Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Żegnajcie Dursley'owie

- Co czytasz? - zapytał Tom, jak tylko zobaczył syna, siedzącego na jego ulubionym fotelu przed biblioteczką. Harry nie odpowiedział, tylko podniósł nieco wolumin, żeby Tom mógł odczytać tytuł. - Zaawansowana Czarna Magia. - mruknął i spojrzał z uśmiechem na chłopaka. - Widzę, że Barty dał ci lekcje. - Młody Riddle oderwał się od lektury i spojrzał na starszego czarodzieja.

- Dostawałem częste szlabany. - uśmiechnął się. - Muszę pochwalić Barty'ego. Bardzo dobrze potrafi uczyć. - powiedział. - Ale tylko Czarnej Magii. - mruknął pod nosem.

- Czyli był słabym nauczycielem Obrony? - zapytał ze śmiechem.

- Niestety. - również się uśmiechnął. - Na jednej z lekcji pokazywał nam działanie Zaklęć Niewybaczalnych na pająku. Większość Gryfonów oburzyła się i chciała iść do McGonagall, lecz wybiłem im to z głowy.

- Co zrobiłeś? - westchnął.

- Trochę Obliviate, trochę Imperiusa. - uśmiechnął się promiennie. - A potem nawrzeszczałem na Barty'ego i już więcej nie postąpił tak bezmyślnie.

- Oczywiście. - Zamilkli. Harry wrócił do lektury i zaczął mruczeć pod nosem różne inkantacje, żeby zapamiętać, natomiast Tom wziął inną księgę i sam zaczął ją studiować.

-~*~-

Harry zamknął książkę z cichym trzaskiem, po czym odlewitował ją na jej miejsce między innymi księgami z dziedziny Czarnej Magii. Szybko rzucił Tempus i się zdziwił. Zaklęcie wskazywało trzecią w nocy.

- Powinienem już lecieć. - mruknął.

- Nie lepiej zaczekać na Draco? - zapytał Riddle, nie odrywając wzroku od tekstu.

- Lepiej nie. - westchnął. - Przecież ja jestem delikatnym Gryfonem, a Draco wrednym Ślizgonem.

- No tak. Przecież się nienawidzicie. - zaśmiał się i oderwał od woluminu, odkładając go na stolik, obok fotela.

- A właśnie! - wykrzyknął. - Muszę pogadać z Lucjuszem. Jest gdzieś tutaj?

- Pewnie jest w swoim gabinecie. Dlaczego pytasz?

- Draco nie wie, co się dzieje po ciemnej stronie, co mi się nie podoba. Powinien mieć, chociaż jakiekolwiek pojęcie.

- Porozmawiam z Lucjuszem. - zaproponował. Harry zamyślił się. Niby nie chciał, żeby jego ojciec rozmawiał z Lucjuszem, ale też miał inne plany jeszcze do wykonania przed powrotem do Hogwartu na zakończenie roku, ponieważ miało ono być tego dnia o dziesiątej.

- Okej. To ja lecę, do zobaczenia. - machnął ręką i wyszedł z gabinetu, po czym podążył do wyjścia z dworu.

-~*~-

Przed wejściem natknął się ponownie na Bellatriks.

- Znowu ty. - mruknął i westchnął. Bella przez chwilę patrzyła na niego. Rzeczywiście był bardzo podobny do Toma Riddle'a.

- Wybacz mi, panie... - mruknęła i skłoniła głowę. - Za to, że cię zaatakowałam.

- Po pierwsze: Mów mi Harry. - uśmiechnął się nieco. - A po drugie: Nie gniewam się. Było to do przewidzenia, że ktoś w końcu mnie zaatakuje. - wzruszył ramionami.

- Dobrze, Harry. - odetchnęła. Harry zamyślił się.

- Chcesz mi potowarzyszyć? - zapytał nagle.

- W czym? - ożywiła się nieco.

- Chcę pozbyć się mojego wujostwa. - skrzywił się. - Niezbyt dobrze mnie traktowali, a ojciec zdjął z mojej różdżki namiar.

- Oczywiście, Harry. Chętnie. - uśmiechnęła się lekko szaleńczo. Chłopak wydawał się być okej.

- W takim razie, ulica Privet Drive 4. - powiedział i aportował się na ciemną ulicę.

-~*~-

Nie musiał czekać długo. Bellatriks za chwilę pojawiła się obok niego w czarnej szacie, ale bez maski. Harry ruszył do znienawidzonego przez niego domu i zaczął walić w drzwi, chcąc obudzić "wujostwo". W środku rozległy się niezrozumiałe krzyki i w końcu w drzwiach stanął wściekły Vernon w piżamie.

- Ty! - warknął i spiorunował wzrokiem chłopaka, którego nienawidził.

- Tak, to ja. - odparł i machnął dłonią, a drzwi otworzyły się szerzej, odrzucając mugola na ścianę. Harry spokojnie wszedł do domu i zamknął drzwi za Bellatriks.

- Możesz torturować go, ile chcesz, byle by był żywy, jak wrócę. - polecił Harry i pobiegł na górę. Bellatriks uśmiechnęła się krwiożerczo. Chłopak jednak był świetny. Nie dość, że wybaczył jej to przewinienie, czego Voldemort nigdy by nie zrobił, to jeszcze pozwolił jej torturować dowoli mugola, a tortury były tylko podczas nalotów.

- Crucio. - mruknęła, kierując różdżką w grubasa. Ten zaczął od razu krzyczeć i rzucać się we wszystkie strony.

- Brachiabindo. - został związany niewidzialnymi więzami, przez co przestał się rzucać, ale krzyczał głośniej podczas kolejnego zaklęcia torturującego.

- Conjunctivitis. - nagle zamilkł i zaczął machać głową na wszystkie strony. Zaklęcie powodowało czasową ślepotę u ofiary. Nie było czarnomagiczne ani niebezpieczne, ale mugole zawsze reagowali na nie płaczem, a Bellatriks lubiła cierpienie i płacz jej ofiar. Niektóre szare zaklęcia sprawiały więcej cierpienia niż Cruciatus.

- Diffindo. - zanuciła i zrobiła kilkanaście ran na ciele Dursley'a, który znowu darł się wniebogłosy.

- Sectumsempra. - pojawiło się wiele ran, z których szybko zaczęła wypływać krew. Potem znowu zaczęła rzucać zaklęcie Cruciatus na przemian ze Sectumsemprą. Oczywiście uważała, żeby jej ofiara się nie wykrwawiła, dlatego też, za pomocą specjalnego eliksiru, zapobiegła wylewaniu się cieczy z nowych ran, choć ból nie znikał.


Po kilku minutach wrócił Harry, cały we krwi z mrocznym uśmiechem. Za nim lewitowało ledwo żywe ciało chłopaka, równie grubego co ten Vernon.

- Jak chcesz, możesz się zająć teraz Dudley'em. - machnął głową w kierunku młodszego grubasa. - Najlepiej pozbądź się go. Bellatriks kiwnęła głową i zabrała mugola do innego pomieszczenia. Kontynuowała tortury, powtarzając zaklęcia, rzucone na starszego.

-~*~-

- Crucio! - krzyknął Riddle. - Serpensotria. - pojawił się sporych rozmiarów wąż, zapewne jadowity, z którym chłopak zaczął rozmawiać.


Po kilku minutach mugol zamilkł i jedynie jego oczy wyrażały błaganie o śmierć. Harry roześmiał mu się w twarz, po czym za pomocą zaklęcia niewerbalnego rozsadził mu kilka ważnych narządów. Vernon Dursley padł na podłogę, martwy. Harry roześmiał się cicho i podążył do salonu, gdzie zastał martwego Dudleya i Bellatriks z kubkiem w dłoni.

- Nareszcie się ich pozbyłem. - westchnął z ulgą. - Dzięki, Bella za pomoc. - mrugnął i wyszedł z domu, a za nim podążyła Lestrange. - Morsmordre. - mruknął, a z jego różdżki wyleciał zielony promień. Kiedy rozbił się w powietrzu i utworzył Mroczny Znak. - Znikamy, zanim Zakon się pojawi. - polecił i zniknął z trzaskiem. Bellatriks również się aportowała w momencie, kiedy aurorzy przybyli na miejsce.

-~*~-

Harry szybko pożegnał się z Bellatriks i zniknął z dworu, zapewne tym razem do szkoły. Lestrange pokierowała się natomiast do swojego pokoju i od razu ruszyła do łazienki. Po umyciu ciała rzuciła się na łóżko i zasnęła.

-~*~-

Harry pojawił się w Pokoju Życzeń w Hogwarcie. Jako jeden z trzech czarodziei potrafił aportować się przez bariery w Hogwarcie. Poza nim oczywiście Dumbledore — ikona jasnej strony oraz Tom. Riddle, gdyby chciał, od samego początku mógłby aportować się do Hogwartu i porwać, wtedy jeszcze Pottera. Nie zrobił tego tylko dlatego, że Dumbledore nie miał pojęcia o takiej możliwości. W pierwszej kolejności poszedł do łazienki, żeby zmyć z siebie krew, bo przecież nie pokaże się w Pokoju Wspólnym, cały we krwi, prawda? Kiedy zakończył kąpiel, przebrał się w świeże ciuchy, ukrył się pod peleryną-niewidką i z mapą w ręce, poszedł do wieży Gryffindoru. Wszyscy jeszcze spali, więc młody Riddle szybko schował się za zasłonami i rzucił zaklęcia wyciszające, po czym schował pelerynę wraz z mapą, głęboko do kufra. Bezróżdżkowo zmienił swój strój na piżamę i schował się pod kołdrą, żeby przespać te kilka godzin do dziesiątej, żeby zdążyć na zakończenie roku.

-~*~-

Obudziły go głosy dochodzące zza zasłony w kolorze czerwieni i złota. Westchnął smutno i podniósł się, po czym wsłuchał się w głosy dochodzące z dormitorium.

- Jesteś pewien, że zasłony nie były zasłonięte wieczorem? - rozległ się głos Rona.

- Jestem pewien, Ron. - odpowiedział Seamus nieco zmęczonym głosem.

- Więc kto je zasunął? - zapytał ponownie rudzielec.

- Może Harry wrócił - zaproponował Neville.

- Stchórzył po turnieju, niech tutaj nie wraca. - warknął Weasley.

- Ale to wy go szpiegowaliście - zaoponował Longbottom.

- Kto kogo szpiegował? - zapytał Dean, który zapewne został obudzony przez głośną rozmowę, czy raczej kłótnię.

- Ron i Hermiona szpiegowali Harry'ego od drugiego roku. - odpowiedział Neville.

- Co? - oburzył się. - Jak mogłeś? - skierował pytanie zapewne do Rona. Nastała cisza, więc Harry postanowił, że się ujawni. Odsunął zasłony i pokierował się do łazienki, nie zważając na spojrzenia, które zostały w niego wlepione, przez pozostałą czwórkę Gryfonów.

- Potter! - Ron nagle się otrząsnął i popędził do drzwi łazienki, zastępując drogę Harry'emu.

- Czego chcesz Weasley? - zapytał chłodno, aż Ron się wzdrygnął.

- G-gdzie byłeś przez całą n-noc? - zaczął się trochę jąkać.

- Nie twoja sprawa, a teraz łaskawie daj mi wejść do łazienki, póki jestem miły. - spiorunował wyższego chłopaka wzrokiem i wyminął go, zamykając się w łazience. Rzucił zaklęcia wyciszające i zaczął się śmiać, przypominając sobie przerażone spojrzenie Rona Weasleya, kiedy spojrzał na niego ze złością.


Po kilku minutach wyszedł, lecz w dormitorium nie zastał ani rudzielca, ani pozostałych współlokatorów. Rzucił zaklęcie sprawdzania czasu i wskazało ono godzinę dziewiątą czterdzieści. Harry westchnął i podążył spacerkiem do Wielkiej Sali, gdzie musiała być już większość uczniów.

-~*~-

Punkt dziesiąta Albus Dumbledore zaczął swoją przemowę, uważnie obserwując uczniów, szczególnie samotnie siedzącego Harry'ego Pottera. Przemowę zakończył dosyć szybko i skrzętnie omijał temat Turnieju Trójmagicznego, śmierci Diggory'ego oraz rzekomego powrotu Lorda Voldemorta. Harry wybył z sali najszybciej, aby być pierwszym w pociągu i zamknąć się samotnie w przedziale, z dala od ciekawskich Gryfonów. W dormitorium za pomocą zaklęć spakował kufer, po czym zmniejszył go i schował do kieszeni. W wejściu do Pokoju Wspólnego musiał wyminąć pozostałych Gryfonów i przetrwać różne komentarze o nim oraz musiał odbić kilka zaklęć, wymierzonych w jego plecy.

-~*~-

Przed wyjściem na błonia zastał dyrektora, czekającego właśnie na niego.

Prychnął i podszedł do starszego czarodzieja.

- Chciał pan coś ode mnie dyrektorze? - mruknął znudzony.

- Owszem, chłopcze. - odpowiedział miło staruszek. - Chodźmy do mojego gabinetu.

- Nie, dyrektorze. - odparł. - Chciałbym już być w pociągu i wracać w spokoju do wujostwa. - powiedział. Przecież rzekomo nie wiedział o ich śmierci.

- To się tyczy właśnie twojego wujostwa. - westchnął smutno. - Dzisiaj rano aurorzy znaleźli ich martwych, a nad domem był Mroczny Znak. - szepnął.
Harry udawał zdziwienie. - Jak to? Przecież ten dom miał mnie chronić przed Voldemortem i jego sługami.

- Nie wiem, chłopcze jak do tego doszło.

- A gdybym ja tam był, to też bym zginął. - powiedział pustym głosem. - Mówiłeś, że będę tam bezpieczny. Mówiłeś, żebym tam wracał co roku! - wykrzyknął. Wokół nich zebrało się kilkoro uczniów i nauczycieli.

- Mój chłopcze, ja nie spodziewałem się tego... - powiedział natychmiast Dumbledore.

- Mówiłem, że on wrócił, a ty mi nie uwierzyłeś. - szepnął. - Mówiłem, że użył do rytuału mojej krwi, więc ta ochrona zniknęła. Nie uwierzyłeś mi, a teraz mówisz, że moje wujostwo nie żyje? Że zostali zabici przez Voldemorta?

- Harry...

- Nie. - mruknął. - Nie ufam już panu. - spojrzał na starca i szybko wyszedł z zamku.

-~*~-

Zadowolony z siebie i z wykonanego zadania, rozłożył się na dwóch miejscach w przedziale. Udało mu się znaleźć pusty przedział, tylko dla siebie. Zaczął czytać kolejną z ksiąg o Mrocznych Sztukach. Przerwało mu pukanie do drzwi. Westchnął i machną dłonią, wpuszczając do przedziału czwórkę Ślizgonów.

- Draco? - zapytał Harry, lekko oszołomiony. Przecież Ślizgoni mieli przedziały w całkiem innej części pociągu.

- Cześć, Harry. - odparł i szybko usiadł naprzeciwko chłopaka. Pansy i Blaise podążyli za jego przykładem, a Teodor trochę się wahał. W końcu jednak usiadł obok Draco, naprzeciwko Blaise'a.

- Co tutaj robisz?

- Plotki na temat twojej kłótni z dyrektorem obiegły już całą szkołę. - powiedział. - Szlama i zdrajca krwi mają cię szukać, podobnie jak wszyscy prefekci.

- Po cholerę? - mruknął.

- Ja nie wiem. - wzruszył ramionami. - Blaise? - spytał ciemnoskórego wysokiego Ślizgona.

- Nie wiem.

- Ja wiem. - mruknęła Pansy. - Ale nie rozumiem, dlaczego wy ze sobą gadacie i nie skaczecie sobie do gardeł. - powiedziała po chwili zastanowienia. Harry machnął kilka razy dłonią.

- Wyciszyłem i zablokowałem ten przedział. - uśmiechnął się nieco. - Czy rodzice mówią wam o zebraniach? - zwrócił się do Teodora, Blaise'a i Pansy.

- Jakich zebraniach? - zapytał Teodor.

- Śmierciożerców. - odpowiedział Draco. Pansy zakasłała.

- Skąd wiesz o spotkaniach? - zapytała Riddle'a.

- Byłem na ostatnim, a poza tym ojciec mi o nich mówi. - wzruszył ramionami.

- Ojciec? - zapytał Blaise. - Przecież ty jesteś sierotą. - Harry uśmiechnął się mrocznie.

- Moja matka co prawda nie żyje, ale ojciec ma się dobrze i Śmierciożercy znają go bardzo dobrze.

- To Śmierciożerca? - szepnął Teodor ze strachem.

- Nope. - odpowiedział Harry, rozkładając się wygodniej na siedzeniu. - Znacie się na oklumencji? - Trójka Ślizgonów pokiwała twierdząco głowami.

- Świetnie. Mój ojciec to Tom Marvolo Riddle.

- Kto? - zapytała Pansy. Blaise i Teodor chyba wiedzieli, o kogo chodzi, bo wyglądali na przerażonych.

- Tom Marvolo Riddle to Czarny Pan. - mruknął. Brązowowłosa zamrugała kilka razy w szoku.

- A teraz, Pansy, po co mnie szukają? - zapytał, nie przejmując się tym, że dziewczyna odsunęła się od niego.

- Uhm... - zawahała się. - Mówili coś o Kwaterze Głównej, że muszę cię tam zabrać. - powiedziała szeptem.

- Oh... Idioci. - westchnął. - Draco, przekażesz jakoś mojemu ojcu, że nie będę mógł się z nim szybko skontaktować?

- Jasne. - potwierdził natychmiast. Harry przetarł kilka razy oczy. - Liczę, że mnie nie wydacie. - uśmiechnął się chłodno. - Możecie też poprosić rodziców, żeby mówili wam o zebraniach, na których będę ja. Zwykle wtedy będą dotyczyły one szkoły, więc lepiej, żebyście wiedzieli, o co chodzi.

- Taa... - Blaise pokiwał głową. Potem nastała cisza, którą starał się przerwać Draco, ale niezbyt mu to wychodziło.



- - - * ^ * - - -

Co do tego "bajo" i strojów... Rozumiem tą różnicę czasów, między akcją Harry'ego Pottera, a tym co jest teraz, jednak ciężko jest mi pisać, jak było kiedyś... Jeżeli komuś takie mieszanie czasów przeszkadza, to przepraszam ale nie zmuszam do czytania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro