25. Tam, gdzie zawsze
- To od Kiry - odparł z uśmiechem. Harry przeszedł do salonu, gdzie ponownie rzucił wszystkie zaklęcia zabezpieczające, po czym zajął trzyosobową kanapę w kolorze beżowym.
Hermiona prędko usiadła po jego prawej stronie, a Draco lewej. Neville i Luna natomiast usadowili się na dwóch fotelach, stojących naprzeciw kanapy i pasujących kolorystycznie do niej. Oddzielał ich tylko szklany stolik z jasnego drewna.
- Czytaj na głos - powiedziała Luna. Harry kiwnął głową w geście zgody, po czym zaczął czytać.
Cześć, Harry!
Myślałam, że o mnie zapomniałeś przez te cztery lata, od czasu, kiedy wysłałam ci ostatnią sowę, ale jak widzę nie. A więc zapewne zorientowałeś się, że jesteś czarodziejem, w dodatku bardzo sławnym, oraz że ja również jestem czarownicą.
Nie mam pojęcia, dlaczego chcesz się spotkać po tylu latach, szczególnie że wiesz o tym, ale jasne. Możemy się spotkać.
Tam gdzie zawsze.
Kira.
- O czym? - zapytała od razu Hermiona, nawiązując do treści listu.
- Nie ważne - odpowiedział Harry, lekko się do niej uśmiechając. - To już niezbyt aktualne - skrzywił się nieco, kłamiąc.
- W takim razie, gdzie jest to miejsce? - zapytał Draco. - I o której macie się spotkać? - dodał natychmiastowo.
- Wolę iść sam - odpowiedział. - Najpierw muszę z nią kilka rzeczy omówić, dopiero później przyprowadziłbym ją tutaj - dodał. Kiedy Draco miał zacząć oponować, Harry spojrzał na niego przeszywającym spojrzeniem, co skutecznie uciszyło blondyna. Riddle rzucił zaklęcie sprawdzania czasu, po czym szybko wstał i pobiegł do przedpokoju, a po chwili słychać było trzaskające drzwi. Od razu do salonu wpadł Remus wraz z Tonks.
- Kto wybiegł? - zapytała szybko aurorka.
- Harry - odpowiedziała Hermiona.
- Gdzie poleciał? - zapytał Remus, krzycząc z przedpokoju. Słychać było, że zakładał płaszcz.
- Nie wiemy - odpowiedziała w ten sam sposób Hermiona. - Wiemy tylko tyle, że poszedł się spotkać ze starą przyjaciółką.
- Szczeniaku - westchnął z ubolewaniem Lupin, po czym spróbował otworzyć drzwi wejściowe, lecz te ani drgnęły. - Co jest? - zapytał sam siebie, po czym wyciągnął różdżkę i rzucił kilka zaklęć otwierających, a chwilę później niszczących. Żadne z nich nie przebiło się przez barierę stworzoną przez młodego Riddle'a.
- Zostaliśmy tu uwięzieni przez Harry'ego - westchnął Remus, wchodząc zrezygnowany do salonu, gdzie Tonks dołączyła do uczniaków przy herbacie, którą musiał przygotować jeden ze skrzatów.
- Nie chciał być śledzony - Draco wzruszył tylko ramionami. Nikt zdawał się tym nie przejmować, jak i dla wszystkich wydało się to normalne, od czasu tej prawdy.
-~*~-
Harry szybko wybiegł z budynku Potterów, po czym aportował się prędko do parku, niedaleko Privet Drive numer cztery.
Tam skąd przyszła banda Dudley'a. Tam, gdzie zawsze spotykał się z Kirą po lekcjach. Tam, gdzie dowiedział się prawdy o Kirze i jej rodzinie. Tam, gdzie się uczył magii, ale już sam...
Wszedł spokojnie do parku i pokierował się pod jedno charakterystyczne dla niego drzewo. Na jego korze wyryte były inicjały. "HP" oraz "KN" z symbolem nieskończoności pomiędzy nimi. Miały oznaczać wieczną przyjaźń. Szybko, lekkim ruchem różdżki dołożył jedną kreskę do "P", aby wyszło "R".
"R" jak "Riddle".
- Witaj, Harry - usłyszał cichy i zarazem melodyczny głos dziewczyny, której nie widział dobre pięć lat. Sześć, jeżeli liczyć rok spędzony w bąblu czasu.
- Kira - uśmiechnął się i odwrócił do osiemnastolatki, która już praktycznie nie przypominała człowieka, dlatego też ciągle na sobie miała zaklęcie ukrywające, czy jak kto woli Glamour.
Przed nim stała wysoka i szczupła nastolatka o śniadej karnacji, bursztynowych oczach, o pionowych źrenicach, błyszczących z ciekawością, czarnych długich włosach z białymi końcówkami związanymi w kitkę za pomocą świecącej gumki, oraz wystające z nich rude, lisie uszy.
Na sobie miała czarną bluzkę na ramiączka i tylko do pępka, poza tym czarne krótkie spodenki i wysokie buty bez obcasa. Na plecach widoczna była katana o czerwono-czarnej rękojeści oraz zza dziewczyny wystawała ruda kita, należąca do lisa.
Rodzina Nakamura od lat czystokrwista skrywała pewien sekret. Otóż większość członków byli pół-zwierzętami, mimo ich czystości krwi. Kira była pół-lisem, bardziej znaną jako kitsune. Jej matka pół-wilkiem, nie mylić z wilkołakiem, a jej ojciec pozostawał tylko czarodziejem. No i dziewczyna miała nazwisko matki, tak samo zresztą, jak jej ojciec. To bardzo nietypowe.
- Dawno się nie widzieliśmy - powiedział z uśmiechem.
- Rzeczywiście - westchnęła i również się uśmiechnęła, ukazując nienaturalnie długie kły, bardzo przypominające te należące do zwierząt.
- Może usiądziemy? - zaproponował, wskazując na drzewo. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i podskoczyła wysoko, po czym z lisią zwinnością weszła na jedną z grubszych gałęzi, gdzie usiadła i ze spokojem czekała na czarodzieja. Harry uśmiechnął się lekko, po czym bez pomocy magii, wdrapał się na drzewo, aby w końcu usiąść obok dziewczyny.
- No jak widzę, już nie jesteś taki słabiutki - roześmiała się, wspominając stare czasy, kiedy to ona chroniła Harry'ego. Teraz mógłby sam się obronić.
- Wiesz, przez te sześć lat sporo się nauczyłem - uśmiechnął się, błyskając szkarłatem jednej z tęczówek.
Kira spojrzała na niego dziwnie, lekko przekrzywiając głowę. - Minęło niespełna pięć lat.
- Dla mnie sześć - uśmiechnął się. - Spędziłem rok z przyjacielem w bąblu czasu - dodał.
- Rozumiem - pokiwała głową.
- Czy wiesz, dlaczego chciałem się spotkać?
- Nie - pokręciła głową.
- Wiesz coś o władcach żywiołów? - zapytał.
Kira spojrzała na niego czujnie. - A jeśli wiem, to co? - Harry również się jej przyjrzał. Kira wyglądała, jakby się czegoś obawiała, tylko czego?
Przekrzywił lekko głowę i wyciągnął jedną dłoń przed siebie, kierując otwartą częścią ręki w liście. Zerwał się silny wiatr i porwał kilka liści, które zawirowały wokół dwójki czarodziei, aby tuż nad ziemią zmienić się w lodowe płatki i pęknąć po dotknięciu bruku, zostawiając tylko kryształowe odłamki, mieniące się wszystkimi kolorami tęczy.
Nakamura spojrzała na niego z lekkim uśmiechem i również uniosła dłoń, celując w kryształowe odłamki. Wszystkie nagle zapłonęły fioletowym ogniem, po chwili bursztynowym, a na koniec zielonym.
Kiedy Harry spojrzał w kierunku Kiry, jej tam nie było. Była tylko pusta gałąź, ale Harry dobrze wiedział, że dziewczyna tam jest.
Wyczuwał jej aurę.
Wstała i skoczyła na gałąź wyżej. Potem chciała zajść Harry'ego od tyłu, lecz ten dobrze wiedział, gdzie ona się znajduje. Wyciągnęła dłoń, a magia skumulowała się w jednym miejscu, żeby po uwolnieniu, trafić w pustą już gałąź.
- Czyli ty też masz dodatkowy dar - powiedział Harry, nagle materializując się za lisicą. Ta pojawiła się nagle i spojrzała na niego z dziwieniem.
- Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? - zapytała.
- Czuję aury - odparł. Bursztynowe oczy zaświeciły się, a kocie źrenice nieco rozszerzyły. - Znasz mojego strażnika?
- Owszem - Harry pokiwał głową. - Jest już nas piątka, z tobą będzie szóstka - dodał.
- Kto?
- Trzech strażników i aktualnie dwóch władców, jeżeli ty dołączysz, będzie nas również trójka.
- Wiedzą coś o mnie? - zapytała, lekko opuszczając uszy do tyłu.
- Nie znają twojego sekretu - odparł.
- To dobrze - odetchnęła, a jej uszy ponownie stanęły, nasłuchując wszystkiego wokoło.
-~*~-
- Jak ja ci tego zazdroszczę - westchnął w którymś momencie Harry, kiedy szli powoli po Dolinie Godryka, w kierunku nowej Kwatery Głównej.
- Czego?
- Tego super-słuchu - mruknął.
- Ty też masz nieco ulepszony - wytknęła mu i pociągnęła za czarne włosy, ujawniając lekko spiczaste uszy. Harry szybko rozczochrał ponownie włosy, żeby nie było widać uszu i skrzywił się w kierunku dziewczyny.
- Tylko ty o tym wiesz - zaczął. - Nie chcę, żeby ktoś inny wiedział.
- Że masz w sobie krew elfów? - szepnęła cicho z szerokim uśmiechem, ukazującym kły. Harry spiorunował ją wzrokiem.
Ale miała rację.
Harry miał w sobie krew elfów.
Był nim w ledwie jednej-czwartej, choć tyle wystarczało, żeby miał lekko spiczaste i nieco dłuższe uszy niż normalny człowiek, poza tym jego cera była zawsze gładka i prawie że nieskazitelna, tak jak na te piękne istoty przystało.
Lily Pever była w połowie elfką, gdyż jej ojciec pochodził z królewskiego klanu elfickiego, natomiast jej matka była czystokrwistą szlachcianką z rodu Slytherina. Zginęli niedługo po ślubie, zostawiając małą Lily samą.
Potem trafiła na mugoli z nazwiskiem Evans i została Lily Potter. Aż w końcu sama zmarła i zostawiła swoje małego syna samego.
Nawet sam Tom Riddle nie wiedział wszystkiego o korzeniach swojej wybranki. Wiedział, że jej matka była z rodu Salazara, tak jak on, oraz wiedział, że jej ojciec nie był człowiekiem, ale nic więcej.
- Nikomu ani słowa - powiedział niebezpiecznie cicho. Kira pokiwała delikatnie głową.
Nie wyda tajemnicy przyjaciela, póki on nie wyda jej sekretu.
-~*~-
- Gdzieś ty był! - krzyknął Syriusz, jak tylko zobaczył, że Harry wrócił. Nie zwrócił nawet uwagi na dziewczynę, z którą Harry przyszedł.
- Na spotkaniu - odpowiedział lakonicznie. Złapał Kirę za rękę i wyminął nadal oszołomionego ojca chrzestnego, po czym za pomocą kilku prostych zaklęć sprawił, żeby wszyscy, oczywiście oprócz Snape'a, pojawili się w salonie. No cóż, trzeba było wszystkich poinformować o nowym gościu.
Bliźniacy akurat kłócili się o jakąś kartę, kiedy znaleźli się w salonie, nagle zaprzestali. Hermiona została, teleportowana wraz z książką i wylądowała na miękkim fotelu, zapewne nawet nie zauważając, że się przeniosła.
Draco wraz z Blaise'em wyglądali, jakby kładli się spać, przez co Malfoy chwycił jakiś koc i zakrył całego siebie, żeby tylko nie było widać jego niegotowości. Ginny wraz z Luną akurat plotkowały, więc nie zrobiło im, to bardzo różnicy gdzie są.
Remus pojawił się z kubkiem gorącej czekolady w dłoni, Syriusz nadal z oszołomieniem wymalowanym na twarzy wylądował obok niego, a Tonks idealnie na środku pomieszczenia rozpłaszczyła się na podłodze. Zapewne akurat się o coś potknęła. No i Neville, który miał w rękach książkę o zielarstwie i dziwną konewkę.
- Moi drodzy - zaczął Harry, zwracając na siebie uwagę wszystkich, przez co każdy oderwał się od swojego zajęcia. - To Kira Nakamura - pokazał starą przyjaciółkę. - I chciałbym, żeby została tu do końca wakacji - Kira przeskanowała wzrokiem całe grono czarodziei.
Nikt nie był jej znany, no może oprócz wilkołaka, którego z łatwością potrafiła wyczuć. Remus prawdopodobnie również wyczuł lisicę i nie spuszczał z niej wzroku.
- To teraz idziemy do mojego pokoju - powiedział. Hermiona, Luna, jak i Neville wstali i podążyli za Harrym, natomiast Draco, nadal pod kocem popędził najpierw do pokoju jakoś się przyszykować, a dopiero potem znalazł się w pokoju Riddle'a.
-~*~-
- Może się przedstawicie? - mruknął Harry, kiedy pozostała piątka milczała. Hermiona pierwsza zdołała się przełamać i wyciągnęła rękę. - Jestem Hermiona Granger, strażniczka.
- Kira Nakamura, władczyni żywiołu ognia - mruknęła w odpowiedzi.
- Luna Lovegood, władczyni wody - powiedziała rozmarzonym głosem blondynka, patrząc się w srebrną poświatę księżyca, która przebijała się przez lekkie zasłony pokoju.
- N-Neville Longbottom - szepnął cicho lekko zawstydzony. - Strażnik - dodał.
- Draco Malfoy, strażnik - spojrzał oceniająco na dziewczynę. Czyżby to jej strażnikiem miał być?
- Harry Riddle, władca powietrza - uśmiechnął się na koniec Harry.
- Czyli o tej czwórce mi mówiłeś - powiedziała Kira.
- Owszem - pokiwał głową. - Hermiona jest moją strażniczką, Neville Luny, a Draco twoim - uśmiechnął się, widząc minę blondyna i Kiry.
- To zakichany arystokrata - prychnęła. Malfoy lekko się zaczerwienił. - Jestem czystokrwistym czarodziejem z rodu Malfoyów i jestem... - nie skończył, gdyż przerwała mu ponownie Kira.
- Bardzo skromny - zakończyła za niego chłodno. - Ród Nakamura jest nawet starszy niż jacyś tam Malfoy'owie - parsknęła. Hermiona przyjrzała się dziewczynie uważniej.
- Czytałam o rodzie Nakamura - odezwała się. - Podobno większość z waszej linii jest... - Harry zasłonił jej usta ręką. Kira spojrzała na niego z wahaniem.
- W końcu i tak by się wydało - szepnęła i spuściła głowę. - Choć, nie chciałam, żeby to wyszło tak szybko. Ale... Macie mądrą czarownicę w gronie - mruknęła.
- Kira, jak chcesz, to nie musisz mówić - powiedział Harry.
- Powinnam, skoro mamy razem przebywać - odetchnęła, a Harry zdjął dłoń z ust Hermiony, która spojrzała na niego dziwnie.
- Jestem pół-lisem - powiedziała cicho. - Można nas nazywać kitsune - kiedy skończyła mówić, oczom wszystkich ukazały się lisie atrybuty nastolatki. Uszy, ogon, oraz pionowe źrenice i bardziej błyszczące oczy, oraz oczywiście wydłużone kły. Hermiona popatrzyła na nią z ciekawością.
- Czy to prawda, że większość osób z rodu Nakamura jest pół-zwierzętami?
- Owszem - pokiwała głową. - Ale jesteśmy również czysto-krwistym rodem, w dodatku jednym z najstarszych, sięgających prawie czasów samych założycieli Hogwartu - dodała. - Podobno na nasz ród została rzucona klątwa, jeszcze w średniowieczu i od tego czasu większość osób z linii Nakamura jest pół-zwierzętami. Ja jestem kitsune, a moja matka jest pół-wilkiem.
- Wilkołakiem? - sapnął Neville ze strachem, patrząc na nowo poznaną dziewczynę.
- To częsty błąd - odparła. - Pół-wilk nie przemienia się podczas pełni ani nie wyje do księżyca, ani nic z tych rzeczy, co robią wilkołaki. Jest bardziej jak ja. Ma wilcze atrybuty oraz większą siłę, szybkość, jak i węch, słuch i wzrok, niż przeciętny człowiek.
- Jaki jest twój dar? - zapytała Luna, skupiając na sobie uwagę całego pokoju. - Niech każdy odpowie - uśmiechnęła się ciepło.
- Ja mam dodatkowo władzę nad lodem - powiedział bez skrępowania Harry.
- Rozumiem zwierzęta - dodała rozmarzona Luna.
- Widzę przyszłość - mruknęła nieco zawstydzona Hermiona.
- Potrafię lewitować - szepnął Neville. Nie był to co prawda jakiś bardzo ważny dar, ale nadzwyczaj ciekawy. Lewitacja podchodziła już pod latanie. W zależność, w jakim stopniu opanuje dar, Neville mógłby może nawet nauczyć się latać. Dosłownie, bez miotły.
Draco zaczerwienił się, kiedy wzrok wszystkich spoczął na nim. W końcu odezwał się Harry.
- Zapewne jeszcze go Draco nie odkrył - odpowiedział.
- Ja potrafię stać się niewidzialna - powiedziała Kira, po czym zniknęła i pojawiła się za Malfoy'em, który podskoczył i również zniknął. Wszyscy gapili się przez chwilę w miejsce, gdzie przed chwilą stał blondyn, aż Harry roześmiał się.
- Z czego się śmiejesz, Harry? - prychnęła kasztanowłosa. - Malfoy zniknął - Hermiona zwróciła mu uwagę.
Riddle nie potrafił wykrztusić ani słowa, tylko wskazał na tchórzofretkę o białej sierści i szarych oczach, która patrzyła z niesmakiem na Riddle'a i nienawiścią na Kirę.
- Czyli Malfoy przemienia się we fretkę! Świetnie! - wykrzyknęła Hermiona, również dołączając do śmiechu.
- Potrafię zmienić się w każde zwierzę - prawie że warknął, wracając do ludzkiej postaci. Na pokaz, zmienił się na chwilę w sokoła, po czym ponownie w człowieka.
- To bardzo pożyteczny dar - przyznała z niechęcią Kira.
- Tak jak niewidzialność - mruknął w odpowiedzi Draco.
Harry tylko zatarł ręce. Już wiedział, że ta dwójka skończy razem.
Tak samo jak on z Hermioną. I Neville z Luną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro