[07]
CHANYEOL:
Klub Mass był jednym największych miejsc na imprezy, co oznaczało również, że na jego wynajem trzeba było przeznaczyć dość dużą sumę pieniędzy.
U-kwon mógł sobie na to pozwolić, jednak mimo tego, że jego rodzice byli bogaci, chłopak nie afiszował się tym faktem, jak robili to niektórzy - czyli Byun i reszta. A skoro o nim mowa, mój plan nadal stał w początkowym punkcie.
Od kilku dni próbuję ruszyć z nim dalej, ale ani raz nie udało mi się spotkać Baekhyuna. Chłopak albo mnie unika, albo olewa zajęcia i wyleguje się w pokoju jak jakaś diva.
Przyjście na imprezę było najlepszym pomysłem. Błagam... to największe przyjęcie urodzinowe tego roku, czy może zabraknąć na nim Byun Baekhyuna? Na mojej twarzy od razu pojawił się złowrogi uśmiech. Ktoś szturchnął mnie w ramię.
- Czego chcesz? - rzuciłem do Jongina.
- Channie, kochany mój przyjacielu, pijesz? - nie czekając na moją odpowiedź postawił przede mną zalany do pełna kieliszek i szklankę z sokiem pomarańczowym.
Razem z Namjoonem i Jiminem znieśliśmy toast za solenizanta i wypiliśmy alkohol. Moją twarz ozdobił grymas, a przyjaciel zaśmiał się pod nosem.
Nienawidziłem pierwszego kieliszka wódki, który niemiłosiernie palił mnie po gardle. Dopiero po trzecim mogłem pić bez krzywienia się, przez co zawsze byłem wyśmiewany przez Kaia, dla którego ten trunek był jak soczek.
- Wiesz, że Kyungsoo też tu będzie? - zapytał mnie Kai z entuzjazmem.
- O, TO BĘDZIE WASZA DRUGA RANDKA - skomentowałem i zacząłem się śmiać.
- Chanyeol, przestań. To nie jest śmieszne. Po prostu źle go wtedy zrozumiałem i tyle... Ani słowa mi nie powiedział przez telefon, że Kookie potrzebuje mojej pomocy w choreografii do egzaminu - odburknął obrażony - jednak byłem tam z DO, więc może to jednak była randka?
- Randka to umówione spotkanie dwóch osób mające na celu nawiązanie lub rozwinięcie znajomości. W szerszym znaczeniu randką będzie także każde spotkanie osób, które łączą tego rodzaju relacje. Patrząc więc na definicję, była tam osoba trzecia czyli Jungkook, więc wyklucza to możliwość, że spotkanie twoje i Kyungsoo było randką.
- Polej mu jeszcze, błagam. Może wtedy się zamknie lub przynajmniej będzie gadał z sensem - powiedział Jimin podając Jonginowi kieliszek Rapmona.
Czas leciał szybko tak szybko, jak Kai i Namjoon opróżniali przynoszone co chwilę pełne butelki alkoholu. Jedyne przerwy jakie mieli w piciu to te kiedy wspólnie wychodziliśmy zapalić oraz jedną nieco dłuższą kiedy oznajmiłem im, że dzisiejszego wieczoru nie będę pił zbyt dużo. Zrobili mi wtedy piętnastominutowe kazanie, które potem przypieczętowali 3 kieliszkami z rzędu i... i juz chyba zapomnieli o tym, że odpuszczam napoje procentowe.
Przynajmniej Namjoon, który był słabszy w piciu. W spojrzeniu Jongina zauważyłem, że nie obejdzie się bez dokładnych wyjaśnień. Zaś we wzroku Jimina... nic? Był jakby nieobecny, jakby ciągle nad czymś rozmyślał, a może o kimś... Jakby...
Czyżby Jiminnie się zakochał?
Na samą myśl o tym, uśmiech wyskoczył na moją twarz. Park był najmilszym i najsłodszym chłopakiem jakiego znałem. To on zawsze się o nas troszczył podczas choroby lub gorszego dnia. Cieszyłem się więc, że może los się do niego uśmiechnął i będzie jeszcze szczęśliwszy niż jest teraz.
Poczułem szarpnięcie za ramię.
- Za mną.
- Jak sobie życzysz, Jongin - powiedziałem z przekąsem.
Udaliśmy się na zewnątrz, przecisnęliśmy się przez tłum ludzi i stanęliśmy na uboczu tak, żeby nikt nie mógł nas usłyszeć. Wiedziałem o co mu chodzi.
- Co ty kombinujesz, Chan? Mówisz nam, że nie pijesz, a nigdy nie gardziłeś alkoholem na takich imprezach. Od kilku dni... ba! Od ponad tygodnia ciągle nad czymś myślisz, coś planujesz. Widzę to. Nie jestem głupi, więc albo mi powiesz co to jest, albo wleje ci zaraz litr wódy do gardła - zakończył z uśmiechem.
- Eh... Tak Kai, masz rację - odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się nim mocno - pamiętasz jak jakieś dwa tygodnie temu spotkaliśmy się z ekipą Byuna i wtedy postanowiłem, że ten idiota zasługuje na karę i upokorzenie? To jak nas traktują jest niedopuszczalne, a ja po tylu latach wreszcie chcę to zakończyć.
- To jaki jest ten plan? - niecierpliwie zapytał przyjaciel.
- Chcę go w sobie rozkochać. Zniszczyć jego duszę i serce. Jego pseudo-przyjaciele widząc stan swojego „przywódcy" zostawią go samego. Na nic nie będzie im potrzebny. Rozumiesz? Zostanie sam w swoim żałosnym życiu. Nikt nie będzie się o niego martwił. Jongin? - zrobiłem krótką przerwę - obiecuję ci. Zniszczę go.
- Okej, jak ci pomóc?
Wiedziałem, że mi pomoże.
- Przypuszczam, że Byun pojawi się tutaj dzisiaj ze swoją ekipą. Muszę wykonać w jego stronę jakiś ruch, bo ostatni przy alarmie przeciwpożarowym skończył się tak, że zaczął mnie unikać.
- A ja myślałem, że masz suche wargi i dlatego je tak seksownie oblizywałeś - zaśmiał się Jongin - okej więc, znając go będzie najebany w trzy dupy, kto wie czy zielska też nie wypalił, więc musisz... - przerwał na chwilę - ROZPAL W NIM OGIEŃ, KURWA! Chan, jesteś seksownym kolesiem, myślisz że ten krasnal ma na tyle silnej woli żeby się tobie oprzeć?
- Nie pomogłeś za dużo... Dobra, zaufam mojemu instynktowi, chociaż i jemu jest trudno pracować poprawnie kiedy wie, że będę podrywał Byuna. To będzie cud jeśli wyjdę z tego stanu bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym.
Nagle Jongin wciągnął mnie do jakiejś pustej uliczki i przycisnął do ściany, zaraz obok kosza na śmieci. Tak, że nie byliśmy widoczni z żadnego miejsca.
- Czy ciebie już do końca popierdoliło?! - wydarłem się na niego.
- Zamknij się! Jeszcze mi za to podziękujesz.
Odczekałem cierpliwie 6 sekund, a kiedy znowu miałem podnieść głos na przyjaciela usłyszałem kroki i znajome głosy.
Byun i jego ekipa przeszli koło nas śmiejąc się i potykając co drugi krok. Odskoczyłem od przyjaciela i wyglądnąłem zza rogu. Tak jak myślałem wszyscy weszli do klubu.
- Trzymaj za mnie kciuki, lamusie - powiedziałem i ruszyłem do wejścia.
Od razu zacząłem poszukiwania srebrnej czupryny jednak niski wzrost chłopaka nie ułatwiał mi tego zadania. Wszedłem na schody i stojąc na balkonie szukałem go miedzy tłumem tańczących ludzi. Zdążyłem zauważyć już gówniarza Sehuna z Luhanem obściskujących się w kącie oraz Yoongiego i ledwo żywego J-hope'a, którzy pili coś przy barze.
Nigdy go tutaj nie znajdę.
Nagle moim oczom ukazał się srebrnowłosy chłopak, który tańczył samotnie śmiejąc się przy tym chyba do samego siebie.
Żałosne.
Ruszyłem w jego stronę, przeskakując co drugi schodek.
No i co zrobisz?
Jeszcze nie wiem.
Myśl idioto.
A CO NIBY ROBIĘ?!
Od Baekhyuna dzieliły mnie już tylko 2 metry.
Raz się żyje.
Powoli zbliżyłem się do niego, położyłem ręce na jego biodrach i przysunąłem się do jego pleców maksymalnie. Niższy zaczął zmysłowo poruszać swoimi biodrami ocierając się o moją klatkę.
Powiedziałeś A, to teraz powiedz B, Channie.
Zbliżyłem usta do szyi chłopaka, zacząłem pieścić ją pocałunkami i co jakiś czas zmysłowo mruczałem mu coś do ucha. Jego ręka powędrowała do moich włosów i ciągnęła je co jakiś czas. Jego ciało przeszył dreszcz podniecenia.
Mam go.
Przeniosłem dłonie na jego klatkę piersiową i wsunąłem je pod koszulkę dalej pieszcząc ciało rozpalonego chłopaka. Jego gwałtowny ruch całkowicie mnie zaskoczył i sekundę później staliśmy przodem do siebie. Ja nadal z rękami pod jego koszulką. On wpatrzony we mnie. Pożądanie widoczne w jego oczach odrobinę wygasło, a kolana lekko ugięły się i gdyby nie moje ręce, którymi go podtrzymałem, chłopak runąłby na ziemię.
Korzystając z krępującej ciszy między nami postanowiłem przyglądnąć mu się dokładnie. Zmienił się. Jego twarz można było porównać do koloru kartki papieru, a worki pod oczami były na niej dwa razy bardziej widoczne nawet pod warstwą makijażu.
W momencie, w którym wypowiedział moje imię, uśmiechnąłem się do niego, odwróciłem i opuściłem klub. Stanąłem na zewnątrz i odpaliłem papierosa.
O chuj.
Udało się.
- CHAN! Nie możemy znaleźć Jimina. Widziałeś go?!
BAEKHYUN:
Gdyby nie ręce Chanyeola podtrzymujące moje ciało zapewne już dawno leżałbym przed nim na parkiecie. Zanim się obejrzałem wyższy zniknął. Nie miałem pojęcia czy to co się wydarzyło było wytworem mojej wyobraźni, która była mocno zaburzona ziołem, tabletkami i alkoholem. Stałem na środku parkietu jak kołek i starałem się uspokoić swoje nadal pobudzone ciało. Ciągle czułem obijające się o mnie ciała i postanowiłem stamtąd jak najszybciej uciec, ponieważ miałem coraz większe problemy z utrzymywaniem równowagi.
Skierowałem się prosto do łazienki i odkręciłem zimną wodę w kranie. Przemyłem radę razy twarz ostudzając rozpalone policzki i nie dbając o to, że rozmazałem makijaż. W tym momencie byłem w takim stanie, że nie obchodziło mnie nawet to jak wyglądam. Gdy trochę ochłonąłem, a moje ciało wróciło do porządku oderwałem się od kranu, usiadłem na podłodze za drzwiami jednej z kabin i podciągnąłem kolana pod brodę nadal ciężko oddychając.
Co ja odjebałem?!
Co się kurwa dzieje?!
Czego on ode mnie chce?!
Czułem coraz mocniejszą fazę narkotykową. W jednej chwili mnie zemdliło i zaczęło mi się mocno kręcić w głowie. Szybko skierowałem się do jednej z kabin i sekundę później zwróciłem całą zawartość żołądka. Zwinąłem się w kulkę leżąc na ziemi z lekko uchylonymi drzwiami kabiny i poczułem gorące łzy na swoich policzkach. Nie rozumiałem go. Nie rozumiałem jego intencji. Nie rozumiałem swoich reakcji.
W tamtym momencie miałem ochotę się jeszcze bardziej zaćpać i najlepiej odpłynąć już na zawsze, żeby nigdy nie musieć spotkać Parka. Czułem, że mnie niszczył. Że niszczył moją psychikę.
To ty niszczysz sam siebie.
Popatrz jak on na ciebie działa, Baekhyun.
Nie powinieneś tak na niego reagować, a jednak to robisz.
Nie umiesz nad sobą panować w jego obecności.
Podniosłem się z ziemi i wróciłem do poprzedniej pozycji siedzącej zakrywając rękami głowę jakbym chciał zagłuszyć swoje, niestety trafne myśli. Czułem coraz więcej łez spływających po policzkach i nie umiałem ich opanować. Chciałem jak najszybciej opuścić klub i wrócić do akademika, jednak byłem zbyt osłabiony i ogłuszony, by samodzielnie sobie poradzić.
Nie wiem ile czasu minęło zanim nagle usłyszałem, że drzwi mojej kryjówki szeroko się otwierają.
Błagam... nie...
Przestraszony podniosłem wzrok, ale na szczęście zobaczyłem przed sobą postać J-hope'a.
- Kurwa, Byun! Popierdoliło cię?! Szukamy cię wszyscy! Trzeba się spadać bo słyszałem, że kręcą się tu typy, z którymi mamy na pieńku - brązowowłosy czekał na moją reakcję - ej Baek, żyjesz? Stary, wyglądasz jak jebany trup. Dasz radę się podnieść?
Pokręciłem głową i oparłem ją o kolana. Nagle poczułem silny uścisk dłoni na moich ramionach, który postawił mnie na nogi. Zachwiałem się mocno i przytrzymałem J-hope'a, który przewiesił moją rękę przez swoją szyję i wyprowadził z łazienki. Przed drzwiami pomieszczenia czekali już Luhan i Sehun.
- Dobra spadamy stąd zanim zrobi się kwas - powiedział młodszy i rozejrzał się dookoła.
- Ejej, gdzie jest Yoongi? - spytał J-hope nadal nie puszczając mojego na wpół wiotkiego ciała.
- Nie wiem, pewnie już dawno zwinął się z jakąś pijaną laską do pokoju - odparł Luhan - chłopaki, serio musimy spieprzać.
Półprzytomny nie byłem w stanie załapać o co chodziło moim towarzyszom. Najważniejsze jest to, że chcieli stąd wyjść tak samo jak ja. Przedzieraliśmy się przez parkiet, a potem przez dalszą przestrzeń naprawdę dużego klubu, a ja bez przerwy panicznie się rozglądałem szukając wzrokiem potencjalnego zagrożenia w postaci wysokiego bruneta.
Na szczęście udało nam się dotrzeć do wyjścia klubu w miarę bezpiecznie. Niestety na zewnątrz zrobiło się mniej przyjemnie.
Piątka Lojalnych Luzerów oprócz tego najmłodszego, kończyła właśnie swoje papierosy i nerwowo o czymś dyskutowała uspokajając się nawzajem.
Szybko zacisnąłem powieki i modliłem się by nas nie zauważyli, jednak nadal holujący mnie J-hope nie byłby sobą gdyby przeszedł obok nich obojętnie.
- Kogo my tu mamy! Co jest, dzisiaj niepełny skład? Chyba brakuje wam tej czerwonej kluski - zawołał złośliwie, a ja schowałem twarz w jego koszulkę.
Naprawdę nie mógł sobie wybrać lepszej okazji na zaczepki z nimi.
- Spierdalaj, Jung. Jak się dowiemy, że coś mu się stało to tobie pierwszemu rozjebię ryj! - odkrzyknął Jongin - chłopaki, idziemy.
Nie odrywając twarzy od ramienia brązowowłosego usłyszałem oddalające się kroki tamtych i trochę się uspokoiłem.
- Baek, co ty odwalasz? - spytał mnie J-hope - nieważne. Nic tu po nas.
Droga do akademika była długa i ciężka jednak w końcu znalazłem się w pokoju razem z Sehunem i Luhanem, który stwierdził, że nie będzie znowu wysłuchiwał jęków obcych lasek, jeśli Yoongi faktycznie sobie kogoś sprowadził.
Wydaje mi się, że to była tylko jego wymówka, ponieważ gdy tylko to oznajmił Sehun natychmiast zadeklarował, że podzieli się z nim łóżkiem.
Taa, bo ja bym go wpuścił do swojego.
Ledwo utrzymując równowagę zdjąłem swoje spodnie i skórzaną kurtkę by po chwili rzucić się na łóżko i zakopać w pościel.
Nie chcę się jutro obudzić.
Z tą niezbyt pozytywną myślą szybko zapadłem w sen.
JIMIN:
A co jeśli nie przyjdzie?
Przyjdzie, głuptasie. Bądź dobrej myśli.
Impreza z godziny na godzinę rozkręcała się coraz bardziej, a ja powoli zaczynałem panikować. Jongin wyciągnął gdzieś Chana, więc to mi przypadła rola niańczenia opitego Namjoona. Nagle zauważyłem czuprynę, na którą czekałem cały wieczór.
- Namjoon, idę do łazienki - powoli zacząłem podnosić się z kanapy nie spuszczając wzroku z mojego obiektu zainteresowania.
- Luke, możesz zniszczyć Imperatora. On to przewidział. To jest twoje przeznaczenie. Przyłącz się do mnie i razem możemy rządzić galaktyką - ojciec i syn! Chodź ze mną. To jest twoje jedyne wyjście.
- Moni? To ja, Jiminnie - pomachałem mu przed twarzą - Zaraz wrócę, okej?
- Niech moc będzie z tobą! - wykrzyczał i padł twarzą na sofę.
Okeeej? To wcale nie było dziwne.
Zmierzałem do mojego celu bez żadnego planu, błagając tylko żebym nie został zlekceważony ani wyśmiany. Przed obiektem moich westchnień pojawiło się niespodziewanie trzech dryblasów. Ciarki przeszły mnie na sam ich widok. Szybko zmieniłem kierunek, ukryłem się za ścianą i czekałem na dalszy rozwój sytuacji.
Jeden z mężczyzn nachylił się i szepnął coś chłopakowi, który zaraz po tym został ściągnięty z krzesła barowego i wyprowadzony z klubu za ramię przez napastników. Szarpał się parę razy, a to oznaczało, że wcale nie ma ochoty na jakiekolwiek rozmowy z nimi.
Myśl, Jiminnie. Co zrobisz?
Jak to co? Idę za nimi.
Debil.
Opuściłem klub i wolnym krokiem, chowając się za śmietnikami i w bocznych uliczkach, śledziłem podejrzanych typów ciągnących za ramię chłopaka. Myślałem, że serce wyskoczy mi z piersi, tak bardzo byłem zestresowany. Kucnąłem obok pojemnika na śmieci i próbowałem się uspokoić. Wychyliłem się aby sprawdzić w jakim kierunku zmierzają oprawcy, lecz jedyne co zobaczyłem to kota grzebiącego w resztach jedzenia.
No pięknie. Zgubiłem ich. Super ze mnie detektyw.
Rozpaczliwie chodziłem i sprawdzałem każdy kąt dzielnicy nie zawracając sobie głowy tym, ile czasu minęło odkąd opuściłem klub. Przechodziłem właśnie drugi raz koło tego samego sklepu w jednej z alejek, kiedy usłyszałem jęk bólu.
Zerwałem się i podbiegłem do miejsca skąd dochodził. Chłopak leżał na boku, z nogami podciągniętymi pod brodę. Jego twarz pokryta była rozcięciami, z których sączyła się krew, a jego oddech był ledwo wyczuwalny. Widząc go w takim stanie łzy same napłynęły mi do oczu. Pogładziłem go po włosach, wyszeptałem parę słów otuchy, chociaż piękny i tak mnie nie słyszał, a następnie szybko wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do przyjaciela.
- CHŁOPAKI MAM GO, DZWONI! - usłyszałem krzyk Jongina - Boże, Jiminnie, wszędzie cię szukamy, gdzie jesteś?
- Kai, proszę pomóż mi, sam nie dam rady go przenieść. On krwawi i boję się - powiedziałem drżącym głosem.
- Chim, odpowiedz mi gdzie jesteś, a przyjdę i ci pomogę.
- Koło antykwariatu, w piątej alejce od klubu.
- Idę tam. Tylko odeślę resztę do akademika - zakończył rozmowę.
Jongin przyszedł po dwóch minutach , które dla mnie trwały wieczność.
- Chyba sobie robisz jaja - powiedział patrząc na mnie z góry - nie dotknę tego ścierwa. Nigdy w życiu. FUJ. Co ty tu w ogóle robisz, Jimin? Chodź, idziemy.
- Nie zostawię go - odpowiedziałem szybko.
- A czemu nie? Myślisz, że gdybyś to ty tutaj leżał on by ci pomógł? Nawet mnie nie rozśmieszaj.
Popatrzyłem na niego smutnym wzrokiem z lekko drżącą wargą.
Musi zadziałać.
Kai stał chwilę i walczył sam ze sobą, a potem podszedł, podniósł leżącego na ziemi chłopaka i ruszyliśmy do akademika.
- Nienawidzę cię, ty czerwony potworze - powiedział pod nosem.
Przez drogę do mojego pokoju ciągle mruczał pod nosem jakieś teksty do mnie lub do nieprzytomnego.
- Połóż go tutaj - wskazałem na swoje łóżko - mam jeszcze drugie, bo Wei'a ostatnio wywalili. Bardzo ci dziękuję Jongin, nie poradziłbym sobie bez ciebie - przytuliłem przyjaciela, a kiedy opuścił pokój zacząłem przemywać i opatrywać rany poszkodowanego.
Delikatnie zdjąłem jego ubrania, aby spało mu się wygodniej, ale też po to by ocenić stan jego ciała po pobiciu. Kilka brzydkich siniaków zdobiło już jego brzuch więc posmarowałem je maścią.
Dotknięcie jego ciała spowodowało u mnie dreszcze i chęć zasmakowania jego ust, jednak resztkami rozsądku powstrzymałem się przed tym. Nachyliłem się i zbliżyłem do jego ucha.
- Już jesteś bezpieczny, Yoongi. Śpij spokojnie.
ㄴㄱㄴㄱㄴㄱ
Cześć cześć!
Jest kolejny rozdział, mamy nadzieję, że Wam się spodobał ^-^
Nasz Jiminnie wkracza do akcji! Co o tym sądzicie?
I co zrobi Suga, kiedy obudzi się w nieswoim pokoju...?
Wait for it!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro