Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43. Obiecałaś...

Starzec nie odezwał się, jednak poleciał zielony promień. Dwukolorowe tęczówki Harry'ego rozszerzyły się na widok zaklęcia. Nie słyszał inkantacji, a zaklęcie mimo podobieństwa do Avady, nie mogło nią być.

W ciszy przed nim pojawiły się czarne włosy o zielonych końcach. Nie słyszał charakterystycznego trzasku aportacji, zresztą dziewczyna nie powinna jej znać, a jednak jakimś cudem pojawiła się przed nim.

Ktoś krzyczał.

Chwilę zajęło mu dojście do tego, że to był jego krzyk.

Szeroko otwarte oczy spoczywały na nieruchomym ciele Hermiony. Miała zamknięte oczy, usta zaciśnięte a czoło lekko zmarszczone, jakby jeszcze odczuwała ból.

Kolejną chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że padł na kolana a po jego policzkach spoczywały słone łzy.

Nie słyszał, co się działo wkoło niego. Było tylko jej nieruchome ciało, tracące ciągle ciepło.

Drżącymi rękoma przyciągnął do siebie dziewczynę i położył jej głowę na swoich kolanach. Przetarł jej policzek z pyłu a krople spadły tam, tworząc mokre linie.

Jej klatka piersiowa nie poruszała się wcale. W prawej dłoni spoczywała różdżka z winorośli. Jasne drewno z wygrawerowanymi liśćmi na rączce.

Ręką przeczesał jeszcze raz jej włosy a kolejne krystaliczne łzy spadły na jej jasne policzki. Podniósł jej bezwładne ciało lekko, bliżej siebie, różdżka wypadła i poturlała się kawałek dalej, lecz on się tym nie przejmował. Jego broń również gdzieś zniknęła zapomniana. Nie obchodziło go, co się teraz stanie.

Delikatnie ją przytulił do siebie i zaczął szeptać do siebie, czy może do trupa w jego ramionach? - Obiecałaś... Obiecałaś do cholery... - ponownie zaświeciły oczy pełne łez. - Jak mogłaś mnie tak okłamać, co? - spojrzał na jej zamknięte powieki. - Dlaczego to zrobiłaś? - przytulił jej ciało mocniej do piersi.

Nie wiedział, ile tak siedział, płacząc, jednak w końcu poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Nie poruszył się. Teraz nie liczyło się już nic, nawet jego życie zdawało się bezcelowe, skoro osoba, na której tak bardzo mu zależało, zginęła...

- Harry - łagodny głos sprawił, że spojrzał przez ramię. Po jego policzkach nadal płynęły łzy a oczy błyszczały tylko z ich powodu. Radosne iskierki zniknęły.

Kira trzymała rękę na jego ramieniu. Jej czarne włosy o białych końcówkach były rozpuszczone, falując lekko na wietrze. Całą twarz miała w pyle i krwi, która skapywała powoli po jej brodzie. Nie wiedział, czy to jej krew, czy też innych czarodziei. Prawdopodobnie obie opcje.

- Powinniśmy iść, zebrać rannych i poległych - szepnęła.

- Oczekujesz, że ją tu zostawię? - syknął ze złością.

- Powinieneś ją zabrać do namiotu - wtrącił Draco. Na jego jasnych włosach widać było bardziej szkarłat krwi i szarość pyłu. Po lewej stronie jego twarzy, od czoła, przez oko do policzka ciągnęła się blada blizna. Oko było lekko przymknięte, jednak było widać przekrwione białko i źrenica zdawała się być bledsza niż zwykle.

Młody Riddle westchnął cicho, podnosząc się na nogi. Od razu podniósł też jej ciało, układając je w ramionach. Kątem oka zauważył, że jasna różdżka została podniesiona przez Malfoya i wciśnięta w kieszeń. - My z Kirą zajmiemy się resztą - powiedział tylko, odchodząc z dziewczyną.

Harry nic nie odpowiedział, tylko zaczął powoli iść do namiotu na końcu ulicy.

Tak, wiedział, że wielu zginie. Tak, wiedział, że on sam może zginąć. Tak, wiedział, że skoro poprowadził przyjaciół do walki, mogli zginął. Ale... Hermiona miała zostać w namiotach, pomagając rannym. Wykorzystała dostatecznie dużo mocy, aby rzucić na niego tą dziwaczną tarczę. Obiecała, że nie ruszy się stamtąd, że nie będzie na polu walki.

Skłamała.

-~*~-

Tom patrzył oszołomiony, jak wielu innych, kiedy nagle pojawiła się Hermiona, przyjmując na siebie zaklęcie. Starzec sam zdawał się być oszołomiony. W jego uszach dźwięczał krzyk wielu głosów, jednak to Harry'ego słyszał najgłośniej.

Rozpacz była wyraźnie słyszalna, kiedy opadł na kolana obok niej, ze łzami w oczach.

Szkarłatne oczy zwęziły się w szparki, kiedy wycelował w starca i rzucił zaklęcie wiążące magię i ciało. Dumbledore opadł na kolana, a potem prawie na twarz, kiedy jego nogi związały się razem.

Pojedynczy czarodzieje rzucili zaklęcia w Toma, jednak ten się tym nie przejął, odbijał je leniwymi ruchami nadgarstka.

- Poddajcie się, a przeżyjecie! - zawołał Voldemort mocnym głosem, który poniósł się po ciszy pola bitwy. - Wasz przywódca został schwytany, a jego magia związana.

Wielu opuściło różdżki, wielu również zostało rozbrojonych przez jego Śmierciożerców i kilku członków byłego Zakonu, kiedy mieli wycelować w niego różdżki.

- Zbierzcie rannych i zabitych, zabierzcie ich do naszych namiotów - powiedział, po czym spojrzał na Harry'ego. Draco coś do niego mówił, a ten niczym marionetka ruszył przed siebie. W blasku księżyca można było dostrzec krystaliczne łzy, które dopiero zasychały. W jego ramionach spoczywało jej nieruchome ciało, ręce wisiały bezwładnie, podobnie jak nogi, ale Harry się niczym nie przejmował, po prostu szedł przed siebie z ponurym wyrazem twarzy.

Na pewno zapragnie zemsty. Miał taki charakter.

Widząc, że jego syn znika między innymi czarodziejami, zbierającymi rannych, pokierował się tam, gdzie walczyli Barty i Bellatriks.

W tamtej okolicy wszystko wkoło było zniszczone. Nawet asfalt drogi i ściany budynków. Na szczęście, wcześniej nałożył z pomocą innych czarodziei silną tarczę, po której zdjęciu okaże się, że nic tak naprawdę nie jest zniszczone. Na szczęście.

Bella leżała nieruchomo, z jej rany na czole skapywała krew, a Barty siedział obok niej ze skrzyżowanymi nogami. Dyszał ciężko, trzymając różdżkę w ręce śliskiej od potu i krwi. Szybko zorientował się, kiedy Tom do niego podszedł.

- Panie - spróbował wstać i skłonić się, jednak powstrzymał go gest Toma.

- Nie wstawaj - powiedział. - Z kim walczyliście?

- Z Whyte i Sol - spojrzał w prawo, jakieś trzydzieści stóp* dalej leżało ciało blondynki, nad którym pochylał się płaczący chłopak o tego samego koloru włosach. - Dziewczyna oberwała zaklęciem, zanim Bella upadła. Myślę, że blondyna umarła, ale nie wiem jakiego mogła użyć zaklęcia na Belli - spojrzał na Bellatriks.

Tom machnął różdżką nad ciałem swojej popleczniczki. - Nic jej nie będzie. Ma lekki wstrząs mózgu i jest wycieńczona magicznie. - spojrzał na Christiana Sol i podszedł kilka kroków bliżej. - Sol, możesz zabrać jej ciało - powiedział.

Chris spojrzał na niego z mordem w oczach. - Chrzań się.

Tom westchnął. - Odejdź, zanim ktoś strzeli do ciebie Avadą. Zabierz ją ze sobą i nigdy nie wracaj - spojrzał na niego a jego szkarłatne tęczówki sprawiły, że nastolatek wzdrygnął się. - Wystarczy już przelanej krwi czarodziei.

Chris kiwnął głową powoli. Sięgnął różdżkę i machnął nią nad ciałem Alyson. Uniosło się delikatnie w powietrze i poszybowało za Solem, który powoli oddalał się z pola bitwy.

- Bellatriks nie będzie pocieszona - powiedział Barty, stając ostrożnie obok niego. Kulał na prawą nogę, która była nieco wykręcona w bok od kolana w dół.

Tom spojrzał na niego. - Powinieneś się szybciej wyleczyć - stwierdził, machając różdżką. Kość wróciła na swoje miejsce, kiedy Crouch syknął z bólu. Przeklął pod nosem i wrócił do Bellatriks. - Zabiorę ją do namiotu - powiedział i skłonił się.

Tom odpowiedział mu kiwnięciem. - Wie o Hermionie? - spojrzał na niego czujnie.

Barty zmarszczył brwi. - Coś się jej stało? - jego wzrok powędrował na Czarnego Pana. - Byliśmy zajęci walką z tą dwójką, zbyt wiele poza tym nie widzieliśmy.

- Ona... - szkarłatne tęczówki zostały przymknięte przez opadające powieki. - Nie żyje.

- Co? - usta młodego naśladowcy otworzyły się w szoku. - Przecież podobno dzieciaki miały zostać w namiotach. Co się do cholery stało?! - krzyknął.

Voldemort nawet go nie upomniał. - Próbowali mnie namówić na dołączenie do walk. Odmówiłem, ale Harry ich zabrał, kiedy wrócił. Radzili sobie świetnie, jednak nie widziałem jej wśród walczących. Możliwe, że miała zostać w namiotach, ale poszła za nami - powiedział. - Widziałem tylko jak nagle pojawiła się przed Harrym... Trafiło ją nieznane mi zaklęcie i zginęła...

Barty spojrzał oszołomiony w kierunku namiotów. - Ona... Nie żyje? - szepnął i spojrzał na swojego Pana. - Jeśli pozwolisz, Panie, oddalę się na chwilę...

Tom skinął głową z cichym westchnieniem. Chyba jednak on będzie musiał zabrać Bellatriks, ale rozumiał też, co mogą czuć inni z powodu straty. Szesnaście lat temu stracił Lily i wyzbył się emocji. Potem jednak pojawił się Harry zastępując jego smutek, radością z powodu dziedzica. Kiedy odzyskał uczucia, było mu ciężko, jednak podczas tej bitwy nie stracił nikogo ważnego. Harry żył i to było najważniejsze. Wiedział też, że chłopak szybko się nie pozbiera po jej śmierci, szczególnie jak dobrowolnie obroniła go przed zaklęciem. Zawsze ciężko pogodzić się z takim poświęceniem.

Machnął nadgarstkiem a nieruchome ciało Bellatriks poszybowało za nim.

Po drodze widział jeszcze wielu czarodziei z jego strony jak i od Dumbledore'a, zajmujących się rannymi. Sam starzec został już zabrany przez Lucjusza i Avery'ego, którzy o dziwo ucierpieli niewiele.

Nagle obok niego pojawili się bliźniacy w towarzystwie czwórki innych rudzielców. - Panie, gdzie Harry? - zapytał jeden.

- Nie widzieliśmy go od czasu, jak ruszyliście za starcem - dodał drugi.

Reszta zdawała się być nieco przerażona jego obecnością. Matka trzymała kurczowo rękę męża, a dwójka jej starszych synów ściskała różdżki. No tak, tylko pan Weasley go spotkał, nie licząc bliźniaków.

- Harry będzie przez jakiś czas niedysponowany - odpowiedział, jednak nie wiedząc czemu, jego głos lekko zadrżał.

- Chyba nic mu się nie stało? - kobieta spojrzała na niego z pytaniem w oczach. Nadal czaił się tam strach, jednak najbardziej przebijała się troska o chłopca, który nawet nie należał do jej rodziny.

- Fizycznie jest w porządku - zaczął powoli, przymykając oczy. - Martwię się bardziej o jego psychiczny status. Hermiona...

Bliźniacy spojrzeli na niego z przerażeniem. - Ona chyba nie...

- Nie mogła tego zrobić - zaczęli mówić szybko.

- Ona żyje...

- Prawda...?

Riddle zacisnął usta i wziął wdech. - Przyjęła na siebie zaklęcie starca, którym miał oberwać Harry. Zadziałało podobnie jak Avada, ona nie żyje.

Molly Weasley zakryła ręką usta, aby nie krzyczeć. Każde z nich słyszało liczne piski przerażenia w pewnym momencie, jednak byli zbyt daleko, aby cokolwiek zobaczyć. Charlie i Bill sapnęli, gdy Artur spuścił głowę. Bliźniacy, zdawało się, że zaraz się rozpłaczą. Od razu zostali przyciągnięci przez matkę do uścisku.

- Będzie w namiocie, którym zajmuje się Narcyza - powiedział, powoli odchodząc.

Ledwie parę stóp dalej zobaczył Syriusza i Remusa w towarzystwie czarnoskórego Aurora i różowowłosej Aurorki. Westchnął cierpiętniczo.

- Z Harrym wszystko w porządku? - spytała Tonks, patrząc na niego. W jej oczach czaił się strach, ale był przytłumiony.

- Raczej nie - wtrącił Syriusz. - Mówiłem wam, że Hermiona oberwała zaklęciem - prychnął.

- Ona nie żyje - powiedział Tom. - Nie wiem, co to było za zaklęcie, ale jestem pewien, że zadziałało podobnie jak Avada - jeżeli jeszcze ktoś się zapyta co z Hermioną, strzeli Cruciatusem. Jak to możliwe, że tak mało osób o tym wiedziało, skoro stało się to w samym centrum, gdzie było najwięcej czarodziei!?

Tonks pisnęła, kiedy Kingsley westchnął głęboko.

- Bidny Harry... - szepnął Remus ze smutkiem.

- Gdzie go znajdziemy? - Black miał splecione dłonie z wilkołakiem, co dopiero teraz Tom zauważył. Czyżby byli razem?

- W namiocie, w którym będzie Narcyza - odpowiedział. - Właśnie chciałem tam dostarczyć Bellę.

- Lordzie, kiedy to zrobisz, chciałbym z tobą porozmawiać - powiedział mocnym głosem Kingsley.

- Oczywiście - Tom skinął głową. - Jesteś Szefem Biura Aurorów, prawda?

- Tak - odpowiedział.

- Zajmiemy się Bellą - powiedział Syriusz, biorąc kuzynkę na ręce. - Porozmawiajcie teraz, żeby później mieć z głowy - nie czekając na odpowiedź, odszedł, a Remus podążył za nim w ciszy.

- Wygrałeś - stwierdził Shacklebolt. - Co zrobisz z Ministerstwem?

- Nie pozbędę się go, jeżeli to masz na myśli. Z tego, co dowiedziałem się od Harry'ego, jesteś jednym z bardziej honorowych pracowników. Plus wspominałeś o zachowaniu neutralności, a jednak dołączyłeś do naszej sprawy...

- W tej wojnie neutralność była prawie niemożliwa - odpowiedział. - Nie wierzę w ideały czystej krwi, jednak widzę też, jak bardzo Ministerstwo jest skorumpowane.

- Kiedyś chciałem zostać Ministrem i poprowadzić wszystko do zmian - zaczął, krzyżując ręce za plecami. - Jednak teraz... Wiele się zmieniło. Wierzę, że mógłbym wiele zmienić na lepsze, ale też wielu by na tym ucierpiało - spojrzał czujnie na Aurora, który pokiwał tylko w zrozumieniu głową. - To nie jest dobra pora na tego typu rozmowy, jednak jak miałbym wybierać, ty powinieneś zostać Ministrem, Shacklebolt.

- Wybacz mi, Lordzie, ale nie mam ochoty zostać marionetką.

Tom tylko kiwnął głową. - Jest to zrozumiałe. Lucjusz by się tak zachowywał na tym stanowisku, jednak gdybyś ty został Ministrem, chciałbym tylko sojuszu. Nie władzy, mam jej dostatecznie. Wystarczy mi sojusz i zmiana większości pracowników Ministerstwa.

- To mogłoby o wiele lepiej wyglądać - zaczęła powoli Tonks. - Kingsley jest powszechnie lubiany i szanowany przez swoją pozycję, bliską neutralności. A sojusz nie byłby taki zły.

Riddle kiwnął głową. - Porozmawiamy później w moim biurze - zdecydował. - Jednak możesz się już szykować na awans, na stanowisko Ministra. Wystarczy tylko pozbyć się Knota - wzruszył ramionami. - A teraz, pójdę zobaczyć, jak się ma Harry - odszedł szybko.

- Voldemort nie jest wcale taki zły, co? - Tonks uderzyła Aurora w ramię lekko łokciem. - Poza tym byłbyś świetnym Ministrem.

- Sojusz na pewno też by wiele ułatwił - Kingsley skinął głową. - Tak naprawdę nie mam nic przeciwko nawet Czarnej Magii, o ile jest używana z umiarem i przez dostatecznie doświadczoną osobę - spojrzał na towarzyszkę. - Czy wiedziałaś, że wiele zaklęć leczących czarnomagicznych jest silniejszych niż niejedno jasne?

- To skąd się wziął ten podział? - spojrzała na niego.

- Przez ludzi - odparł, patrząc w niebo.

- Żal mi Harry'ego - szepnęła cicho różowowłosa. - Jest młody a stracił właśnie dziewczynę, w dodatku, jeżeli wierzyć Syriuszowi, ta się dla niego poświęciła.

- Na pewno, nie będzie mu łatwo - odparł.

- Na pewno...



- - - * ^ * - - -

*Jak by ktoś nie wiedział, stopa to prawie 30,5 cm

Coś mi nie wyszło o 18 😅

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro