Drugie oko
Jego zmęczone bezsenną nocą oczy wpatrywały się w czarno-białe zdjęcie znajomego rodzeństwa. Wciąż nie mógł w to uwierzyć, przecież to nie mogło się wydarzyć. To był jakiś nieśmieszny żart. To musiał być jakiś nieśmieszny żart.
Nie byli to jego pierwsi znajomi, których zdjęcie zawisło na Tablicy Wspomnień w głównym korytarzu szkoły, a z każdym kolejnym chłopak był coraz bardziej zrozpaczony. W dodatku tym razem to promienny uśmiech jego Mel zdobił tę przeklętą tablicę. Wyglądała jak najbardziej nieskalana istota pod słońcem, przytulając razem z Loganem psa ich babci. Jakby była najszczęśliwszą osobą na świecie.
Od dziesięciu minut stał w jednym miejscu i niemal bez mrugnięcia okiem wpatrywał się w ich uśmiechnięte twarze, kontynuując przemyślenia z ostatniej nocy. Szybko przeleciał całą tablicę wzrokiem, a dreszcz przeszedł mu po plecach na myśl, jak szybko się zapełnia. W głowie tkwiło już tylko jedno pytanie. „Kto będzie następny?". Gdy tylko pomyślał o tym, że kolejne zdjęcia mogą przedstawiać resztę jego przyjaciół, po raz kolejny tego dnia poczuł łzy cisnące się do jego oczu. Nie chciał się w to zagłębiać, próbował wszystkiego, żeby się odciąć od mrocznych myśli. Jednak ta jedna towarzyszyła mu na każdym kroku.
To może być ostatni raz, jak się widzimy.
— Cześć, Toby. — Znajomy głos wyrwał go z zamyślenia. Chłopak przeniósł swoje przekrwione oczy na wyższego prawie o pół głowy przyjaciela i dokładnie mu się przyjrzał. Jego twarz zdobiły delikatne worki pod oczami i zmęczony uśmiech, a ciemne, kręcone włosy swobodnie opadały na czoło. Gdyby nie lekko przycięte boki, wyglądałby jak baranek.
— Jak się czujesz?
— A jak myślisz, Charlie? — odpowiedział mu Toby z poirytowaniem. Nie planował tak fuknąć na przyjaciela, ale sama myśl o współczuciu czy bezsensownych pytaniach o samopoczucie doprowadzała jego krew do wrzenia.
— Wybacz, to było głupie pytanie. Już się przymykam. — W tym momencie wyrzuty sumienia wypełniły Tobiasa. Wylewanie własnych frustracji na niewinnego Charliego i posądzanie całego świata o tę tragedię, było kompletnie bez sensu.
— Przepraszam, od rana wszystko mnie doprowadza do białej gorączki — westchnął zmęczony chłopak, przecierając oczy.
— Nie masz za co przepraszać, to faktycznie było głupie z mojej strony.
— Wciąż to do mnie nie dociera, wiesz? — Oczy Tobiasa ponownie zwróciły się ku tablicy. — Nie miałem szansy się z nimi pożegnać, nigdy jej nie powiedziałem, co czuję. Do cholery, czemu ciągle tak zwlekam ze wszystkim? Później budzę się z ręką w nocniku, gdy jest już za późno. Jakoś nigdy nie przyszło mi nawet do głowy, że pewnego dnia mogę zobaczyć jej zdjęcie na tej przeklętej tablicy. Nie wiem, jakby w moich oczach była nieśmiertelna. Do teraz czuję, jakby wcale nie umarła.
— Chodźmy stąd. — Charlie poklepał przyjaciela po ramieniu i odciągnął od przygnębiającej tablicy. Ramię w ramię ruszyli korytarzami szkoły, ignorując wszystkich wokół. Skupili się na fakcie, że wciąż mają siebie, próbując wyrzucić z głowy myśli o tych, którzy już odeszli.
Gwar panujący na korytarzu drażnił Tobiasa do granic możliwości. Mimo delikatnego przygnębienia, które wypełniało puste miejsca po zmarłych, większość uczniów beztrosko prowadziła luźne pogawędki, śmiejąc się głośno. Nastolatek nigdy w życiu nie czuł się tak wyobcowany. Z bezsilnością i rozpaczą wypełniającymi jego serce, nie potrafił pojąć, jak mogą wesoło rozmawiać, kiedy dzień wcześniej dwójka ich kolegów została zamordowana. Kiedy praktycznie na ich oczach dzieją się tak przerażające ludzkie dramaty i nieszczęścia.
Nagle w Tobiasa uderzyła świadomość, że śmierć Melody nie była ich tragedią. Kompletnie niczego nie zmieniła. To jego serce stanęło w miejscu i poszarzało niczym jesienne niebo wiszące im nad głowami. Świat wciąż istniał, życie toczyło się dalej. To on ugrzązł w rozpaczy i żałobie.
Pragnął jak inni uczniowie próbować chociaż z pozoru żyć normalnie, odcinając się od wszelkich negatywnych myśli, tak jak to robił z początku, jednak już nie potrafił. Nie miał siły. Bez względu na to, jak bardzo się starał, nie był w stanie wyrzucić z głowy świadomości, że na każdym rogu może czyhać na nich śmierć.
Charlie w ciszy dotrzymywał kroku przyjacielowi, zerkając na niego co jakiś czas oczami wypełnionymi po brzegi troską. Pusty wzrok Tobiasa łamał jego serce, jednak wiedział, że nie jest w stanie ukoić jego cierpienia w żaden sposób. To świadomość własnej niemocy raniła go najbardziej. Jedyne co Charliemu pozostało, to trwanie u boku przyjaciela i pokazanie mu, że nie jest sam. I miał zamiar to zrobić za wszelką cenę.
Chłopcy spokojnym krokiem weszli do cichej sali matematycznej i zajęli swoje miejsca na końcu pomieszczenia. Ich spojrzenia mimowolnie powędrowały w kierunku pustych krzeseł, które zwykle zajmował Logan wraz z Mel i poczuli dziwne ukłucie w środku.
— Jeszcze w piątek tam siedzieli. — Tobias pokiwał lekko głową na słowa przyjaciela.
— Cześć, chłopaki! — Spokojną ciszę przerwał dziewczęcy głos. Niewysoka brunetka zajęła miejsce przed przyjaciółmi i powitała ich ciepłym uśmiechem. Gęste, lekko kręcone włosy upięte miała w wysokiego kucyka, ciemne oczy podkreślał fioletowy cień do powiek, a usta pomalowała tego dnia nową pomadką. Wyglądała wesoło i promiennie, przez co sprawiała wrażenie, jakby nie zdawała sobie sprawy z tragedii, jaka wydarzyła się dzień wcześniej.
— Cześć, Lottie.
— I co tam u was? — Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
— A ty co taka wesoła? — Zdziwiony Charlie zmarszczył brwi. — Stało się coś?
— A co już nie mogę być wesoła bez powodu? To aż takie dziwne?
— W obliczu tego, że wczoraj dwójka naszych przyjaciół została zamordowana, to jest bardzo dziwne — burknął Tobias, krzyżując ręce na piersi. Odwrócił wzrok od dziewczyny, nie mogąc znieść widoku jej uśmiechu.
— A tak, słyszałam o Mel i Loganie. To straszne. — Pozbawiony emocji głos przyjaciółki wprawił chłopców w osłupienie. Uważnie przyglądali się jej twarzy i na widok lekkiego drgnięcia warg ku górze, poczuli dreszcze na całym ciele. Znowu promiennie się uśmiechnęła. — Ale może tak jest lepiej? Ważne, że my wciąż żyjemy, prawda?
— Charlotte, o czym ty mówisz? — Tobias wpatrywał się w dziewczynę ze zmarszczonymi brwiami.
— No przecież morderca mógł mieć do wyboru twój dom albo ich. W takim wypadku cieszę się, że to oni zginęli, a nie ty — odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Tobias nie mogli uwierzyć w to, co usłyszał. Patrzył na dziewczynę i nie widział Lottie, którą tak dobrze znał. Widział zupełnie obcą mu dziewczynę i nie podobało mu się to. Co się stało z jego przyjaciółką?
Charlie natomiast siedział w ciszy, wypełniony wyrzutami sumienia i obrzydzeniem do samego siebie. Mimo że nigdy nie powiedziałby tego na głos, w pełni zgadzał się z Lottie. Z poczuciem winy wlepił wzrok w blat ławki.
— Charlotte! — niemal wrzasnął Tobias, wyraźnie wściekły na przyjaciółkę za tak brutalne słowa. Wszyscy w klasie spojrzeli w ich stronę, a dziewczyna wymamrotała coś pod nosem, spuściła wzrok i odwróciła się do przyjaciół plecami. Parę chwil potem jej ramiona zaczęły delikatnie się trząść, a z jej ust wydobywały się ciche dźwięki. Sęk w tym, że chłopcy nie byli pewni czy był to płacz, czy chichot.
Charlie już otwierał usta, żeby zareagować, ale przerwało mu trzaśnięcie drzwiami. Zląkłszy się głośnego dźwięku, gwałtownie się wzdrygnął i przeniósł wzrok na źródło hałasu.
— No naprawdę! Tata pozwolił mi zrobić parę zdjęć! Chcecie zobaczyć? — Henry Peters wszedł z bandą swoich znajomych, wymachując telefonem na wszystkie strony. — Z Logana prawie nic nie zostało, ale Melody to inna sprawa. Fascynujący widok.
Oczy Tobiasa momentalnie się rozszerzyły, gdy tylko usłyszał imiona przyjaciół. Spojrzał na równie zdziwioną twarz Charliego i poderwał się z miejsca. Szybko podszedł do grupki i przepchnął się przez otaczający chłopaka tłum.
— Pokaż te zdjęcia, Peters.
— A któż to? Tobias Park jest ciekawy?
— Pokaż mi je i się zamknij.
Wyrwał telefon z ręki blondyna i jego wzrok spotkał się z najbardziej przerażającym widokiem, jakie kiedykolwiek dane mu było ujrzeć. Dosłownie zmasakrowane ciało jego ukochanej. Bez oczu, zębów, wnętrzności. Plama krwi była tak ogromna, że aparat nie był w stanie uchwycić jej całej. Z większości kończyn skóra została zdarta, a miejsca, gdzie pozostały jeszcze jakieś jej skrawki, pokryte były licznym śladami zębów. Tobias poczuł, jak śniadanie podchodzi mu do gardła. Zakrył usta dłonią, przez co upuścił telefon, po czym wziął głęboki wdech, próbując opanować kołatające serce i powstrzymać łzy w oczach.
— Uważaj, kretynie! To drogi telefon!
— Skąd masz te zdjęcia?
— Chcesz zobaczyć Logana? Z niego zostały prawie same kości.
— Skąd je masz?! — Tobias wrzasnął i chwycił chłopaka za kołnierz białej koszuli. Cały kipiał ze wściekłości. To był pierwszy raz, kiedy aż tak stracił nad sobą panowanie. Zawsze rozsądny i spokojny nastolatek poczuł krew wrzącą w jego żyłach.
— Stary, wyluzuj. Ojciec wpuścił mnie na miejsce zbrodni.
— Co do cholery? Po co?!
— Bo chciałem zobaczyć dzieło potwora na własne oczy. Nawet nie wiesz, jak bardzo fascynujące jest to wszystko. Prawie każda ofiara umiera w inny sposób, niesamowite. Mam więcej zdjęć, chcesz zobaczyć?
Pięść trzęsącego się ze złości nastolatka już dawno spotkałaby się z twarzą blondyna, gdyby nie Charlie, który gwałtownie odciągnął przyjaciela.
— On nie jest tego wart, Toby.
— To jakiś pieprzony psychol!
— Nic nie zdziałasz bójką. Odpuść. — Próbował przemówić chłopakowi do rozsądku. — Problemy w szkole to ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebujesz.
— Idź się leczyć, chory świrze — rzucił po chwili, mierząc Henry'ego od góry do dołu z obrzydzeniem w oczach, po czym razem z Charliem wrócili do ławki. — Nie cierpię go.
— Nie tylko ty. Rozpieszczony frajer, który chodzi i się chwali na lewo i prawo, że ma ojca policjanta. Nie zdziwiłbym się, gdyby ten jego cały tatuś go krył — rzucił Charlie od niechcenia i otworzył zeszyt na ostatniej zapisanej stronie.
— Co masz na myśli?
— No wiesz, on tak bardzo jara się trupami. Pewnie sam ma kilka w piwnicy. Może trzyma ich głowy w formalinie czy coś — powiedział z powagą na twarzy, jednak gdy zobaczył minę Tobiasa, zaśmiał się głośno. — Co ty taki poważny? Tylko żartuję. Przecież Henry nie jest jakimś Potworem z Naphord czy coś. Wyluzuj.
Mimo wszystko Tobias poczuł dziwny dreszcz, który przeszedł po jego plecach. Zmarszczył brwi i dokładnie analizując słowa przyjaciela, otworzył zeszyt, po czym zaczął rysować w nim jakieś bazgroły. Charlie nie odezwał się już ani słowem.
Nauczyciel wszedł do klasy równo z dzwonkiem. Odchrząknął głośno, dając dyskretnie klasie do zrozumienia, że lekcja się rozpoczęła. Ku zdziwieniu wszystkich, zaraz za nim weszły dwie osoby.
— Nowi uczniowie? Kto normalny by się tu przeprowadził? — Tobias wymamrotał do siebie i zmarszczył brwi. Wysoki chłopak i niesamowicie podobna do niego dziewczyna stanęli przed klasą z uśmiechami na twarzach, zapierając wszystkim dech w piersi. Ich niemal białe włosy razem z błękitnymi tęczówkami oraz bladą cerą stanowiły intrygujące połączenie. Uczniowie nie mogli odwrócić od nich wzroku. Byli piękni.
— Jestem Chris, a to moja siostra Cloe. — Rodzeństwo. Dokładnie jak Logan i Mel. — Mam nadzieję, że szybko się zaprzyjaźnimy.
Chris spojrzał na wszystkich uczniów po kolei, posyłając im lekki uśmiech. Nowi wydawali się pewni siebie, a jednocześnie niesamowicie ostrożni i zdystansowani. Jedno było pewne. Ich nagłe pojawienie się wzbudzało w Tobiasie niezbyt pozytywne uczucia.
Nauczyciel rozpoczął lekcje, Toby jednak uważnie obserwował każdy ruch nowych uczniów i gdy wybrali sobie miejsca, zrobiło mu się niedobrze. Usiedli dokładnie tak samo, jak zazwyczaj siedzieli Logan i Mel. Wmawiał sobie, że to tylko przypadek, jednak nie potrafił zignorować dziwnego przeczucia, wwiercającego się w jego mózg.
Sala była w połowie pusta, dlaczego więc wybrali akurat te miejsca?
Spojrzał na Charliego, który zdawał się nie zauważać dziwności całej sytuacji. Siedział skupiony na lekcji, jakby nowi uczniowie w obliczu ostatnich wydarzeń byli czymś normalnym. Zaczynasz świrować, Tobias. Uspokój się. Powtarzał sobie w głowie niczym mantrę. Próbował wsłuchać się w słowa nauczyciela, jednak czuł niesamowity niepokój za każdym razem, gdy tylko odwracał wzrok od nowych.
Jego dłonie zaczęły się pocić, a oddech przyspieszył. Znowu powoli przeniósł na nich wzrok i momentalnie serce stanęło mu w miejscu. Dziewczyna miała odwróconą głowę w jego stronę i wpatrywała się w niego intensywnym spojrzeniem, jakby próbowała dotrzeć do jego duszy. Tobias był w stanie przysiąc, że przez milisekundę jej oczy pokryte były mnóstwem krwistych żyłek, ale gdy spojrzał ponownie, były zupełnie normalne. Zacisnął szczękę i starał się uspokoić kołatające serce. Bez przerwy utrzymywał z nią kontakt wzrokowy, nie będąc w stanie go przerwać. Czas momentalnie zwolnił, a otoczenie zdawało się rozmywać. Wpatrując się w te błękitne, hipnotyzujące oczy, każda sekunda stawała się godziną. Nagle jej usta wykrzywiły się w przerażającym uśmiechu, po czym odwróciła głowę z powrotem w stronę tablicy zapisanej już mnóstwem obliczeń.
Po raz trzeci tego dnia Tobias Park poczuł przerażający dreszcz, który przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa. Coś było nie tak. Cholernie nie tak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro