Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[12]

CHANYEOL:

Drzwi windy otworzyły się, a mi w ostatnim momencie udało się schować i uniknąć spotkania z ekipą Byuna.

Jongin idioto, miałeś ich do jasnej cholery obserwować.

- Gdzie jesteś, przystojniaku? - usłyszałem w słuchawce telefonu, zastanawiając po co w ogóle odebrałem od przyjaciela.

- Raczej gdzie ty jesteś? Natychmiast do pokoju. Nie obchodzi mnie co robisz, bo na pewno nie to co miałeś - nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłem się i wszedłem do pokoju.

Skierowałem swoje kroki do biurka i chwyciłem leżącą na nim paczkę fajek. Kiedy stałem przy oknie i zaciągałem się kolejny już raz usłyszałem otwieranie się drzwi i głośne uderzenie o ścianę.

Jongin.

- Idioto, miałeś za nimi chodzić i pisać mi wszystko - wyrzuciłem i odwróciłem się - cholera, minuta dłużej u Baekhyuna i wszystko poszłoby się jebać!

- Coś mi przeszkodziło. Nooo... ktoś w sumie, ale nieważne. Jak poszło? - podbiegł do mnie z entuzjazmem.

- Najpierw zetrzyj ten puder od pączka z nosa, bo wyglądasz jak debil - kiedy przyjaciel wykonał to o co go prosiłem, opowiedziałem mu dokładnie cały mój pobyt w pokoju Baeka.

- O Channie, jakbym nie wiedział, że coś planujesz to uwierzyłbym, że serio coś do niego czujesz - poklepał mnie po plecach.

- Czuję, Kai. Nienawiść - uśmiechnąłem się chytrze - tylko teraz kompletnie nie wiem co mam zrobić.

- Hmm... O CHYBA MAM POMYSŁ. NIE MUSISZ DZIĘKOWAĆ. WIEM, ŻE MNIE KOCHASZ. WSZYSCY MNIE KOCHAJĄ.

- Skończyłeś? - pokiwał energicznie głową - to mów.

- Zaproś go na randkę - wypalił.

Zakrztusiłem się dymem, który miałem w płucach i zacząłem głośno kaszleć.

- Porąbało cię? Jak ty sobie to w ogóle wyobrażasz? Hej Baek, chodźmy na randkę chociaż wiem, że mnie nienawidzisz i nigdy się na to nie zgodzisz. Super pomysł, Jongin. Dostaniesz za niego nagrodę. Debila roku, kurna.

- Jezu Chanyeol, uspokój się. Zapytaj go o normalne wyjście na przykład na kawę, cokolwiek. Liczy się to, że z nim wyjdziesz, a nie gdzie.

W sumie to nie jest taki głupi pomysł.

- Okej no, postaram się. Chodźmy coś zjeść, bo umieram z głodu.

***

Wracałem właśnie z Namjoonem ze sklepu, kiedy zaczął jeden ze swoich dziwnych tematów.

- Zastanawiałeś się kiedyś jak wygląda kosmita? - zapytał wpatrując się w gwieździste tego wieczoru niebo.

- Hę? No są zieloni, albo szarzy i mają takie dziwne głowy. Aha, no i chyba jedno wyłupiaste oko. Albo trzy... nie wiem. O co ci chodzi właściwie?

- Jest wiele sprzecznych teorii na ten temat. To, że obcy w jakikolwiek sposób przypominają mieszkańców Ziemi, jest równie prawdopodobne jak szansa na spotkanie z człowiekiem o dwóch głowach i czterech nosach. Statystyki mówią...

Przestałem go słuchać kiedy moim oczom ukazała się grupa chłopaków, których tak nienawidziłem. Jednak szybko też zorientowałem się, że kogoś tam brakuje.

Baekhyuna.

Pewnie nadal nie opuszcza swojej nory.

I Mina.

Na myśl o czarnowłosym w mojej głowie pojawił się obraz jego i nachylającego się nad nim Jimina.

On zasługuje na kogoś lepszego. Nie pozwolę, żeby ten ćpun go zniszczył.

Sobotni wieczór wskazywał na to, że zmierzają właśnie do jakiegoś baru opić się w trzy dupy, a to oznacza, że...

Byun jest sam w pokoju.

- Namjoon ja muszę jeszcze coś załatwić. Spotkamy się w pokoju.

Udałem się okrężną drogą do akademika i upewniwszy się, że przyjaciel wszedł już do budynku ruszyłem schodami na siódme piętro. Stanąłem przed drzwiami i zapukałem.

Co ja robię?

Drzwi uchyliły się, a ja zobaczyłem w nich Byuna.

- Kurwa - mruknął i już chciał zamknąć mi drzwi przed nosem, ale udało mi się przytrzymać je ręką.

Chłopak napierał na nie z całej siły całym swoim ciałem, kiedy ja stałem spokojnie nie wysilając się i delikatnie uśmiechałem się z tego jak komicznie wyglądał.

- Baekkie, przestań. I tak wiesz, że nie dasz rady ich zamknąć. Porozmawiajmy.

- Boże Park, odwal się ode mnie... - westchnął, ale nie próbował ponownie zamknąć drzwi - o czym ty chcesz ze mną rozmawiać?

- Wpuścisz mnie? Proszę - popatrzyłem mu w oczy.

Szybko zerwał nasz kontakt wzrokowy, westchnął cicho i zrezygnowany otworzył drzwi szerzej. Przechodząc obok niego zadowolony, otarłem się o jego ramię powodując tym dreszcz, który przeszedł przez jego ciało.

Czyli tak na ciebie działam.

Stanąłem na środku pokoju, a chwilę później miałem przed sobą niskiego chłopaka zadzierającego głowę. Skrzyżował ręce i czekał na to co mam mu do powiedzenia. Rękawy jego swetra podjechały do góry, a mi rzucił się w oczy jego lewy nadgarstek.

Boże... Czy to... to są blizny?

W klubie ich nie miał, co się stało od tego czasu?

Kto mu to zrobił?

- Dziękuję, że pozwoliłeś mi wejść. Nie chcę ci długo przeszkadzać, więc od razu przejdę do sedna - westchnąłem głęboko - wyjdźmy gdzieś razem, Baekkie. Postaram się udowodnić, że naprawdę zależy mi na tobie. Daj mi szansę, a nie pożałujesz - skończyłem litanie kłamstw uśmiechając się czule do niższego.

- Wy... wyjdźmy? - patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

- Wyjdźmy.

- Po co? Park... nie wierzę ci - zrobił krok do tyłu tym samym oddalając się ode mnie.

Cholera. Myśl Chan, myśl.

- Wiem, że było między nami różnie. Nie ma dnia kiedy nie żałuję, że nasze życie tak się potoczyło. Musiałem spędzić tyle lat udając nienawiść do ciebie, kiedy tak naprawdę moje uczucia są zupełnie inne...

Westchnąłem głośno.

- Uwielbiam twój uśmiech, melodyjny śmiech i to jak śmiesznie marszczysz nosek, kiedy się na mnie denerwujesz. Baekkie proszę, zgódź się i daj mi szansę na odzyskanie swojego zaufania. Nie zawiodę cię już nigdy.

Jak to nie przejdzie, to nie wiem już co mam robić.

Chłopak opuścił swoje ręce wzdłuż tułowia ze zdumienia i szeroko otworzył oczy. Wpatrywał się we mnie i widać było, że totalnie nie wiedział co ma odpowiedzieć. Po chwili jednak się ocknął i lekko potrząsnął głową.

- Ni... niech ci już będzie. Ale... ale zaraz po tym masz mnie po prostu zostawić w spokoju! Rozumiesz, Park? - pewnie starał się zabrzmieć groźnie, ale nie wyszło mu to za bardzo.

- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, Baekkie - zlekceważyłem jego pytanie - to jutro o 19 przed akademikiem? Będę na ciebie czekał. Jeszcze raz dziękuję ci za drugą szansę i bądź pewny, że jej nie zmarnuję - powiedziałem, po czym pochyliłem się nad chłopakiem i złożyłem delikatny pocałunek na jego policzku.

Uśmiechając się do niego najszerzej jak potrafiłem opuściłem pokój.

Słodki Jezu...umrę.

Rybka połknęła haczyk, Channie.

Idzie ci coraz lepiej.

Wsiadłem zadowolony do windy i zjechałem nią piętro niżej. Już miałem skręcać w lewo do swojego pokoju, kiedy z drugiej strony usłyszałem głos Jimina.

Chyba powinienem go przeprosić za mój wybuch w sprawie Mina.

Mogłem to załatwić na spokojnie, ale jak zwykle puściły mi nerwy. Powiedział, że odpuści więc mu wierzyłem. Cieszyłem się, że zrozumiał to, że to co czuł to tylko szczeniackie zauroczenie. Głosy na korytarzu ucichły. Skręciłem w korytarz, a to co zobaczyłem zamurowało mnie. Nie mogłem ruszyć się z miejsca, kiedy patrzyłem na całujących się Jimina i Yoongiego.

Zabiję chuja.

Ruszyłem w momencie, kiedy czarnowłosy oparł mojego przyjaciela o drzwi i pogłębił ich pocałunek.

Nie wytrzymam.

Chwyciłem chłopaka za ramię i z dość dużą siłą odrzuciłem go na bok nawet nie patrząc gdzie wylądował.

- BOŻE CHANYEOL, NIE! CO TY ROBISZ?! - wykrzyczał Jimin, chcąc podbiec do chłopaka jednak zablokowałem mu drogę.

- CO JA ROBIĘ? Co TY robisz?! Jak mogłeś, Jiminnie? Obiecałeś mi, że koniec z tym idiotą, a tymczasem ja zastaję was obściskujących się na korytarzu - chwyciłem go za ramię - idziemy. Szybko.

Czerwonowłosy wyrwał mi się energicznie czym mnie zdziwił. Nie wiedziałem, że ma aż tyle siły.

- Nigdzie z tobą nie idę, Park - powiedział z nienawiścią.

Zabolało.

- Jimin... proszę - powiedziałem łagodniej - zostaw go, niech sobie stąd idzie.

- Jedyną osobą, która powinna stąd pójść jesteś ty - rzucił mi ostatnie spojrzenie i podszedł do leżącego przy szklanych drzwiach chłopaka.

- Pożałujesz tego, Min - odwróciłem się na pięcie i wróciłem do pokoju.

BAEKHYUN:

Opadłem na swoje łóżko kładąc się na brzuchu z twarzą w poduszce. Chyba chciałem sam przed sobą zamaskować swoje rumieńce.

CO ON SOBIE WYOBRAŻA?!

Przyłazi tu bezczelnie i mówi, że ja niby marszczę nos jak się denerwuję!

Wcale tak nie robię!

W dodatku zaprasza mnie na randkę i całuje w po...

BOŻE ŚWIĘTY, CZY JA SIĘ WŁAŚNIE ZGODZIŁEM NA RADNKĘ Z PARK CHANYEOLEM?!

Gwałtownie poderwałem głowę z poduszki z powodu braku tlenu i westchnąłem głęboko.

Kurwa, w co ja się wpakowałem...

***

Położyłem się do łóżka, ale zestresowany jutrzejszym spotkaniem nie mogłem usnąć przez długie godziny. Mój pokój zaczął ogarniać już delikatny świt.

Eh, a ostatnio już tak dobrze mi się sypiało.

Gdy wreszcie poczułem, że udało mi się na chwilę usnąć usłyszałem gwałtowne otwarcie się drzwi i zauważyłem dwie postacie praktycznie wtaczające się do pokoju. Jedną cofającą się szybkim krokiem, a drugą całującą namiętnie tą pierwszą.

- POJEBAŁO WAS, KRETYNI?! SPIERDALAĆ DO POKOJU LUHANA!

Lu i Sehun oderwali się od siebie i popatrzyli na mnie zszokowanym wzrokiem, jakby się mnie nie spodziewali w moim własnym kurwa pokoju.

- O shory Baek hhaha, jusz spadhamy. Choś kochanie, snajciemy inny pokhój - Sehun uniósł chichoczącego Luhana pod uda i opuścili pomieszczenie.

Co się dzieje, do cholery?!

Z powrotem opadłem na poduszkę i zamknąłem oczy.

Rano obudziłem się sam w pokoju i dzięki Bogu, bo bałem się, że po akcji w nocy mógłbym nieźle opieprzyć Sehuna. Jeszcze chwilę leżałem w łóżku jednak w jednej chwili dopadł mnie niemiłosierny skurcz żołądka, zapewne wynik stresu, na który aż się skuliłem.

Spotkanie z Parkiem.

Stwierdziłem, że dalsze leżenie nie ma sensu. Muszę się zacząć psychicznie przygotowywać na ten ciężki wieczór.

Dzień zleciał mi o dziwo bardzo szybko i zanim się obejrzałem było tuż przed dziewiętnastą, a ja kończyłem robić lekki makijaż przed lustrem.

Po co się tak stroisz, Baek?

Nie no, zawsze przecież się tak stroję...

Po prostu dbam o wygląd.

Tak, właśnie.

Jakieś dziesięć minut później jechałem już windą i chwilę potem wyszedłem z akademika. Może trochę się spóźniłem, ale nic mnie to nie obchodziło. On chciał wyjść to niech on czeka. Od razu rzuciła mi się w oczy wysoka sylwetka Parka, który miał na sobie ciemny golf, skurzaną kurtkę i czarne spodnie z dziurami.

Przynajmniej w miarę normalnie się ubrał...

- Cześć ,Baekkie. Bałem się, ze mnie wystawisz - uśmiechnął się do mnie, ale nie odwzajemniłem uśmiechu - chodź, na początek pójdziemy do parku.

Nie odzywałem ani słowem od początku naszego spotkania. Chanyeol na szczęście również milczał, dopóki nie zatrzymał mnie na środku deptaka w parku i nie kazał chwilkę poczekać, po czym zniknął mi z pola widzenia.

Koniec? Mogę wracać?

Kopałem sobie kamyk leżący obok mojej stopy, aż nagle usłyszałem kroki zmierzające w moją stronę. Podniosłem wzrok i moim oczom ukazał się Chanyeol z dwoma dużymi kubkami mojej ulubionej kawy. Wręczył mi jeden z nich, a ja niepewnie chwyciłem go w dłoń i mruknąłem ciche dzięki.

- Nie ma za co - uśmiechnął się - chodź, pokażę ci moje ulubione wzgórze. Jest niedaleko.

Niechętnie ruszyłem za nim. Szliśmy jakieś piętnaście minut co jakiś czas zamieniając parę zdań i o dziwo stwierdziłem, że jak nie ma z nim tej bandy frajerów to da się z nim całkiem normalnie porozmawiać.

Wchodziliśmy akurat na wzgórze, kiedy moja stopa natrafiła na jakąś przeszkodę i się poślizgnąłem. Chanyeol szedł po mojej lewej i szybkim ruchem złapał mnie tak, że oparłem się całym swoim ciałem na jego ramieniu. Gdy utrzymałem równowagę od razu się od niego odsunąłem i poczułem rumieńce na swojej twarzy.

- Chodź bliżej mnie, bo ziemia tutaj często się osuwa. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy wylądowałem tutaj twarzą w błocie - zaśmiał się.

- Jasne... Poradzę sobie.

Jednak po paru kolejnych krokach sytuacja się powtórzyła, a ja sam przysunąłem się do Parka, który podał mi swoją rękę. Niepewnie chwyciłem jego przedramię i szedłem dalej gapiąc się pod nogi.

Gdy dotarliśmy na samą górę w końcu go puściłem i odszedłem parę kroków. Rozejrzałem się wokół i wyciągnąłem papierosa z paczki.

- Ładnie tu.

- Nie pal, Baek - usłyszałem ciche słowa Chanyeola, który znalazł się obok mnie by zabrać mi z ręki fajkę.

- O co ci chodzi? Sam palisz jak smok - popatrzyłem na niego zdziwionym wzrokiem.

- To tutaj zawsze przychodziłem po naszych kłótniach - zignorował moją wypowiedź wyciągając paczkę z moich rąk i chowając w nią papierosa - patrzenie w niebo jakoś zawsze potrafiło mnie uspokoić - kontynuował i podniósł wzrok w górę - więc patrzyłem i żałowałem. Żałowałem każdego złego słowa, które wypowiedziałem do ciebie.

Stałem w bezruchu i nie wiedziałem co w ogóle mam zrobić. Chanyeol popatrzył po chwili w moje oczy i podszedł bliżej. Delikatnie chwycił moją dłoń. Przeszedł mnie dreszcz, jak za każdym razem kiedy czułem jego dotyk. Nie mogłem przestać patrzeć na jego twarz, w której starałem się znaleźć jakiekolwiek znaki fałszu czy żartu.

Trzymając lekko moją rękę odwrócił ją wnętrzem dłoni w górę i delikatnie podciągnął rękaw. Nie zdawałem sobie sprawy z tego co robi, gdy nagle nie poczułem, że delikatnie gładzi palcem mój nadgarstek. Nie potrafiłem jednak wyrwać ręki. Chciałem, żeby to widział.

- Czy wtedy... w pokoju, o to ci chodziło? Chciałeś powiedzieć wtedy, że to wszystko to moja wina...

Spuściłem głowę na dół i poczułem jak pojedyncze krople łez spływają mi po policzkach.

- Baekhyun. Czy te blizny... one są przeze mnie?

- Chcę już wracać - zdecydowałem się wyrwać dłoń i odwróciłem się do niego plecami.

Poczułem jego dłonie na ramionach, które delikatnie odwróciły mnie przodem do niego. Uniósł lekko mój podbródek, a ja zamknąłem oczy. Nie wiem, po co w ogóle tu przyszedłem. Powinniśmy się trzymać reguł naszej gry. Tak było najbezpieczniej.

- Baehkyun, proszę cię. Popatrz na mnie - powiedział stanowczym głosem.

Niepewnie otworzyłem oczy i zobaczyłem jego twarz tuż przed swoją. Wyglądał na zmartwionego.

Nie wierzę mu.

Nie wierzę mu...

Nie wierzę mu... ?

- Wróćmy już do akademika, Chan.

JIMIN:

Naprawdę miałem gdzieś czy Chanyeol nadal stoi w korytarzu i obserwuje mnie czy sobie poszedł. Klęczałem przy siedzącym na podłodze czarnowłosym chłopaku. Na szczęście nie stracił przytomności od uderzenia w szklane drzwi.

- Boże... Yoongi, tak bardzo cię przepraszam. Nie wiem co w niego wstąpiło, dobrze się czujesz? Coś cię boli? Mam dzwonić po pomoc? - odgarnąłem włosy z jego czoła - to wszystko moja wina, przepraszam - powiedziałem kolejny raz i zakryłem dłońmi twarz, po której płynęły łzy.

- Ej ale... nie no, nie maż się. Znaczy się... weź nie płacz, przecież będę żył - usłyszałem, że podniósł się z ziemi i sekundę później chwycił moją rękę ciągnąc moje ciało w górę.

Otarłem łzy rękawem bluzy i popatrzyłem na Yoongiego.

Pewnie wyglądam teraz jak siedem nieszczęść.

- Yoongi, bo on... bo Chanyeol, on zabronił mi utrzymywać z tobą jakikolwiek kontakt i to, że zobaczył jak my... - zarumieniłem się na myśl o przerwanym pocałunku - powinienem być bardziej ostrożny.

- Zabronił? To zabawne, że uważasz, ze ktokolwiek może podejmować za ciebie decyzje, Jimin. Chyba powinienem już iść - odwrócił się i zaczął się oddalać - a z tamtą ciotą nawet nie będę rozmawiał. Schlebia mi nienawiść innych - dodał nie odwracając się i zniknął za zakrętem na schody.

Stałem na korytarzu jeszcze jakieś pięć minut zanim zdecydowałem się wejść do pokoju. Usiadłem na łóżku, a dłonią dotknąłem swoich ust, które niedawno były złączone w namiętnym pocałunku z tymi Min Yoongiego. Poczułem ciepło w podbrzuszu, przechyliłem się do tyłu i położyłem.

Całowałem się z Yoongim.

To zdecydowanie był najlepszy jak do tej pory, moment mojego życia. Chłopak oddał zainicjowany przeze mnie pocałunek, a potem całkowicie mnie zdominował. Spodobało mi się to niesamowicie i po jego reakcji sądzę, że i on odczuł z tego przyjemność. Plotki, o tym że jest hetero momentalnie ulotniły się z mojej głowy, a to dało mi ogromną nadzieję. Zastanawiałem się dużo nad tym co byłoby gdyby...

Gdyby Park nie wciskał nosa w nie swoje sprawy i nam nie przeszkodził.

Weszlibyśmy do pokoju, a potem wylądowali w łóżku?

Z jednej strony tego pragnąłem, jednak z drugiej chciałem, aby Suga darzył mnie takim samym uczuciem jak ja jego, ale na to było chyba zbyt wcześnie.

Jestem bardzo cierpliwy i jeżeli będzie trzeba to poczekam na ciebie wieczność.

Wyciągnąłem telefon i mimo dość późnej godziny zadzwoniłem do przyjaciela. Odebrał po trzech sygnałach.

- Kyungsoo, masz czas?

Odowiedziałem mu cały dzisiejszy dzień, a kiedy dotarłem do momentu jak Chan odepchnął czarnowłosego ode mnie, wybuchnąłem głośnym płaczem.

-Nienawidzę go. Nigdy mu tego nie wybaczę, DO - mówiłem i powoli próbowałem się uspokoić głębokimi oddechami.

- Cieszę się, że wyjście z Yoongim się udało. Jiminnie... JAK ON CAŁUJE? Zdominował cię? Tak, wydaje mi się, że tak - sam odpowiedział na swoje pytanie, a ja cicho się zaśmiałem.

- Kyung... to był najlepszy pocałunek w całym moim życiu. Jego wargi były takie miękkie i ciepłe, a kiedy dołączył swój język myślałem, że zwariuję. Walczyliśmy chwilę o dominację, ale to on wygrał i powiem ci, że bardzo mi to odpowiada - nawijałem jak szalony - Jak o nim myślę często widzę go w łóżku, nade mną, jak...

- Dobra dobra, Jiminnie - Soo przerwał mi i zaśmiał się głośno - a co do Chanyeola...

- Eh... poniosło mnie z tym, że go nienawidzę. Ale jego zachowanie było takie... takie... - brakowało mi słów - ...nie w porządku. Mi naprawdę jest ciężko, bo dla niego Yoongi należy do tych złych. A w ogóle to ciekawe co on by zrobił jakby tak zakochał się... NA PRZYKŁAD W BYUNIE - wyrzuciłem i po chwili namysłu postanowiłem kontynuować.

- Kyung? Bo ja chyba mu tego życzę. Żeby zakochał się w kimś z piekła, samemu będąc tym z nieba!

Nie wiem czy nie jestem jedyną osobą, która rozumie to porównanie, ale trudno.

- Żeby czuł się zagubiony przez swoje uczucia, tak jak ja się czułem. Tylko że różnica będzie taka, że ja nie zareaguję w taki sposób jak on i nigdy nie zabronię mu czuć tego co będzie czuł - zakończyłem.

- Mam nadzieję Jiminnie, że Chan zrozumie swoje głupie zachowanie i wszystko wróci do normy. A teraz do spania, bo jutro mamy na wcześnie.

- Jasne. Dziękuję ci Kyungsoo. Za wszystko - powiedziałem i rozłączyłem się.

Zamknąłem oczy i za chwilę byłem już w objęciach Morfeusza, śniąc o przystojnym czarnowłosym chłopaku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro