Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42. Przegrałeś starcze

Polecam odsłuchać piosenkę w mediach :)



- Avada Kedavra.

Harry nigdy by się nie spodziewał, że starzec miał aż tak nie po kolei w głowie aby strzelić do niego Avadą.

Widział tylko przed sobą szmaragd zaklęcia, a potem znalazł się obok Bellatriks, upadając na ziemię. Zaklęcie leciało dalej, aż trafiło w ścianę budynku, niszcząc ją prawie doszczętnie. Harry ciężko oddychał a jego ręce drżały, gdy się na nich opierał.

Obok niego natychmiast uklękła Bellatriks, klękając a po drugiej stronie podbiegł Ponurak z wywieszonym językiem i prawie widocznym przerażeniem w oczach.

- Harry - szepnęła oszołomiona kobieta.

Młody Riddle wziął kilka uspokajających wdechów. - Przez chwilę się bałem, że nie zdążę. Starzec związał moją magię, póki byłem w budynku. Ale teraz nie jesteśmy, jednak moc za wolno wracała - skrzywił się. - Magia bezróżdżkowa wymaga dużo skupienia i siły, a ja działałem na rezerwach.

- W takim razie, jak udało ci się tego uniknąć? - w jej szarych oczach czaiło się szaleństwo, nienawiść i strach.

- Adrenalina lub coś - parsknął cicho, patrząc na psa. - Spokojnie, Syriuszu, wszyscy powinni was omijać, kiedy zaczniecie nam pomagać - szepnął.

Pies polizał go po ręce, po czym pobiegł w kierunku cieni budynków i zniknął w alejce, pewnie aby wrócić do Remusa i innych.

- Chodź - Lestrange pociągnęła go aby wstał i wsparł się na niej. Powoli zaczęła iść z chrześniakiem w kierunku, gdzie ich medycy mieli namioty.

Szkarłatny i purpurowy płomień jej na to nie pozwolił, kiedy świsnęły przed nim. Ledwo ich uniknęła a Crouch, który znalazł się na ich linii odbił je Protego.

- Cholera - sapnęła, odwracając się. Jakaś blondynka, zapewne Whyte, celowała swoją jasną różdżką w jej stronę. Obok niej stał blondyn z kolczykiem w wardze i kpiącym uśmiechem na ustach.

Szybkie spojrzenie wokół siebie upewniło Bellatriks, że walka już się zaczęła. Obok niej stanął Barty, a reszta Śmierciożerców już była pogrążona w bitwie. Kiedy poczuła jak jej ramię, na którym opierał się Harry staje się lekkie, spojrzała tam z zaklęciem na końcu języka.

- Zajmę się nim - powiedziała tylko różowowłosa czarownica. Bella jej nie znała, jednak Harry nie wydawał się być zaniepokojony, więc odwróciła się tylko do dwójki nastolatków.

- Sol ma władzę nad ziemią, a Whyte jest superszybka - powiedział Harry. Jego głos brzmiał słabo, a oczy przymykały się.

Tonks szybko odeszła w tłum, znikając ze wzroku czarownicy.

- Zaczynamy zabawę - zanuciła Lestrange, stając ramię w ramię z Bartym, przeciwko Christianowi i Alyson.

Oczy dziewczyny zabłysły radośnie, kiedy ruszyła przed siebie sprintem, aby znaleźć się za plecami wrogów, podczas gdy chłopak wyciągnął ręce przed siebie a ziemia zaczęła się lekko trząść pod nogami Śmierciożerców.

-~*~-

Voldemort mimo wszystko naprawdę chciał krzyczeć z bezradności, kiedy szmaragdowe zaklęcie zabijające leciało w Harry'ego. W jego syna. Zanim jednak zdążyło go dosięgnąć, chłopak zniknął, pojawiając się przy Bellatriks. Widząc kątem oka, że wszystko z nim w porządku, ruszył na starca z wściekłością wymalowaną na wężowej twarzy.

Każde niewerbalne zaklęcie sprawiało, że starzec cofał się coraz bardziej w głąb swoich sił. Naprzeciw Voldemorta żaden czarodziej nie wytrzymał dłużej niż dwa zaklęcia, za wyjątkiem samego starca, kryjącego się za kolejnymi członkami Zakonu, Ministerstwa lub losowych jasnych czarodziei.

- Przestań się chować za swoimi ludźmi! Stań i walcz, Dumbledore! - ryknął. Starzec zatrzymał się i podniósł w końcu Czarną Różdżkę.

- Nie ma potrzeby walczyć, Tom - powiedział. - Nie masz swoich błyskotek, Harry wkrótce umrze przez użycie aportacji z niewystarczającą mocą a nas jest więcej - w jego oczach zabłysły te cholerne iskierki szczęścia.

Voldemort zacisnął dłoń na różdżce. - Próbowałeś zabić mojego syna - syknął ze złością, celując cienkim patykiem w starca.

Fioletowy, a następnie szary promień został odbity przez tarczę.

W odpowiedzi staruszek wysłał kilka lekkich zaklęć, które mogły tylko sprawić, że Voldemort byłby na chwilę niedyspozycyjny.

- Może również powinienem przejść na jasne zaklęcia, skory ty nie chcesz na ciemne, co, Dumbledore? - jego szkarłatne oczy błysnęły lekkim rozbawieniem, kiedy strzelił prostym Diffindo, które bez problemów przebiło tarczę starca.

Dyrektor może i był potężny magicznie, jednak tarcze mają to do siebie, że odbijają konkretny rodzaj zaklęć, stąd wielu czarodziei miesza co chwila zaklęcia zakwalifikowane jako jasne z ciemnymi lub szarymi. Co prawda Protego działa na każdy rodzaj zaklęć ofensywnych, jednak często okazuje się za słabe.

Starzec zacisnął usta, aby nie krzyczeć, kiedy jego granatowa szata o białych rękawach została rozdarta przez zaklęcie a szkarłat krwi zabarwił biel ubrania na prawym ramieniu.

- Tom... - zaczął, jednak nie dane mu było skończyć, kiedy ponownie musiał podnieść tarczę przed kolejnymi zaklęciami Voldemorta. Tym razem ciągle zmieniał między szarymi i lekkimi, przez co Dumbledore musiał się w pełni skupić na defensywie, czekając na dogodny moment do ataku.

Pole bitwy w tle rozmazywało się i powoli hałasy zaklęć i krzyków znikały w oddali, im bardziej Voldemort i Dumbledore pogrążali się w pojedynku. Może kiedyś mogli być równi, jednak teraz to Voldemort był silniejszy. Nadal w swym młodym ciele, mimo, że wszyscy widzieli go wężem, a Albus był już starym i zniedołężniałym czarodziejem, kurczowo trzymającym się władzy.

- Expelliarmus! - Voldemort z łatwością uniknął toru zaklęcia.

- Expulso - usłyszał za sobą, jednak zbyt wolno zareagował. Zanim się zorientował, uderzył ramieniem w ścianę budynku niemałą siłą. Syknął cicho z bólu, patrząc jak rudowłosy, młody czarodziej podchodzi do dyrektora i pomaga mu stanąć na nogi. Zaraz za nim przybiegła rudowłosa dziewczyna, celując w niego różdżką.

Szybkim ruchem nadgarstka wytrącił dziewczynie różdżkę i posłał ją na ścianę naprzeciwko. Uderzyła głową i zemdlała. Rudzielec krzyknął, jednak nie poruszył się, aby pobiec do siostry. Zamiast tego stał ramię w ramię z dyrektorem z wyciągniętą różdżką i trzęsącą się ręką.

Kolejny raz machnął nadgarstkiem i zacisnął zęby, aby nie krzyczeć, kiedy kość jego ramienia wracała na swoje miejsce. Zawsze lepiej złamań pozbywać się od razu po zaklęciu, niż zostawiać na koniec bitwy. Szczególnie, że starzec zdawał się korzystać z chwili odpoczynku, aby samemu również nieco się zregenerować.

Nie spodziewał się, że chwilę później obok niego staną rudowłosi bliźniacy z różdżkami wycelowanymi w członka rodziny i dyrektora.

- Kazałem wam zostać z tył - syknął ze złością.

- Nie dawałeś sobie rady... - zaczął jeden.

- ...a Harry nigdy by nam nie wybaczył... - kontynuował drugi.

- ...gdyby coś ci się stało - zakończyli zgodnie.

Voldemort wziął uspokajający oddech. Teoretycznie mogli mieć rację, ale w praktyce, to on był tutaj Czarnym Panem, a oni byli tylko dziećmi.

- Też tu jestem, ojcze - Harry pojawił się po jego drugiej stronie. Na jego ustach spoczywał zadowolony uśmiech. Tym razem miał na sobie bojowy kombinezon z licznymi runami wyszytymi srebrną nicią.

- Już ci przeszło osłabienie? - rzucił.

Harry wzruszył ramionami. - Herm zajmuje się rannymi - powiedział, jakby miało to wszystko wytłumaczyć.

Widząc, jak starzec celuje ostrożnie różdżką w Voldemorta, warknął ze złością i rzucił silną Bombardę w ziemię między nimi.

Pył i ziemia świsnęły w górę, rozdzielając dwójkę jasnych czarodziei od ciemnej strony.

- Patrz tam - wskazał ojcu walczących.

Kira z lisimi uszami i ogonem wirowała między czarodziejami, siekając i tnąc w każdą stronę kataną, ledwo dodając kilka zaklęć. Nawet z daleka można było zobaczyć jej bursztynowe oczy błyszczące z ekscytacji i pełen zadowolenia uśmiech. Obok niej raz na jakiś czas pojawiał się platynowłosy Draco, co chwila zmieniający formę między rzucaniem zaklęć.

- Tam są Luna i Neville - wskazał inną część ulicy.

Ogromny kruk z wody atakował dziobem i skrzydłami czarodziei, podczas gdy Luna siedziała na dachu budynku, kołysząc nogami w przestrzeń pod nią, a Neville lewitował przed nią, nad walczącymi, rzucając co chwila zaklęcia.

- Poprowadziłeś ich do walki - głos Voldemorta zabrzmiał oskarżająco.

Harry uśmiechnął się niewinnie. - Nie jesteśmy tacy słabi, ojcze. Nasze dary działają lepiej w bezpośrednich starciach. Każde z nas wiedziało na co się pisze, dołączając do walki.

- Hej, Harry! - zawołał Fred. Harry spojrzał na niego.

- Możemy zająć się Roniaczkiem? - zakończył George z szerokim uśmiechem.

- Jasne - czarodziej odpowiedział z uśmiechem. Bliźniacy szybko odbiegli w kierunku, gdzie powinien być Ronald Weasley.

- Gdzie wysłałeś Dumbledore'a i tego rudzielca? - zapytał starszy czarodziej.

- Gdzieś tam - Harry machnął ręką w kierunku walczących po ich prawej stronie. Można tam było dojrzeć różowe włosy Tonks, wysokiego Kingsleya i innych rudych członków rodziny Weasley.

Tom pokręcił głową z lekką rezygnacją i skrzywił się, kiedy jego ranne ramię dało o sobie znać.

- Co ci się stało w ramię? - spytał Harry, kiedy zaczęli iść do Dumbledore'a. Bez większego wysiłku oboje odbijali zbłąkane zaklęcia lub te wycelowane w ich dwójkę.

- Ten rudzielec wysłał mnie na ścianę. Nie potrafi kontrolować przepływu mocy - skrzywił się. - Poczułem to dosłownie na własnej skórze.

Młodszy cicho parsknął. - Roniaczek nigdy nie był dobry w czarowaniu, zawsze w cieniu Chłopca-Który-Przeżył - odpowiedział mu.

Kiedy szli dalej, Tom bił się z myślami, czy spytać o jego niewolę. Czy to był dobry moment? Czy kiedykolwiek będzie dobry moment?

- Harry... - zaczął powoli. - Co się działo, kiedy cię uwięzili?

Młody Riddle stanął w miejscu. Wziął kilka głębokich wdechów po czym ruszył wolniej obok ojca. - Nie było tak źle. Alyson i Chris ciągle mi wmawiali, że nigdy po mnie nie przyjdziecie, że jestem tylko narzędziem. Wszystko powtarzał Dumbledore.

- Zrobił ci coś fizycznie? - spojrzał kątem oka na mimikę Harry'ego.

Ten, skrzywił się i przymknął dwukolorowe oczy. - Uwierzyłbyś, że potrafi Cruciatusa? - roześmiał się cicho. - Bolało jak diabli, bo nie potrafił w ogóle opanować tego rodzaju magii.

- Przepraszam, że trwało to tak długo - powiedział ponuro, unikając kolejnego oszałamiacza i zbłąkanej Avady.

- Muszę przyznać, że zwątpiłem, kiedy sądziłem, że nikt mnie nie szuka - odpowiedział. - W pewnym momencie prawie uwierzyłem, że jestem dla ciebie tylko narzędziem - kontynuował. - A kiedy powiedzieli mi, że Draco ma przyjąć znak, a Herm została podobno porwana na twój rozkaz... Chciałem tylko się poddać, aby zobaczyć, czy to prawda - jego głos zadrżał.

Voldemort zatrzymał się przed nastolatkiem i położył mu ręce na ramionach. Skrzywił się przy ruchu prawego ramienia, jednak nie opuścił go. Kolejnym delikatnym gestem nadgarstka założył na ich dwójkę lekką tarczę przeciwko zbłąkanym zaklęciom.

- Nigdy bym cię nie zostawił - powiedział. - Wbrew pozorom, Harry, mam uczucia i naprawdę o ciebie dbam.

Harry spuścił głowę. - Wiem... Przepraszam, że zwątpiłem - szepnął.

- Każdy może wątpić. Ty jesteś tylko dzieckiem, na którego barkach spoczywa los świata czarodziejów - poczochrał mu włosy.

Harry skrzywił się. - To przerażające kiedy jesteś w tej formie i zachowujesz się tak ludzko - sapnął.

Voldemort roześmiał się jedynie w odpowiedzi.

- Zamknij się - mruknął cicho Harry. - Szukajmy starca - dodał.

-~*~-

Tym razem krew leciała w dół ramienia starca, skapując na ziemię brudną od pyłu i krwi innych czarodziei. Różdżka ślizgała mu się w mokrej od cieczy dłoni, jednak nie mógł jej upuścić, gdyż to równałoby się śmierci.

- Witaj ponownie, Tom - powiedział słabym głosem. - I ty, Harry, mój chłopcze.

- Nie jestem twoim chłopcem! - syknął ze złością młodszy czarodziej. - Torturowałeś mnie - warknął na zakończenie.

- To wszystko dla większego dobra - zapewnił starzec a jego kolana drżały, nie mogąc już utrzymać jego starczego ciała w pionie.

- Nie masz z nami żadnych szans, Dumbledore - wtrącił Voldemort. - Nie lepiej się poddać? Rozejrzyj się - wskazał naokoło. - Przegrywasz mimo swej przewagi liczebnej. Nie chcesz ocalić pozostałych przy życiu? Chcesz aby wszyscy zginęli za twoją głupią wiarę w większe dobro? - żaden z ich trójki nie zauważył, że wielu walczących zaprzestało pojedynków, aby wpatrywać się w trzech największych czarodziei tego wieku.

- Kiedy tylko złożymy nasze różdżki, pozbędziesz się wszystkich jasnych czarodziei, Tom. To jest oczywiste - odpowiedział smutno starzec.

- Mylisz się, Dumbledore. Mogę być okrutnym i strasznym Voldemortem, ale nie jestem potworem. Każda czarodziejska kropla krwi przelana w tej wojnie... Nie musiało się to tak skończyć...

- Chyba nie zapomniałeś o śmierci Potterów, prawda Tom? - jego oczy błysnęły.

Voldemort rozejrzał się powoli po czarodziejach. Już praktycznie nikt nie walczył, tylko widać było zaciekły pojedynek Bellatriks z Alyson i Barty'ego z Chrisem.

- Chyba tobie się coś poprzestawiało w głowie, starcze - odpowiedział lekko. - Jakbyś był na tyle ślepy i nie zauważył, mimo, że powiedziałeś o tym całemu Prorokowi, Harry jest moim synem.

- Więc kto jest jego matką? - Albus uśmiechnął się. Doskonale wiedział, że Tom nigdy nie wspomni o Lily.  Przez ponad szesnaście lat nie chciał, aby ktokolwiek się dowiedział, więc teraz nadal nie będzie chciał.

Harry roześmiał się cicho a każde oczy zostały wlepione w niego. - To jest naprawdę zabawne - spojrzał na Toma. - Ojcze, zdejmiesz swój Glamour, proszę?

Voldemort wzruszył ramionami i ściągnął urok. Oczom wszystkich czarodziei ukazał się na oko dwudziestosiedmioletni mężczyzna o kręconych ciemnych lokach, opadających lekko na czoło. Z mocno zarysowaną szczęką, arystokratycznym nosem i rysami twarzy, miał o wiele zdrowiej wyglądającą skórę, był jednak trochę niższy niż w wężowej wersji. Jego strój również zmienił się z czarnej, obszernej szaty na koszulę z guzikami i przylegające spodnie wraz z butami. Wszystko było ze smoczej skóry a srebrne zdobienia świeciły delikatnym, błękitnym światłem.

- Nie spodziewałeś się, że odzyskałem swój stary wygląd, nieprawdaż, Dumbledore? - zapytał drwiąco, przekrzywiając głowę. - Moją partnerką i zarazem matką Harry'ego była Lilian Pever, zanim poślubiła Jamesa, aby chronić naszego syna - spojrzał na starca a jego oczy błyszczały gniewem. - James doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kogo naprawdę kochała Lily, jednak był jej przyjacielem i pragnął pomóc.

- Pewnie teraz wszyscy zastanawiają się, kto zabił Potterów - wtrącił Harry, patrząc morderczo na starca. - Ojciec nigdy by nie zranił mnie, ani swej partnerki, ani zaufanego człowieka. To nikt inny, jak święty Dumbledore wymyślił swoją wersję przepowiedni i podążył aby ją spełnić. A na drodze stali mu Potterowie, więc się ich pozbył...

W panującej ciszy, wielu jasnych czarodziei opuściło różdżki z celu, jakim był Śmierciożerca, a końce wycelowali w przywódcę jasnej strony.

Albus nie odpowiedział, tylko opuścił lekko różdżkę, nie spuszczając wzroku z nastolatka. Wiedział, że dzisiaj zginie. Ale zabierze też kogoś ze sobą.

Może nie był jakimś wybitnym czarodziejem w magii bezróżdżkowej, jednak to konkretne zaklęcie wyćwiczył do perfekcji. Sam je stworzył specjalnie na ten moment, stąd był pewien, że nikt nigdy go nie powtórzy, ani nie będzie znał przeciwzaklęcia.

Oczywiście było słabsze niż prosta i szybka Avada, jednak działało na podobnej zasadzie. Zabijało cel w krótką minutę, ale w męczarniach.

-~*~-

Hermiona obserwowała wszystko z dachu jednego budynków. W oddali widziała Lunę i Neville'a, a w dole Draco i Kirę. Jednak jej wzrok wędrował po polu bitwy w poszukiwaniu konkretnego czarodzieja.

Mignęli jej również bliźniacy i więcej rudych głów, jednak nadal szukała Harry'ego. Tylko on ją interesował.

Odetchnęła z ulgą widząc swojego chłopaka u boku Toma w jego zwykłej postaci. Coś mówili, jednak ona tego nie słyszała. Jedynym plusem było, że wszyscy walczący zdawali się tego słuchać, oprócz pojedynczych wyjątków jak Bella, Barty, Sol i Whyte.

Starzec wpatrywał się przed siebie, co ją niepokoiło, mimo, że opuścił różdżkę.

Zmrużyła oczy...

Zielony promień pomknął w Harry'ego...

Nie myśląc zbyt wiele zniknęła z dachu budynku, aby pojawić się przed jej chłopakiem.

Gdzieś w oddali słyszała krzyki ludzi, jednak najgłośniej zabrzmiał młody Riddle.




- - - * ^ * - - -

No więc tak, na początku rozdziału, kiedy leciała ta Avada, chciałam zrobić, żeby Syri wskoczył i obronił Harry'ego, ale złamałoby mi to serce, więc zrezygnowałam ponownie sprawiając, że Harry jest bardzo op 😅


I rozdział wcześniej, ponieważ dzisiaj skończyłam pisać epilog i pozostają mi tylko publikacje pozostałych pięciu rozdziałów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro