Prolog
Dwudziestodwuletnia dziewczyna otworzyła swoje duże, ciemne oczy, budząc się ze snu. Jej ręka automatycznie powędrowała w stronę szafki nocnej, odnajdując telefon tylko po to, by wyłączyć irytujący ją dźwięk budzika. Gdy pozbyła się znienawidzonej melodii, usiadła na skraju posłania, ubierając królicze, puchate kapcie. Wstała i skierowała się do szafy, z której wyciągnęła czarną, rozkloszowaną sukienkę na grubych ramiączkach. W łazience wzięła prysznic, po którym ubrała bieliznę i wcześniej przygotowany strój oraz pomalowała się delikatnie, używając maskary i jasnoróżowego tintu do ust.
Dziś była umówiona z przyjaciółkami na pożegnalną kawę w jednej z wielu uroczych Tokijskich kawiarenek. Czasami zastanawiała się, czy Sakura i Ino nie przesadzały z ilością miejsc, czy też przedmiotów, które ludzie określali mianem kawaii. Chociaż sama uwielbiała urocze rzeczy, życie w Japonii dało jej jasno do zrozumienia, że bardziej przesłodzonego kraju szukać, jak igły w stogu siana.
Miejsce spotkania nie znajdowało się jakoś bardzo daleko od mieszkania, więc blondynka była tam już po dziesięciu minutach. Kawiarenka była wzorowana na Disnejowskich bajkach o księżniczkach. Dominowały jasne pastelowe kolory, a białe meble miały wiele rzeźbionych detali. Na kanapach w stylu tronów siedziały dobrze znane dziewczynie Japonki.
– MiCha! Siadaj kochana. – Sakura wstała od razu po ujrzeniu przyjaciółki.
Haruno była o rok starszą dziewczyną, której styl życia, jak i ubierania z góry mówił, że nie czuje się ona na swój wiek. Ubrana była w różową sukienkę z koronki, a na ramionach miała białą narzutkę z kapturem, na którym znajdowały się królicze uszy.
– Musimy dziś sporo zrobić, bo nie wiadomo, kiedy znów się spotkamy. – powiedziała Ino.
Ona tak samo, jak blondynka, miała dwadzieścia dwa lata. Jej styl różnił się diametralnie od tego najstarszej. Czarna sukienka z czerwonymi wstawkami i jej ciemne włosy, na których zapięta była spinka z uroczym nietoperzem, dawały jasno do zrozumienia, że różu czy błękitu trudno u niej szukać. Sama jednak uwielbiała takie klimaty, mimo że, jak mówiła, nie pasowały one do jej charakteru.
Tak właśnie trzy, kompletnie inne na pierwszy rzut oka, dziewczyny siedziały razem, wybierając co zjedzą. To, co je łączyło, to niebywała miłość do tańca.
Gdy MiCha zarezerwowała sobie pewnego dnia sale ćwiczeń, do pomieszczenia wpadły dwie Japonki, mówiąc, że uwielbiają jej blog taneczny i że są jej fankami. Było to dwa lata temu, a ich przyjaźń rosła z każdym dniem.
– Co dla pań? – spytała kelnerka ubrana w sukienkę do kolan w stylu Śnieżki.
– Ja poproszę tosty z dżemem różanym i miętowy powiew. – odpowiedziała MiCha, odkładając kartę.
– Dla nas to samo. – Sakura uśmiechnęła się szeroko w stronę kobiety.
Gdy kelnerka odeszła odezwała się Ino.
– No, więc po śniadaniu wybierzemy się na zakupy? – spytała.
– Prawdę mówiąc, przydałoby mi się kilka rzeczy przed wylotem. – stwierdziła blondynka.
- I to ja rozumiem. Zjadamy i idziemy na główną ulicę.
Miętowy powiew okazał się miętowym latte z bitą śmietaną i wiórkami czekolady. Kobiety rozmawiały o planach blondynki w Korei, a po skończeniu posiłku od razu skierowały się w dobrze im znaną stronę. Na rynku kilku turystów prosiło nawet o wspólne zdjęcia, a MiCha została rozpoznana przez paczkę nastolatków, którzy oglądali jej covery. Na zakupach, jak zwykle, spędziły kilka godzin. Dziewczyna zakupiła kilka sukienek i nową, już trzecią w jej kolekcji, walizkę, która była zrobiona z plastiku w odcieniu moreli. Równo o piętnastej przyjaciółki rozstały się, a MiCha sama zamówiła taksówkę, która miała zawieźć ją do mieszkania, gdzie od razu wzięła się za pakowanie rzeczy do walizek. Nie przejmowała się meblami czy sprzętem AGD i RTV. Po prostu spakowała ubrania, bieliznę, obuwie, dodatki, kosmetyki i swoje najważniejsze przedmioty. Gdy skończyła dochodziła dwudziesta, więc zamówiła jedzenie na wynos z powodu pustej lodówki. Jedząc pyszny ramen, oglądała jakiś nudny film, który prawdopodobnie miał być komedią romantyczną.
Nagle jej telefon zadzwonił, a na wyświetlaczu zawitał napis Mama. Dziewczyna odebrała, automatycznie przestawiając się na język koreański.
– Halo, mamo czy coś się stało? – zapytała lekko zaniepokojona, odkładając puste już opakowanie na stolik.
– Czy nie mogę ot tak zadzwonić do swojego jedynego dziecka? – Pani Park zawsze była pozytywnie nastawioną do życia kobietą. Nawet mimo różnych przeprowadzek związanych z pracą swojego męża, w każdym kraju potrafiła stworzyć dom pełen ciepła. Sama była menadżerką gwiazd, jednak po przeprowadzce z Ameryki do Chin zrezygnowała z pracy. Nie było z tym problemu, ponieważ tata MiChy był bardzo sławnym choreografem i nauczycielem tańca, co skutkowało w dostatku pieniędzy.
– Oczywiście, że możesz mamuś, ale wiesz... Jestem dziś bardzo zabiegana i zaraz muszę wrócić do przygotowań.
– To powiedz mi tylko, kiedy będziesz w Korei? Mieszkanie jest już gotowe i jest blisko budynku SM, więc nie będziesz miała problemów z dostaniem się do pracy.
– Jutro o szesnastej mam samolot, więc około dziewiętnastej najpóźniej powinnam być w Seulu.
– Przyjedziemy z ojcem i zawieziemy cię do mieszkania.
– Dobrze, dziękuję. – Blondynka uśmiechnęła się sama do siebie, sprzątając po posiłku.
– Kończę już. Nie będę ci przeszkadzać. Do zobaczenia jutro kochanie.
– Pa mamo. Do zobaczenia jutro. – Dziewczyna odłożyła telefon na stół, kierując się do sypialni, z której zabrała strój do spania. Po prysznicu nadszedł czas pielęgnacji twarzy. MiCha od dziecka była uczona przez rodzicielkę, że jest to najważniejszy krok w rutynie każdej kobiety. Dzięki temu dziewczyna miała nieskazitelną skórę i dziękowała w duchu tym genom z koreańskiej linii. Gdy skończyła nakładać ostatni produkt, położyła się na łóżku gasząc lampkę.
Śniła jej się przeszłość. Miała trzynaście lat i mieszkała w Chinach. Spotkała o rok starszego chłopca, jednak nie pamiętała, jak się nazywał ani nie mogła sobie przypomnieć jego twarzy. Wiedziała tylko, że jej pierwszy przyjaciel i pierwsza miłość zostawiła ją z jakiegoś powodu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro