Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Kundle powinny być na smyczy

- Trzeba wstawać, paniczu Harry. - powiedział, donoście skrzat, stojąc obok łóżka Harry'ego. Chłopak przetarł oczy i wstał. Rozejrzał się lekko nieprzytomnym wzrokiem po własnym pokoju w Riddle Manor. 

Jak on się znalazł we własnym łóżku? Nagle uderzyły w niego wspomnienia poprzedniego dnia, albo raczej wieczora. Zaczął rozmowę z Draco. Malfoy go pocieszał, potem rozmowa o szkole, o kolejnym roku, zaplanowanie wyjścia na Pokątną tego dnia. I tyle. 

Harry ponownie przetarł oczy i pokierował się do łazienki na poranną toaletę. Do wyjścia z Draco na Pokątną miał jeszcze godzinę. Szybko wziął prysznic, uczesał włosy, choć te i tak nie chciały się ułoży. Umył zęby oraz przebrał się w wygodny, czarny strój, obejmujący czarną bluzkę na krótki rękaw z rysunkiem szmaragdowego węża, czarne rurki z dziurami oraz ciemnoszare trampki za kostkę. 

Wyszedł z łazienki i do kieszeni wrzucił pelerynę-niewidkę, a różdżkę przypiął sobie do nadgarstka, żeby nie spadła. Rzucił również zaklęcie niewidzialności na cienki patyk. Zszedł na dół, do salonu, gdzie zastał czytającego Toma i lekko zdenerwowanego Draco w białej koszuli i narzuconej na nią czarną marynarkę, oraz w czarnych spodniach i tego samego koloru pantofle do kompletu. Harry ledwo powstrzymał parsknięcie śmiechem. Na zewnątrz było gorąco, a ten cholerny arystokrata ubrał się na pewno nie na lato.

- Draco, nie jest ci gorąco? - spytał, wciąż się uśmiechając. Blondyn spojrzał na niego niespokojnie i westchnął.

- Nie. - odparł.

- Chodź. - Harry przewrócił oczami i pociągnął za sobą niezadowolonego Malfoy'a.
Znaleźli się w sypialni młodego Riddle'a. - Wybierz sobie coś. - wskazał na garderobę, na co Draco przewrócił oczami. - Nie będziesz łaził tak ubrany i dodatkowo w taki gorąc. - zmierzył go wzrokiem. - Jeżeli nie chcesz sobie poszukać, to ja ci coś znajdę. - uśmiechnął się chytrze. Blondyn przełknął nerwowo ślinę i zniknął w garderobie w poszukiwaniu czegoś, co mógłby założyć. Musiało być modne, ozdobne i nie za grube.

-~*~-

Po jakiejś godzinie Malfoy wyszedł w nowym stroju, który obejmował ciemnozieloną koszulę z wizerunkiem czarnego węża na części rękawa i plecach, długie kremowe spodnie i tego samego koloru sportowe buty.

- Nieźle, Draco. - powiedział Harry z uśmiechem.

- Nie spodziewałem się, że masz takie ubrania. - odparł. - Dlaczego nie nosisz tych rzeczy w Hogwarcie, tylko jakieś śmieci? - prychnął.

- Sam nie wiem. - wzruszył ramionami. - W tym roku może je wezmę ze sobą?

- Pomogę ci wybrać odpowiednie ubrania. - zadeklarował Malfoy, patrząc z niesmakiem na czarny strój chłopaka o dwukolorowych oczach. Harry roześmiał się.

- Przyjmę pomoc, a teraz na Pokątną? - wyciągnął dłoń przed siebie.

- Potrafisz się aportować? - spytał.

- Moim ojcem jest Czarny Pan. - uśmiechnął się drwiąco. - Nie mam Namiaru, potrafię aportację, jestem świetny w oklumencji i bardzo dobry w Legilimencji. Poza tym znam się na magii bezróżdżkowej i niewerbalnej.

- Aha. - tylko tyle zdołał odpowiedzieć. No rzeczywiście, chłopak miał rację. Jest synem najpotężniejszego czarnoksiężnika świata, więc to było do przewidzenia, że z większości dziedzin magii jest świetny.

- Nie powinieneś zmienić koloru oczu? - zapytał, przed chwyceniem dłoni Riddle'a.

- Racja. - powiedział i nagle jego czerwone oko przybrało barwę tego drugiego i oba lekko ściemniały. Widząc pytające spojrzenie Ślizgona, dodał: - Reszta zostanie tak, jak jest. Jestem ciekaw ich reakcji, ale masz rację, kolor oczu muszę ukrywać. - W końcu Malfoy chwycił na nowo wyciągniętą dłoń Gryfona.

-~*~-

Znaleźli się na Śmiertelnym Nokturnie, niedaleko sklepu z artefaktami "Borgin & Burkes". Pokierowali się na Pokątną. W pierwszej kolejności odwiedzili Bank Gringotta, bo przecież muszą mieć pieniądze, żeby potem móc je wydać. Obaj szybko zdobyli galeony na zakupy i pokierowali się do księgarni "Esy i Floresy", w poszukiwaniu ciekawych ksiąg, najlepiej czarno-magicznych. Kiedy mieli wejść, przed oczami Draco mignęły brązowe roztrzepane loki. Trącił młodego Riddle'a i wskazał kierunek, w którym popędziła Granger.

- Poznajesz ich? - zapytał Malfoy, patrząc na stół przy Dziurawym Kotle, gdzie dosiadła się brązowowłosa. Przy stoliku siedziała jakaś fioletowo włosa czarownica, Granger, czarnoskóry, wysoki czarodziej i wilkołak, który uczył ich OPCM w trzeciej klasie. Obok tego ostatniego siedział czarny, spory pies, który do złudzenia przypominał ponuraka.

- Tonks, Hermiona, Kingsley, Remus i Łapa. - odparł. W tym momencie skrzywił się na widok psa.

- Ten pies to animag, prawda? - szepnął. Harry kiwnął głową.

- To Syriusz. Nadal jest poszukiwany przez Ministerstwo, więc nie może się pokazywać w swojej ludzkiej postaci.

- Już ja sobie z nim pogadam. - mruknął pod nosem blondyn i zaczął iść w kierunku stolika. Harry nagle otrząsnął się z szoku po słowach Draco i pociągnął chłopaka w tył.

- Sam z nim porozmawiam. - Blondyn obruszył się.

- Nie puszczę cię samego. Nie pamiętasz wczoraj? - Harry skrzywił się. Nie podobało mu się, że przytaczał wczorajszą sytuację. 'Od kiedy Draco zrobił się taki opiekuńczy?' Spytał się w myślach. Choć podobało mu się to, że jednak kogoś, oprócz ojca, obchodził.

- Kiedy indziej. - westchnął Riddle i odwrócił się, żeby odejść. Zanim zrobił pierwszy krok, rozległo się głośne szczeknięcie psa, który popędził na Harry'ego. Zamknął oczy.

- Cholera. - mruknął i uskoczył w bok, zanim pies zdołał do niego dobiec. Łapa spojrzał na Riddle'a smutno, lekko przechylając łeb. Zaraz za czarnym psem pojawili się Remus i Tonks, którzy odetchnęli z ulgą, widząc całego i zdrowego Złotego Chłopca.

- Kundle powinny być na smyczy. - odezwał się Draco, patrząc z niesmakiem na ponuraka. Jego komentarz został zignorowany przez Remusa, który od razu zwrócił się do Harry'ego.

- Harry, dlaczego uciekłeś? Nie wiesz, że jest teraz niebezpiecznie od czasu, kiedy on się odrodził?

- Przestań, Remusie. - prychnął. - Jak zacząłem podsłuchiwać, dowiedziałem się paru ciekawych rzeczy. Na przykład, co naprawdę o mnie myślicie. - zmrużył oczy.

- Harry... - odezwała się Tonks.

- Nie wrócę do Kwatery. - warknął, nie zważając na spojrzenia, które zakonnicy rzucili towarzyszowi czarnowłosego.

- Kto to? - zapytała Hermiona, omijając dwójkę czarodziei i zwierzaka. - Harry...? - głos jej się załamał.

- Oh, szlama! - krzyknął Draco z iskierkami gniewu w oczach.

- Malfoy? - zamrugała kilka razy w zdezorientowaniu. - Harry, co robisz z Malfoy'em? - zapytała drugiego czternastolatka.

- Chcieliśmy się w spokoju przejść po Pokątnej, ale wy nie chcecie dać mi tego przywileju. - syknął Riddle.

- Nie powinieneś pozostawać bez opieki jakiegoś czarodzieja, Harry. - powiedział Kingsley, podchodząc do zbiorowiska.

- Jestem z Draco. - zaprzeczył.

- Ale Malfoy... - Hermiona spojrzała na blondyna. - Przecież jego ojciec jest Śmierciożercą. - mruknęła. Draco zmrużył oczy. 'Dlaczego Harry jeszcze bawi się w rozmowę?' Pies ponownie spróbował podejść do czarnowłosego czternastolatka.

- Weź tego kundla. - powiedział zimno Harry. - Chyba że ma oberwać niezbyt przyjemnym zaklęciem. - różdżka pojawiła się w jego dłoni, wycelowana w ponuraka. Młody Malfoy zauważył, że Harry ledwo powstrzymuje się od łez. Jego oczy były już zaszklone, choć pozostali raczej tego nie widzieli.

- Chodź, Łapo. - głos wilkołaka zadrżał poważnie, po chwili pochylił się do psa i odciągnął od chłopaka. Pies zawył żałośnie, lecz Harry nie opuścił różdżki.

- Chodźmy, Harry. - Draco odciągnął Riddle'a od zakonników. Zatrzymali się dopiero przy Śmiertelnym Nokturnie. Harry wyciągnął rękę w milczeniu, a Draco ją chwycił. Znaleźli się ponownie w Riddle Manor.

- Co się stało? - zapytał Tom, widząc kolejny raz rozpacz na twarzy syna.

- Spotkaliśmy Zakon. - odparł Draco, zaciągnął drugiego chłopaka na kanapę, gdzie, tak jak poprzedniego dnia, zaczął pocieszać Harry'ego. Marvolo westchnął. Kolejny raz wina Zakonu.

- Gdzie jest Kwatera Główna? - zapytał, podchodząc do mebla, na którym siedzieli nastolatkowie. Harry zaprzeczył ruchem głowy. Nie może zdradzić, przecież jest tam Lunatyk... Choć, czy on jednak nie myśli tak jak Syriusz? Podniósł chłodny wzrok na ojca.

- Grimmauld Place numer dwanaście. - powiedział. - Nie zabijaj, proszę. Możesz ich nawet porwać, ale nie zabijaj. - szepnął rozpaczliwie. Tom uśmiechnął się lekko.

- Obejdzie się bez ofiar śmiertelnych, ale chociaż moje lochy się wypełnią. - powiedział i odszedł, zapewne, żeby zaplanować nalot, albo pułapkę, albo cokolwiek innego.

- Jesteś pewien, Harry? - zapytał go Draco.

- Tak. - odpowiedział i spuścił wzrok. - Dumbledore straci Zakon, a my zyskamy informacje.

- Jasne. - Malfoy pokiwał głową.

- Idziesz ze mną? - zapytał nagle.

- Co? Gdzie?

- Myślisz, że pozwolę ojcu zabrać swoich Śmierciożerców? - sarknął.

- Tak myślałem. - mruknął.

- Idę z ojcem, bez Śmierciożerców, jak chcesz, możesz dołączyć. - uśmiechnął się i popędził do gabinetu ojca, zanim ten zdołał zwołać popleczników.

-~*~-

- Nie. - odparł Riddle senior.

- Tato, nie pozwolę ci zabrać Śmierciożerców. - powiedział Harry spokojnie. - Przebiorę się jak jeden z nich i ci pomogę.

- Harry... - westchnął.

- Albo idę z tobą, albo nikt nie idzie. - powiedział stanowczo. Marvolo myślał nad tym jakiś czas. Nie chciał narażać syna, ale bardzo, bardzo chciał podręczyć, a nawet torturować, tych, którzy przyczynili się do złego samopoczucia Harry'ego.

- Zgoda. - prychnął. Harry uśmiechnął się.

- Idę zapytać Draco.

- Malfoy nie da rady z aurorami! - krzyknął za nim Tom. Harry doskonale to wiedział, dlatego też podwędził ojcu artefakt, który tworzył bąbel czasu na cały rok. Postanowił użyć bąbla na nim i Draco, żeby nauczyć chłopaka kilku zaklęć.

-~*~-

- Idziemy? - zapytał Harry z uśmiechem skierowanym do Draco. Malfoy skinął głową i podążył za Riddle'em. Spędzili calutki rok w bąblu czasu, a w teraźniejszości minęło tylko sześć minut. Dzięki dodatkowym "lekcjom" od Harry'ego opanował w pełni Oklumencję i trochę Legilimencji, nauczył się magii bezróżdżkowej i niewerbalnej. Gryfon zdjął również z jego różdżki Namiar i nauczył go aportacji.

- Cześć, tato. - machnął ręką. - Jesteśmy gotowi. - Tom zmrużył oczy. Dlaczego chłopcy wydawali się nagle starsi? Po chwili zorientował się, że niedawno Harry pytał, gdzie jest artefakt tworzący bąbel czasu. Westchnął.

- Mogłeś powiedzieć, że bierzesz artefakt. - Harry zaczerwienił się.

- Nie sądziłem, że się zorientujesz.

- Jestem spostrzegawczy. - uśmiechnął się. - Draco, czego on cię nauczył? - zwrócił się do blondyna.

- Magii bezróżdżkowej, niewerbalnej, oklumencji, trochę Legilimencji, aportacji i zdjął z mojej różdżki Namiar. - odparł szybko.

- Ile? - spytał syna.

- Cały rok. - uśmiechnął się ze spokojem. - Draco jest niezłym uczniem.

- Dasz radę aurorom? - zapytał blond piętnastolatka.

- Tak. - odparł z pewnością.

- Dobrze. - kiwnął głową i wyciągnął jakieś dwa pergaminy, które podał chłopcom. - Zapoznajcie się z tym.

- Co to? - zapytał Draco, biorąc rulon.

- Kilka ciekawych zaklęć oraz dane dotyczące wszystkich członków Zakonu, o których wiem. - Harry przeleciał wzrokiem po liście czarodziei.

- Nie ma tu niektórych.

- Kogo? - zapytał Tom.

- W Zakonie jest jeszcze Tonks, Remus, Kingsley...

- Może całymi imionami i nazwiskami? - mruknął Riddle senior.

- Oh, jasne. - Harry pokiwał głową. - Nimfadora Tonks, Remus Lupin, Kingsley Shacklebolt, Artur, Molly i Bill, Charlie Weasley'owie.

- Wilkołak jednak jest? - spytał ze zdziwieniem Marvolo.

- Tak. - pokiwał głową Harry. - Zwykle pilnuje Syriusza. - dodał.

- Shacklebolt to auror, prawda? - spytał Draco.

- Tak. - czarnowłosy chłopak kiwnął głową.

- A ta Nimfadora Tonks?

- Też jest aurorem i przy okazji metamorfomagiem. - powiedział. - No i każdemu każe mówić do niej Tonks. - dodał z uśmiechem.

- Metamorfomag... - mruknął pod nosem Tom. - Rzadki talent.

- Tak jak wężomowa. - wytknął mu syn.

- Tak, tak. - machnął lekceważąco dłonią.

- Znasz te osoby? - spytał Dracona.

- Weasley'ów i Lupina znam, Shacklebolta i Tonks tylko z widzenia. - odparł posłusznie blondyn.

- Tato, wiesz, kto jest w Kwaterze? Masz jakiś wgląd na to? - zapytał. Skoro jego ojciec w jakiś sposób wypisał wszystkich członków Zakonu, to chyba ma jakiś podgląd, czy coś.

- Nie mam. - odpowiedział. - Wszystko to obserwacje moich popleczników.

- Hmm... - Harry zamyślił się, aż nagle coś mu do głowy wpadło. - Stworku! - zawołał.
Przed nim pojawił się nieznany Tomowi skrzat, który skłonił się Riddle'owi Juniorowi.

- Pan wzywał?

- Tak, Stworku. Wiesz, kto jest teraz w Kwaterze? - spytał.

- Oczywiście, panie Harry. - odparł lekko.

- Kto? Po nazwiskach proszę. - dodał jeszcze na szybko, zanim skrzat zaczął gadać; zdrajca krwi numer jeden, zdrajca krwi numer dwa i tak dalej... - Skrzat zamyślił się przez chwilę.

- Dwóch Weasleyów, jeden młody, drugi stary, szlama Granger, wilkołak Lupin, metamorfomag Tonks, auror Shacklebolt, dziwak Moody i zdrajca rodu Black.

- Dziękuję Stworku, jeśli mógłbyś, to najlepiej ukryj się na jakiś czas. - polecił skrzatowi, a ten zniknął.

- Co to za skrzat? - zapytał Marvolo.

- To skrzat Blacków! - wykrzyknął Draco. - Jak to się stało, że cię słucha? - popatrzył na Riddle'a Juniora.

- Walburga Black mu nakazała. - roześmiał się na niedowierzającą minę przyjaciela. - Kto, kogo zaklepuje? - zapytał po chwili milczenia Harry.

- Wezmę na siebie Moody'ego. - zdecydował Tom. - Potem mógłbym zająć się tym Shackleboletem.

- Weasley'owie i Granger. - Draconowi oczy się zaświeciły.

- Czyli mi zostaje Tonks, Remus i Syriusz. - westchnął Harry. - Dam sobie radę. - mruknął. - Raczej... - wyszeptał.

- Najlepiej złapcie ich i aportujcie tutaj. Skrzaty będą mogły zabrać ich do lochów.

- Taaa. - skrzywił się Harry. - Ale do zwykłych lochów. - podkreślił.

- Oh, dobra. - Marvolo przewrócił oczami.

- Do zobaczenia. - Harry pomachał i zniknął z trzaskiem. To samo, po chwili zrobili i Draco i Tom.

-~*~-

Pojawili się przed Grimmauld Place. Harry i Draco mieli na sobie czarne szaty i tego samego koloru maski, bo w tej chwili oboje są na całkiem innym poziomie niżeli Śmierciożercy i mają całkiem inną rangę. Tom natomiast pojawił się w czarnej szacie i białej masce. Nie powiedział, dlaczego chce wyglądać jak Śmierciożerca z Wewnętrznego Kręgu, ale nastolatkowie też nie dociekali. Harry podszedł do drzwi na Grimmauld Place 12 i kulturalnie zastukał w drzwi.



- - - * ^ * - - -

Owszem, Harry to jest typowa wersja Mary Sue. Supersilny, potężny, umie wszystko, i tak dalej. Proszę powiedzcie, czy mam zamieścić uwagę w opisie? (To nie jest sarkazm, mimo, że trochę tak brzmi)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro