29. Cela?
Obudziłem się w dość dziwnym miejscu. Wiem, że zasnąłem w wygodnym łóżku Taehyunga, jednakże to na czym teraz leżałem wcale tym łóżkiem nie było.
Wstałem i nie widziałem praktycznie nic. Sama ciemność i jedno, jedyne światło, jakim była poswiata od przełącznika światła w pokoju.
Postanowiłem zawołać Taehyunga, mimo tego, że nie było to zbyt rozsądne.
– Taehyung-ah! Gdzie jesteś!? - zawołałem, a po chwili świata w pokoju zaczęły się kolejno zapalać. Zdążyłem już zauważyć, że jestem w jakiejś celu zamkniętej wąskimi kratami, więc przez nie nie zdołam wyciągnąć choćby jednej ręki.
Gdy światła zapaliły się do końca zauważyłem druga celelę naprzeciw mojej, a w niej znajdował się mój Taehyung.
W moim oku zagościła łza, potem kolejna i jeszcze jedna. Taehyung albo spał, albo coś mu podali, albo... nie żył, lecz ostatnią opcje od razu wykreśliłem z listy możliwości.
– Huh, myśleliście, że jesteście bezpieczni, hmm? - usłyszałem zmodyfikowany i zdecydowanie obniżony, męski głos w głośniku za mną. - Teraz już nie uciekniecie! Nie uda wam się, jesteście zbyt słabi, by NAM się postawić!
– Co my takiego zrobiliśmy, że nagle nas więzicie, zamykacie w izolatkach? Powiedz mi CO my wam zrobiliśmy?
Nastała cisza. Światła zgasły, a z głośników słyszalny był tylko lekki szum i jakieś głosu, lecz już nie zmodyfikowane. Widocznie operator głosu wyłączył wszystko, oprócz mikrofonów.
Wszędzie poznam ten głos. To... Jin? Nie, to niemożliwe. Przecież on jest takim świetnym facetem. A może oni go zmuszają do robienia tego że względu na to, że mnie uratował z opresji?
– Taehyung, obudź się, błagam... - zacząłem nawoływać trzymając ręce w kratach. - Błagam Tae, obudź się, powiedz, że żyjesz, bo bez ciebie moje życie nie ma sensu...
Usłyszałem nagle ogłuszający pisk opon zza ścian. Widocznie samochód wjechał w budynek niszcząc ściany. Dobrze, że te u nas były całe i nic się nie waliło.
– Jungkook? Gdzie jesteś? - powiedział bardzo słabym głosem Taehyung. W moich oczach automatycznie zaczął się wodospad łez bólu i smutku. Łzy te nie były nawet słone, były gorzkie.
– Tu, tu jestem Taeś. Powiedz mi błagam, co się stało. - zacząłem cały we łzach.
– J-a nie wiem, Kookie. Gdzie my w ogóle jesteśmy? - zapytał Taeś.
– Jesteśmy w celach, Tae. Uwięzieni.
– Źle się czuję...
– Tae, błagam, nie teraz...
Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś naprawdę długo je otwierał że względu na to, że chyba szukał odpowiedniego klucza, co dla nas obu zwiastowało ratunek.
I tak też było. Chwilę później moją celę otwierał Jin, który w trakcie otwierania przyznał, że został zmuszony do mówienia tych kwestii, a samochód który trafił w budynek był radiowozem policyjnym przeznaczonym do takich właśnie rzeczy.
Gdy tylko odpuściłem celę poszedłem do tej Tae i zauważyłem jego na podłodze. Leżącego i nic nie robiącego.
– Tae, słyszysz mnie? - zapytał Jin.
Taehyung nic nie odpowiedział.
Czym prędzej otworzyliśmy celę, a ja chwyciłem Taehyunga i wyszliśmy z tego budynku. Jak się okazało, były to podziemia jakiejś opuszczonej fabryki, a naszymi oprawcami byli krajowi przestępcy, którzy polowali na takich nastolatków, takich jak my.
===---===
OK, sytuacja się zmienia, a potem będzie więcej zagadek.
Taka ciekawostka - to opowiadanie nie miało być tak okrutne, ale chcę, by sytuacja jakoś w miarę normalnie się ufornowała, nie za wcześnie, nie za późno.
Milego dnia, trzymajcie się i dbajcie o siebie 💛💙💛
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro