[04]
BAEKHYUN:
Gwałtownie sie poderwałem i z przyśpieszonym oddechem usiadłem na łóżku. Byłem cały roztrzęsiony i spocony. Co to miało być, do cholery?!
Świetny żart, wyobraźnio. Naprawdę, kurwa, wyborny.
Nerwowo rozejrzałem się po pokoju w którym panowała zupełna ciemność. Włączyłem lampkę i zorientowałem się, że nie mam na sobie koszulki i spodni. Sehun musiał mnie rozebrać, co nie raz się zdarzało, gdy spałem dłużej niż zamierzałem. Bardziej jednak martwił mnie niemały problem w bokserkach. Zignorowałem go, mając nadzieję, że sam się rozwiąże, po czym spojrzałem na zegarek. Było lekko po trzeciej w nocy. Czyli 8 godzin snu. Nieźle.
Wstałem i szybko założyłem na siebie jakieś dresy i ciepłą bluzę. Wyciągnąłem papierosy ze spodni leżących na ziemi obok łóżka i udałem się do okna by następnie je otworzyć i usiąść wygodnie na parapecie. Gdy odpaliłem fajkę zorientowałem się, że coś jest nie tak. Spojrzałem na drugie łóżko, jednak mojego współlokatora w nim nie było.
Gdzie on się szlaja o tej porze?
W sumie to nie bardzo mnie to obchodziło. Byłem teraz zbyt zestresowany swoim snem. Park. Pokój. Łóżko. Jego słowa. Jego działania. MOJE UCZUCIA. Co ze mną nie tak? Starałem się wszystko zwalić na zieloną roślinkę, jednak przekonywanie samego siebie słabo mi wychodziło. To tylko bardziej podniosło mi ciśnienie i tym sposobem wypaliłem jeszcze dwa jagodowe papierosy. Gdy poczułem lekkie zawroty głowy postanowiłem wyjść na krótki spacer.
Zejście schodami z siódmego piętra zajęło mi trochę czasu. Naprawdę nie wiem dlaczego ludzie zajmujący się sprawami technicznymi tego, pożal się Boże, akademika nie ruszą łaskawie tyłków i nie naprawią w końcu windy.
Gdy wyszedłem z budynku rozglądnąłem się nerwowo i po upewnieniu się, że żaden morderca czy gwałciciel nie czeka na mnie za rogiem. Nie to żebym się bał, ale z moim idealnym wyglądem nigdy niewiadomo czy nie trafię na jakiegoś zboczeńca albo zazdrosnego psychopatę.
Szedłem szybko jednak nie bardzo zwracając uwagę w jakim kierunku. Byłem głęboko zamyślony, a jedynym światłem, które padało na zaciemnione uliczki był blask pełni.
Pełnia. Tak jak we śnie.
Zacząłem gwałtownie kręcić głową, by pozbyć się tych absurdalnych wspomnień. Nie chciałem o tym myśleć. Nie chciałem przypominać sobie tego snu. Nie chciałem słyszeć w głowie jego głosu. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że... mi się podobało.
Ło, łoo, ŁOOOO. Nie bądź żałosny, Baek.
To był tylko kolejny głupi sen po ziole. Opanuj się.
Gdy podniosłem wzrok ze swoich stóp i spojrzałem w końcu przed siebie lekko spanikowałem, bo kompletnie nie byłem w stanie rozpoznać gdzie jestem. Przystałem na chwilę i zacząłem się rozglądać. Podszedłem bliżej starego budynku zauważając wąską uliczkę między nim a drugim, jeszcze bardziej obskurnym. Nie wiem czemu ale miałem wrażenie, że to mógłby być świetny skrót do naszego akademika. Wyciągnąłem telefon z kieszeni bluzy by sprawdzić godzinę. 04:12. Musiałem zajść naprawdę daleko. Jakim cudem aż tak straciłem poczucie czasu?
Ruszyłem w stronę wąskiej drogi jednak po chwili zatrzymałem się sparaliżowany strachem i wstrzymałem oddech. Nie powinno mnie tu być. Powinienem uciekać stąd, jak najszybciej dam radę. Nie powinno mnie tu być. Nie jestem gotowy na śmierć lub ewentualne ciężkie urazy ciała. Naprawdę nie powinno mnie tu być.
- Nie mam już cierpliwości do tego małego skurwiela. Jeśli okaże się, że to faktycznie on nas wsypał na psach, to nie odpowiadam za swoje czyny. A tym bardziej za jego stan, kiedy z nim skończę.
- Wiadomo. Wtedy nawet ci jego kumple nie będą w stanie go rozpoznać. Może się z nim jakoś zabawimy, co ty na to, Jiyong? Ta kruszynka nie wygląda mi na czystego hetero.
- Niezły pomysł. Dostanie nauczkę, której kurwa nigdy nie zapomni. Przysięgam.
- Spoko, mam jego namiary. Nazwisko, uczelnia, kierunek, adres, wszystko. Nawet znam numer pokoju, w którym sypia.
- Dobrze. Porozmawiamy sobie z nim, kiedy następnym razem przyjdzie po towar. Chcę mieć pewność.
Usłyszałem mocno zdenerwowane męskie głosy, których naprawdę nie miałem ochoty słyszeć. Kojarzyłem imię mężczyzny, który jak się domyślam, był dowódcą grupy. Zacząłem jeszcze bardziej panikować i już chciałem powoli zacząć się wycofywać, jednak to co usłyszałem sparaliżowało całe moje ciało jeszcze bardziej.
- Niedługo Min Yoongi nie będzie miał już takiej uroczej buźki.
CHANYEOL:
Obudziły mnie głośne odgłosy wymiotującej osoby. Przetarłem zaspane oczy i spojrzałem na puste łóżko mojego przyjaciela. Wyciągnąłem telefon spod poduszki, aby sprawdzić godzinę.
5 nad ranem.
- Jongin? Wszystko dobrze? - zapytałem idąc pod drzwi łazienki.
- Pewnie, że tak. Tak sobie rzygam dla odprężenia - powiedział Kai przed kolejną falą wymiotów.
Przewróciłem oczami - Dobraaa, kończ i pogadamy.
Jongin wyszedł po około 10 minutach, w ciągu których zdążył opróżnić cały swój żołądek.
- Przejdź od razu do sedna, mam dzisiaj dużo zajęć i chciałbym jeszcze trochę pospać - szybko go powiadomiłem.
- Nie ma tu wiele do mówienia. Po prostu poszedłem do baru i wypiłem kilka drinków - zamyślił się na chwile - A może kilkanaście? Kto by to liczył...
Zauważyłem, że Namjoon zaczyna się przebudzać. Wcale mu się, cholera, nie dziwię. Jongina pewnie słychać na cały korytarz.
- Kai, czy ty może żałujesz tego co zrobiłeś wcześniej? – zapytałem.
- Żal to negatywny stan emocjonalny, smutek, przygnębienie wywołane jakimś przykrym doświadczeniem, na przykład porażką lub utratą kogoś bliskiego – wyjaśnił mu na wszelki wypadek zaspany Rapmon.
- Co? O co ci chodzi? Weź idź spać Moni, jest dość wcześnie - powiedziałem do przyjaciela, który od razu opadł z powrotem na poduszkę w celu kontynuacji snu.
Czy on zawsze musi mieć w głowie takie popieprzone myśli?
- Wracając do twojego pytania? Nie, niczego nie żałuję. Obawiam się, że Kyungsoo zapomni o tej sytuacji, a tego bym nie chciał - przyznał się Jongin.
- Dlatego postanowiłeś samotnie opić się w barze? Stary czemu nie zabrałeś mnie ze sobą? - zapytałem z uśmiechem - wiesz, że zawsze ci pomogę.
- A HAA! Wiedziałem, że o to ci chodzi, pijaku - zaśmiał się głośno Kai - Następnym razem, przyjacielu. Teraz chodźmy już spać.
Położyłem się ponownie do łóżka i nagle poczułem lekki niepokój.
Tej nocy coś jest nie tak.
Kiedy wreszcie udało mi się zasnąć, zadzwonił budzik.
Zabijcie mnie.
Ogarnąłem się szybko, więc starczyło mi czasu na poranną fajkę i kawę, a następnie wyszedłem na
zajęcia.
BAEKHYUN:
Gdy pośpiesznym krokiem wycofywałem się z miejsca spotkania tych zbirów potknąłem się o coś leżącego na ziemi. Upadłem boleśnie na tyłek, ale mocno zacisnąłem zęby by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Wystarczająco zatłukła się szklana butelka, która spowodowała mój upadek. Siedziałem na chodniku przerażony i modliłem się, by nikt z nich nie zwrócił uwagi na dźwięk toczącego się szkła.
Nie mogę umrzeć. Nie mogę umrzeć. Nie mogę umrzeć.
- Cicho! Słyszeliście to? – słysząc głos dowódcy zamarłem i jakby dało się bardziej wstrzymać oddech na pewno bym to zrobił – Co to było?
- Pewnie koty, niedaleko jest śmietnik. Mam iść sprawdzić? – usłyszałem parę kroków w swoją stronę i zacząłem się zastanawiać jaki kolor trumny chciałbym mieć. W sumie od zawsze podobała mi się taka w kolorze wiśni.
- Nie, pieprzyć to – odpowiedział przywódca, a ja naprawdę się ucieszyłem, że jeszcze kilka lat pożyję – idziemy chłopcy.
Gdy oddalający się dźwięk kroków w końcu ucichł całkowicie położyłem się na plecach jak ostatnia sierota i zacząłem głęboko oddychać chcąc uspokoić pracę serca. Gdy po jakichś 7 minutach postanowiłem się podnieść akurat zaczynało świtać. Sprawnie otrzepałem dresy z chodnikowego brudu i ruszyłem chwiejnym krokiem w stronę, z której przyszedłem.
***
- O, nareszcie jesteś, hyung – usłyszałem zaspany głos Sehuna gdy przekroczyłem próg pokoju – już zaczynałem się martwić – usiadł na łóżku i uśmiechnął się ironicznie.
- Daruj sobie. Gdzie się szlajasz o 3 w nocy?
- Nie twoja sprawa – odciął się uśmiechając się chytrze. Ten uśmiech znaczył tylko jedno... powinienem się przygotować na mocną ripostę.
– Powiedz hyung, często jęczysz przez sen?
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Stanąłem jak wryty i rozchyliłem lekko usta. Na ten widok Sehun wybuchł głośnym śmiechem, a moje twarz zrobiła się cała czerwona. Ze złości oczywiście. Wcale nie z zawstydzenia. Nie nie, skąd.
- Wyglądasz jak cegła! – położył się na łóżku ze śmiechu.
- Jeszcze jedno słowo gówniarzu, a cię zabiję.
Ewentualnie sam się zabiję.
- Wyluzuj, hyung. Tak tylko się droczę – otarł oczy z łez – też mi się czasem śnią takie sny. Tylko te twoje jęki... To brzmiało tak... Jakbyś naprawdę był w niebie – dupek ponownie zaniósł się śmiechem.
Słysząc ostatnie zdanie zacisnąłem dłonie w pięści i przygryzłem mocno dolną wargę, co wywołało u mnie syk bólu. Wcale mi się nie podobało, jak możesz tak mówić, frajerze. Nic nie wiesz. To był koszmar. Był w nim mój największy wróg.
Koszmar, Baekhyun? Na pewno?
Na tą myśl jeszcze mocniej zraniłem dolną wargę ale postanowiłem nie zwracać uwagi na krew. Musiałem się otrząsnąć i zacząć trzeźwo myśleć. Co jeśli Sehun słyszał coś jeszcze? Coś niebezpiecznego? Nie byłem w stanie sobie przypomnieć, co dokładnie mówiłem w swoim śnie więc postanowiłem zadać maknae ostrożne pytanie.
- Ymm... mniejsza. Sehun, a czy... znaczy się... Czy ty... Znaczy czy ja... Eee...
Świetnie ci idzie, Byun! KLASA.
Sehun patrzył na mnie uważnie i lekko marszczył brwi jakby starał się zrozumieć o co może mi chodzić. Westchnąłem głęboko i zacząłem poprawiać dłonią włosy, żeby nie wyjść na spanikowanego idiotę.
- Czy ja wymawiałem czyjeś imię przez sen? – to było trudniejsze niż myślałem, bo poczułem się jakby ktoś kopnął mnie w żołądek. Od kiedy stałem się taki zestresowany?
- Czemu pytasz? – spytał mnie podejrzliwym tonem.
Zacząłem się gorączkowo zastanawiać nad odpowiedzią. Co miałem powiedzieć? „A wiesz, bo śniłem o Parku i o tym, że mieliśmy zajebisty seks." Nie, to zdecydowanie nie wchodzi w grę. Musiałbym już do końca zwariować.
- Eee... BO NIE PAMĘTAM O KIM ŚNIŁEM – prawie wrzasnąłem zadowolony ze z umiejętności improwizacji.
Jestem genialny! Teraz odsunąłem od siebie jakiekolwiek podejrzenia!
Przybiłem sobie piątkę w myślach, ale nadal czekałem na odpowiedź Sehuna coraz bardziej zestresowany. Patrzył na mnie chwilę jakby próbował dokładnie przypomnieć sobie sytuację sprzed kilku godzin i po chwili znów się cwaniacko uśmiechnął. Chyba jednak jestem martwy...
- CHANYEOL, AAAH... TAK MI DOBRZE! MOCNIEJ CHANNIE, NIE PRZESTAWAJ... AHHH! – młody zaczął jęczeć i podskakiwać tyłkiem na łóżku, świetnie się przy tym bawiąc.
Poczułem falę paniki ogarniającą całe moje ciało. Zestresowałem się nawet bardziej niż wcześniej przy tych dilerach. Patrzyłem na uchachaną twarz młodszego, który jeszcze coś mówił, ale nie byłem w stanie zidentyfikować co to takiego. W sumie to dalej nie pamiętam nic więcej prócz uczucia, że nogi mam jak z waty i że ostro zakręciło mi się w głowie. Sekundę potem zamknąłem oczy.
CHANYEOL:
Wykład z historii doktryn politycznych i prawnych dłużył mi się niesamowicie, ale w końcu mogłem wyjść z sali. Papieros automatycznie pojawił się w moich ustach i sekundę później dym opuścił moje płuca. Idąc przez dziedziniec kątem oka zauważyłem grupę nieprzyjemnie wyglądających typów, na pewno starszych ode mnie. Wydawało się jakby czegoś lub kogoś szukali lecz opadające ze zmęczenia powieki nie dały mi długo się nad tym zastanawiać. Szybko udałem się do pokoju i rzuciłem na łóżko z zamiarem odespania ciężkiej nocy. Nie minęła minuta, gdy drzwi od pokoju odbiły się od ściany z hukiem, a ja usłyszałem krzyki tego nadpobudliwca.
- MÓWIĘ CI KURWA, ŻE TO JEST NIEMOŻLIWE!
Boże, daj mi siłę.
- TO TAK NIE DZIAŁA, IDIOTO!
Zabiję.
- ZNAM SIĘ NA TYM I MÓWIĘ, ŻE COŚ CI SIE MUSIAŁO POJEBAĆ!
Zapierdolę.
- NO PEWNIE! KURWA JESZCZE POWIE...
- ZAMKNIJ MORDĘ, BO CIĘ ZAMORDUJĘ, KRETYNIE! - nie wytrzymałem.
Szybko podniosłem sie z łóżka i popatrzyłem morderczym wzrokiem na Jongina.
- Heeej Channie - zawołał(już niedługo martwy) Kai przesłodzonym głosikiem - przeszkodziliśmy ci?
Moment, „my"? Byłem naprawdę wykończony, więc chwilę mi zajęło, zanim do mnie dotarło, że oprócz niego w pokoju znajdowali się Jimin, Namjoon i... tyle?... A gdzie jest...
- Wiesz może gdzie jest DO? - zapytał czerwonowłosy. Czy on mi czyta w myślach?
- Nie widziałem go dzisiaj na żadnych zajęciach, ani na lunchu. Może zachorował? - odpowiedziałem i popatrzyłem na Kaia pytającym wzrokiem. Lecz on tylko wzruszył ramionami i odpuścił sobie jakikolwiek komentarz.
- Wracając do naszej dyskusji - zaczął Namjoon - Ile razy mam ci powtarzać, ty totalny imbecylu, że miłość jest reakcją chemiczną organizmu, a sam stan zakochania związany jest z wysokim poziomem fenyloetyloaminy, dopaminy oraz często adrenaliny?!
- Huh? – mruknąłem.
- Teraz to nawet ja nie wiem o co mu chodzi - powiedział Jimin ze zrezygnowaniem.
- Powiem ci to kolejny, ale teraz już ostatni raz. Kookie nie mógł uświadomić sobie, że jest gejem tylko przez to, że pocałował kogoś na imprezie - wyrecytował Jongin.
- Okeeej... - odpowiedzieliśmy zgodnie z czerwonowłosym.
- Chyba muszę się najebać - dodał na koniec Kai, a my zgodnie pokiwaliśmy głowami.
- To widzimy się za godzinę przed akademikiem, bo muszę się ogarnąć – odpowiedziałem.
Cholera... wygląda na to, że mój odpoczynek poszedł się, delikatne mówiąc... jebać. Na szczęście jutro miałem wolne od ćwiczeń i wykładów więc, mogłem pozwolić sobie dzisiaj na wypicie kilku piw.
Godzinę później całą czwórką zmierzaliśmy do baru, który znajdował się niedaleko naszego akademika. Na szczęście był środek tygodnia więc, znalezienie wolnego stolika nie zajęło nam zbyt wiele czasu. Każdy z nas zamówił po piwie i zaczęliśmy rozmawiać na luźne tematy.
- Ej kurwa, widzisz to co ja? - zapytał Jongin.
Od razu podążyłem za jego wzrokiem. Nie spodziewałem się spotkać tutaj tych idiotów, a w dodatku całujących się. Przydupasy Baekhyuna...
Rozumiem, miłość i tak dalej, ale mogliby nie wpychać sobie na wzajem języków do buzi kiedy w pobliżu są inni ludzie. To jest po prostu tak obrzydliwe, że od razu miałem ochotę zwrócić wypite już do końca piwo. Jednak zamiast tego poszedłem po kolejne.
Poza tym nie spodziewałem się, że tak szybko się skumają. No cóż, akurat tę dwójkę znam najmniej. Widziałem tylko, że Sehun zadowolony gładził biodra swojego (jak się domyślam) chłopaka, a Luhan był z tego powodu po prostu wniebowzięty.
Godziny powoli mijały, a z naszej czwórki zostałem tylko ja i Jongin. Oboje w stanie nietrzeźwości. Po siódmym piwie postanowiliśmy w końcu udać się chwiejnym krokiem w stronę akademika. Troszczeczkę się zasiedzieliśmy, bo było chyba coś koło północy.
- Channieee bdo ja gho napwardtwe lubhiew. Lubhiew Kyungsoo i chcem zieby on tesz mie lughwiau - wydukał Jongin.
- To na so szekasz? Iś mu tho powiez dhurniu! - poradziłem przyjacielowi.
- TWO IDE! - wykrzyczał zakochany idiota i poszedł.
Zostawiając mnie samego. Pijanego. Stałem chwilę w jednym miejscu, odpaliłem fajkę i ruszyłem w stronę mojego miejsca zamieszkania, a w mojej głowie znowu pojawiła się dobrze znana mi postać Byun Baekhyuna.
Kurwa.
Spuściłem głowę i naciągnąłem na nią kaptur bluzy. Otwierałem właśnie drzwi akademika kiedy poczułem, że ktoś na mnie wpadł. Jego głowa spoczywała przez ułamek sekundy na mojej klatce piersiowej, a kiedy ta osoba lekko się ode mnie odsunęła, na mojej twarzy zagościł grymas.
- Patrz jak łazisz, Byun – odpowiedziałem, ekspresowo zbliżając twarz do jego głowy - jeszcze ktoś mógłby cię przypadkiem zdeptać – szepnąłem i lekko przygryzłem płatek jego ucha.
Na trzeźwo pewnie bym tego w życiu nie zrobił, ale uznajmy za to pierwszy krok w realizacji mojego planu. Nie przejmowałem się więc niczym i ruszyłem w stronę schodów, zostawiając chłopaka w totalnym szoku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro