEJĘ NA TWOJE WYBACZENIE, BO PIEPRZONY PARK CHANYEOL SAM SOBIE NIE POTRAFI WYBACZYĆ! KUMASZ? - wziął głęboki oddech, a ja już szykowałem się na torpedę - powinieneś mi dziękować, że go zatrzymałem!
Spojrzałem na Byuna, który ze zdziwienia otworzył szeroko oczy, a przez spadające po policzkach łzy musiał pociągnąć nosem parę razy.
Zrobiło mi się go strasznie szkoda przez to co powiedział Jongin. To nie była jego wina, Chan sam zdecydował jak chce postąpić, a osobą, która doprowadziła go do tego, że leżał teraz nieprzytomny i wykrwawiający się na ziemi... jest Kai.
- Jongin, ja go tak bardzo kocham – odpowiedział mu cicho, a wszystkim nam opadły szczęki.
Suga delikatnie odsunął się od Baekhyuna, który wyglądał już na całkowicie spokojnego.
- DLATEGO JEŚLI COŚ MU ZROBIŁEŚ, TO ZADBAM, ŻEBY WPIEPRZYLI CIĘ DO WIĘZIENIA NA RESZTĘ ŻYCIA, POJEBIE! - zanim ktoś zdążył zareagować Baek rzucił się w stronę blondyna i mocno popchnął go na stojącego z tyłu Namjoona.
Jongin nie miał szans na odpowiedź albo kontratak, ponieważ w pewnym momencie przez drzwi naszego pokoju wbiegło trzech ratowników medycznych z noszami, którzy natychmiast podeszli do Chanyeola.
- Nie stracił dużo krwi, ale jest nieprzytomny. Wiecie jak długo? - zapytał jeden z nich.
- Jakieś 10 minut -odpowiedział Namjoon – rozcięcie z tyłu głowy. Oddycha i ma puls, już sprawdziłem.
- Pogięło was, dzieciaki? Bicie się po głowie butelkami? To nie jest najlepsza zabawa. Zabieramy go do szpitala.
Szybko przenieśli Channiego na nosze i opuścili pokój udając się do windy.
Całą piątką ruszyliśmy biegiem schodami na parter, a następnie pod karetkę, do której właśnie wsadzali Chanyeola.
Nagle mocno oberwałem od tyłu w ramię i zobaczyłem po swojej prawej Baekhyuna, który wyleciał w stronę ratownika zamykającego tylne drzwi pojazdu.
- Ja chcę... muszę jechać z nim - powiedział tonem, któremu na ich miejscu bym się nie sprzeciwiał.
- A jest pan spokrewniony? Inaczej nie ma szans, takie są procedury.
- Ja... jestem jego narzeczonym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro