30. Już nie żyjesz
Uczniowie Slytherinu i Gryffindoru podążyli do lochów, na ostatnie dwie lekcje, jakimi były Eliksiry z profesorem Snape'em.
Harry wyrwał się do przodu, a Hermiona jakby nigdy nic szła ramię w ramię z Kirą i plotkowały o Patronusach i innych jasnomagicznych zaklęciach, co było bardzo nietypowe, zważając na Ślizgonkę.
Młody Riddle bez pukania wszedł do sali od eliksirów i podążył do nauczycielskiego biurka, gdzie nad esejami siedział Postrach Hogwartu, tłustowłosy Severus Snape.
- Witam, profesorze - powiedział chłodno, zwracając uwagę nauczyciela na siebie.
Severus podniósł wzrok z nad kartek i spojrzał na piątorocznego.
- Panie Potter - mruknął cicho, obserwując chłopaka. Ten skinął głową. - Co pana tutaj sprowadza? - zapytał, śledząc uważnie ruchy ucznia.
Od czasu ich rozmowy w Kwaterze, starał się unikać chłopaka jak ognia, lecz nie było to zbytnio możliwe przez lekcje, które na nieszczęście Snape'a miały miejsce akurat tego dnia.
O piątej rano został perfidnie obudzony przez sowę od Dumbledore'a, jakby ten starzec nie mógł poczekać do śniadania. Od razu po przeczytaniu wiadomości, nie mając innego wyjścia, poszedł do gabinetu dyrektora, gdzie spędził kilka godzin, aż do uczty śniadaniowej.
Jego humor był po tych rozmowach popsuty. Na dodatek na Wielkiej Sali syn Lily siedział wraz z tą Granger przy stole Slytherinu i reszta sali była oburzona, potem jeszcze ta dwójka się pocałowała, co nawet Severusowi zajęło chwilę, aby przyswoić do wiadomości.
Potem cztery lekcje eliksirów; dwie pierwsze z drugorocznymi Krukonami i Puchonami, po których miał ochotę iść się utopić, następnie dwie kolejne lekcje były z czwartorocznymi Gryfonami i Ślizgonami, po czym jego ochota na wypicie kilku eliksirów przyrządzonych przez uczniów wzrosła kilkukrotnie.
A teraz miał mieć kolejne dwie godziny z Gryfonami i Ślizgonami, tylko, że tym razem z piątorocznymi, w dodatku z "Potterem", tą nową Nakamurą i Granger.
Świat go chyba nie lubił.
- Tak się zastanawiałem, profesorze - odezwał się Harry wyrywając Snape'a z zamyślenia. - O czym Dumbledore z panem rozmawiał - uśmiechnął się mroczne.
Tak, świat z pewnością nienawidził Snape'a.
- Skąd pomysł, że dyrektor mógłby coś ode mnie chcieć? Przestałem być dobrym źródłem informacji.
- Nie okłamuj mnie - syknął Harry i błysnął czerwonymi tęczówkami.
Severus przełknął ślinę nieco głośniej, niż by tego chciał. Chłopak bardzo często wydawał się być straszniejszy od ojca.
- Proszę powiedzieć, profesorze - Harry uśmiechnął się lekko.
Snape westchnął ponownie. - Dumbledore chciał wiedzieć co sądzę o twojej przyjaźni ze Ślizgonami.
- I co powiedziałeś?
- Że uważam waszą przyjaźń za dziwaczny zbieg okoliczności, ale nie mam nic przeciwko, póki nie będziesz obniżał inteligencji moich Ślizgonów - odparł z wahaniem.
- Cały ty, Severusie - mruknął pod nosem i zachichotał. - Spróbuj coś zrobić, żeby Dumbledore wreszcie się ode mnie odczepił - polecił chłodno.
- Tak, panie - odpowiedział, a Harry wyszedł z sali, do przyjaciół.
-~*~-
Kiedy uczniowie weszli do sali i zajęli miejsca, Snape machnął tylko różdżką, a na tablicy pojawił się przepis na eliksir dodający wigoru, który niby został zakazany przez Ministerstwo, ale Dumbledore się tym nie przejął, więc Snape również.
Kiedy tylko Ślizgoni i Gryfoni zajęli się pracą, Severus wreszcie rozejrzał się po sali lekcyjnej.
Tak jak mógł się spodziewać, Granger siedziała z Riddle'em, Nakamura z Malfoyem, a Weasley siedział sam. Zdziwieniem było dla niego, że Longbottom zajął miejsce obok Zabiniego, Parkinson siedziała ze starszą z sióstr Greengrass, a Nott również siedział sam.
W końcu został zmuszony do wstania od biurka, z powodu kilku wybuchów w klasie, a następnie zaczął przechodzić między ławkami i narzekać na eliksiry Gryfonów, jak zwykł robić.
Jedynymi, którzy uniknęli gniewu Snape'a, oczywiście oprócz Ślizognów, byli, jak można się spodziewać, Riddle, Granger i Longbottom.
-~*~-
Lekcja mijała bez większych trudności, Gryffindor stracił co prawda około pięćdziesięciu punktów za nieuwagę, szczególnie Rona, za to Slytherin jak zwykle zresztą dostał trzydzieści punktów za poprawne odpowiedzi.
Pod koniec zdarzyło się jednak coś nieoczekiwanego.
Harry oczywiście musiał schrzanić na koniec eliksir, choć tym razem zrobił to celowo.
Na końcu dodał ponownie krew salamandry, której użył na samym początku, żeby przetestować, czy tak jak z eliksirem spokoju, nic się nie stanie.
Eliksir zmienił barwę najpierw na róż, a następnie na turkus, czyli taki kolor, jaki powinien mieć.
Po kilku sekundach na powierzchni pojawiły się srebrne i niebieskie pasma, które falowały na spokojnej powierzchni eliksiru.
Harry oczywiście szybko zebrał trochę cieczy z kociołka, do swojej nietłukącej się fiolki, a następnie schował ją prędko do torby.
Kiedy miał przelać kolejną część eliksiru do fiolki dla nauczyciela, barwa cieczy zmieniła się na granatową, a po chwili znowu była turkusowa ze srebrno-niebieskimi pasmami.
Riddle przekrzywił lekko głowę, po czym ze wzruszeniem ramion, odlewitował fiolkę na biurko profesora i czekał, aż reszta jego przyjaciół zrobi to samo.
- Dlaczego twój eliksir zmienia kolory? - zapytała Hermiona.
- Bo na koniec dodałem ponownie krew salamandry - odparł. - Technicznie powinna nastąpić reakcja wybuchowa, ale nic takiego się nie stało i po prostu zaczął zmieniać kolory.
Hermiona popatrzyła na niego dziwnie, po czym wzruszyła ramionami. Musi zaczął się przyzwyczajać, że Harry jest bardzo inteligenty, prawdopodobnie nawet mądrzejszy niż ona sama, oraz, że chłopak kocha eliksiry i eksperymentowanie z nimi.
-~*~-
Kiedy dwójka Ślizgonów i trójka Gryfonów kierowała się do Pokoju Życzeń, natknęli się na Umbridge, która była bardzo wnerwiona.
Kiedy jej szare oczy spoczęły na piątce uczniów, jej uśmiech się poszerzył. Nie zarejestrowała nawet, że to Potter i jego banda.
- Szlaban cała piątka u mnie za godzinę - powiedziała i po prostu odeszła korytarzem, nie odwracając się ani razu.
Pozostali uczniowie gapili się na jej plecy znikające za rogiem korytarza.
- Za co w ogóle dostaliśmy szlaban? - zapytała wkurzona Hermiona.
- Za oddychanie? - odparła Kira ze śmiechem.
- Parszywa ropucha - mruknął Draco.
- Ja tam się cieszę - wtrącił się Harry.
- A to niby czemu? - prychnął Draco i spojrzał na Gryfona. Na ustach czarnowłosego formował się krwiożerczy uśmiech, który przeraziłby nie jednego mrocznego maga.
- Bo chcę się jej pozbyć, a szlaban mi to tylko ułatwi, szczególnie, że wy tam będziecie - jego kąciki ust podniosły się jeszcze bardziej.
- Oh Harry, Harry - Hermiona pokręciła głową ze zrezygnowaniem.
- No co? - pocałował ją lekko w czubek głowy.
Kiedyś, kiedy jeszcze przebywał u Dursleyów nie miałby szans przewyższyć Hermiony, ale teraz... Kiedy ich nie było... A on wreszcie mógł zrzucić glamour, skończyło się na tym, że został jednym z najwyższych chłopaków na piątym roku.
-~*~-
Ledwie dotarli do Pokoju Życzeń, a Luna od razu do nich wybiegła z pomieszczenia.
- Godzina minęła, musicie iść na szlaban - powiedziała szybko i zaczęła ciągnąć Harry'ego i Neville'a w kierunku gabinetu różowej ropuchy.
- Wciąż mnie zadziwiasz, Luno - Riddle roześmiał się perliście i pozwolił ciągnąć młodszej dziewczynie.
Hermiona zrównała krok z truchtającą trójką, po czym zapytała blondynkę; - Skąd o tym wiesz?
- Wiem dużo rzeczy - odpowiedziała jak zwykle z sennym uśmiechem.
Draco i Kira niechętnie podążyli za Gryfonami i Krukonką. Gdyby Umbridge zorientowała się komu wlepiła szlaban, zapewne od razu odwołałaby to, ale, że prawdopodobnie nie kontaktowała, byli zmuszeni iść do jej gabinetu.
-~*~-
Harry grzecznie zastukał w drzwi, jak tylko został tam dociągnięty przez Lunę, która nagle zniknęła, jak tylko ich odprowadziła.
- Proszę! - zawołał znudzony głos zza drzwi. Harry odsunął się i na pierwszy ogień, dosłownie wepchnął Kirę do gabinetu, a po chwili również Draco.
Kiedy w gabinecie była cisza, wszedł Neville, a po nim Hermiona. Harry oczywiście swoją sławną osobę zostawił na koniec i jako ostatni wszedł do gabinetu profesorki, zamykając za sobą drzwi.
Wiele by dał, żeby kiedykolwiek w życiu zobaczyć ponownie Umbridge tak bardzo przerażoną, jaka była w tamtym momencie.
-~*~-
Profesor Dolores Jane Umbridge po lekcji z Potterem miała dość wszystkiego, a później jeszcze miała kilka lekcji z wkurzającymi uczniakami, stąd też gdy spotkała piątkę losowych uczniów, którzy kierowali się zapewne do dormitoriów, wlepiła im szlabany za nic. Przecież kto by się sprzeciwił Wielkiej Inkwizytor Hogwartu?
Z zadowoleniem czekała na tą piątkę.
Kiedy usłyszała pukanie, od razu zawołała "Proszę."
Pierwsza, dosłownie wbiegła, Kira Nakamura ze Slytherinu a zaraz za nią Draco Malfoy z tego samego domu. Jej uśmiech znikł z cienkich różowych ust i tylko wpatrywała się w tą dwójkę.
Przecież nigdy nie wlepiłaby szlabanu Ślizgonom... Czyżby gniew aż tak przysłonił jej zdrowy rozsądek? Gorsze było jeszcze to, że ta dwójka należała do "Bandy Pottera".
Po chwili do gabinetu spokojnym krokiem wkroczyła dwójka Gryfonów. Neville Longbottom, oraz Hermiona Granger.
Dolores już wiedziała kto wejdzie jako ostatni. Wiedziała też, że najlepiej dla niej będzie w jak najszybszym tempie wybyć ze szkoły.
Harry Potter wszedł ostatni do gabinetu, po czym zamknął za sobą drzwi, a Umbridge tylko wlepiła w niego przerażone oczy.
- Dobry wieczór, pani profesor - powiedział, po czym uśmiechnął się promiennie.
- P-Potter - głos jej zadrżał. - Co tutaj robisz?
- Dała nam pani szlaban, pani profesor - uśmiechnął się drwiąco.
- Skoro tak - przełknęła głośno ślinę. - Granger i Longbottom zajmijcie się sprzątaniem łazienki na drugim piętrze.
- Męską, czy damską? - zapytała Hermiona z dziwnym uśmiechem.
- Damską - odpowiedziała niczego nieświadoma Umbridge. Bo skąd miała wiedzieć, że łazienka na drugim piętrze należy do Jęczącej Marty, i że jest tam wejście do Komnaty Tajemnic? - Nakamura i Malfoy wy zajmiecie się sprawdzaniem wypracowań młodszych uczniów - powiedziała. Oczywiście Ślizgoni mieli mało wymagające zadanie, szczególnie, że to był Malfoy.
Kiedy wszyscy się rozeszli, Hermiona puściła oczko Harry'emu, Riddle nadal stał w gabinecie profesorki.
- A co ja mam zrobić, pani profesor? - zapytał przymilnie.
Umbridge przełknęła głośno ślinę. - Możesz wrócić do dormitorium - w końcu wykrztusiła.
- Czyli mi się szlaban upiekł? - Harry zasmucił się. - Skoro tak... - westchnął i odwrócił się do drzwi, po czym poszedł w ich kierunku.
Zatrzymał się tuż przed różowymi drzwiami i szybkimi ruchami dłoni i różdżki zablokował i wyciszył pomieszczenie, oraz zamknął drzwi. Na koniec odwrócił się z krwiożerczym uśmiechem do Różowej Ropuchy.
- Wie pani, co, pani profesor? - zapytał cicho, kierując różdżkę na czarownicę. - Znudziła mi się zabawa panią, więc daję dwie opcje.
- Jakie? - zapytała drżącym głosem. Nawet nie wyciągnęła różdżki. Wiedziała, że nie miała żadnych szans z Potterem.
- Zniknie pani ze szkoły i ministerstwa, a ja dam pani spokój - zaproponował.
- Albo?
- Albo zabiję panią i problem będzie z głowy - wzruszył ramionami, jakby to nic dla niego nie znaczyło.
Wargi Umbridge zadrżały, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Zniknę ze szkoły i ministerstwa - odpowiedziała prędko.
Harry jednym ruchem różdżki pojawił na środku pomieszczenia różową walizkę i nagle wszystkie rzeczy należące do profesorki się tam znalazły, a gabinet z różowego zmienił się na szaro-brązowy.
- Do widzenia, pani profesor - powiedział i wskazał dłonią na drzwi, które się otworzyły.
Dolores szybko prawie, że wybiegła ze swojego byłego gabinetu. Nikt nie zauważył jej zniknięcia do kolejnego dnia...
Harry szybko zarzucił na siebie pelerynę i poszedł do łazienki na drugim piętrze, do swojej dziewczyny.
-~*~-
Drzwi nagle się otworzyły, ale nikt przez nie nie wszedł.
- Harry! - Hermiona roześmiała się, od razu wiedząc, kto wszedł do łazienki. Wymieniona osoba zdjęła pelerynę i uśmiechnęła się.
- Neville, możesz dać znać Draco i Kirze, że mogą już sobie odpuścić pracę? - zapytał Harry.
- Jasne, Harry - odparł Gryfon, po czym wyszedł z łazienki.
- Co zrobiłeś? - spytała, jak tylko drzwi się zamknęły.
- To nieodpowiednie miejsce na takie rozmowy - przesłał jej uśmiech, po czym podszedł do umywalek i nakazał odsłonić wejście.
Od razu wskoczył w rurę, a jego dziewczyna za nim.
- Więc, co zrobiłeś? - zapytała, jak tylko stanęli na dole.
- Skąd pomysł, że coś zrobiłem? - na jego ustach pojawił się anielski uśmiech.
- Zawsze coś robisz - roześmiała się. - Co zrobiłeś z Umbridge?
- Odeszła ze szkoły i odejdzie z ministerstwa, albo inaczej ją znajdę i zabiję - błysnął czerwonymi oczami.
- Fantastycznie - uśmiechnęła się, po czym dała mu lekkiego całusa w policzek.
- Wiesz... Hermiono... - zaczął powoli z lekkim jąkaniem.
Dziewczyna spojrzała na niego czujnie. - Co chcesz zrobić i komu? - zapytała, mrużąc oczy. Jąkanie się Harry'ego znaczyło, że zrobił coś, lub zrobi, co może jej się nie spodobać.
Wiedziała, że wiążąc się z Harrym staje po jego stronie. Zresztą obiecała sobie, że niezależnie od wszystkiego, choćby cały świat był przeciwko nim, zawsze pozostanie po jego stronie.
- Ron tutaj jest.
- CO!? - wykrzyknęła i rozejrzała się. - Kiedy go tutaj przyprowadziłeś? Przecież ciągle byłeś z nami. I dlaczego akurat jego tu przyprowadziłeś? - zaczęła wymachiwać rękoma.
Harry sięgnął ręką za szkolną szatę i wyciągnął błyszczący, złoty zmieniacz czasu. - Zabrałem go Dumbledore'owi, jak byłem tam w nocy. Weasley oberwał à la Imperiusem podczas naszego "pojedynku" przed Obroną praktyczną - wytłumaczył.
- Jak to się stało, że nikt tego nie zauważył? - zapytała oszołomiona.
- Jestem synem wielkiego czarnoksiężnika - uśmiechnął się. - Moja wersja Imperiusa jest nieco ulepszona i nie powoduje zamglonego spojrzenia u osoby opanowanej, która reaguje na komendy tylko, gdy rzucający jest w pobliżu, w innym wypadku ofiara zachowuje się tak, jak powinna - wytłumaczył.
- Co chcesz z nim zrobić? - westchnęła.
- A jak myślisz, Hermiono? - zapytał nieco chłodniej niż zamierzał. - To zdrajca, który nigdy się nie zmieni.
- Ja się zmieniłam - przerwała mu.
- Ty nie poleciałaś do Dumbledore'a od razu, jak odkryłaś zmiany w moim zachowaniu - odparł lekko. - Drogi Ronuś był u Dumby'ego wczoraj, kiedy na niego nawrzeszczałem. Wmówił starcu, że jestem pieskiem Voldemorta, przez co Dumbledore mnie obserwował cały dzień - prychnął.
- Co? - oszołomienie było widoczne na jej twarzy. - Jak mógł...
- Najlepsze jest to, że chciał cię wydać - mruknął.
- Jak to "wydać mnie"? - zapytała. - Przecież to ty się zmieniłeś i jesteś ważną osobą w tej wojnie.
- Chciał wydać to, że widzisz przyszłość.
Hermiona zamrugała. - Skąd się dowiedział o tym? - jej oczy zapłonęły złością.
- Podsłuchał naszą rozmowę - westchnął Harry. - Przez co dowiedział się o Strażnikach i Władcach Żywiołów, nie mogłem pozwolić, żeby nas wydał - położył dłoń na jej policzku. - Teraz już tego nigdy nie zrobi.
- Przecież rzuciłeś wtedy zaklęcia - szepnęła cicho.
- Ale nie przypuszczałem, że ktoś taki jak Ron dostanie artefakt od Dumbledore'a. Tak silny artefakt - puścił jej policzek i wyjął z głębokiej kieszeni mały medalion ze złotą zawieszką feniksa. - Kiedyś takie naszyjniki nosili członkowie zakonu - roześmiał się cicho. - Ale ten jest wyjątkowy, należał do samego Dumbledore'a.
Granger westchnęła. - Może ja lepiej pójdę, skoro chcesz się pobawić Weasleyem - powiedziała ostrożnie i odwróciła się na pięcie.
- Hermiono... - złapał jej ramię. - Ja się nigdy nie zmienię. Musisz to zaakceptować - puścił ją, ale dziewczyna się nie ruszyła.
Odwróciła się do niego ze łzami w oczach.
- Harry, ja... ja nie dam rady na to patrzeć - spuściła głowę.
Riddle podszedł do dziewczyny i przytulił ją. - W takim razie, wyjdź - szepnął cicho. - Ja zdania nie zmienię. Twój wybór - odwrócił się i podążył głębiej w Komnatę, nie odwracając się ani razu.
Ale miał nadzieję, że dziewczyna go nie zostawi...
Hermiona zagryzła wargę do krwi i patrzyła za oddalającym się chłopakiem. W jej głowie toczyła się prawdziwa bitwa.
Z jednej strony chciała pobiec za Harrym i stać u jego boku, ale z drugiej strony, czy dałaby radę patrzeć na cierpienie drugiej osoby?
Chociaż już widziała strach w oczach innych. Nawet Snape się bał Harry'ego. Krukoni, Puchoni i Gryfoni się go bali, albo starali ignorować, ale jej to nie przeszkadzało. Więc dlaczego nie pójdzie za Riddle'em?
Odwróciła się w kierunku rury i dostrzegła miotłę opierającą się o ścianę. Podeszła do niej i wyciągnęła dłoń, ale nie chwyciła drzewca.
Weasley chciał zdradzić jej dar Dumbledore'owi. Chciał zdradzić Harry'ego ponownie, tym razem niszcząc całkowicie ich życie. Sam skazał się na taki los.
Głębokie westchnięcie.
Granger spojrzała na korytarz, w którym zniknął Harry.
- Może będę tego żałować - szepnęła do siebie, po czym pobiegła w kierunku, w którym poszedł Harry.
A może nie...
-~*~-
- Sam jesteś zdrajcą - warknął rudzielec, wypluwając krew.
Harry popatrzył na niego z politowaniem. Jak na razie nie używał zaklęć, tylko własnych pięści, a Weasley nie umiał się nawet obronić przed prostym ciosem w twarz.
Jego twarz zmieniła wyraz na obojętny i wreszcie wyciągnął różdżkę, kierując ją na Gryfona.
- Sectumsempra - powiedział chłodno. Jego myśli jednak nadal były przy Hermionie. Rozumiał ją. Miała miękkie serce, nie to co Harry. Ale jednak... Miał nadzieję, że dziewczyna z nim przyjdzie, chociażby dla towarzystwa.
Tak pogrążył się w myślach, że nie zauważył jak rudzielec wstał na chwiejnych nogach i sięgnął swoją różdżkę, po czym rzucił dwa zaklęcia. Fioletowy i zielony promień. Takie same, jak przed praktyczną Obroną.
Duch Salazara wszystkiemu się przyglądał i kiedy zobaczył rozproszenie Dziedzica i zaklęcia rudowłosego, chciał pochłonąć oba promienie, ale wyprzedziła go brązowowłosa dziewczyna, nagle stawiając tarczę przed chłopakiem.
- Protego! Diffindo! Expulso! - zawołała natychmiast, a Harry spojrzał na nią nagle otrząsając się z myśli. Uśmiechnął się do dziewczyny, ale ta nie zareagowała.
Zamiast tego podeszła wkurzona do niego i uderzyła go pięścią w ramię.
Mocno.
- Ty debilu, nie widziałeś tych zaklęć!? - wykrzyknęła wkurzona.
- Nie - Harry się cicho roześmiał i pomasował naprawdę bolące ramię.
- Co jak bym bez ciebie zrobiła, głupku? - westchnęła i spojrzała na Rona. - A ty! - podeszła do powoli wykrwawiającego się nastolatka. - Jak śmiesz rzucać takie zaklęcia!? - wyciągnęła różdżkę i nakierowała ją na chłopaka. - Jak w ogóle śmiałeś pomyśleć o tym, żeby mnie zdradzić? - ruch różdżką i kolejne krwawe ślady na ciele Gryfona.
- Hermiono - Harry objął dziewczynę od tył i podniósł, a następnie zaprowadził na kanapę, od niechcenia rzucając oszałamiacza w rudzielca. - Spokojnie - pogłaskał ją po włosach.
Dziewczyna spojrzała na niego smutno. - Naprawdę się bałam.
- Zauważyłem - westchnął i wstał.
Podszedł do rudzielca. Musi to wreszcie zakończyć.
- Enervate - mruknął. - Expelliarmus - zabrał różdżkę, po czym złamał ją dłońmi. Szczątki upuścił przed Gryfona. - A teraz, żegnaj Ronaldzie Weasley - spojrzał na niego czujnie. - Avada Kedavra - szmaragdowozielony promień uderzył czarodzieja. Z jego niebieskich oczu od razu zniknął blask.
Harry wstał i podszedł ponownie do dziewczyny. Usiadł obok niej, ale nie wyciągnął dłoni.
Hermiona pierwsza westchnęła i złapała dłoń chłopaka. - Rozumiem, dlaczego musiałeś to zrobić - szepnęła i usiadła bliżej. - Dziękuję, że mnie chronisz - pocałowała go lekko w policzek.
- Zawsze będę cię chronił - odparł. - Nawet jak to oznacza zabijanie - dodał, po czym odwdzięczył się jej pocałunkiem prosto w usta. - Zrobię dla ciebie wszystko, Hermiono Granger... - mruknął. - Ale nie jesteś Granger - szepnął tak cicho, że dziewczyna nic nie słyszała. - Jesteś Blackiem - dodał jeszcze ciszej.
- Mówiłeś coś? - zapytała, odsuwając się nieco.
- Nie - odparł i uśmiechnął się. Księgi w Komnacie naprawdę były bogate w informacje o rodach czystej krwi.
Znajdowała się tutaj jedna z najrzadszych ksiąg samo-aktualizujących się, w której były zamieszczone wszystkie osoby z rodów czystej krwi, lub jakkolwiek z nimi powiązanych. Studiował ją w poszukiwaniu informacji o rodzinie ze strony matki, ale za to natrafił na informację, że Regulus Black miał córkę i, że podobno aktualnie nazywa się Hermiona Granger.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro