Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Kłamałeś. Od samego początku kłamałeś

Nagle Moody spojrzał na Riddle'a. 

Czarnowłosy zamrugał. Całkowicie zapomniał, że Moody miał to swoje magiczne oko i ono widziało przez peleryny-niewidki!

- Potter, co cię tak śmieszy? - warknął, zwracając na siebie uwagę reszty członków Zakonu.
Wszyscy w milczeniu oczekiwali na pojawienie się Pottera, który podobno tutaj również był. Harry skrzywił się, ale ściągnął pelerynę.

- Śmieszy mnie cała ta sytuacja. - odparł spokojnie.

- Czy to ty odsłoniłeś ten obraz? - zapytał surowo Black.

- A jeśli tak, to co? - schował pelerynę do kieszeni i spojrzał z wyzwaniem na ojca chrzestnego.

- Mówiłem ci, że ten dom jest przesączony Czarną Magią, a ten obraz to przekleństwo!

- Nie moja wina, że nie potrafisz dogadać się z matką. - prychnął.

- Skąd wiesz? - zapytał podejrzliwie, mrużąc oczy.

- Widziałem gobelin w jednym z pokoi. - wzruszył ramionami. - Co ciekawe, to ty jesteś wypalony, podobnie jak kilku innych członków. Dlaczego? - zapytał. Syriusz skrzywił się, ale nie odpowiedział. Po chwili wyszedł z korytarza jakby obrażony na Harry'ego.

- Pójdę za nim. - westchnął Remus i podążył za przyjacielem. Harry został wraz z zakonnikami, którzy wpatrywali się w niego z różnym wyrazem twarzy. Jedni ze zdziwieniem, inni ze smutkiem, a jeszcze inni z zastanowieniem. W końcu zdenerwował się i zniknął natychmiastowo pod peleryną i pobiegł do pokoju.

- Przeklęty bachor. - mruknął Moody, widząc szybko oddalającą się sylwetkę Chłopca, Który Przeżył.

- Dzieje się coś z nim niepokojącego. - szepnęła cicho Molly. Zauważyła dziwne zachowanie nastolatka i brak prób jakiegokolwiek kontaktu z przyjaciółmi; Przecież jedna kłótnia nie mogła zniszczyć całej przyjaźni, prawda?

- To tylko dorastanie, droga Molly. - Dumbledore położył jej dłoń na ramieniu. - Harry potrzebuje trochę czasu po turnieju. - ciągle to powtarzał. Molly ruszyła do kuchni, a zaraz za nią Tonks, żeby pomóc. Mijając korytarz, fioletowowłosa czarownica oczywiście musiała się przewrócić, idąc po prostej podłodze. Wylądowała twarzą w twarz z drewnem, ale kątem oka zauważyła jakiś ruch.

- Oh, Tonks! - Pani Weasley obróciła się do kobiety. - Nic ci nie jest? - pomogła jej wstać.

- Nie, nie, wszystko w porządku. - zaprzeczyła natychmiast. Co jakiś czas oglądała się za siebie, ale nikt już się nie poruszył. Zrzuciła to na zmęczenie.

-~*~-

Zamknął się w pokoju i zaczął pakować rzeczy, które mogłyby się przydać. Oczywiście chował wszystko do swojej niewielkiej torby zmniejszająco-zwiększającej.

- Stworku! - zawołał. Skrzat pojawił się przed chłopakiem.

- Stworek słucha, pana Harry'ego. - skłonił się.

- Stworku, chciałbym, żebyś zrobił mi coś do jedzenia, najlepiej na kilka dni. - polecił.

- Tak jest, sir. - skłonił się prędko i zniknął. Harry kontynuował pakowanie torby. Były już tam ubrania i książki. Teraz szukał tych ważniejszych lub niebezpieczniejszych artefaktów i chował je do bagażu. Skrzat pojawił się z tobołkiem pełnym kanapek z najróżniejszymi dodatkami oraz kilkoma butelkami wody.

- Dziękuję, Stworku. - powiedział. - Przez jakiś czas mnie tu nie będzie. Jak chcesz, możesz podręczyć tych idiotów z Zakonu. - uśmiechnął się.

- Oczywiście, panie Harry. - skłonił się ponownie, a na jego starej twarzyczce pojawił się chytry uśmiech. Oh tak. Ma dużo pomysłów, jak uprzykrzyć życie tym zdrajcom krwi, szlamom, kłamcom i złodziejom.

- Jak uda ci się ich wykurzyć, poinformuj mnie.

- Tak jest. - i zniknął.

- Pierwsza faza wykonana. - uśmiechnął się do siebie. Sięgnął po kawałek pergaminu i pióro. Napisał szybko notatkę, żeby go nie szukali, choć i tak będą. Zostawił ją na środku łóżka, gdzie była najbardziej widoczna i wyszedł z pokoju pod peleryną. 

Na szczęście Moody i Dumbledore już poszli, więc nie było możliwości, żeby ktokolwiek go zobaczył pod artefaktem. Na parterze natknął się na Tonks i nie zdążył uciec pod ścianę. 

Kobieta przewróciła się i jej twarz spotkała podłogę. Molly od razu przybiegła pomóc aurorce wstać, a następnie ruszyły w dalszą drogę, choć fioletowowłosa odwracała się, co jakiś czas do tyłu. Harry westchnął z ulgą. 

Na szczęście trafił na Tonks, która potrafiła wywalić się o wszystko, włącznie z powietrzem.

-~*~-

- Syriuszu, Harry potrzebuje czasu. - westchnął wilkołak, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.

- Nie cytuj Dumbledore'a. - warknął. - Dlaczego zaczął się tak zachowywać?

- Może coś się stało wtedy w labiryncie... Albo to przez tę kłótnię? - zaproponował.

- Harry twierdzi, że Voldemort wrócił i zabił Diggory'ego, a reszta sądzi, że chłopak zmyśla i sam zabił Cedrika, żeby zwyciężyć...

- Chyba nie wierzysz, że Harry były do czegoś takiego zdolny? - obruszył się Lunatyk.

- Nie wiem, w co wierzyć. - westchnął. - To jego zachowanie... Jest takie inne, niż szczeniaka, którego ja znam.

- Może porozmawiaj z nim? - zaproponował cicho.

- Nie Lunatyku! Nie wytrzymuję z nim! - nie wytrzymał i wybuchł. - Nigdy się tak nie zachowywał!

- Uspokój się Syriuszu! - krzyknęła Molly, wchodząc do pomieszczenia. - Jeszcze usłyszy i się załamie! - w jej głosie słychać było strach.

- To niech się załamie! Nie obchodzi mnie to! - odkrzyknął Syriusz, a po chwili zalał się łzami. Cała czwórka usłyszała głośne trzaśnięcie drzwiami wejściowymi. Syriusz i Remus spojrzeli na siebie zdziwieni i szybko wstali, pędząc na korytarz, gdzie Molly i Tonks już stały, patrząc na ciemną, pustą ulicę.

- Kto...? - zapytał drżącym głosem Black, choć doskonale zdawał sobie sprawę, kim mogła być ta osoba. Przecież w Kwaterze zostali tylko Molly, Tonks, Remus, on i Harry. 

Molly spuściła głowę i schowała twarz w dłonie. Była pewna, że to Harry. Biedny, niewinny chłopiec, który przeżył za wiele. Zapewne słyszał wybuch Syriusza i postanowił uciec.

-~*~-

Przed wyjściem z Grimmauld Place usłyszał znowu podniesione głosy jego ojca chrzestnego, Remusa i pani Weasley. Nie potrafił się powstrzymać i zaczął podsłuchiwać.

- Nie Lunatyku! Nie wytrzymuję z nim! - krzyknął Syriusz. - Nigdy się tak nie zachowywał!

- Uspokój się Syriuszu! - oburzyła się Molly. - Jeszcze usłyszy i się załamie!

- To niech się załamie! Nie obchodzi mnie to!

"Niech się załamie. Nie obchodzi mnie to". Harry zastygł w miejscu, a w jego oczach zalśniły łzy. Taki potężny... Syn Czarnego Pana płacze z powodu słów głupiego ojca chrzestnego. Słabość. Miłość powoduje słabość. 

Nie zważając na nic, wybiegł z domu, trzaskając drzwiami z całej siły, mając ciągle w myślach te siedem słów, które zniszczyły to, w co tak bardzo wierzył. "Niech się załamie. Nie obchodzi mnie to". Harry go nie obchodził. Równie dobrze mógłby zniknąć na zawsze i nikt, by nie płakał. No może z wyjątkiem samego Czarnego Pana, który zapewne byłby smutny, ale nie rozpaczał. 

Biegł przed siebie, w nieznanym sobie kierunku. Chciał być tylko jak najdalej od tego miejsca. Jak najdalej od Zakonu Feniksa. Jak najdalej od... Syriusza...

-~*~-

Będąc dosyć daleko od Grimmauld Place, aportował się w jedyne bezpieczne miejsce. Riddle Manor. Od razu pokierował się do swojego pokoju, zrzucił pelerynę, torbę rzucił gdzieś pod nogi łóżka, a sam padł na miękką pościel. 

Rzucił kilka zaklęć, wyciszających oraz blokujących i drzwi, i magię skrzatów w tym pomieszczeniu. Nie chciał, żeby nagle któryś ze skrzatów wpadł i widział go w stanie załamania nerwowego. Zaczął łkać w poduszkę. Raz na jakiś czas, przeklinając swoje uczucia.

- Harry? - odezwał się zaniepokojony głos od strony wejścia.

- Zostaw mnie samego... - wyszeptał między napadami płaczu. Tom westchnął ze smutkiem. Nie zważając na polecenie syna, usiadł tuż obok i zaczął go uspokajająco głaskać po plechach.

-~*~-

Tom siedział znudzony w swoim biurze w Malfoy Manor. Miał mnóstwo papierkowej roboty, choć nikt go o to nie podejrzewał. Kończył właśnie czytać kolejny raport, aż przed jego biurkiem pojawił się jeden ze skrzatów z Riddle Manor. Jak na skrzata, był bardzo zadbany. Na sobie miał mały, czarny garniturek, białe rękawiczki i czarne pantofelki. Skłonił się natychmiast przed panem.

- Panie Riddle, Harry przybył do Riddle Manor. - Tom odłożył raport i spojrzał ponaglająco na skrzata. - Zamknął się w pokoju i nikomu nie chce otworzyć. Zablokował też całe pomieszczenie przed naszą magią. - Riddle westchnął. Musiało coś się stać, skoro zablokował pokój nawet przed skrzatami.

- Dziękuję. - powiedział i wstał. - Zaraz tam będę. - Skrzat ukłonił się i zniknął. Czarnoksiężnik w tym czasie przebrał się i zawołał do siebie Lucjusza.

- Tak, panie? - zapytał, jak tylko wszedł do gabinetu Czarnego Pana.

- Muszę wrócić do mojego dworu. Czy Draco jest wolny? - zapytał.

- Tak, panie. Zawołać go? - zapytał.

- Tak. - Po chwili pojawił się blondyn, ubrany w wygodny strój do gry w quidditcha.

- Panie. - skłonił się natychmiast. Tom spojrzał na Lucjusza.

- Mógłbym zabrać Draco na jakiś czas? - zapytał, choć może raczej wydał rozkaz, bo kto by się sprzeciwił Czarnemu Panu?

- Oczywiście, panie. - skłonił się Malfoy senior. - Draco, idź się przebrać. - polecił w kierunku syna. Blondyn szybko zniknął, a wrócił, kiedy w gabinecie Riddle'a był tylko on.

- Chwyć mnie za ramię. - polecił.

- Mogę zapytać, panie, do czego jestem potrzebny? - zapytał cicho, ale złapał ramię czarnoksiężnika, szykując się na aportację. Tom westchnął.

- Coś musiało się stać w Zakonie. Harry zamknął się w pokoju, a wiem, że wtedy potrzebuje rozmowy, najlepiej z kimś w jego wieku.

- Ale my jesteśmy wrogami. - mruknął.

- Wiem, że nie. - odparł lekko. - W oczach szkoły jesteście wrogami, ale w pociągu wcale tak nie było. - Aportował się do salonu, nie czekając na odpowiedź nastolatka. - Poczekaj tutaj. Jak będziesz chciał czegoś się napić lub zjeść, zawołaj skrzata. - powiedział i zniknął na piętrze. Od razu pokierował się do pokoju Harry'ego. Chwilę zajęło mu ominięcie barier, ale w końcu drzwi stanęły przed nim otworem.

- Harry? - zapytał cicho, widząc skulonego czternastolatka, łkającego w poduszkę.

- Zostaw mnie samego... - mruknął w materiał, przez co było lekko zniekształcone. Tom westchnął ze smutkiem. Nie zważając na prośbę, czy raczej polecenie syna, usiadł na brzegu łóżka i zaczął uspokajająco gładzić chłopaka po plecach.

-~*~-

W końcu Harry uspokoił się i usiadł obok ojca, z zaczerwienionymi oczami i prawie że szarą twarzą.

- Co się stało, Harry? - zapytał miękko. Chłopak milczał, patrząc pusto w podłogę. - Eh... - westchnął. - Zabrałem ze sobą Draco, jak chcesz, możesz z nim porozmawiać. Czeka w salonie. - Harry wstał jakby robot i ruszył do łazienki, zapewne przemyć twarz. W czasie, kiedy młody Riddle zmywał z siebie łzy, Tom wrócił do salonu i wybrał jedną z ksiąg z biblioteczki. - Zaraz przyjdzie. - powiedział blondynowi i wyszedł do innego pomieszczenia, razem z lekturą. Rzeczywiście, po chwili młody Riddle pojawił się w salonie i usiadł na kanapie z nogami podkulonymi pod brodę.

- Cześć, Harry. - zawahał się nieco Malfoy. Czarnowłosy kiwnął głową w geście przywitania. - Co się stało? - przysunął się nieco do drugiego nastolatka. Dziwne było zobaczyć Harry'ego z załzawionymi oczami i smutkiem jak nie rozpaczą, na twarzy.

- Nie interesuj się. - próbował warknąć, ale zamiast tego wyszło to dosyć płaczliwie.

- Harry, co się stało? - spróbował ponownie, trochę bardziej stanowczo.

- Zapewne wygadasz wszystkim, czego się dowiesz i jak widziałeś wielkiego Harry'ego Pottera płaczącego z byle powodu. - prychnął.

- Po pierwsze jesteś Riddle, a po drugie nie powiem nikomu, obiecuję. - odparł natychmiastowo. Harry podniósł załzawione, dwukolorowe tęczówki na Draco. Po chwili westchnął i zaczął mówić:

- Słyszałem coś, czego nie powinienem... Chociaż... Warto wiedzieć, co o tobie myślą za twoimi plecami. - szepnął.

- Ktoś cię obraził? Wyśmiał? - pytał po kolei.

- Raczej, że powiedział to, co leżało mu na sercu, a przede mną tylko udawał... - Blondyn spojrzał na Harry'ego z pytaniem. - Syriusz. - wyszeptał. - Powiedział... On powiedział... Że... - westchnął, gdy w jego oczach pojawiły się łzy. Próbował je odpędzić, ale nie wyszło. Przełknął ślinę. - Przez jakiś czas był jedyną osobą czułem, że byłem kochany... - powiedział cicho. - A dzisiaj powiedział, co o mnie myśli. Nie obchodzę go. - dopowiedział już nieco głośniej i chłodniej.

- Nie przejmuj się tym... kundlem. - odparł Draco i objął drugiego chłopaka. Harry nieco się rozluźnił. Potrzebował rozmowy, ale nie spodziewał się, że Draco go wysłucha i potem spróbuje pocieszyć.

-~*~-

- Czyli uciekłeś tylko z tego powodu? - zapytał w końcu Draco, kiedy Harry odkleił się od niego i usiadł wygodniej.

- No nie. - mruknął. - Wcześniej pokłóciłem się z resztą Zakonu, głównie z powodu portretu Walburgii.

- Grimmauld Place? - zapytał nagle Ślizgon. Harry zakrztusił się powietrzem.

- Skąd wiesz o tym miejscu?

- Byłem tam kiedyś. - skrzywił się nieco. - Matka mnie tam zabrała, żeby pokazać mi gobelin z drzewem genealogicznym Blacków. Kiedy chciałem tam pójść, jakoś niedawno, to nie mogłem znaleźć wejścia. - prychnął.

- Jest pod Fideliusem. - odparł Harry. - To Kwatera Główna Zakonu Pieczonego Kurczaka.

- P-Pieczonego Kurczaka? - zdołał wyjąkać Draco, zanim zaśmiał się donośnie. Harry uśmiechnął się nieco. - Feniks jest symbolem Zakonu, a przecież jest ptakiem i w dodatku ognistym.

- Jasne. - pokiwał głową i roześmiał się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro