Obiecuję.
Wyprostowalam się z cichym jekiem, kładąc dłonie na plecach. Mogłam pogratulować jedynie samej sobie, że zdecydowałam się na dźwiganie kartonów aż na strych. Jednak długo się zbierałam na ten moment i w końcu musiało do tego dojść, a żaden ból nie był w stanie mi przeszkodzić. Nawet serca.
Usiadłam na skrzypiacej podłodze i zsunelam wieko jednego z pudel, uśmiechając się nieznacznie na widok kilku albumów, notatnikow. Minęło zbyt mało czasu, bym potrafiła się z tym rozstać chociaż na chwilę. Zbyt dużo wspomnień atakowalo mnie nie tylko w nocy. Każdy dzień wydawał się być niekończąca się meczarnia.
Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego zabrakło go w moim życiu. Odszedł nagle, nie miałam szansy nawet się pożegnać, ucalowac jego ust po raz ostatni. To bolało jeszcze bardziej.
Wierzchem dloni otarlam słone łzy splywajace po moich policzkach. Odlozylam na miejsce album ze zdjęciami, biorąc głęboki wdech. Nadeszła pora, nie mogłam się rozczulac.
Kiedy się podniosłam, otrzepalam z kurzu bluzkę i chciałam zebrać się do zejścia na dół, zobaczyłam stojącego przy oknie Samuela. Wyglądał jakby wyszedł właśnie z jeziora, nawet mogłabym przysiac, że z jego ubrań sciekala woda, tworząc kałuże wokół jego ciała. Nie wyglądał na zadowolonego, kipial ze wściekłości, palcem wskazując na ułożone symetrycznie kartony z pamiątkami. Domyślałam się, że może mu się to nie spodobać. To byla jedyna opcja, byśmy mogli się jeszcze zobaczyć, uśmiechnąć do siebie. Nigdy nic nie mówił, okazywał emocje przy pomocy mimiki lub jakiś wskazówek.
– Wiesz, że musiałam... – szepnęłam, wpatrując się w swoje stopy okryte skarpetkami. – Już nie potrafię tak dłużej, Sam. – Pokrecilam głową, zsciskajac dłonie na białej koszulce.
Słyszał mnie, na pewno słyszał. Opowiadałam mu co się nowego działo, opisywalam wspomnienia. Reagował inaczej.
– Wiem, że tęsknisz. Bardzo bym chciała, żebyś znów był obok, powiedział coś zabawnego, zrobił kolacje... – mówiłam z uśmiechem, czując kolejne kropelki na swojej twarzy. – Ale muszę zacząć żyć. Nie mogę zamknąć się w pokoju ze wspomnieniami, płakać i... – ucięłam, podnosząc wzrok.
Kucał przede mną, trzymając sine dłonie na moich udach. Tak bardzo pragnęłam poczuć jego ciepły dotyk, a nie chłód i dreszcze. Był smutny. Kąciki jego ust były nieco opadnięte, a oczy zeszklone.
– Obiecuję Ci, że już niedługo przyjdę do ciebie... – oznajmiłam, uśmiechając się. – I nie patrz tak... Wiesz, że to się stanie.
Wywracał oczami, co wywołało u mnie śmiech. Był uroczy... Niezależnie od tego, czy był wściekły, radosny, rozżalony czy...martwy.
Podłoga zaskrzypiała, gdy zaczął się podnosić i ułożył dłonie na moich policzkach. Czułam wiatr na plecach, co tak naprawdę zabierało mi poczucie bezpieczeństwa. Ale gdy zamknęłam oczy, poczułam prawdziwy pocałunek złożony na moim czole. Złapałam szybko palcami za zawieszkę łańcuszka, z którym nigdy się nie rozstawałam. Był moim talizmanem, który chronił mnie od złego.
– Obiecuję, kochanie – odparłam, wiedząc, że kiedy otworzę oczy, nie zobaczę już Samuela. Pożegnał się, tak jak robił to prawie co wieczór. Kolejne spotkanie mogło być jutro, za tydzień, miesiąc... Swoimi wizytami okazywał tęsknotę, zniecierpliwienie. Chciałam mu ulżyć, dotrzymując danego słowa. Nie chciałam go zawieść, chociaż ten ostatni raz musiało się udać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro