Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[08]

CHANYEOL:

- CHAN! Nie możemy znaleźć Jimina. Widziałeś go?

- Zostawiliście go samego? - popatrzyłem na tą bandę idiotów - czemu?

- Nie samego, Channie... był z Namjoonem - odpowiedział Jongin tuląc do siebie Kyungsoo.

Przeniosłem wzrok na Rapmona, który pijany musiał podtrzymywać się ściany, aby nie stracić równowagi i czekałem na jego wytłumaczenie.

- Hyung, nie radzę go o nic pytać - ostrzegł mnie Jungkook.

Szybko zbliżyłem się do Namjoona, a w tym czasie on zdecydował się na odpowiedź.

- Nie byłem wystarczająco silny, żeby cię uratować, mamo. Nie byłem. Ale więcej już nie zawiodę. Obiecuję! - wrzasnął i wyrzucił ręce w niebo.

- Co? O co mu chodzi? - odwróciłem się do chłopaków.

- Kookie ci mówił, żeby o nic go nie pytać. Koleś od godziny sypie tekstami z Gwiezdnych Wojen. Nie dziwię się, że Jiminnie nie wytrzymał i poszedł sobie od niego - wytłumaczył mi Jongin.

- Boże - rozglądnąłem się po tłumie na zewnątrz - nigdy go tutaj nie znajdziemy. To jest jak szukanie igły w stogu siana.

- Powinieneś powiedzieć raczej, igły w stosie igieł.

O WOW, Rapmon powrócił. Ciekawe na jak długo.

- Co? - zapytaliśmy zgodnie.

Namjoon oderwał się od ściany i chwiejnym krokiem zaczął chodzić między nami.

- Przyjaciele. Igła wystawałaby z siana. Jimin jest dość niski i do tego nie lubi się wyróżniać.

- Okej, więc?

- Szukamy igły w stosie innych igieł! Za mną dowódcy klonów! Wykonać Rozkaz 66!

Szybko zgasiliśmy papierosy i już mieliśmy udać się na poszukiwania, jednak zatrzymał nas głos jednego z idiotów Byuna.

Zauważyłem, że obejmuje, a raczej podtrzymuje kogoś ramieniem.

Czyżby jakiś chłopaczek na dzisiejszą noc?

Biedak. Ledwo trzyma się na nogach co oznacza, że pewnie J-hope upił go i podał jakieś tabletki, aby ten nie protestował.

Przechyliłem delikatnie głowę, by zobaczyć twarz ukrytą w koszulce. Blada jak kreda, podkrążone oczy, z których emanował strach. Widziałem to już dzisiaj.

Baekhyun?

Wyglądał jak siedem nieszczęść. Od naszego tańca w klubie minęło sporo czasu, a widać, że jego stan bardzo się pogorszył.

Chyba mogę to uznać za swój mały sukces. Chłopak nie wie co się dzieje.

Po odpowiedzi Jongina na zaczepkę ze strony tamtych idiotów ruszyliśmy jak to powiedział Namjoon „wykonać rozkaz 66”, czyli... oh, no po prostu poszliśmy szukać Jimina.

Po kilkunastu minutach ciszę przerwał ustawiony na maksimum dzwonek mojego przyjaciela, na którego popatrzyłem z litością.

*GEE GEE GEE GEE BABY BABY BABY*

Serio?

- CHŁOPAKI MAM GO, DZWONI! - wydarł się Jongin mimo tego, że stał metr od nas - Boże Jiminnie, wszędzie cię szukamy, gdzie jesteś? - przerwa - Chim, odpowiedz mi gdzie jesteś a przyjdę i ci pomogę.

O co może chodzić?

- Idę tam. Tylko odeślę resztę do akademika - odsunął telefon od ucha - chłopaki wracajcie do pokoi, poradzę sobie - rzucił i pobiegł w tylko sobie znanym kierunku.

- Okej, nie martw się o nas. Damy sobie radę. Idź, wcale nie powinieneś nam powiedzieć o co do jasnej cholery chodzi! - wydarłem się za nim i westchnąłem - dobra chłopaki, wracamy.

- Ale...

- Nie ma żadnego „ale”, DO. Wy do mieszkania, a ja z tą ofermą do akademika - powiedziałem wskazując z Rapmona, który, o ile się nie mylę, wpatrywał się w kosz na śmieci mrucząc pod nosem coś o mieczu świetlnym.

Chwilę później jechaliśmy już windą, a Namjoon robił się coraz bardziej zielony na twarzy.

No i masz za swoje, ty mądralo.

Wybiegł z windy z prędkością światła, a kiedy wchodziłem do pokoju on już klęczał na kafelkach w łazience i zwracał cały wypity alkohol. Wyciągnąłem telefon i z nudów zacząłem grać w CandyCrush. Jongin nadal nie wrócił do pokoju, a ja martwiłem się coraz bardziej.

Okej kurde, nie wytrzymam.

- Moni, wychodzę sprawdzić co z Jiminem - i nie czekając na odpowiedź opuściłem pokój.

Wygodą było to, że wszyscy mieszkaliśmy na tym samym piętrze, pokój Jimina znajdował się na jednym końcu korytarza, zaś mój, Namjoona i Jongina na drugim. Byłem już pod drzwiami, więc nacisnąłem klamkę i uchyliłem drzwi.

Może Jiminnie już śpi.

Zaglądnąłem przez szparę i zamurowało mnie.

Co on odwala?!?!

Jimin nachylał się nad chłopakiem, a jego oczy błyszczały od uwielbienia do niego. Wyszeptał mu coś do ucha i nadal wpatrywał się w jego twarz.

Min Yoongi.

Debil.

Egoista.

Ćpun.

Boże, Jiminnie...

Zamknąłem drzwi i udałem się do swojego pokoju od razu rzucając się na łóżko. Jednak długo nie mogłem zasnąć przez obecny w mojej głowie obraz Jimina i Sugi.

Naszego wroga.

YOONGI:

Gdyby nie jeden mały szczegół, noc w klubie zaliczyłbym do udanych. Faza weszła mi genialnie, alko wchodziło jak woda i z minuty na minutę bawiłem się coraz lepiej, aż do pewnego momentu.

A właśnie.

Gdy J-hope gdzieś zniknął zostałem przy barze sam i zagadywałem barmankę, gdy nagle poczułem czyjąś ciężką rękę na ramieniu. Odwróciłem się i spokojnie wysłuchałem tego co miał mi do powiedzenia Jiyong. Nie spodobało mi się, więc gdy zostałem ściągnięty ze stołka próbowałem się wyszarpać z ich uścisków jednak prowadzący mnie Seungri i Daesung byli ode mnie o wiele więksi i silniejsi. Po kolejnych groźbach stwierdziłem, że to już bez sensu.

Wyprowadzili mnie z klubu, by następnie zaciągnąć mnie w którąś z odosobnionych ślepych uliczek, zapewne żebym tutaj zdechł. Tak, dokładnie. Znałem tych typów i wiedziałem do czego byli zdolni. Jeszcze niepotrzebnie się nakręcili, fałszywie oskarżając mnie o sprzedanie ich na policji.

Cały czas starałem się przemówić im do rozsądku i przekonać ich do tego, że to nie moja wina, ale do nich jak zwykle nigdy nic nie dochodziło. W końcu stojący za mną Seungri popchnął mnie tak, że boleśnie upadłem na kolana przed Jiyongiem podpierając się rękami o ziemię.

- Świetnie cię widzieć w takiej pozycji, Min. A teraz kurwa, błagaj o przebaczenie. Wiem, że to ty, mała szmato – syknął G-Dragon.

- Spierdalaj, nic nie zrobiłem.

Kopnięcie w brzuch.

- Nadal będziesz kłamał?

- Jesteście naćpani. Zostawcie mnie. To. Nie. Ja.

Kopnięcie w twarz.

- Wolisz błagać czy może ładnie przeprosić? – Daesung podszedł do mnie uśmiechając się przebiegle i uniósł mój podbródek by mocno przejechać kciukiem po moich ustach.

Obrzydzony tym gestem gwałtownie wyrwałem głowę z jego dłoni i splunąłem w jego stronę. To jeszcze bardziej zdenerwowało całą trójkę i parę sekund później poczułem burzę kopnięć na brzuchu i twarzy, którą starałem się zakryć krzyżując przedramiona. Gdy ciosy się trochę uspokoiły, już mocno osłabiony popatrzyłem w stronę oprawców i zdążyłem tylko zauważyć pobłyskujące w mroku ostrze w dłoni Seungriego. Jednak kolejne uderzenie butem w głowę pozbawiło mnie świadomości.

***

Obudziłem się w łóżku z niemiłosiernymi zawrotami głowy i bólem ogarniającym całe moje ciało. Natychmiast żałowałem podjętej próby obrócenia się na plecy, ponieważ tylko syknąłem z bólu.

Co się wydarzyło, do cholery?!

Ah… no tak. Dragon i reszta…

Chwila.

To ja żyję?!

Poderwałem się na łóżku, na którym leżałem i wrzasnąłem z bólu. Uspokoiłem się szybko i podparty łokciem o materac zacząłem rozglądać się wokół. Przed oczami miałem mroczki i trochę trudno było mi złapać ostrość jednak rozpoznałem swoje ubrania złożone na krześle obok. Odsłoniłem kołdrę i zauważyłem, ze jestem w samych bokserkach.

No nieźle wyszły im te siniaki, muszę przyznać.

Momencik, kurwa…

Rozejrzałem się wokół i spostrzegłem jeszcze jedno łóżko naprzeciwko tego, w którym spałem, a na nim siedzącą i wpatrującą się we mnie czerwonowłosą postać.

W mgnieniu oka Park znalazł się przy mnie kucając i delikatnie dotykając mojej twarzy.

- Boże, obudziłeś się. Jak dobrze, już się martwiłem, że nie odzyskałeś przytomności czy coś. Bardzo cię boli? Trochę opatrzyłem ci rozcięcia, masz rozwalony łuk brwiowy i parę poważnych ran. Wyglądają jak od noża. Słuchaj… Yoongi… Ja chcę wiedzieć, czy… czy na pewno wszystko z tobą dobrze. Tamci wyglądali na psycholi jakichś… Ja cię znalazłem nieprzytomnego i… i zabrałem cię tutaj, bo byłoby z tobą źle…

Chyba pierwszy raz w życiu totalnie odebrało mi mowę. Wpatrywałem się w chłopaka przede mną z szeroko otwartymi oczami i zapewne też ustami. Wydawało mi się, że widzę w jego oczach zmartwienie i może… troskę?

Chwila… 

On mnie znalazł?! On widział mój stan?! Wiedział o Jiyongu i reszcie?! Opatrzył mi rany?! Ro… Rozebrał mnie?!

Szybko poderwałem się z łóżka tak, że Jimin gwałtownie się odsunął, by przypadkowo nie oberwać. Wstałem, nadal sycząc z bólu i chwiejąc się lekko, zgarnąłem swoje rzeczy z krzesła i zacząłem się ubierać ignorując kompletnie zszokowanego chłopaka siedzącego na podłodze.

- Nie powinieneś tego robić. Nawet jeśli miałem tam kurwa umrzeć, to nie powinieneś się w to wpierdalać, Pa… - zawahałem się na ułamek sekundy – Jimin. To nie twój jebany problem. Nie nauczyli cię, żeby nie wpieprzać się w nieswoje sprawy? – zapytałem groźnym tonem – jeszcze mógłbyś kiedyś skończyć tak jak ja wczoraj.

Zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć lub wykonać jakikolwiek gest, od razu opuściłem pomieszczenie mocno trzaskając za sobą drzwiami.

Szybko odnalazłem swój pokój, który był na szczęście pusty i otworzyłem okno by zapalić papierosa.

Gdzie się podziewa Luhan?

Zaciągając się kolejny raz patrzyłem tępo na widok z okna przede mną jednak nie skupiałem wzroku na niczym. Byłem cholernie zamyślony. Mam niesamowite szczęście, że przeżyłem spotkanie z Jiyongiem i jego bandą.

To nie jest szczęście egoisto, ktoś ci uratował tyłek.

Gówno prawda.

Nie ma dobra na tym świecie.

Nie ma bezinteresowności.

Nie ma ciepłych serc.

Nie ma żadnej troski.

BAEKHYUN:

Gdy otworzyłem oczy nadal było ciemno. Nie byłem pewny czy przespałem kolejny dzień po imprezie czy może obudziłem się jeszcze w środku nocy. Usiadłem na łóżku i poczułem, że faza narkotykowa i alkoholowa opuściła w miarę moje ciało więc czułem się w minimalnym stopniu lepiej. Zapaliłem lampkę i rozejrzałem się po pokoju. Gdy na łóżku Sehuna zauważyłem dwa ciała mocno do siebie przytulone zgadłem, że noc poimprezowa trwała dalej. Podświetliłem telefon i spojrzałem na godzinę. Było lekko po czwartej. Powinienem spać.

Położyłem się z powrotem i zamknąłem oczy. Nagle do mojej głowy wdarły się wszystkie sceny sprzed kilku dobrych godzin.

Klub.

Parkiet.

Taniec.

Chanyeol.

Poderwałem się i cały roztrzęsiony udałem się do łazienki by przemyć twarz.

To się nie wydarzyło. To się nie mogło wydarzyć.

Oparłem ręce o umywalkę i popatrzyłem na swoje odbicie w lustrze.

Wyglądam tragicznie.

Przy kolejnym przemywaniu twarzy nie potrafiłem odróżnić wody od łez. Czemu jestem taki słaby?

Wytarłem się ręcznikiem i stwierdziłem, że póki co to z mojego snu nici. Usiadłem na podłodze w łazience i zastanawiałem się co mógłbym zrobić, żeby udało mi się usnąć. Był jeden sposób i to na pewno niezawodny.

Wyszedłem z łazienki, a następnie z pokoju i udałem się pod numer 513. Cicho uchyliłem drzwi i podszedłem do jednego z łóżek.

- Hope, stary… Ej, wstań!

- Baekhyun kurwa, spieprzaj stąd. Jest środek nocy.

- Ziom, potrzebuję najmocniejszych tabsów jakie masz.

- Po co ci to teraz? Uśpią cię w chuj.

- Właśnie. Mam problemy ze snem trochę…

Hoseok popatrzył na mnie zrezygnowanym wzrokiem i podniósł się z łóżka. Gdy zniknął w łazience mój wzrok zawisł na jego szafce nocnej. Spojrzałem na łóżko Yongguka, który na szczęście spał i jednym ruchem zgarnąłem scyzoryk J-hope’a z mebla by schować go do kieszeni dresów.

Brązowowłosy wyszedł z łazienki i podszedł do mnie wręczając mi dwie pigułki.

- Najpierw złapią cię lekkie schizy, ale potem będziesz spał jak zabity. Dobranoc – powiedział i otworzył mi drzwi dając jasno do zrozumienia, że mam spadać.

- No, elo i dzięki.

Gdy wyszedłem na korytarz natychmiast połknąłem tabletki radząc sobie już bez wody do popicia. Kwestia wprawy. A następnie udałem się do windy. Chwilę później wyszedłem z budynku i odpaliłem fajkę cierpliwie czekając na fazę, która miała poprzedzać senność. Chciałem jak najszybciej pozbyć się Chanyeola ze swojej głowy. Wspomnienia o tamtym tańcu. I o moim niesamowitym napaleniu się na niego. To był chory wymysł mojej  wyobraźni… Gdybym tylko wiedział, że to on to by tak nie było…

Na pewno.

Na pewno.

Na pewno…?

Mocno zacisnąłem powieki i przygryzłem dolną wargę do krwi. Nienawidziłem swoich myśli. Nie potrafiłem się z nimi pogodzić ani im zaprzeczyć. Czułem, że powoli tracę sam siebie, jeśli w ogóle można się tak czuć.

Gdy wracałem na siódme piętro wydawało mi się, że winda jedzie szybciej niż zawsze i w efekcie kilka razy straciłem równowagę. Chwiejnym krokiem wszedłem do łazienki i zacząłem opróżniać kieszenie spodni. Nagle natrafiłem ręką na chłodny metal i wyciągnąłem scyzoryk z kieszeni przypominając sobie cel kradzieży go Hoseokowi.

W mojej głowie znów pojawił się  wysoki brunet i ten jego bezczelny uśmiech sprzed kilku godzin.

Upokorzył mnie.

Jaki miał cel przyprawiając mnie o dreszcze podniecenia?

Dlaczego nie umiem sobie poradzić jak kiedyś?

Naprawdę wolałbym, żeby mnie pobił.

Tabletki J-hope’a zaczęły już działać na pełnych obrotach, a ja nie byłem w stanie opanować łez i trzęsienia się całego swojego ciała. Zjechałem po ścianie na podłogę i podciągnąłem kolana pod brodę.

Od kilku dni o tym myślałem. Teraz mam okazję.

Przyłożyłem ostrze do lewego nadgarstka i jednym ruchem przejechałem po skórze uwalniając tym samym stróżki krwi. Nie miałem zamiaru podcinać sobie żył. Jedynie zmienić ból psychiczny na ten fizyczny. Jeszcze kilka cięć w innych miejscach.

To dla ciebie, Park.

A to przez ciebie.

A to tak mocno, jak bardzo cię nienawidzę.

Scyzoryk upadł mi na ziemię, a krew pobrudziła podłogę. Za bardzo kręciło mi się w głowie, by kontynuować jakiekolwiek inne działania, więc przytrzymując się szafki i ścian w końcu dotarłem do swojego łóżka i zapadłem w głęboki sen.

***

Obudził mnie wrzask Luhana, a gdy otworzyłem oczy zorientowałem się, że cała moja pościel i koszulka są zakrwawione.

- BOŻE KURWA, SKĄD TU TYLE KRWI?! CZYJ TO NÓŻ?! – krzyk dochodził z łazienki, do której od razu pobiegł Sehun.

- Co jest, kurwa? – usłyszałem młodszego – Hyung? Baekhyun! Wiesz co się tu…

Przerwał swoją wypowiedź gdy tylko wyszedł zza drzwi łazienki i popatrzył w moją stronę. Od razu zakryłem kołdrą rękę z rozcięciami i zaschniętą krwią. Szybkim krokiem podszedł do mojego łóżka i chwycił moją rękę by wydrzeć ją spod kołdry, a ja wrzasnąłem z bólu.

- POJEBAŁO CIĘ JUŻ DO RESZTY?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro