Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Siódme oko (1/2)

Z błogiego snu wyrwał ich głośny huk tłuczonego szkła. Toby, otwierając jedno oko, zerknął na stojący na szafce nocnej zegarek i skrzywił się lekko na widok godziny. Przetarł zaspaną twarz i delikatnie wyplątał z objęć leżącego obok przyjaciela, śmiejąc się pod nosem na widok jego porannej fryzury.

- Która godzina? - zapytał cicho Charlie zachrypniętym głosem.

- Ósma. Zdecydowanie za wcześnie. Śpij dalej - odpowiedział mu Toby, układając się z powrotem do spania i wtulając twarz w miękką poduszkę. Charlie tymczasem przeciągnął się ospale, ziewnął głośno i odwrócił się na drugi bok, próbując na nowo zasnąć. Żaden z nich nie pamiętał, co tak brutalnie wyrwało ich ze snu.

Przypomniał im mrożący krew w żyłach żeński krzyk.

Obaj gwałtownie zerwali się z łóżka i już w pełni rozbudzeni zbiegli po schodach, niemal z nich spadając. Wparowali do przytulnie urządzonej, białej kuchni, w której znajdowali się rodzice Tobiasa razem z Ashley. Rudowłosa dziewczyna stała przy dużych, szklanych drzwiach prowadzących do ogrodu, a usta zasłonięte miała drżącą dłonią. Jej intensywnie zielone oczy zaszły łzami.

Pan Park szybkim krokiem przeszedł do salonu z telefonem przy uchu, posyłając żonie porozumiewawcze spojrzenie, podczas gdy ona pośpiesznie zgarniała zmiotką i szufelką szklane odłamki swojej ulubionej szklanki.

- Obudziliśmy was, przepraszam - odezwała się pani Park, nie patrząc nawet na chłopców. Niedbale wrzuciła szkło do śmietnika, po czym przetarła dyskretnie oczy, próbując powstrzymać napływające łzy.

- Co się stało? - zapytał przerażony Tobias. Niepewnie ruszył w stronę siostry, jednak drogę szybko zatarasowała mu mama.

- Nic takiego, synku. Naprawdę. Idźcie jeszcze spać. Obudzę was, jak zrobię śniadanie.

- Mamo, słyszeliśmy krzyk. Co się stało? - Pani Park spuściła wzrok.

- Ashley zobaczyła mysz? - Bardziej spytała niż odpowiedziała, na co Tobias przewrócił oczami. Z sekundy na sekundę był coraz bardziej zdenerwowany.

- Mamo, do cholery jasnej!

Nagle Ash chwiejnym krokiem odeszła od szyby i pustym wzrokiem spojrzała na brata.

Ten widok złamał jego serce. Jej naturalnie blada twarz pozbawiona była wszelkich kolorów,a niepomalowane usta gwałtownie posiniały. Drżącą ręką złapała się na głowę, a jej ciało chwiało się na niestabilnych nogach.Tobias nie mógł na to patrzeć. Co mogło doprowadzić jego ukochaną siostrę do takiego stanu? Co zniszczyło tę niezniszczalną dziewczynę?

- Słabo mi się robi - wyszeptała cicho, ruszając w stronę łazienki. Pani Park od razu pobiegła za córką i już chwilę potem po całym domu niosły się nieprzyjemne odgłosy wymiotowania przerywane co chwilę zawodzącym płaczem.

Serce Tobiasa zaczęło walić jak oszalałe. Żołądek podszedł mu go gardła, a oddech stał się płytki. Miał wrażenie, że sam zaraz zwymiotuje z niepewności i przerażenia. Na trzęsących się nogach podszedł tam, gdzie chwilę wcześniej stała starsza siostra i spojrzał na ogród. Jego wzrok zatrzymał się na dziwnym obiekcie leżącym na samym końcu podwórka, gdzie niegdyś stało masywne ogrodzenie. W miejscu, gdzie kończyła się idealnie skoszona trawa, a zaczynał przepiękny las.
Sfrustrowany Toby zmrużył oczy, próbując skupić wzrok iw duchu przeklinając się, że nie wziął ze sobą okularów, a Charlie niepostrzeżenie stanął tuż za nim i nabrał gwałtownie powietrza do płuc.

- Toby, to są... - zaczął, wiedząc, że Tobias bez okularów jest ślepy jak kret. Szukał w głowie słów, których powinien użyć, aby przekazać przyjacielowi informacje możliwie jak najłagodniej.

- Zwłoki, prawda?

- ... Tak.

Toby poczuł zimny pot spływający po jego plecach na samą myśl o potworze. Przerażająca rzeczywistość po raz kolejny brutalnie uświadomiła mu, jak realne jest zagrożenie, z którym przyszło mu się mierzyć. Cała ta absurdalna sytuacja wywracała jego żołądek na drugą stronę i spędzała sen z powiek. Jego rodzina była w tak ogromnym niebezpieczeństwie, nawet o tym nie wiedząc. Jedli, grali w gry,oglądali telewizję czy spali, nawet nie wiedząc, jak straszliwe rzeczy działy się tuż obok. I to przerażało Tobiasa do szpiku kości. Już drugi raz w ciągu paru dni potwór zaatakował w pobliżu ich domu. Czy miał być to znak, że oni będą następni?

Już miał odejść od szyby i dołączyć do Charliego, który bez słowa szukał po szafkach paczki ulubionych płatków, ale nagle wśród wygasającej zieleni trawnika zauważył jasne pasma długich włosów i znajomą, pistacjową bluzę. Świat wokół niego zawirował, a nogi ledwo wytrzymywały ciężar jego ciała. Przecież to niemożliwe.

Nie do końca świadomie złapał za klamkę i szybkim krokiem wyszedł na podwórko.

- Melody? - zapytał cicho. Im bliżej podchodził, tym kształty i rysy twarzy nieboszczyka były coraz wyraźniejsze. Zaczął biec. - Melody!

- Toby! - zawołał przerażony Charlie, wybiegając tuż za przyjacielem. Tobias był jednak szybszy.

W szale rzucił się na zwłoki i zaczął odgarniać do tyłu posklejane krwią włosy. Anielska twarz jego ukochanej zaparła mu dech w piersi, a gdy drżącymi palcami dotykał stygnącego powoli ciała, poczuł zalewającą umysł lawinę wspomnień. I niewyobrażalną miłość, jaką czuł do dziewczyny. Nawet nie zauważył, że z boku jej szyi wyżarta została wielka dziura i nie do końca zastygnięta krew brudziła jego trzęsące się dłonie. Nie zwracał uwagi na rozerwane mięśnie, wyciągnięte ścięgna, brak krtani i kawałek tętnicy, który zwisał bezwładnie. Wszystko przestało się liczyć. Maniakalnie dotykał trupa po twarzy, mamrocząc coś przy tym, gdy nagle puste, martwe oczy dziewczyny otworzyły się. Tobias zamarł w miejscu.

- Tobiś... musisz mi pomóc - wycharczała cicho. Łzy zebrały się w jego oczach. Ból po śmierci Melody, do którego zaczynał się powoli przyzwyczajać, wybuchł na nowo, rozrywając jego serce na milion drobnych kawałków. Czas dramatycznie zwolnił. Wpatrywał się z utęsknieniem w oczy ukochanej, jakby szukając w nich resztek życia. Resztek nadziei. Nagle został brutalnie odciągnięty od zimnego, martwego ciała i otulony ciepłymi ramionami przyjaciela. Charlie z bólem wymalowanym na twarzy przytrzymywał rzucającego się Tobiasa, który za wszelką cenę chciał się dostać do zwłok.

- Charlie! Puść mnie do cholery! To jest Melody! Charlie, błagam cię! Charlie! - Jego wrzask z każdym słowem stawał się coraz słabszy, dopóki nie zamienił się w bezradny szloch. Toby, czując ciepło ciała przyjaciela, poddał się i wtulił w niego twarz, pozwalając łzom swobodnie spływać po jego koszulce.

Czuł się tak przeraźliwie słaby. Nie był w stanie przetrwać dnia bez uciekania w przeszłość. Niemal bez przerwy rozmyślał o czasach, gdy wszyscy jego przyjaciele byli szczęśliwi, weseli. Żywi. O czasach, gdy bez żadnych zmartwień żyli z dnia na dzień. Tak cholernie nie doceniając tego, co mieli.

Tobias westchnął głośno, wdychając odprężający zapach przyjaciela i próbując się pozbierać. Nie mógł sobie pozwolić na tak paraliżujące momenty słabości. W ich sytuacji każda chwila mogła zadecydować o życiu lub śmierci.Starł więc wierzchem ręki resztki słonych łez z policzków i niepewnie odsunął się od Charliego, który przyglądał mu się uważnie.

- W porządku? - zapytał zmartwiony. Tobias natomiast pociągnął głośno nosem i przytaknął głową.

- Tak, już w porządku. - Jego wzrok mimowolnie powędrował w stronę zwłok i niemal skamieniał, gdy nie ujrzał ukochanej.

Zamiast niej na trawniku leżało powykręcane i zmasakrowane ciało Betty. Najlepszej przyjaciółki Ashley. Z wydłubaną połową gałki ocznej, z powyrywanymi razem z fragmentami skóry włosami, oderwaną żuchwą i zwisającymi z szyi fragmentami ścięgien. Każdy jeden jej paznokieć został zadarty do góry i brutalnie oderwany od palca. Nogi były niemal doszczętnie pozbawione skóry, a z brzucha na trawnik wylewały się szarawe, obślizgłe wnętrzności. Jej wszystkie kończyny i palce były powykręcane pod skrajnie nienaturalnymi kątami, a pozostałości skóry pokrywały ogromne guzy, z których sączyła się ropa. Cały obrazek przyozdobiony był mnóstwem krwi, której metaliczny zapach dotarł do Tobiasa dopiero po dłuższej chwili.

- Myślałeś, że to Mel? - wyszeptał Charlie, przerywając ciążące im milczenie.

- To była Mel.

- Tobiś, musiało ci się przywidzieć. Nie masz okularów. - Tobias zaśmiał się kpiąco. Nie było możliwości pomylenia blond pasm Melody z niemal czarnymi, krótko przyciętymi resztkami włosów Betty. Nawet z dużej odległości i bez okularów.

- Błagam cię, Charlie. Ona otworzyła... - Urwał nagle, gdy uświadomił sobie bolesną prawdę. Przecież Charlie i tak mu nie uwierzy. Znowu go wyśmieje, machnie ręką i powie, że zaczyna świrować. Uzna za niepoczytalnego. Zignoruje wszelkie jego obawy. Tobias nie potrafił zrozumieć, dlaczego chłopak tak bardzo nie chciał mu uwierzyć. Wiedział jedynie, że powoli przestawał ufać najlepszemu przyjacielowi.

Westchnął więc głęboko i już chciał przetrzeć twarz dłońmi, jednak zauważył, że całe umorusane były we krwi leżącego nieopodal trupa. Wzdrygnął się i poczuł odruch wymiotny ściskający jego gardło. Westchnął ponownie, uspokajając kołatające serce i wymamrotał cicho:

- Nieważne, masz rację. Tylko mi się przywidziało.

Jednak nieokiełznane myśli bez przerwy kotłowały się w głowie Tobiasa.
Co to do cholery było?Jego omamy? Halucynacje?
Co się z nim dzieje?

Bez słowa ruszył w stronę domu,zostawiając zamyślonego Charliego za sobą. Ten jednak szybko dogonił Tobiasa i spojrzał na jego zakrwawione dłonie.

- Radzę ci to szybko zmyć.

- No co ty, Charlie? Wiesz, chciałem sobie zrobić z tego maseczkę. Ponoć krew świetnie odżywia skórę - rzucił sarkastycznie Tobias, przewracając teatralnie oczami. Poirytowany Charlie westchnął głośno.

- Zostawiłeś odciski palców na zwłokach. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?

- Tak. Ale przecież to nie ja ją zabiłem.

- A masz na to jakiś dowód? Jak wytłumaczysz to policji? Powiesz, że myślałeś, że to twoja zmarła dziewczyna i rzuciłeś się na nią jak nienormalny? - zapytał zdenerwowany Charlie, zatrzymując się. Był zarazem wściekły i przerażony do szpiku kości. Bał się, że policja nagle zrzuci wszystkie oskarżenia na niewinnego Tobiasa, który nawet nie będzie miał szans się wybronić. Bał się, że straci ostatnią osobę, dla której wciąż jeszcze żył.

- Melody nie była moją dziewczyną.

- Do cholery jasnej, Tobias! Nie w tym rzecz! - Charlie podniósł głos, przez co Toby prawie podskoczył ze strachu. - Musisz zacząć zachowywać się bardziej odpowiedzialnie. I panować nad sobą.

- Ta, dzięki za radę, mamo.

Charlie pokręcił głową w niedowierzaniu.

- Jesteś niemożliwy.

- Ty też - odparł Tobias, zerkając na przyjaciela z rozczarowaniem w oczach. W jego głosie słychać było rozgoryczenie i smutek, co nieco zbiło z tropu zmartwionego Charliego.

W ciszy weszli do domu przez szklane drzwi i zamknęli je za sobą. Tobias od razu podszedł do zlewu i zaczął energicznie zmywać krew z rąk, chcąc się jej pozbyć jak najszybciej. Charlie tymczasem usiadł przy niewielkim kuchennym stole i odpłynął gdzieś myślami, kompletnie odcinając się od świata zewnętrznego.

Ciężka cisza wisząca między nimi zwiastowała zbliżającą się burzę.

Dosłownie kilka chwil później z salonu wyszedł pan Park. Spokojnym krokiem wszedł do kuchni,odłożył telefon na blat i spojrzał się na syna.

- Gdzie mama i Ashley?

- Ash źle się poczuła, są w toalecie - odpowiedział cicho Toby, wycierając ręce w białą ścierkę.

- Biedna mała, nawet nie potrafię sobie wyobrazić, przez co teraz przechodzi - westchnął ojciec wyraźnie zmartwiony.

Mimo że Ashley nie była zbyt towarzyską osobą, miała swoją grupkę przyjaciół, z którymi była tak blisko, że bez wahania oddałaby za nich życie. Razem z nimi dorastała i podejmowała głupie decyzje. Razem z nimi poznawała świat i uczyła się na własnych błędach. To z nimi czuła się w pełni wolna. To z nimi tak naprawdę żyła. A teraz zmuszona była patrzeć na ich nagrobki i pogodzić się z ich śmiercią. Zmuszana była żyć, gdy większość jej serca została wyrwana. Zmuszana była żyć z pustką w klatce piersiowej.

Potwór zabrał już dwójkę jej przyjaciół. Dodanie Betty do listy ofiar zabiło w Ashley resztki nadziei, która przytrzymywała ją przy życiu. Której trzymała się kurczowo, tonąc każdego dnia w odmętach samotności i cierpienia.

Wraz ze śmiercią Betty, Ash straciła wolę walki, a w jej miejsce pojawiły się myśli tak mroczne, że przerażały samą dziewczynę.

Najbliżsi widzieli pustkę w jej oczach i rozpacz rozdzierającą gardło. Widzieli zwęglający resztki serca ból, który spalał cały tlen z jej płuc. Widzieli o wiele więcej, niż mogłoby się wydawać. Ashley świetnie trzymała się swojej roli niezniszczalnej i silnej psychicznie starszej siostry. Czasem nawet sama zapominała, że wciąż była tylko człowiekiem. Tak samo przerażonym i tak samo odczuwającym cierpienie. Tak samo śmiertelnym.

Tobias znał siostrę lepiej niż samego siebie. Już dawno temu przejrzał ją na wylot i nie potrafił wyobrazić sobie rozpaczy, która każdego dnia niczym trucizna rozprzestrzeniała się po jej organizmie. Wiedział jednak, że mimo rozdzierającego bólu, Ashley nie opuści swojej maski. Za wszelką cenę będzie udawać, że nic się nie stało. Kompletnie zignoruje temat. Wyrzuci ze swoich myśli obraz zmasakrowanego ciała przyjaciółki, żeby móc wyładować emocje w całkowitej samotności.
Za każdym razem twierdziła, że już się do tego przyzwyczaiła. Jednak Tobias wiedział, że są na świecie rzeczy,do których nie da się przyzwyczaić.

- Pewnie znowu zacznie udawać, że nic się nie stało. Zawsze tak robi - burknął niezadowolony Toby. Nie podobało mu się zachowanie siostry. Denerwowało go to, że nigdy nie dawała sobie pomóc, a jednocześnie za wszelką cenę chciała pomóc wszystkim wokół.

- Pewnie tak. No cóż, każdy ma swój sposób na przetrwanie. Nie nam to oceniać, jeśli tak jest jej łatwiej. - Pan Park chwycił gazetę i usiadł na swoim ulubionym miejscu przy niewielkim kuchennym stole. - Zadzwoniłem już na policję, powinni być za jakieś pół godziny.

Tobias w odpowiedzi kiwnął jedynie głową, siadając obok głęboko zamyślonego Charliego.

Nagle do pomieszczenia weszła Ashley. Piegi pokrywające jej nos i grzbiet policzków kontrastowały z bladą cerą bardziej niż zwykle, kształtne usta wciąż miały delikatnie siny odcień, a z intensywnie zielonych oczu wyparował blask. Rozpuściła niechlujnie związane rude włosy i ciężko usiadła na krześle pomiędzy Tobiasem a panem Park. Oparła się łokciami o stół i schowała twarz w dłonie, wzdychając przy tym głośno. Nikt nie odważył się wypowiedzieć ani słowa.

Pan Park uważnie czytał artykuł w gazecie o kolejnym politycznym skandalu, Tobias nieustannie walczył z kotłującymi się natrętnymi myślami, które okupowały każdy centymetr jego ciała, a zmartwiony Charlie przyglądał się mu dyskretnie.
Tę niesamowicie napiętą atmosferę nieco rozluźniło przybycie pani Park, która bez słowa nalała wody niegazowanej do przezroczystej szklanki i podała córce.

- Wypij wszystko. - Ashley powoli podniosła głowę i posłała mamie lekki uśmiech. Tobias kątem oka zauważył, jak bardzo trzęsły się jej dłonie, gdy próbowała w miarę stabilnie trzymać szklankę.

Po wypiciu wody jej usta odzyskały kolor, a na twarz wpełzła dobrze już znana wszystkim obojętność. Dziewczyna odgarnęła długie włosy i podniosła wzrok na mamę, która krzątała się po kuchni, wyciągając wszystkie składniki potrzebne do przygotowania śniadania. Nikt nie zwrócił uwagi na drżące dłonie i płytki oddech kobiety.

Gruby kosmyk jej czarnych jak węgiel włosów wyplątał się ze schludnie uplecionego warkocza, jednak szybko odgarnęła go za ucho i kontynuowała przygotowywanie posiłku. Jej wciąż młodo wyglądającą twarz ostatnimi czasy zdobiły sine cienie pod skośnymi oczami, a pełne, kształtne usta coraz rzadziej wykrzywiały się w uśmiechu. Jej szczupła, drobna sylwetka stała się trochę bardziej koścista, a okrągłe policzki nieco zapadnięte. Powoli stawała się cieniem samej siebie.

Potwierdzało to słowa, które nie schodziły z ust mieszkańców od jakiegoś już czasu.

„Jeśli nie zabije cię potwór, Naphord to zrobi. To miasto wysysa z nas resztę życia. Koniec końców wszyscy przegramy".

Pani Park potrząsnęła lekko głową, próbując wyrzucić z niej negatywne myśli i odwróciła się do rodziny z uśmiechem na ustach.

- Ashley, co byś chciała na śniadanie? Masz ochotę na omlet? - zapytała ciepło, próbując nieco poprawić humor córki i rozluźnić napiętą atmosferę, która rozsadzała kuchnię od środka.

- Nie jestem głodna - zbyła ją Ash, przyglądając się swoim zadbanym paznokciom. Pani Park podeszła do niej i próbowała pogładzić po policzku, jednak ta gwałtownie odsunęła się od matki i lekko zgromiła ją wzrokiem. - Nic mi nie jest. Daj mi spokój.

- Powinnaś coś zjeść, jesteś osłabiona - nalegała kobieta, biorąc rude pasmo włosów córki za ucho.

- Powiedziałam, nic mi nie jest! - wrzasnęła Ashley, gwałtownie odpychając rękę pani Park. Serce Tobiasa pękło na pół na widok znikającego z twarzy mamy uśmiechu. Ojciec podniósł wzrok znad gazety i pokręcił dyskretnie głową, dając żonie sygnał, żeby odpuściła. Kobieta bez słowa odsunęła się od córki i podeszła do blatu, wpatrując się w wyjęte z lodówki składniki.

- Mamuś? Ja chętnie zjadłbym omlet - odezwał się cicho Tobias, z troską wpatrując się w plecy mamy. Odwróciła się lekko i posłała mu ciepły, a zarazem emanujący ogromnym smutkiem uśmiech. A spod jej gęstych rzęs wypłynęła łza.

Odsuwając wszelkie emocje na bok,zabrała się za gotowanie, jednak nagle przerwał jej dzwonek do drzwi. Wszyscy gwałtownie podnieśli wzrok i przeszły ich ciarki. Serce Tobiasa podeszło mu do gardła. Miał tylko jedno skojarzenie z tym dźwiękiem.

Pani Park wytarła mokre dłonie o białą ścierkę, poprawiła włosy, po czym pewnym siebie krokiem podeszła do drzwi. Gdy złapała za klamkę, wszyscy zamarli.

- Dzień dobry. Jestem sierżant Peters, a to jest oficer Benson. Dostaliśmy zgłoszenie o znalezionych zwłokach - odezwał się znajomy głos.

- Tak, tak. Oczywiście. Zapraszam do środka.

Dwaj policjanci spokojnym krokiem weszli za panią Park do kuchni, witając się z resztą domowników.

- Czy ktoś z państwa rozpoznaje ofiarę? - zapytał sierżant Peters, zerkając ukradkiem na Tobiasa.

- Nazywała się Bethany. Bethany Hawkins - niemal wyszeptała Ashley. Policjanci pokiwali delikatnie głowami, po czym zajęli się swoimi obowiązkami.

Równo o dwunastej czarny worek ze zwłokami został wyniesiony z podwórka Parków.

~~~~~~

Miało być regularnie, a wyszło jak zwykle.
Kiedyś wam to wynagrodzę haha

Następny rozdział będzie lepszy, obiecuję!

~Bermuda

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro