Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zamieszanie

- Co?! - wydarł się Jeff i spojrzał na mnie krzywo. Podobnie spojrzały na mnie Sally i przybrana córka Slendera, Ally.

- Ha! Mówiłam wam! - powiedziała dumnie Matrix.

- Ej, gościu, kłamiesz teraz - pwodział Jeff.

- Nie wierzysz mi? No to kto chce na własne oczy zobaczyć Mikołaja? - zapytałem.

Dziewczynki błyskawicznie podniósły ręce, Jeff spojrzał na mnie jak na debila, a za mną zarwał się sufi i z górnego piętra spadli Toby, Masky, Jane, EJ i Ben. Razem z nimi spadła wielka choinka.

- Aaa! Toby! Drzewko! Sufit! Aaa! - zaczął krzyczeć Masky i gestykulować.

Schowałem ręce do kieszeni i odwróciłem się powoli, mając na twarzy dziwny uśmiech.

- Co się właśnie stało?

- Bo wokół drzewka biegał karaluch i wystraszył Jane, która wyskoczyła na choinkę, a ja go próbowałem zabić - powiedział na szybko Toby, a ja spojrzałem na wisząca na choince Jane.

- Toby, czy ty próbowałeś zabić tego karalucha siekierą, biegając w kółko i waląc w podłogę?

- Eee... tak?

- Świetnie! Nie mam pytań. Wybaczcie, ja wam nie pomogę, bo zabieram dziewczynki do Świętego Mikołaja na biegun północny - Toby wybałuszył oczy.

- Do Mikołaja?! Weź mnie, weź mnie, weź mnie! - zaczął skakać w kółko.

- Zbiórka za 15 minut przed rezą. Powiedzcie komu tam chcecie. Miłego sprzątania Masky - owiedziałem i wyszłem.

Masky padł na kolana i zaczął płakać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro