Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Trzecie oko

Jednego był pewien. Był obserwowany. Czuł na sobie niemal oślizgłe spojrzenie, dokładnie skanujące każdy centymetr jego ciała. Niekomfortowe uczucie skutecznie rozpraszało jego uwagę przez praktycznie całą lekcję matematyki, w wyniku czego nie zanotował nawet zadania domowego. Czuł, jakby wielki kamień przygniatał jego klatkę piersiową i powoli zaczynał panikować. Szczerze pragnął, żeby te dreszcze na plecach spowodowane były jego przewrażliwieniem czy paranoją, chociaż w głębi siebie wiedział, że to nieprawda. Mało dyskretnie rozejrzał się po klasie w poszukiwaniu źródła jego niepokoju, spodziewając się, że jest nim Cloe, jednak ku jego zdziwieniu niemal od razu złapał kontakt wzrokowy z Charlotte.

Obserwowała go kątem oka od dłuższego już czasu, a niczego nieświadomy chłopak przeżywał przez to ciężkie chwile. Wyraźnie mogła dostrzec drobinki potu, zbierające się na jego czole i lekko drżące dłonie. Dokładnie analizowała każdy jego ruch z poważnym wyrazem twarzy, jakby przyglądała się jakiemuś rzadkiemu gatunkowi zwierzęcia. Gdy tylko została przez niego przyłapana na intensywnym wpatrywaniu się, posłała mu delikatny uśmiech, a wzrok przeniosła na zapisaną tablicę, jakby nigdy nic się nie stało. Zagryzła mocno wargę, próbując opanować nadchodzący chichot. Była już pewna, że ma go w garści.

Powiedzenie, że każdy włosek na jego karku stanął dęba, definitywnie nie byłoby przesadą. Był przerażony w każdym tego słowa znaczeniu. Wywołana wcześniejszymi brutalnymi słowami niepewność w stosunku do przyjaciółki sięgnęła zenitu. Od dawna Tobias nie czuł tak realnego strachu. Jego myśli powędrowały w najmroczniejsze zakątki, przez co zaczął się nawet zastanawiać, czy przypadkiem nie mierzy się z potworem. Z tym, co zamordowało jego przyjaciół. W głowie wyobrażał sobie Charlotte jako sprawcę i najbardziej przerażającym faktem było to, że nie miał większego problemu z posadzeniem jej w tak straszliwej roli.

Myśli o jej lekko psychopatycznym uśmiechu połączonym z zakrwawionymi dłońmi nie mogły dać mu spokoju. Nawet nowi uczniowie przestali go obchodzić. Dopiero głośny dzwonek oznajmujący koniec lekcji brutalnie wyrwał go z transu. Zdezorientowany chłopak rozejrzał się po klasie i nerwowo zaczął pakować swoje rzeczy do plecaka. Nie zważając na nikogo, szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia. Chciał tylko uciec od tego uczucia. Chciał odetchnąć.

— Toby! Toby, poczekaj! — wołał Charlie, biegnąc za przyjacielem. Dogonił go w połowie korytarza i złapał za ramię, próbując zatrzymać. — Co jest?

— A co ma być?

— Wybiegłeś z klasy jak oparzony. — Zdziwiony przyjaciel uważnie przyglądał się Tobiasowi. Ten natomiast z całych sił próbował powstrzymać kołatające serce i udawać, że nic się nie stało. Przecież gdyby wyznał Charliemu prawdę, ten uznałby go za wariata. Posądzenie przyjaciółki o zamordowanie ponad setki ludzi dla każdej normalnej osoby byłoby bez sensu. Ale nie dla Tobiasa.

Chciał opowiedzieć o tym przyjacielowi. Chciał się zwierzyć z całego serca. Jednak w chwili, w której Charlie zlekceważyłby jego obawy, byłoby już jasne, że został z tym wszystkim zupełnie sam. A Toby nie mógł sobie pozwolić na utratę kolejnej bliskiej osoby.

Zostało mu już tylko ignorowanie natrętnych myśli.

— Wydaje ci się.

Szli ramię w ramię w kierunku szkolnej stołówki, gdzie właśnie kręciło się mnóstwo uczniów. Pizza znajdująca się w ofercie tamtego dnia skutecznie ściągała tłumy głodnych nastolatków, którzy przepychali się agresywnie, żeby tylko stać bliżej w kolejce. Niczym dzikie zwierzęta przekrzykiwali się nawzajem, a Tobias zmierzył ich wszystkich niechętnym wzrokiem.

— Banda bezmózgich małp — wymamrotał do siebie, siadając przy najbliższym wolnym stoliku. Hałas panujący na stołówce jak zwykle niesamowicie go irytował, ale zdążył już przywyknąć do tego, że na pewne rzeczy nie ma wpływu. W ciszy przeżuwał drugie śniadanie, zerkając co chwilę na lekko spiętego Charliego, który wyraźnie nie miał ochoty jeść. Wpatrywał się pustym wzrokiem w jedzenie przed nim i intensywnie nad czymś myślał. Toby przełknął kawałek kanapki i zaczepnie kopnął przyjaciela w piszczel.

— A tobie co? Nawet nie ruszyłeś tych frytek. — Przerwał ciszę z nonszalanckim tonem, starając się brzmieć jak najnaturalniej.

— Tobias, mogę cię o coś zapytać? — zaczął Charlie lekko przyciszonym głosem. Zaintrygowany Tobias przestał jeść i przeniósł całą swoją uwagę na dziwnie poważnego przyjaciela. Z niepewnością analizował możliwe powody jego nietypowego zachowania, ale każdy z nich był równie niepokojący. Ostatnimi czasy każdy wydawał mu się dziwny, jakby wszyscy wokół nagle się zmienili. Ale może to właśnie Tobias się zmienił? — Czy ty...

— Wreszcie was znalazłam! — Charlotte szybkim krokiem podeszła do stolika i zajęła miejsce naprzeciwko chłopaków. Z wielkim uśmiechem na ustach ugryzła świeżo zdobyty kawałek pizzy, wpatrując się w przyjaciół nieświadomym niczego wzrokiem. Jej obecność poważnie niepokoiła Tobiasa, nawet zaczął posądzać siebie o jakąś niestabilność emocjonalną czy obsesję. Każdy jej ruch był dla niego podejrzany, a każde pojedyncze spojrzenie wywoływało ciarki na całym jego ciele. Przytłoczony Toby spuścił głowę i stracił resztki apetytu. — O czym rozmawialiście?

— Tak właściwie, Lottie, to chcieliśmy porozmawiać na osobności — odpowiedział wymijająco Charlie, posyłając jej spojrzenie sugerujące odejście, jednak ta postanowiła to zignorować.

— Chyba nie macie przede mną tajemnic, prawda? Więc po co macie rozmawiać na osobności? — Jej twardy ton wyraźnie dał przyjaciołom do zrozumienia, że nie miała zamiaru ruszyć się z miejsca. Zdziwiony zachowaniem dziewczyny Charlie zmarszczył brwi.

— Pani Charlotte? — Młodszy o parę lat znajomy chłopczyk podszedł nieśmiało do ich stolika z tacą zapełnioną jedzeniem. Jego głos był niepewny, a wzrok utkwiony w podłodze, jakby bał się złapać z kimkolwiek kontakt wzrokowy. — Czy mogę tutaj usiąść? Nie ma nigdzie indziej miejsc.

— Ojej, nie ma miejsc? — powtórzyła pytanie Charlotte, rozglądając się teatralnie po stołówce. — W takim razie żryj na podłodze. Nie będziesz z nami siedział.

— Charlotte! — Oburzony Charlie wstał z miejsca, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Chłopiec uciekł szybko ze łzami w oczach, a brunetka napiła się swojej mrożonej kawy z kpiącym uśmieszkiem. — To dopiero dziecko!

— Irytuje mnie ten mały gówniarz. Ciągle za mną łazi.

— Bo cię lubi! Jesteś jego pierwszą miłością, daj chłopakowi pomarzyć.

— Pierwsza miłość? Głupi bachor, mógłby być ich następną ofiarą, nie obraziłabym się — wymamrotała do siebie, a niedowierzający Tobias podniósł na nią wzrok. Chłopcy spojrzeli na siebie i niemal od razu zwrócili się z powrotem w stronę brunetki. Wzrok miała utkwiony w nadgryzionej już pizzy, jednak w jednej chwili wyraz jej twarzy drastycznie się zmienił. W oczach zabłysły iskierki podekscytowania, a usta wykrzywiły się w tym przerażającym uśmiechu, którego Toby już nigdy więcej nie chciał zobaczyć. — Genialne.

Jej szept wgryzł się w mózg Tobiasa i zaczął żerować na jego zdrowym rozsądku oraz trzeźwym myśleniu. Nienawidził siebie za te myśli, ale wszystko wskazywało na to, że Charlotte ma jakiś związek z morderstwami.

***

Ashley energicznie otworzyła drzwi, weszła do domu i niedbale kopnęła trampki w kąt, kompletnie ignorując gromiący ją wzrok brata. Zmęczony stresującym dniem w szkole Tobias pokręcił lekko głową, poprawił jej buty, po czym sam zdjął swoje i starannie postawił obok. Razem weszli do kuchni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, a zastali jedynie nieprzyjemną niespodziankę, która momentalnie wprawiła nastolatka w osłupienie.

— Już jesteście, kochani. — Pani Park odwróciła się w ich stronę z serdecznym uśmiechem na ustach i kubkiem kawy w dłoni. Toby w ekspresowym tempie zaczął analizować całą tę sytuację. Dwójka zupełnie obcych ludzi, swobodnie pijąca sobie kawkę w jego domu. Po zmroku.

Chłopak szybko przeniósł wzrok na siostrę, która wyglądała na równie zbitą z tropu co on. Podrapała się nerwowo po głowie, delikatnie czochrając przy tym swoje długie, rude włosy.

— Cześć, mamo — odpowiedziała niepewnie.

— To nasi nowi sąsiedzi, państwo Shey! Wprowadzili się niedawno do domu naprzeciwko — oznajmiła z entuzjazmem kobieta. Posłała dzieciom spojrzenie sugerujące, że mają się miło przywitać i wzięła łyk jeszcze parującej kawy.

— Ach, jestem Ashley. Miło mi państwa poznać.

— Tobias — wymamrotał niegrzecznie brunet, mierząc obcych oceniającym spojrzeniem. Drobnej postury kobieta w średnim wieku posłała mu szeroki uśmiech, który definitywnie nie pasował do jej urzędniczego ubioru, a towarzyszący jej mężczyzna nawet nie zwracał na niego uwagi. Uważnie studiował całe pomieszczenie, zatrzymując wzrok na jakimś meblu co parę sekund. Jakby było to coś niesamowicie ważnego czy interesującego.

— Przyszli z dwójką dzieci. Zaprowadziłam ich do twojego pokoju, Toby. Idź do nich, na pewno świetnie się dogadacie. — Chłopak miał wrażenie, że jego szczęka zaraz dotknie podłogi. W środku ucieszył się, że nie poddał się pokusie i nie rzucił się niczym zwierzę na stojącą na blacie zapiekankę makaronową, która przykuwała jego uwagę już od dłuższej chwili, bo z pewnością zacząłby się nią krztusić. Bez żadnego słowa wyszedł z pomieszczenia i pokonał schody, wskakując na co drugi stopień. Serce w jego klatce piersiowej kołatało tak intensywnie, że sam zaczął się o nie bać. Mózg przyćmiony był tysiącem przypuszczeń, które jedynie mnożyły się wraz z każdą kolejną sekundą. Wparował jak dziki do swojego pokoju, a jego oczom ukazał się jeszcze gorszy widok niż ten chwilę wcześniej w kuchni.

Zrobiło mu się słabo, a podłoga pod jego stopami zaczęła się osuwać. Podparł się framugi, nie ufając swoim niestabilnym nogom, które w tym momencie wydawały się być zrobione jedynie z waty i dzikim wzrokiem patrzył na dwójkę nastolatków, którzy wyraźnie rozgościli się w jego pokoju.

— A więc nazywasz się Tobias? Na pewno będziemy się świetnie dogadywać... nowy sąsiedzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro