Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44. Po prostu skończ

- Ile już tam siedzi? - zapytała Kira, podchodząc do Luny. Łóżko, na którym leżała blondynka było tuż obok tego, przy którym siedział Harry, trzymając chłodną rękę Hermiony.

Lovegood oberwała kilkoma zaklęciami tnącymi po nogach oraz jedno drasnęło jej szyję. Szybko zostały rzucone zaklęcia lecznicze, jednak ślad na szyi ciągle był zaczerwieniony i rana nie chciała się zabliźnić. Po drugiej stronie siedział w ciszy Neville z Draco.

- Nie odchodzi wcale - wyszeptała blondynka. Przez przecięcie musiała nie nadwyrężać ani strun głosowych, ani samej szyi, żeby nic więcej się nie stało, skoro rana nadal nie była uleczona.

Kira nadal patrzyła w kierunku przyjaciela z dzieciństwa. Nikt nie potrafił z nim porozmawiać, ani go odciągnąć od ciała. Nawet Tom szybko poległ w tym zadaniu. Jedynymi odpowiedziami, były zdawkowe słowa. Ze szpitala wychodził tylko żeby skorzystać z toalety. Nawet jedzenie trzeba mu było przynosić, bo inaczej by się zagłodził.

Czarnowłosa westchnęła i podeszła do Harry'ego, kładąc mu rękę na ramieniu. - Hej, Harry?

Nie odpowiedział, nawet na nią nie spojrzał.

- Powinieneś zrobić sobie na chwilę przerwę - powiedziała.

- Nie - odpowiedział. - Zostaw mnie.

Wzięła głęboki wdech, po czym odeszła z powrotem do łóżka Luny. - Nie jest z nim dobrze...

Nagle przyszła Narcyza, która spojrzała ze złością na Neville'a i Draco. - Chłopcy, powinniście wrócić do łóżek. Wasze rany nie są jeszcze do końca wyleczone, a Lunie na pewno przyda się odpoczynek.

Neville szybko odszedł do swojego łóżka, trzymając się ściany. Oprócz licznych skaleczeń na ramionach i na twarzy, jedynie miał złamaną lewą nogę i skręconą prawą kostkę. Z tego co powiedział, to jakiś czarodziej wytrącił go z równowagi i spadł z kilku metrów. Woda wyczarowana przez Lunę nieco złagodziła jego upadek, właśnie wtedy ktoś strzelił w nią Diffindo i została uszkodzona szyja.

Jedynie Kira wyszła z samymi zadrapaniami i przeciętym lisim uchem, czego magia lecznicza Narcyzy niestety nie mogła naprawić.

Draco pożegnał się i również wrócił do łóżka. Stan jego oka jedynie był monitorowany z powodu, iż tą bliznę stworzyło zaklęcie czarnomagiczne i niewiadome było, czy nie będzie żadnych skutków ubocznych.

- Ja wrócę do mojego namiotu - zdecydowała Kira, kiedy pani Malfoy na nią spojrzała.

- Dobrze, możesz wrócić rano - uśmiechnęła się do niej.

- Dziękuję - odparła, wychodząc.

Blondwłosa czarownica przetarła czoło i rzuciła kilka diagnostycznych zaklęć na Lovegood. - Nie jestem pewna, dlaczego rana się nie goi, nie wygląda to na czarną magię - powiedziała.

- Spokojnie, nie przeszkadza mi to jakoś bardzo - odparła cicho dziewczyna. - To pewnie i tak nic poważnego.

Narcyza uśmiechnęła się. - Pewnie masz rację - spojrzała na Harry'ego i podeszła do niego powoli. - Harry, powinieneś porozmawiać z ojcem albo Bellatriks - powiedziała, kładąc rękę na jego ramieniu.

- Jaki w tym cel? - zapytał, nie patrząc na nią.

- Wszyscy się o ciebie martwią. Minęły już dwa dni, Harry. Musisz pozwolić sobie żyć dalej.

Przez chwilę milczał, aż w końcu odwrócił na nią wzrok. - Porozmawiam z nimi jutro.

- Dziękuję, Harry - uśmiechnęła się do niego delikatnie. Ten tylko kiwnął głową i wrócił do gapienia się na zamknięte oczy dziewczyny.

- Jak to się stało, że cię posłuchał? - spytała cicho Luna, kiedy pani Malfoy ją mijała.

- Nie jestem pewna - odparła, patrząc przez ramię na młodzieńca. - Dziwię się, że nie posłuchał was, ale nie można się poddawać - uśmiechnęła się miękko. - Teraz, idźcie wszyscy spać, jutro mamy zacząć zbierać namioty szpitalne - powiedziała nieco głośniej, aby wszyscy ją usłyszeli, po czym wyszła.

-~*~-

- Ojcze? - Harry stanął w wejściu do jednego z namiotów. Co prawda, większość Śmierciożerców już wróciła do domów, jednak ci, którzy mieli rodzinę w szpitalach, której nie chcieli zabrać do Świętego Munga, nadal pozostali niedaleko miejsca bitwy.

- Harry - wstał od biurka i podszedł do niego. - Cieszę się, że w końcu tu przyszedłeś - uśmiechnął się do niego i położył rękę na ramieniu.

- O czym chciałeś porozmawiać? - spojrzał na niego z chłodem w oczach. Oba miały kolor zimnego szmaragdu bez iskierek radości lub czegokolwiek innego. - I gdzie jest Bellatriks? Podobno też coś ode mnie chciała.

Tom chrząknął. - Zaraz powinna tu być - spojrzał na syna. - Harry, powinieneś w końcu wyjść z tego szpitala i porozmawiać ze znajomymi.

- Wyszedłem z namiotu szpitalnego - odpowiedział. - Poza tym moi znajomi są właśnie tam.

- Nie wszyscy. Kira jak i bliźniacy są w namiotach niedaleko szpitala. Nawet Black i Lupin gdzieś się tu kręcą.

- Nie wiedziałem... - odparł młodzieniec, patrząc przez ramię w kierunku wejścia. - Dlaczego nikt jej nie odwiedził? - spojrzał ponownie na ojca.

- Harry... - zimne tęczówki w kolorze szmaragdu spojrzały w jego szkarłatne. - Harry, ona nie żyje. Zwykle odwiedza się rannych... Zresztą, podobno nawet nie pozwalasz nikomu podejść, oprócz Narcyzy.

Harry spuścił głowę. - Jest taka możliwość.

Tom przetarł czoło i cicho westchnął. - Chodź, usiądź, poczekamy na Bellę - wskazał dwa fotele i kanapę, przy których stała niska biblioteczka.

- Za ile przyjdzie? - młody Riddle usiadł w fotelu, oplatając ramionami nogi i patrząc w pomarańczowe płomienie kominka, ukryte między szarymi kamieniami.

-~*~-

- Harry, nareszcie stamtąd wyszedłeś - Bellatriks weszła do namiotu i uśmiechnęła się na widok chrześniaka.

- Cześć, Bella - spojrzał na nią. - Czujesz się już lepiej?

- Wszystko ze mną w porządku - odparła, stając za oparciem jego fotela. - Dlaczego przyszedłeś? Myślałam, że nikt nie może cię odciągnąć od jej łóżka.

Wzruszył ramionami. - Musiałem w końcu z wami porozmawiać, Narcyza powiedziała, że macie jakąś sprawę do mnie.

- Zostawię was na chwilę, muszę porozmawiać z Lucjuszem - Tom nagle wyszedł z namiotu, zanim Harry zdążył jakkolwiek zareagować.

Lestrange stanęła przed nim i uklękła. - Harry, dlaczego to sobie robisz?

- Co masz na myśli?

- Ranisz siebie i innych. Nie fizycznie, jednak mentalnie. Wszyscy się o ciebie martwią, ledwo jadasz, nie sypiasz i nie opuszczasz jej łóżka na krok - zaczęła. - Harry - spojrzała mu prosto w oczy. - Ona nie chciałaby, żebyś tak dalej żył. Chciałaby, żebyś cieszył się z pozostałymi zwycięstwem i wreszcie nastaniem pokoju - powiedziała.

- Skąd możesz to wiedzieć? - spojrzał na nią nieco smutno. Oczy mu się zaszkliły.

- Kiedy żyła, chciała żebyś był szczęśliwy i uśmiechał się. Na pewno kazałaby tobie wrócić do dawnego "ja".

Harry w milczeniu patrzył na nią przez chwilę, po czym westchnął. - Zraniłem ją fizycznie i psychicznie, a jednak tutaj przyszła. Kazałem jej zostać w namiotach, ponieważ jej umiejętności bardziej przydałyby się tutaj, jednak ona poszła na pole bitwy. Zabroniłem jej ginąć, a jednak zginęła - powiedział.

- To nie był twój wybór, Harry. Miłość może ludziom wiele zrobić - odparła Bellatriks. - Twoi pozostali przyjaciele nadal żyją i martwią się, zaakceptuj ich pomoc Powiedz swojemu ojcu, że może ci pomóc. Powiedz mi, że mogę ci pomóc.

- Nie mogę ci tego obiecać, Bella - milczał przez chwilę. - Ale mogę spróbować, dla niej - posłał Lestrange smutny uśmiech.

- Pamiętaj, że nie jesteś sam. Masz rodzinę i przyjaciół.

-~*~-

- Kira... - szepnęła Luna, kiedy lisica mijała jej łóżko.

- Co tam? - spojrzała przez ramię.

- Mam pomysł, ale potrzebuję twojej pomocy.

- Zamieniam się w słuch - usiadła na łóżku blondynki i spojrzała na nią z pytaniem.

- Najpierw sprowadź Bellę, Remusa i Syriusza. Poczekam na was w namiocie Narcyzy, pozwoliła mi go na jakiś czas zająć - zdecydowała.

- A reszta?

- Tylko my - odparła twardo. - Nikt więcej.

- W porządku - Kira pokiwała głową, po czym wyszła z namiotu w poszukiwaniu trójki czarodziei.

W tym samym czasie, Luna wyjęła spod poduszki ciemną, cienką książkę o runicznym tytule. Pod nim znajdował się srebrny feniks ze złotym ogniem w tle.

Otworzyła na zaznaczonej stronie i spojrzała w tekst. Drobny druk pokrywał każdą pożółkłą stronę, znajdowały się tam również małe szkice. Sam tekst był mieszaniną angielskiego, run oraz miejscami można było znaleźć kilka języków zwierząt.

Blondynka zaczęła przekładać strony, w poszukiwaniu konkretnego tekstu. Zatrzymała się pod koniec, zauważając kolorowy obrazek na całą stronę. Cały utrzymany był w ciemnych kolorach, przede wszystkim odcieniach czerwieni, czerni i szarości. Znajdowały się tam bezlistne drzewa o poczerniałych konarach, spalona trawa i gruzy wokoło. W tle widać było kilku żołnierzy w srebrnych i złotych zbrojach. Wszystko natomiast oświetlała krwistoczerwona kula unosząca się na górnej części obrazku.

-~*~-

~ Mam sprowadzić Namarę? ~ Ciemny feniks spojrzał na Lunę z niedowierzaniem.

~ Wiem, że możesz to zrobić ~ Odparła. ~ Potrzebujemy jej pomocy. Powiedz, co się stało i poproś, żeby zabrała ze sobą książki. ~

~ Robię to tylko dla Harry'ego ~ Zakończył, znikając w ciemnych płomieniach. Luna uśmiechnęła się z zadowolenia.

Akurat ten moment wybrali Syriusz i Remus aby wejść do namiotu. - Chciałaś nas widzieć? - Syriusz zapytał pierwszy, patrząc na dziewczynę.

Po chwili jęknął, uderzony przez wilkołaka. - Syriusz - warknął i spojrzał na blondynkę. - Jak się czujesz, Luna?

- W porządku, dziękuję za troskę, Remusie - uśmiechnęła się delikatnie. - Czekamy jeszcze na Bellę i Kirę, potem powiem, po co chciałam się z wami zobaczyć.

- Chodzi o Harry'ego? - wtrącił Black.

- A o kogo innego mogłoby chodzić? - wtrąciła Bellatriks, wchodząc do namiotu. - Przemówiłam mu nieco do rozsądku i powinien wreszcie się ogarnąć, ale jednak - westchnęła. - Jest taki młody, a na jego barkach spoczął los czarodziejskiego świata.

- Nie zapominaj, że to wina starca - mruknęła Nakamura, siadając obok Luny. - Więc, wszyscy są.

Lovegood sięgnęła swoją różdżkę i machnęła nią kilka razy w skomplikowany sposób. - Możecie dodać kilka zaklęć prywatności od siebie - powiedziała cicho.

Po kilku ruchach różdżek później, na środku pokoju pojawił się z powrotem Tenebris.

- Tenebris - sapnęła Kira. - Czy to był twój plan? - spojrzała na blondynkę z lekkim niedowierzaniem.

- Tak - odparła dziewczyna, kiwając głową.

Chwilę później pojawiła się Namara z opasłą księgą w dłoniach. - Cześć, Luna, Kira - przywitała się, chowając kosmyk ciemnych włosów za spiczaste ucho. Jej błękitne oczy bezwiednie powędrowały do trzech nieznanych jej osób. - Och... To przyjaciele, nie? - spojrzała na dwie towarzyszki, jedyne jej znane czarownice z tego pokoju.

- Tak - odpowiedziała Kira. - Ummm... Może zmienisz się w bardziej ludzką wersję? - spojrzała znacząco na oszołomionego Remusa i Bellatriks oraz nieco przerażonego Syriusza.

- Ah, zapomniało mi się - machnęła dłonią a jej zbroję zastąpiła czarodziejska szata. Rogi zniknęły, bordowe włosy zostały opuszczone na plecy a na nich spoczywał złoty diadem, tym razem postanowiła się go nie pozbywać.

- To są Remus, Syriusz i Bellatriks - wskazała Kira. - A to Namara - tym razem wskazała demonicę.

- Miło mi was poznać - uśmiechnęła się, a chwilę później spojrzała na Lunę. - Chwila... Jesteście po bitwie? - sapnęła.

- Tenebris miał ci powiedzieć - wtrąciła cicho Luna.

- Coś tam mamrotał - machnęła lekceważąco dłonią. Książka z hukiem upadła na ziemię. - Ups - ciemnoczerwona mgiełka otoczyła ją i odłożyła bezpiecznie na stolik.

Podeszła i uklękła przed blondynką, obejmując jej policzki i patrząc na zaczerwienioną szyję. - No ładnie ktoś cię strzelił - mruknęła, machając dłonią. Mgiełka otoczyła na chwilę szyję czarownicy, a chwilę później nie było ani śladu po bliźnie czy ranie.

- Dziękuję - powiedziała Lovegood, uśmiechając się lekko. - Masz tą książkę? - spojrzała na stolik, gdzie teraz bezpiecznie leżał opasły tom.

Od razu tomiszcze spoczęło na kolanach Luny, a ona zaczęła przeglądać karty i spoglądać na tytuły stron.

- Tylko wiesz, że to co chcesz zrobić, jest niebezpieczne? - Namara spojrzała na towarzyszkę, krzyżując ramiona.

- Jestem tego świadoma - odparła blondyna.

- Chwila, czegoś tu nie rozumiem - wtrącił Syriusz. - Kim jest ta Namara, co to za książka i co do cholery my tu robimy?

- Potrzebuję waszej pomocy, aby wykonać pewien rytuał - powiedziała miękko Luna.

- Rytuał? - Remus spojrzał na nią nieco zaniepokojony. - Luno, nie powinnaś zajmować się takimi rzeczami w twoim wieku - powiedział ostrożnie.

- Remusie, chcesz pomóc Harry'emu, czy nie? - spojrzała na niego chłodno. Dla przyjaciela zrobi wszystko. Nawet zajmie się zrobieniem rytuału, o którym nawet nie powinna wiedzieć. Znajomości z demonem mają plusy.

Wilkołak westchnął. - Więc, co mam zrobić? - Syriusz spojrzał na niego ze szczenięcym uśmiechem.

Bellatriks westchnęła. - Zapewne jesteśmy tutaj aby ogarnąć parę rzeczy, których nie dostaną jako niepełnoletni. Albo jakieś czarnomagiczne obiekty - przewróciła oczami. - Czego potrzebujesz? - spojrzała na blondynkę.

Sięgnęła pergamin i zaczęła pisać.

Prawie stopa pergaminu zeszła na same potrzebne lub opcjonalne składniki, kolejną stopę zapisała o zaklęciach, których muszą się nauczyć.

Syriusz odebrał od niej pergamin i skopiował go trzy razy dla każdego z dorosłych. - Większość można dostać na Śmiertelnym Nokturnie.

- Albo od Toma - mruknęła Bellatriks. - Podobnie z zaklęciami, większość jak nie wszystkie, znajdą się w jego gabinecie w dworze.

- Nikt więcej nie może wiedzieć - wtrąciła Kira. - A już szczególnie nie Harry i Tom.

- Rozumiem - Lestrange pokiwała głową. - Zajmę się zaklęciami. - Zakończyła i wyszła.

- Więc my zajmiemy się składnikami - westchnął Remus, wychodząc z namiotu z Syriuszem.

- Powodzenia - zawołała za nimi Namara, po czym obejrzała się przez ramię na dwie pozostałe czarownice. - Ale jak chcesz zdobyć kieł bazyliszka, łzy ognistego i mrocznego feniksa oraz drewno z drzewa mroku?

- Liczyłam na twoją pomoc - odpowiedziała delikatnym uśmiechem. - Drzewa mroku są powszechne w Podziemiu. Łzy feniksa możesz zdobyć również bez problemu, dzięki twoim znajomościom.

- Co z kłem bazyliszka? - wtrąciła Kira.

- Na pewno dasz sobie z tym radę - blondynka uśmiechnęła się radośnie.

Kira przymknęła oczy i westchnęła. - Można go dostać na Nokturnie pewnie, dlaczego więc nie dałaś tego Remusowi lub Syriuszowi?

- Nie wiedzą, który rytuał chcę wykonać i lepiej żeby nie wiedzieli. Dałam im kilka dodatkowych składników do różnych rytuałów.

- Cudownie - westchnęła czarnowłosa.

- Leć do sklepu - mrugnęła Luna.

- Tiaa... - machnęła ręką, po czym wyszła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro