Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. Ciemność w jego duszy

Zakon Feniksa nie miał się wcale lepiej.

Syriusz jak i Remus zaczęli go unikać i ignorować, od czasu tego porwania sprzed Grimmauld. Sprawa nie lepiej miała się z Tonks i Kingsleyem. Oboje starali się jak najmniej czasu spędzać z dyrektorem, podobnie było z Arturem, tylko, że ten ciągle powtarzał, że musi porozmawiać z żoną o czymś ważnym.

Jedynie Moody pozostawał w miarę normalny. Tylko w miarę, bo stał się bardziej paranoiczny, od czasu, kiedy dał się porwać Śmierciożercom, co powodowało tylko, że rozmowy z Alastorem były praktycznie niemożliwe.

A Snape powoli zmieniał się w paranoicznego Moody'ego. Kiedy po porwaniu członków Zakonu miał się dowiedzieć, kto to zrobił, albo o tym zapomniał, albo dowiedział się i to go przeraziło. Choć obie opcje są prawie niemożliwe jeżeli chodzi o Severusa. Coś innego musiało się stać. 

Ktoś mu groził?

Nie... Snape jest szpiegiem Zakonu w najwęższym kręgu Voldemorta. Skoro radził sobie z tym, to nie przestraszyłby się byle czego, ani tym bardziej groźby, chyba, że samego Voldemorta, czego prawdopodobieństwo było równe zeru.

Zapomniał o tym zadaniu?

To również mało prawdopodobne. Severus nie należał do osób, które zapomniałyby o tak ważnej sprawie, nawet jeżeli chodziło o jego szkolnego wroga, Syriusz Blacka.

Więc o co chodziło, że nagle tak jak pozostali zaczął go unikać i zaprzestał składania raportów?

Dumbledore westchnął, po czym pokierował się do swoich pokoi, zostawiając gabinet samemu sobie.

Ze względu na zmęczenie, nie mógł zauważyć ciemnej postaci, która weszła przez otwarte okno, ani tym bardziej nie widział szmaragdowych oczu postaci.

-~*~-

Wieczorem, musieli się niestety rozdzielić. Draco zabrał Kirę do lochów, Luna zaciągnęła Neville'a w kierunku wieży Ravenclaw, a Harry wraz z Hermioną wyszli ponownie na błonia.

- Dlaczego jesteśmy tutaj o tej godzinie? - zapytała pocierając ramiona. Nie spodziewała się, że pójdą jeszcze raz na błonie, a tym bardziej o tej godzinie, dlatego też wcześniej zostawiła w Pokoju Wspólnym Gryffindoru swoje grubsze ubrania.

Harry spojrzał na nią, lekko przechylając głowę. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, że przecież dziewczyna nie jest tak odporna na różne warunki klimatyczne, tak jak on.

Uśmiechnął się lekko i ściągnął swój szalik w barwach Domu Godryka, oraz ciemnozielony sweter i obie rzeczy założył na przyjaciółkę.

- A ty? - zapytała, widząc, że Harry został jedynie w niezbyt grubej koszuli, z odkrytą szyją. Jej lekki rumieniec pozostał szybko ukryty w szalu.

Potter uśmiechnął się smutno i zaczął bić się ze swoimi myślami. Przecież ufał Hermionie...

W końcu zdecydował.

- Nie odczuwam temperatury tak jak ludzie - podkreślił.

Hermiona spojrzała na niego dziwnie. - Techniczni czarodzieje nie są do końca ludźmi... - zaczęła swój wykład.

- Ale ja nie jestem tylko czarodziejem - przerwał jej chłopak, po czym westchnął i włożył palce we włosy.

Podniósł je nieco, aby odkryć lekko szpiczaste uszy.

- Elf? - zapytała oniemiała Hermiona. - Jesteś elfem? - jej oczy zaświeciły się z ciekawości i wydawała się zapomnieć o całym zimnie.

- Tylko w jednej czwartej - odparł i puścił włosy, które jakby za sprawą magii ponownie zakryły elfie uszy. - Jednak jestem bardziej odporny na różne warunki klimatyczne, niż ludzie, czy nawet czarodzieje, no i szmaragdowy kolor oczu raczej nie występuje, nawet u czarodziei - uśmiechnął się, ukazując lśniąco białe zęby.

- Twoja mama była elfką?

- Pół-elfką - odpowiedział. - Jej ojciec, czyli mój dziadek był elfem, a matką z tego co mi wiadomo czarownicą z rodu Slytherina.

- Czyli otrzymałeś dar wężomowy od obu rodziców - powiedziała ze zrozumieniem.

- Tak - pokiwał głową i nagle spojrzał centralnie w okno dyrektora. - Dumbledore wyszedł z gabinetu.

- Na to czekałeś? - zapytała.

- Wracaj do zamku - odpowiedział, po czym zniknął w cieniach.

Hermiona patrzyła jeszcze chwilę w miejsce, gdzie dosłownie sekundę wcześniej stał chłopak. Po tym, jak jej mózg przetrawił informacje, odwróciła się i szybko pobiegła do zamku. Podejrzane by było gdyby sama stała na błoniach, w dodatku w męskim swetrze.

Kiedy dotarła do Pokoju Wspólnego, wraz z dwoma książkami na rękach, szybko rzuciła zaklęcie iluzji na kącik niedaleko kominka.

Zdjęła z siebie większość zimowej odzieży, żeby się nie usmażyć, po czym wzięła się za czytanie o elfach i magii cieni, bo była pewna, że właśnie tego rodzaju magii użył Harry, a ona była zdeterminowana, żeby dowiedzieć się o tym wszystkiego.

-~*~-

Harry zniknął z błoni, aby pojawić się parapecie okna prowadzącego do gabinetu dyrektora.

Szybko złapał równowagę i niczym cień wślizgnął się do pomieszczenia. Wzrokiem odprowadził Dumbledore'a, aż ten nie zniknął za drzwiami wejściowymi.

Rozmył cienie i pojawił się materialnie w pomieszczeniu.

Od razu jego wzrok powędrował do feniksa, siedzącego na swojej żerdzi i wpatrującego się w niego z ciekawością. Po chwili spojrzał na Tiarę, która również się na niego patrzyła w ciszy.

- Zapewne zastanawiacie się, dlaczego tu jestem - uśmiechnął się lekko w kierunku czapki, oraz feniksa.

- Nie powinno cię tu być chłopcze - powiedziała stara czapka.

Harry wzruszył ramionami. - Starzec mi nic nie zrobi.

- Skoro tak sądzisz... Dlaczego zatem tu przyszedłeś?

- Żeby z wami porozmawiać - odpowiedział. - I przy okazji nieco się rozejrzeć - rozejrzał się łakomym wzrokiem po niektórych artefaktach.

- O czym chciałeś porozmawiać?

- O Komnacie - odparł i spojrzał na feniksa. - Chcę wiedzieć, czy to starzec kazał ci polecieć?

Fawkes pokiwał ostrożnie głową.

- A potem kazał ci uciec?

Ponowne skinięcie.

- A zatem tak to ukartowałeś starcze - mruknął pod nosem.

Widząc nierozumiejący wzrok Tiary, począł tłumaczyć. - Jeżeli bazyliszek by mnie zabił, nikt nie mógłby o to oskarżyć Dumbledore'a. Szczególnie, że starzec chciał się mnie pozbyć od pierwszego roku. - Wystawił pięść przed siebie i odgiął palec wskazujący. - Jeden. Jak to jest możliwe, żeby trójka pierwszorocznych bachorów przeszła rzekomo niemożliwe do przejścia zagadki?

Środkowy palec również się wyprostował. - Dwa. Uczniowie zostają spetryfikowani, a Dumbledore nie wie o bazyliszku, choć, jak widzę ma księgi o samym Salazarze - spojrzał kątem oka na biblioteczkę i na ciemnozielone, skórzane księgi.

Trzeci palec został odgięty. - Trzy. Morderca Syriusz Black na wolności. Dlaczego nie powiedział mi, że to mój ojciec chrzestny? Albo dlaczego nie zareagował, podczas pełni, kiedy Lupin nie wziął swojego eliksiru? Przecież on powinien dodatkowo nad tym czuwać. Poza tym morderca w Hogwarcie... Jak dostał się przez osłony, skoro rzekomo miał złe zamiary?

Czwarty poszedł w ślady trzeciego palca. - Cztery. Moje imię wypadające z Czary. Zero reakcji? Zadania, wiedział co i kiedy będzie, ale nic mi nie pomagał, ani Cedrikowi, a reszta dyrektorów nie przestrzegała zasad. Kolejne zadanie trudniejsze od poprzedniego, aż w końcu labirynt. Tak... Podjęte wszystkie środki ostrożności - prychnął z kpiną. - Dlaczego więc puchar był świstoklikiem, który zabrał mnie i Diggory'ego na cmentarz aż w Little Hangleton? - prychnął. - Potem wróciłem, a on nie przejął się tym, że to akurat Moody mnie odciągnął, a jestem pewien, że już wiedział, że Moddy to nie Moody, tylko Śmierciożerca - zignorował zdziwione spojrzenia zarówno ptaka, jak i czapy. - I potem pozwolił mu uciec - dodał mrukliwie.

Ostatni palec się wyprostował, ukazując całą dłoń. - Założę się, że zastanawia się, dlaczego nadal żyję, skoro przebywałem w lochach Śmierciożerców, a Voldemort wrócił, przynajmniej ja tak mówiłem - wzruszył ramionami.

Nagle zawiał wiatr, a Harry spojrzał w kierunku otwartego okna.

Na parapecie siedziała jakby nigdy nic Kira, machając nogami na wysokości około dwudziestu metrów.

- Co tu robisz, Kira? - zapytał.

- Mogłabym ciebie zapytać o to samo - spojrzała na niego czujnie, po czym przełożyła nogi do gabinetu i podeszła do chłopaka. - Co robisz o tej porze w gabinecie dyrektora? - zapytała głosem, jakby chciała go zganić.

Riddle zachichotał cicho. - Prowadziłem rozmowę...

- Nie widzę tutaj nikogo - odparła dziewczyna, przerywając Harry'emu.

- ... z Tiarą i Fawkes'em - dokończył i wskazał na żerdź feniksa, a następnie na półkę, na której była Tiara Przydziału.

- Och... - Nakamura lekko pokręciła głową. - Tego się po tobie nie spodziewałam - mruknęła.

Czarnowłosy wzruszył ramionami. - Potem spróbuję z nauczycielami, a Lucjusz mi pomoże.

- Mówić do nauczyciela po imieniu? - zacmokała z udawaną dezaprobatą.

Harry roześmiał się. - Lucjusz nic mi nie zrobi, jak będę go nazywał po imieniu - mruknął. - O czym ty dobrze wiesz - dodał.

- Oczywiście, że wiem - wyszczerzyła kły w uśmiechu, po czym pobiegła do okna i weszła na parapet. - Ale Tiara i Fawkes nie wiedzieli! - krzyknęła, po czym spuściła się z parapetu, zapewne nie przejmując się wysokością, tylko skacząc, ufając swoim lisim zmysłom.

Co z tego, że to jakieś siedem pięter?

Riddle warknął coś niezrozumiałego pod nosem, po czym spojrzał na czapkę i ognistego ptaka.

- No tak... - podrapał się po karku. - Chyba powinienem to wyjaśnić? - roześmiał się cicho pod nosem.

- Czy ty wiesz, kim jest Lucjusz Malfoy, chłopcze? - zapytała zaniepokojona Tiara.

Harry przewrócił oczami. - Oczywiście, że wiem - westchnął. - Ale jak już mówiłem, Lucjusz nic mi nie zrobi, ani żaden inny poplecznik - specjalnie uniknął stwierdzenia "Śmierciożerca". Być może ptak i stara czapka się czegoś domyślą.

Tiara prawdopodobnie coś sobie uświadomiła, bo spojrzała dziwnie na feniksa, a następnie na Harry'ego.

- Czy ty przeszedłeś na stronę Voldemorta? - zapytała.

Harry roześmiał się cicho pod nosem, po czym spojrzał na rozmówców z błyskiem w oku. - Skąd pomysł, że kiedykolwiek byłem po stronie Dumbledore'a? - parsknął śmiechem.

Fawkes zaskrzeczał, jakby sprzeciwiając się temu, że Harry nigdy nie stał po Jasnej Stronie.

- Tenebrisie, potrzebuję pomocy - mruknął cicho.

Jak powszechnie wiadomo, feniks, jeżeli ufał komuś, mógł z nim rozmawiać w myślach, lub człowiek rozumiał skrzeki ptaka. A Harry był pewien, że Fawkes mu nie ufa, ale sprawa całkiem inaczej miała się z Tenebrisem.

W czarnym ogniu pojawił się ciemnofioletowo-granatowy feniks o obsydianowych oczach.

Najpierw spojrzał na innego feniksa, starą czapkę, a na końcu na Harry'ego.

~ Witaj, Harry.

- Witaj, Tenebrisie - odparł.

~ Dlaczego mnie wezwałeś?

- Byłem ciekaw, czy mógłbyś zostać przez jakiś czas tłumaczem Fawkesa - uśmiechnął się promiennie.

Fawkes ponownie zaskrzeczał.

~ Fawkes pyta się, jak potrafiłeś mnie przywołać ~ przetłumaczył mroczny feniks.

- Tenebrisa dostałem od ducha Salazara - odpowiedział. - Tak, Salazar jest w Hogwarcie, ale nie wychodzi poza Komnatę Tajemnic - uzupełnił.

- Czyli wiesz o swoim pochodzeniu? - zapytała Tiara.

- Owszem - Harry pokiwał głową. - Ty również wiesz, kim jestem, więc nie rozumiem dlaczego sądzisz, że kiedykolwiek byłem po stronie manipulatora.

- Przez pierwszy rok wydawałeś się być po Jasnej Stronie - odparła. - Po Komnacie Tajemnic dopiero się coś zmieniło - dodała.

- Bo wtedy poznałem prawdę, którą Dumbledore tak skrzętnie przede mną ukrywał - warknął.

- Dyrektor tylko to podejrzewał - mruknęła w odpowiedzi Tiara.

Riddle spojrzał uważnie na nakrycie głowy, po czym uśmiechnął się zadowolony. Czyli starzec domyślał się, a dopiero niedawno zyskał pewność. Wyjaśniało to, dlaczego nie zjawił się ani razu w Kwaterze Głównej.

- Dlatego nie zjawił się ani razu w Kwaterze... Tchórz - roześmiał się cicho. - Wróćmy do tego, dlaczego tu przyszedłem - poprowadził rozmowę na dawno przerwane tory.

- A zatem, co tutaj robisz, chłopcze? - zapytała Tiara, nie drążąc tematu pochodzenia chłopca.

- Chciałem się was zapytać, czy nadal będziecie ślepo służyć Dumbledore'owi, jak niektórzy członkowie tego idiotycznego Zakonu?

- Wolałabym zostać bezstronna - mruknęła Tiara, a Harry spojrzał na nią i przekrzywił lekko głowę.

- To niezbyt możliwe - mruknął. - Jesteś potężnym artefaktem o ogromnych pokładach wiedzy. Coś wątpię, czy Dumbledore nie wykorzystałby ciebie, lub twoich umiejętności dla własnych celów - dodał. - Ale skoro nie chcesz, to trudno - wzruszył ramionami, po czym odwrócił się do Fawkesa i Tenebrisa, który przysiadł na żerdzi drugiego feniksa.

- A ty Fawkes?

Płomienny feniks zaskrzeczał, a Harry spojrzał wyczekująco na Tenebrisa.

~ Mówi, że nie może zmienić stron, bo to manipulator jest jego panem, ale może ci pomagać w Hogwarcie ~ przetłumaczył lekko znużony.

Riddle kiwnął w odpowiedzi głową. - Dzięki, Fawkes. Możesz już lecieć Tenebrisie, zaczekaj na mnie w moim dormitorium - powiedział, a mroczny feniks zniknął w równie ciemnych płomieniach.

Harry spokojnie podszedł do okna, po chwili w miejscu chłopca był tylko czarny cień, który bez problemu przeszedł przez niewielką szparę między oknem a parapetem, po czym zniknął w ciemnościach nocy.

-~*~-

Jak tylko pojawił się tuż przed wielkimi wrotami, prowadzącymi do Zamku, założył pelerynę-niewidkę i wyciągnął mapę Huncwotów, po czym popędził do Wieży Gryffindoru.

- Wiara w światło - wykrztusił zniesmaczony przed portretem Grubej Damy, która tylko się uśmiechnęła, po czym otworzyła przejście lewitującej głowie Harry'ego.

W Pokoju Wspólnym zdjął pelerynę i, kiedy miał iść do dormitorium chłopców, w oczy rzuciła mu się brązowowłosa czarownica, śpiąca w fotelu, z książką w rękach i kilkoma innymi na stoliku obok niej.

Riddle podszedł spokojnie do niej, wszystkie książki przelewitował bezróżdżkowo do kufra dziewczyny, a sam wziął jej ciało pogrążone we śnie, w ramiona i poszedł do dormitorium dziewcząt.

Wiedział, że jeżeli jakiś chłopak chciał wejść do damskiego dormitorium, pod jego nogami schody zamieniały się w zjeżdżalnię  i nie mieli możliwości dotrzeć do klamki, ale Harry nie był pierwszym-lepszym czarodziejem.

Za pomocą delikatniej, elfiej magii, przeleciał kilka centymetrów nad stopniami i otworzył drzwi. Oczywiście mógł też dezaktywować zaklęcie rzucone przez uczennice, ale dlaczego by nie ćwiczyć dalej elfiej magii?

Cicho przeszedł przez salon z kilkoma drzwiami, w kierunku pokojów należących do piątorocznych dziewcząt.

Przed wejściem upewnił się, czy wszyscy w środku śpią, po czym wślizgnął się do środka i położył delikatnie Hermionę na jej łóżku.

Równie szybko, jak tutaj wszedł, wyszedł i pokierował się wreszcie do własnego pokoju, gdzie Tenebris już zapewne na niego czekał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro