18. My znamy prawdę od samego początku
- Robi się późno. - zwrócił uwagę Syriusz, kiedy spojrzał na zegar. - Skąd tu zegar? - zapytał.
- Potrzebowałem jakiegoś odmierzacza czasu, a nie uśmiecha mi się ciągłe rzucanie Tempusa. - odparł Harry i również spojrzał na srebrzyste urządzenie.
- Ja już powinienem chyba iść. - Syriusz podrapał się po karku. Kiedy nie dostał odpowiedzi, wyszedł. Młody Riddle zwrócił się do bliźniaków.
- Co chcecie ode mnie?
- Skąd pomysł...
- ...że coś od ciebie chcemy? - dokończył George.
- Nie bez powodu czekaliście, aż Black pójdzie. - odparł lekko. Nagle rudowłosi spoważnieli i rzucili kilka zaklęć wyciszających. Harry zmrużył oczy, ale postąpił tak samo, przez co pokój został otoczony barierą, przez którą nic się nie przebije.
- Dlaczego nie powiedziałeś...
- ...kto jest twoim ojcem?
Harry zamrugał ze zdziwienia, ale szybko przybrał ponownie obojętny wyraz twarzy. - Nie rozumiem, o co wam chodzi. - schował dłonie za plecy.
- Harry... Harry... Harry... - Fred pokręcił głową.
- My znamy prawdę. - powiedział George.
- Jaką prawdę? - próbował. Naprawdę próbował uciec od tej rozmowy, ale bliźniacy nie dali mu takiej szansy.
- No, że Voldemort jest twoim ojcem. - powiedział z lekkością Fred, a George pokiwał głową. A biedny Harry, stał z otwartymi ustami w zdumieniu i oczami rozszerzonymi do granic możliwości.
- Chyba go zepsuliśmy. - szepnął George do brata.
- Chyba masz rację. - Fred ledwo utrzymywał poważną minę.
- Ej, zepsułeś się? - George podszedł i potrząsnął ramieniem młodego Riddle'a. Harry potrząsnął głową, jakby obudzony z transu.
- Skąd wiecie? - zmrużył podejrzliwie oczy i dodał jeszcze kilka zaklęć ruchem dłoni.
- Jesteśmy spostrzegawczy. - odpowiedział Fred.
- Często się wymykałeś od drugiej klasy. - kontynuował George.
- Hermiona nam powiedziała gdzie.
- Potem ta akcja z Syriuszem, a ty zamiast uciekać przed mordercą, szukałeś szczura Rona, który okazał się animagiem.
- Dziwnym trafem nikt nie pamiętał, co się wtedy działo, oprócz ciebie i Petera, który jakimś cudem uciekł trójce potężnych czarodziei.
- Potem twoje imię wypadające z Czary, a ty nie byłeś ani trochę zdziwiony. Przerażony byłeś, okej, ale nie zdziwiony.
- Tak jakbyś wiedział o tym, ale musiał udawać przerażenie.
- Na zadaniach nie wydawałeś się w ogóle bać.
- No może trochę.
- No trochę - zgodził się z bratem.
- Jakbyś znał wszystkie zadania, a potem ten świstoklik.
- I pojawiasz się z Diggorym przed labiryntem.
- Widzieliśmy, jak się krzywiłeś, kiedy musiałeś go dotykać. - bliźniacy uśmiechnęli się do siebie.
- Potem ta Pokątna, na której ktoś rzekomo użył wielosokowego, a ty byłeś w niewoli u Voldemorta.
- Raczej leżałeś w łóżku i czytałeś książki. - rzucił Fred i rudowłosi roześmiali się.
- I teraz, jak podobno cię uwolniono. - zakończył George. Harry nieco osłupiał. Bliźniacy musieli naprawdę być spostrzegawczy. Nie doceniał ich.
- Tylko wy to widzieliście? - zapytał na pozór spokojnie.
Jedną ręką ściskał różdżkę, która nawet nie wiedział kiedy, wylądowała w jego dłoni.
- Tak. - potwierdzili w tym samym czasie.
- Mówiliście komuś o tym? - odwrócił się do okna i szybko tam podszedł. Położył dłoń na szkle. Pod jego dotykiem zaczęło powoli zamarzać.
- Nie. - odparł Fred.
- Co to za zaklęcie? - George wychylił się zza ramienia młodego Riddle'a i patrzył z ciekawością na zamarzające szkło.
- To nie jest żadne zaklęcie. - odpowiedział już nieco spokojniej czarodziej.
Odwrócił się do bliźniaków i wyciągnął przed siebie dłonie. Nad jedną zawirowała śnieżynka, a nad drugą pojawiło się małe tornado.
- Kiedy wpadliście przerażeni do pokoju, bawiłem się powietrzem i lodem. Przypadkiem zrzuciłem wszystkie przedmioty. - wzruszył ramionami.
- Masz władzę nad powietrzem i lodem? Wow - Fred zaklaskał, a po chwili do oklasków dołączył jego bliźniak.
- Czytałem kiedyś o władcach żywiołów. - zmienił temat na bezpieczniejszy. - Władców żywiołów na całym świecie jest tylko czwórka. Najczęściej dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Każdy władca ma jeden główny żywioł, powietrze, ogień, woda lub ziemia, oraz czasami mają dodatkową moc. - westchnął. - Tak, jak ja. Powietrze i lód.
- I co ci władcy żywiołów robią? - zapytał ciekawy George, siadając na podłodze. Fred szybko podążył w jego ślady. Wyglądało to tak, jakby Harry opowiadał jakąś baśń, a dzieci, w tym przypadku bliźniacy, słuchali uważnie.
- Pilnują porządku na świecie. - mruknął. - Jeżeli zbiorą się we czwórkę w jednym miejscu, tam powstają bariery, które utrzymują światło i ciemność na równi. Oczywiście tylko na określonym obszarze. Zwykle o wielkości państwa... Były również dwa przypadki w historii, kiedy bariera objęła cały kontynent.
- Kiedy to było?
- Merlin był jednym z władców żywiołów. Poza tym król Artur, jego przyrodnia siostra Morgana, oraz jego małżonka, Ginewra. Kilka tysięcy lat później, czwórka założycieli okazała się władcami żywiołów. - uśmiechnął się.
- Czy Hogwart kiedyś był w tej barierze?
- Nadal jest. Dlatego żaden czarodziej o złych zamiarach nie może wejść na teren szkoły. Jest tak dlatego, że cały budynek jest przesączony magią założycieli, w tym czterech żywiołów.
- Czyli, jak dobrze rozumiem... - zastanowił się Fred. - Każdy założyciel miał władzę nad jednym z żywiołów, który najbardziej pasował do ich charakteru?
- Owszem. - czarnowłosy kiwnął głową.
- Slytherin na pewno miał władzę nad ogniem. - George uśmiechnął się.
- Muszę cię rozczarować. - roześmiał się Harry. - Godryk był od ognia, Rowena wody, Helga ziemi, a Salazar powietrza. - Bliźniacy zamrugali.
- Ogień nie symbolizuje tylko złości, ale też odwagę i siłę. Woda jest zwykle niegroźna, choć potrafi zranić, a nawet zabić. Ziemia jest spokojna i łagodna. Trzęsienia powodują jedynie bardzo silne negatywne emocje, siła zależy od ich natężenia. Natomiast powietrze... Może oznaczać spokój, oraz spryt. Jako jedyny żywioł, znajduje się wszędzie. W domach, ogrodach, pojazdach.
- Skąd tyle wiesz, Harry? - zapytali w tym samym czasie, spojrzeli na siebie, po czym przesłali sobie uśmiechy.
- Dużo czytam. - odparł lakonicznie.
- Jak władcy żywiołów poznają się nawzajem? - spytał Fred.
- Mamy inne aury. - odpowiedział. - Różnią się od czarodziejskich i mugolskich.
- To mugole mają jakieś aury? - zapytał George.
- W większości. - kiwnął głową. Bliźniacy zamrugali.
- Rozwiń - poprosił Fred.
- Jeżeli w rodzinie mugoli, chociaż przez dwa pokolenia, pojawiali się czarodzieje, to nawet mugole mają aury, co prawda osłabione, ale jednak. Charłacy również mają własne, różniące się od czarodziejskich.
Istoty, typu wilkołaki, wampiry, kotołaki i tym podobne, mają całkiem odmienne aury magiczne od czarodziejskich. Nawet jeżeli istotą jest mugol. Ponad połowa populacji mugoli miała w rodzinie kilka pokoleń czarodziei.
- Krukon. - zanucił Fred. Harry uśmiechnął się.
- Zmieniając temat... Wiem, że w Hogwarcie jest jeszcze jeden władca żywiołu.
- Wiesz kto? - zapytał George. Bliźniakom oczy się zaświeciły z ciekawości.
- Nie wiem dokładnie. - westchnął. - Ale to na pewno ktoś z Ravenclaw.
- A wiesz chociaż czy to dziewczyna, czy chłopak? - zapytał jeden z rudzielców.
- Dziewczyna. - odparł Harry. George zmrużył na chwilę oczy w zamyśleniu.
- Od kiedy wiesz?
- Że jestem jednym z władców? - zapytał Harry.
- Tak. - kiwnął głową George.
- Od jakiś... - spojrzał na zegar. - Jakiś pięciu godzin.
- Więc skąd wiesz, że w Hogwarcie jest jeszcze jeden władca? - zapytał Fred, rozumiejąc, o co chodziło jego bratu.
- Jak już wspominałem... - zaczął. - Władcy żywiołów mają aury, różniące się od czarodziejskich.
- Wyczuwasz aury magiczne? - zapytał zaciekawiony Fred.
- Tak. - odparł Harry. - Mam do tego dryg. Aury władców są słabiej wyczuwalne niż czarodziejskie. - wytłumaczył. - Choć takie osoby mają więcej mocy. - mruknął.
- Możemy ci pomóc szukać tej osoby. - zaproponował Fred.
Harry zmrużył na chwilę podejrzliwie oczy i szybko zajrzał do umysłów bliźniaków.
Nieco się zdziwił, kiedy napotkał opór. Oczywiście, gdyby chciał, to z łatwością przełamałby oba mury, ale jednak to, że Weasley'owie nie zdradzili nikomu prawdy o nim, ani nie podzielili się z nikim swoimi domysłami...
- Zgoda. - powiedział w końcu. Rudzielcy przybili sobie piątki. - Tylko uprzedzam... - dwie pary brązowych oczu zostały utkwione w młodszym chłopcu. - Jeżeli zdradzicie moje zaufanie... - jego oczy na chwilę zabłysły czerwienią. - Nie wybaczę. - Jego oczy wróciły do szmaragdowego koloru, ukrywając ponownie szkarłat jednej z tęczówek. Rudzielcy pokiwali ostrożnie głowami, akceptując ryzyko. - Cieszę się, że się rozumiemy. - uśmiechnął się. - A teraz powinniście już iść. - wskazał na zegar, którego krótsza wskazówka była na jedynce, a dłuższa między szóstką, a siódemką. Bliźniacy wyszli, zamykając za sobą cicho drzwi.
Harry westchnął i machnął dłonią, odnawiając zaklęcia wyciszające. - Tenebris? - zapytał cicho Harry. Nagle w pokoju pojawił się ciemny ogień.
Feniks wyłonił się z ciemności i usiadł na kolanie swojego nowego pana. Harry zaczął delikatnie głaskać głowę ptaka. - Mógłbym cię o coś prosić? - Tenebris spojrzał na niego swoimi obsydianowymi oczami z uwagą przysłuchując się słowom Riddle'a. - Czy udałoby ci się wyszukać niejaką Kirę Nakamurę? - szepnął.
Feniks pokiwał głową na potwierdzenie. - A zatem proszę, zanieś jej ten list. - wręczył szarą kopertę ptaku. - O ile mi wiadomo, powinna znajdować się w Japonii. Nie wracaj bez odpowiedzi, to ważne. - dodał.
Tenebris ponownie kiwnął głową i wzbił się pod sufi, żeby zniknąć ponownie w ciemnych płomieniach. Harry rzucił się na łóżko i szybko zasnął po dniu pełnym wrażeń.
Śnił o tym, jak przyjaciele go zdradzili.
Jak Dumbledore go oszukiwał.
Jak poznał prawdę.
Jak poznawał nowych ludzi, w tym przypadku śmierciożerców ojca i Ślizgonów.
I wreszcie jak znęcał się nad wujostwem wraz z Bellatriks.
-~*~-
Obudził się nagle, słysząc głośne stukanie w szybę.
Podniósł się niechętnie i machnięciem dłoni otworzył drzwi.
Do środka wleciała ciemnobrązowa sowa o czarnych oczach. Spojrzała na chłopaka z dziwnym dystansem i wypuściła z pazurów ciemną kopertę, która delikatnie opadła na jego kolana.
Sówka usadowiła się na oparciu fotela, a Hedwiga zaskrzeczała ze złością.
- Spokojnie, Hedwigo. - mruknął Harry, nie patrząc na sowę, tylko całą uwagę poświęcając ciemnoszarej kopercie.
Wyjął pergamin ze środka.
Pismo było delikatne i z wieloma zawijasami. Nie znał żadnej osoby, która by tak pisała.
Spojrzał szybko na dół pergaminu i zdziwił się.
List był od Bellatriks. Harry zamrugał, po czym zaczął czytać.
Witaj, Harry.
Pamiętam, że Lily o dziwo, bez oporów zgodziła się, żebym została twoją matką chrzestną.
Po tym jak Lily zniknęła wraz z tobą, a mój pan... zdawał się tym nie przejmować, nie wiedziałam co o tym myśleć.
Potem ta wiadomość, że Lily wyszła za tego Pottera i mają syna. Wtedy byłam zła, ale pan nadal się tym nie przejmował, dlatego też nic nie zrobiłam.
Następnie ten atak w Dolinie Godryka. Ja też nie wiem, co się wtedy dokładnie stało.
Potem te trzynaście lat myślałam, że syn mojego pana i Lily nie żyje, aż tu nagle pojawia się... bachor... zdający się dogadywać z Nagini oraz chodzący po Malfoy Manor, jakby był u siebie.
Okazuje się, że to rzekomo syn Jamesa Pottera, a wtedy pan mówi, że jesteś jego synem.
Nie potrafiłam tego sobie przyswoić. Myślałam, jak Potter może nie być Potterem, tylko Riddle'em?
Mój pan wraz z Draco wytłumaczyli mi to wszystko. Chciałabym cię przeprosić za ten mój atak w Sali Spotkań. I wcześniejsze zachowanie. I wszystko inne...
Bella.
Harry nawet nie zauważył, kiedy na jego ustach pojawił się niemały uśmiech.
List oznaczał, że Bellatriks jest już świadoma tego, że jest jego matką chrzestną. Potwierdzeniem jest chociażby jego treść, a nie tylko obecność.
Szybko przywołał do siebie kawałek pergaminu i pióro. Zaczął pisać krótką odpowiedź.
-~*~-
Jak tylko odłożył pióro na bok i pergamin, schował do koperty.
Sówka, prawdopodobnie Malfoy'ów, podleciała do niego i wzięła delikatnie w dziób ciemną kopertę.
Nie czekając na nic, wyleciała przez otwarte okno.
Harry tylko pokręcił głową z rozbawieniem.
Hedwiga ponownie zaskrzeczała i zaczęła podgryzać drzwiczki od klatki.
- No już, już. - mruknął i podszedł do złotych krat.
Unikając dzioba śnieżnobiałej sowy, otworzył drzwiczki i ją wypuścił. Sowa nawet się na niego nie spojrzała, tylko od razu wyleciała przez, jeszcze otwarte, okno.
Harry pokręcił ponownie głową z rozbawieniem.
Wrócił do łóżka z książką w dłoni.
Była już siódma, więc postanowił nie iść spać, ale spożytkować czas na coś lepszego, niż leżenie bez celu.
Zostawał mu tylko ten dzień i jutrzejszy do wyjazdu do Hogwartu.
On jako jedyny miał już kupione wszystkie rzeczy na piąty rok.
Fred i George musieli zakupić nowe szaty, ponieważ ze starych wyrośli, ingerencje do eliksirów oraz książki na siódmy rok.
Hermiona chciała jedynie dokupić kilka nowych tomów na różne tematy.
Natomiast Ron, co niezbyt interesowało Harry'ego, musiał jakoś zdobyć fundusze na mnóstwo dodatkowych książek, które miały mu podobno pomóc nie zostać na kolejny rok w tej samej klasie.
Państwo Weasley uznali, że skoro Ron ledwo zdał do piątej klasy, nie będą kupować dla niego żadnych przedmiotów związanych z Quidditchem, póki nie poprawi się w nauce, co ucieszyło Harry'ego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro