24. Mimo, że upadasz, zawsze się podniesiesz
╰☆☆ 𝒲𝓈𝓅𝑜𝓂𝓃𝒾𝑒𝓃𝒾𝑒 ☆☆╮
Pięcioletni chłopiec o czarnych włosach i szmaragdowych oczach, właśnie stał przed budynkiem przedszkola, gdzie chodził jego o miesiąc starszy kuzyn. Kiedy tak stał i patrzył na kremowo-biały budynek o błękitnym lekko szpiczastym dachu, został popchnięty i upadł na schodki, raniąc sobie dłonie o kostkę brukową.
Popatrzył najpierw na swoje dłonie z kilkoma rysami w kolorze szkarłatu, z których zaczęły lecieć drobne kropelki krwi, a następnie na oprawców.
Tak jak mógł się spodziewać, był to Dudley Dursley, jego kuzyn, oraz dwójka innych chłopców, których Harry znał tylko z widzenia, gdyż często przychodzili do domu Dursleyów i zostawali do późna, dręcząc właśnie Harry'ego.
- Co tak leżysz, Potter? - prychnął z rozbawieniem najgrubszy z chłopców, wieloryb, jak zwykł go nazywać w myślach Harry, zamiast używać imienia kuzyna. Czarnowłosy milczał.
Wstał szybko, otrzepał dużo za duże ubrania po wielorybie, po czym szybko przeszedł przez drzwi prowadzące do przedszkola, uciekając od agresywnych chłopców. Jako że budynek był na Privet Drive, w dodatku niedaleko numeru czwartego, Dudley, jak i Harry musieli chodzić pieszo, co nie podobało się temu pierwszemu i przez to były częste kłótnie w domu, po powrocie chłopców.
Jak tylko znalazł się we względnie bezpiecznym budynku, położył zniszczoną torbę w kolorze czarnym na kafelkowaną podłogę z dziwnymi wzorami i wyszukał mały zwitek papieru, na którym napisał sobie kilka ważnych informacji, mianowicie, kto jest jego wychowawcą, w jakiej salce mają zajęcia, oraz gdzie ma chodzić na zajęcia z angielskiego i religię.
Do tego drugiego został zmuszony.
-~*~-
Szybko dotarł pod salę z dużym numerem trzy i równie szybko zniknął za jej drzwiami. Na szczęście dla niego, oczywiście, chodził do innej klasy niż Dudley.
- Dzień dobry dzieci. - powiedziała pani Rose i spojrzała na czarnowłosego, skulonego chłopca. - To wasz nowy kolega - wskazała na niego dłonią. - Przedstaw się - poleciła z miłym uśmiechem.
Była młodą dorosłą, miała ledwo dwadzieścia dwa lata, długie brązowe i błyszczące włosy związane miała w wysokiego kucyka za pomocą granatowej kokardki. Jej opalona cera idealnie pasowała do czekoladowych oczu, jak i wysportowanej sylwetki. Tego dnia założyła bluzkę na długi rękaw, w kolorze kokardki, oraz granatowe jeasny, a na nogach były czarne trampki.
Na pewno nie wyglądała ani nie zachowywała się, jak na swój wiek przystało. Była bardzo energiczną kobietą, która uwielbiała dzieci i chętnie spędzała z nimi czas. Nie akceptowała przemocy i natychmiast interweniowała, kiedy inni nauczyciele przechodzili obok, wzruszając ramionami.
- Nazywam się Harry - powiedział cicho. Mimo to dało się wyczuć w jego głosie strach oraz niepewność, kiedy patrzył na osoby, z którymi musi spędzić te pięć ostatnich miesięcy nauki.
- Może powiesz coś o sobie? - zapytała z ciepłym uśmiechem pani Rose. Chłopiec lekko się zaczerwienił i spuścił nieco wzrok, unikając oceniających spojrzeń chłopców i ciekawskich dziewcząt.
- Lubię rysować i uwielbiam zwierzęta - powiedział cicho, licząc, że to wystarczy. Pani uśmiechnęła się do niego ponownie i wskazała miejsce obok czarnowłosej dziewczyny o nietypowych, gdyż bursztynowych oczach.
Dziewczynka nieco się od niego odsunęła, kiedy usiadł. Również nie spojrzała mu ani razu, od czasu jego wejścia, w oczy.
- Jestem Harry, a ty jak się nazywasz? - zapytał cicho z dozą nieśmiałości. Bursztynooka milczała.
Harry spuścił wzrok na swój zeszyt ze szkicami. Niestety to był jego jedyny zeszyt na jego prace, gdyż drugi, jaki był w jego posiadaniu, miał być zeszytem szkolnym. Dursleyowie uznali, że w przedszkolu wystarczą mu dwa zeszyty, choć oczywiście nie wiedzieli, że jeden z nich został szkicownikiem młodego Pottera.
Kiedy zadzwonił dzwonek, oznaczający przerwę dla innej części budynku, gdzie znajdowali się uczniowie w wieku od siedmiu, do dwunastu lat, przedszkolaki nadal siedziały przy swoich małych ławeczkach i słuchały opowieści wychowawczyni o czarodziejach i czarownicach, uprawiających magię za pomocą różdżek z różnego rodzaju drewna.
W pewnym momencie Lilla, gdyż tak nazywała się pani Rose, wyciągnęła z kieszeni długi lekko zakrzywiony patyk i pokazała go dzieciom.
- Proszę pani, a czy to prawdziwa różdżka? - chłopiec o piaskowych włosach i dużych, niebieskich oczach zapytał z zaciekawieniem.
- Oczywiście, że tak - uśmiechnęła się ciepło. - Jestem czarodziejką - machnęła cienkim patykiem, a na tablicy pojawiło się imiona i nazwiska wszystkich dzieci, należących do klasy pierwszej "D".
Wszystkie dzieci, oprócz Harry'ego, który był pogrążony we własnych myślach i Kiry, która rysowała kobietę o dziewięciu ogonach w zeszycie, zaklaskały donośnie.
- Na dzisiaj koniec zabawy - powiedziała i położyła swoją różdżkę na biurku. Jeden chłopiec, który siedział tuż przed biurkiem wychowawczyni, chwycił cienki patyk i zaczął nim wymachiwać, mówiąc typowe zaklęcia, typu Abrakadabra, czy też Czary Mary. Kiedy nauczycielka zorientowała się, co się dzieje, szybko zabrała dziecku zabawkę.
- Aleks, nie powinieneś się tym bawić, przecież mógłbyś komuś wydłubać oko - zganiła go i nagle z przemiłej nauczycielki zrobiła się groźna osoba.
- Przepraszam, proszę pani - mruknął pod nosem i wybiegł z klasy. Lilla westchnęła ciężko i schowała zabawkę do specjalnego pudełka, a następnie umieściła je w torbie. Kiedy Harry wyszedł jako ostatni, kobieta ściągnęła z góry ciemnozielony papier, do złudzenia przypominający kolor tablicy, po czym przypięła go spinaczem na dole.
Odwróciła się i jej wzrok napotkał zaciekawione spojrzenie nowego chłopca. Uklękła przed chłopcem i położyła sobie palec wskazujący na ustach.
- Tylko nikomu o tym ani słowa - szepnęła z uśmiechem. - To będzie nasza tajemnica - Harry pokiwał lekko głową. I tak z nikim jeszcze się nie zaprzyjaźnił i zapewne tego nie zrobi.
-~*~-
Pięciolatek wyszedł z budynku i jak na złość, zaczął padać deszcz. Choć "padać" to za słabe słowo. Zaczęło lać. Mocno lać. Młody Potter westchnął i naciągnął na głowę kaptur szarej bluzy, po czym wyszedł spod daszku w ulewę.
Minął właśnie mały park między numerami dziesięć, a dziewięć, widział już nawet Privet Drive cztery, ale wtedy też usłyszał szelest. Głośny, gdyż wyróżniający się w rytmicznym uderzaniu kropel o bruk i nowo powstałe kałuże.
Odwrócił się i niepewnie spojrzał w kierunku parku. Na chwilę zdjął okulary i przetarł je z kropel, gdy ktoś wytrącił mu je z ręki. Spojrzał szybko na trzy rozmazane kształty i mimo iż nie widział dobrze, wiedział, kim oni są. Dudley i jego dwuosobowa banda.
- Czego chcesz, Dudley - warknął w kierunku wyższego i grubszego chłopaka. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się kpiąco i rzucił szklane oprawki w kałużę, po czym rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Dursley zaśmiał się i popchnął drobniejszego chłopca, tak, że ten wylądował na krawężniku i rozchlapał jedną z kałuż na siebie, jak i swojego oprawcę.
Wieloryb zdawał sobie nic nie robić z przemoczonego ubrania, za to z łatwością podniósł czarnowłosego i uderzył wolną pięścią w brzuch chłopca. Ten nie krzyknął, tylko się nieznacznie skrzywił. Był już przyzwyczajony do takiego traktowania, przez pożal się boże, kuzyna. Po kilku uderzeniach puścił Pottera i odszedł, śmiejąc się z kumplami.
Harry wyszukał dłońmi zniszczone szkła i oprawki okularów, schował je do kieszeni dresów, po czym wstał chwiejnie na nogi i ze spuszczoną głową podążył w kierunku domu z numerem czwartym.
-~*~-
Szedł tak wolno z obolałym brzuchem, że drogę, którą powinien pokonać w trzy minuty, zajęła mu aż dziesięć. Kiedy doszedł pod numer piąty, zobaczył cztery rozmazane kształty, z czego trzy leżały na ziemi, a jeden stał między nimi.
- Harry? - cichy, damski głos rozległ się podczas ulewy.
- Kim jesteś? - zapytał cicho, patrząc ze strachem na zbliżający się kształt.
- Jestem Kira - odpowiedziała. - Siedziałam z tobą w ławce - dodała cicho. Harry podszedł kilka kroków do przodu i stanął przed dziewczyną, po czym zmrużył oczy.
Na chwilę, krótką, trwającą ledwie kilka sekund chwilę, jego jedno oko zabłysło czerwienią, pozwalając mu zobaczyć czarnowłosą dziewczynkę o bursztynowych oczach, stojącą nadal między trójką innych dzieci, w których Harry zdołał poznać Dudleya i jego dwójkę kolegów. Dziewczyna popatrzyła na chłopca przed nią z szeroko otwartymi oczami.
- Dlaczego twoje oko nagle zrobiło się czerwone? - zapytała.
- Wcale nie - zaprzeczył szybko. - Musiało ci się wydawać. - spojrzał w jej oczy, a ona nie mogła odwrócić wzroku od takiej charakterystycznej barwy jednego z niewybaczalnych zaklęć.
Jej rodzina od wieków była neutralna, choć doskonale wiedziała, co się dzieje w magicznym świecie. Kira od samego początku wiedziała, że Harry jest czarodziejem, tak jak ona, a kiedy zobaczyła, jak ci chłopcy potraktowali innego czarodzieja, zdenerwowała się i jej dzika natura odebrała jej kontrolę, choć się nie sprzeciwiała.
Dlatego też była zdziwiona, kiedy Harry chciał użyć na niej Legilimencji. Nie dość, że zapewne nie wiedział nic o magii, to i tak na pewno był za młody na panowanie nad takim rodzajem magii.
- Gdzie masz okulary? - zapytała, udając, że jego "zaklęcie", czy za co to uważał, zadziałało.
- Dudley mi je połapał - mruknął. - Znowu - dodał z westchnieniem.
- Może będę mogła je naprawić? - zaproponowała z uśmiechem, ukazującym nieco dłuższe kły niż u przeciętnych ludzi, choć oczywiście Harry tego nie widział.
- Wątpię - odpowiedział, ale wyciągnął pokiereszowane czarne oprawki i dwa połamane szkiełka, po czym podał je dziewczynce. Kira spojrzała na oprawki i szepnęła cicho zaklęcie reperujące.
Takie rzeczy to w jej rodzinie, nawet bez różdżki trzeba było umieć wykonywać. A już szczególnie ona musiała dobrze znać magię bezróżdżkową i niewerbalną, nie zważając nawet na jej wiek, choć była starsza, niż wskazywałby jej wygląd. Dużo starsza. Miała już osiem lat, ale zaklęcia ukrywały jej prawdziwy wiek i wygląd, tylko dlatego, że im była starsza, tym mniej przypominała człowieka.
- Proszę. - podała chłopcu w pełni naprawione okulary.
- Wow. Dziękuję - powiedział Harry, kiedy założył okulary na nos. - Jak ci się udało je naprawić? - zapytał ze skrzącymi się oczami.
- To, Harry, moja słodka tajemnica - uśmiechnęła się lekko i mrugnęła do niego, po czym pobiegła przed siebie, nie zważając, że rozchlapuje wodę naokoło, choć żadna kropla zdawała się jej nie dotykać.
Potter zamrugał ze zdezorientowaniem oczami, po czym poszedł do domku numer cztery, nie odwracając się nawet na trzech chłopców, którzy nadal leżeli na brukowej ulicy.
╰☆☆ 𝒦𝑜𝓃𝒾𝑒𝒸 𝒲𝓈𝓅𝑜𝓂𝓃𝒾𝑒𝓃𝒾𝒶 ☆☆╮
- Od czasu jak mi pomogła, chciałem się z nią zaprzyjaźnić - kontynuował Harry. - Po pięciu miesiącach nauki, rodzina Kiry wyprowadziła się - westchnął. - To ona pierwsza mi wysłała list, w dodatku za pomocą sowy - uśmiechnął się na kolejne wspomnienie, migające w jego myślach. - Od czasu, kiedy naprawiła mi okulary, pokonała bandę Dudleya, oraz wysłała mi sowę, poznałem świat magii. Wcale nie byłem taki szary w tym całym temacie.
- W takim razie, tylko udawałeś? - zapytał Draco.
- Owszem - pokiwał głową czarnowłosy. - Jak byłem z Hagridem, to nic już nie było dla mnie nowością - uśmiechnął się smutno. - Jak poszedłem do Hogwartu, straciłem z nią kontakt, choć już wysłałem jej wiadomość z prośbą o spotkanie. Liczę, że odpowie.
- Powiedz zatem, dlaczego uważasz, że to ją będę chronił? - zapytał blondyn.
- Jak wiecie, wyczuwam aury. Jak byłem młodszy, to oczywiście nad tym nie panowałem, ale doskonale pamiętam, że Kira była czarownicą czystej krwi ze słabą i zarazem drastycznie różniącą się, od czarodziejskiej aurą.
- A pamięć mam dobrą - dodał, zanim ktoś zdołał podważyć jego słowa. Nagle w pomieszczeniu pojawił się czarno-szmaragdowy ogień, a zaraz po nim feniks.
- Czy to...? - Hermiona patrzyła szeroko otwartymi oczami na ptaka, podobnie zresztą jak Neville i Draco. Luna zdawała się nawet nie być zdziwiona obecnością tego rodzaju ptaka w tym pomieszczeniu.
- Tenebrisie, masz odpowiedź? - Harry nagle się ożywił.
~ Oczywiście, że tak, Harry. Przecież nie wracałbym bez niej. ~ odparł feniks w myślach Riddle'a. Harry spojrzał na niego z zaciekawieniem.
~ Jak ze mną rozmawiasz w myślach?
~ To proste, Harry. Wcześniej nie było takiej potrzeby, lecz teraz nie musisz oczekiwać moich gestów, tylko odpowiedzi w myślach.
~ Jasne. ~ Harry pokiwał głową i wziął list ze szponów feniksa.
- Czy to-to...? - Hermiona nadal się jąkała, Luna spoglądała za okno, a Neville nie mógł wykrztusić słowa.
- Czy to nie jest mroczny feniks? - wyszeptał Draco, wpatrując się w ciemnofioletowo-granatowe upierzenie ptaka.
- Tak, to mroczny feniks - mruknął Harry znad koperty. - Należał do Salazara i nazywa się Tenebris - dodał na pytające spojrzenia pozostałych czarodziei.
- Od kogo ten list? - zapytała lekko sennie Luna, doskonale znając nadawcę koperty. Dzięki jej pytaniu dwójka Gryfonów i Ślizgon nieco się ogarnęli i przestali patrzeć na mrocznego feniksa, jakby był jakimś kosmitą, czy istotą z innego wymiaru.
- To od Kiry - odparł z uśmiechem.
Czy komuś postać Kiry kojarzy się z jakąś serialową postacią? Co prawda kolor oczu zwykle ma inny, ale bursztynowy akurat mi tutaj pasował. Poza tym tylko nazwisko jest nieco zmienione.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro