15. Skąd masz pewność, że teraz cię nie zabiję?
Dokładnie o siedemnastej czterdzieści pięć, Harry kończył się szykować na spotkanie z Tomem. Miał na sobie długie, czarne spodnie, tego samego koloru buty i bluzę z kapturem na długi rękaw. Do kieszeni schował pomniejszoną pelerynę-niewidkę, dziennik Toma Riddle'a i Mapę Huncwotów. Do nadgarstka, jak zwykle, przypiął różdżkę, a świstoklik wziął w rękę.
Zapewne Dumbledore wyczułby świstoklik na terenie Hogwartu, a szczególnie szalałby, gdyby zorientował się, że to magia Toma, dlatego też Gryfon postanowił użyć świstoklika w Zakazanym Lesie. Szybko i cicho, pod peleryną, przemknął niezauważony przez Hogwart i błonia, aż zatrzymał się przed Lasem. Kiedy tylko wszedł w ciemność, poczuł szarpnięcie w okolicach pępka i wylądował w jakimś salonie.
Urządzony był on w iście ślizgońskim stylu. Srebrne żyrandole i płonące świece, sporych rozmiarów biblioteczka z ciemnego drewna pełna ksiąg o Czarnej Magii, kanapa i fotel obite zielonym materiałem z wizerunkami węży po bokach, ciemny stolik kawowy, oraz nieco jaśniejsza podłoga, a na niej dywan w kształcie węża, w kolorze domu Salazara.
- Do końca nie byłem przekonany, czy jednak zdecydujesz się na świstoklik. - powiedział miękki głos, z zacienionej części pokoju.
- Już wcześniej chciałem się spotkać, ale wtedy nie miałem pewności, że mnie nie skrzywdzisz. - odparł i odwrócił się do Toma, który już nie przypominał węża.
Był wysokim i szczupłym mężczyzną o czarnych włosach ułożonych w artystyczny nieład i szkarłatnych oczach, a jego cera była blada i prawie że nieskazitelna. Na sobie miał szmaragdową koszulę na długi rękaw, czarne spodnie i tego samego koloru pantofle.
- Skąd masz pewność, że teraz cię nie zabiję?
- Bo nie lubisz czegoś nie wiedzieć. - uśmiechnął się. - Wiem, że zainteresowałem cię moimi listami, w gruncie rzeczy zgodziłeś się na spotkanie.
- Może zgodziłem się, żeby wreszcie pozbyć się Złotego Chłopca?
- Wątpliwe. - parsknął. - Zresztą nawet nie jestem złotym chłopcem. Bliżej mi do Ślizgona niż Gryfona. W porównaniu do niektórych mam instynkt samozachowawczy.
- Raczej nie. - wykrzywił usta. - Przecież przyszedłeś tutaj, do Voldemorta.
- Przyszedłem do Toma. - odpowiedział. Marvolo podszedł do stolika i wziął listy.
- Spodziewam się, co chcesz powiedzieć, ale nie uwierzę. - powiedział. - Mój syn zginął tamtej nocy. Harry westchnął i zdjął Glamour. Oczom czarnoksiężnika ukazała się jego miniaturowa wersja, z wyjątkiem oczu. Chłopak miał heterochromię, jedno oko w kolorze Avady, tak jak matka, a drugie czerwone, jak krew, takie, jakie on teraz ma. Po chwili również zdjął okulary.
- To niemożliwe...
- A jednak. - mruknął. - Heterochromia jest rzadka pośród mugoli, ale nie czarodziei. Wężomowa za to... ;Jest bardzo rzadka; - Zasyczał.
;Nie możesz nim być...; Sam byłem zdziwiony, ale wszystko to prawda. - szepnął. - Kto by pomyślał, że mój prawdziwy ojciec żyje, ma się dobrze i jest czarnoksiężnikiem. - zaśmiał się i podniósł wzrok. - Dlatego pomogłem ci odzyskać ciało.
- To ty przygotowałeś eliksir? - mruknął z zastanowieniem. - Jakim cudem dwunastoletni Gryfon potrafił przygotować Eliksir Życia, szczególnie że Kamień Filozofów podobno został zniszczony?
- Zrobiłem go, gdy miałem jedenaście lat. - mruknął. - I dla jasności, potrafię eliksiry. W porównaniu do osób w moim wieku jestem mistrzem. Mogę przygotować Eliksir Życia, Wywar Żywej Śmierci, Eliksir Wielosokowy, a nawet Felix Felicis. Ale muszę udawać idiotę.
- Skąd miałeś Kamień Filozofów? - odpuścił sobie temat eliksirów.
- Jestem niezłym aktorem. - uśmiechnął się. - Oddałem go Dumbledore'owi, ale zanim to zrobiłem... Odciąłem niewielki kawałek, tak żeby wystarczył mi na trzy eliksiry.
- W takim razie co zrobiłeś z dwoma pozostałymi?
- Jednym... - mruknął. - Tobie dałem podwójną dawkę, żebyś przestał być duchem i wężem.
- A kolejne?
- Zostawiłem dla siebie. Nie zależy mi jakoś na nieśmiertelności, ale lepiej się ubezpieczyć, nieprawdaż?
- Tak. - skrzywił się. - Więc nie mogę cię zabić Avadą? - westchnął z ubolewaniem.
- Nie. - pokręcił głową ze śmiechem. - Przez jakieś trzydzieści lat będę chroniony eliksirem. Może później uda mi się zrobić go jeszcze trochę. - wzruszył ramionami.
- To jest w końcu zniszczony, czy nie?
- Oczywiście, że nie! - wykrzyknął. - Kto by go zniszczył? Chyba tylko idiota. - prychnął. - Dumbledore wszystkim mówi, że go zniszczył, żeby nikt go nie szukał, a tak naprawdę Kamień Filozofów leży sobie bezpiecznie u Nicolasa Flamela.
- Zatem dlaczego go nie ukradłeś? - prychnął.
- Jak na razie planuję. - skrzywił się. - Też mógłbyś spróbować czasem coś zaplanować, a nie od razu działać, jak jakiś głupi Gryfon.
- Sam jesteś Gryfonem. - warknął.
- Gryfonem o ślizgońskim umyśle. A zresztą miałem być w Slytherinie, bo także jestem Dziedzicem. - uśmiechnął się kpiąco. - Może ty mi nie wierzysz, co z tego, że jestem nadzwyczaj do ciebie podobny i jestem Dziedzicem. Twoim Dziedzicem. - wzruszył ramionami. - Mam dowody w księgach i nawet bazyliszek może to potwierdzić.
- Nie przyjmę tego do wiadomości, że Złoty Chłopiec Dumbledore'a jest moim synem. - prychnął.
- Nie jestem Złotym Chłopcem tego starca! - warknął, a jego oczy zabłysły czerwienią. - Nie jestem żadnym Wybawcą Czarodziejskiego Świata, nie jestem Złotym Chłopcem ani Chłopcem, Który Przeżył! - przedmioty zaczęły latać wokół dwójki czarodziei. - Jestem Mrocznym Magiem, czarnoksiężnikiem, czy jak ty to nazywasz! - pojawiła się czarna mgła wokół chłopca.
- Opanuj tę magię. - mruknął Tom. Zainteresowały go te całe pokłady tak silnej i ciemniej magii. Nie było to możliwe, żeby ledwie trzynastolatek miał aż tak rozwinięty rdzeń, a jednak. Żywy przykład stał przed nim. Harry nieco się uspokoił. Mgła zniknęła, a przedmioty opadły na ziemię. Jedno oko natomiast nadal pozostawało czerwone.
- Od zawsze Mroczne Sztuki mnie interesowały. Od pierwszej klasy, kiedy pierwszy raz znalazłem się w Dziale Ksiąg Zakazanych. - westchnął. - Nawet wcześniej potrafiłem sprawić, że komuś działa się krzywda. - uśmiechnął się drwiąco. - Wiem, że ty też tak potrafiłeś, jak jeszcze byłeś w sierocińcu.
- Skąd wiesz? - warknął.
- Księgi z Komnaty. - wzruszył ramionami. Jego oczy wróciły do względnej normy. Oba nieco przygasły i jedna tęczówka zabarwiła się zielonego promienia Avady. - Ciężko ukrywać kolor oczu pod Glamour. Coraz mniej pomagają okulary.
- Harrison Salazar Syriusz Riddle. - Tom westchnął i odwrócił się do biblioteczki. Przywołał dłonią jedną z ksiąg. - Jeżeli nim jesteś... - jego głos nieco zadrżał. - Księga to potwierdzi.
Wolumin podleciał do młodszego czarodzieja, który wyczarował sobie nóż. To było do przewidzenia, że księga potrzebowała próbki krwi. Bez krzywienia się, przeciął wewnętrzną część dłoni i pozwolił krwi spływać przez kilka sekund.
Kiedy ciecz zaczęła układać się w słowa, wyleczył ranę bezróżdżkowo i odlewitował księgę do czarnoksiężnika. Tom przez chwilę patrzył się pustym wzrokiem w jedną z kart. Odłożył wolumin na miejsce i usiadł na kanapie, chowając twarz w dłonie.
Harry wzruszył ramionami i podszedł do biblioteczki, w poszukiwaniu ciekawej lektury. Kiedy znalazł odpowiednie tomiszcze, usiadł w fotelu, niedaleko Riddle'a seniora i wczytał się w treść. Księga opisywała rzadkie i zarazem starożytne zaklęcia, które były przydatne podczas pojedynków lub obrony.
-~*~-
- To kolejny plan Dumbledore'a, prawda? - Tom zaśmiał się ponuro, tym samym przerywając czytanie Harry'emu. Podniósł wzrok znad książki.
- Starca w to nie mieszaj. - prychnął. - Sam się dowiedziałem. Czy Dumbledore pozwoliłby mi pomóc ci odzyskać ciało? Pozwoliłby mi schodzić codziennie do Komnaty? Zezwoliłby na dzisiejsze spotkanie?
- Nie, nie i nie. - skrzywił się. - Choć zawsze może to być dla większego dobra. - prychnął. Harry roześmiał się.
- Nienawidzę tych słów. On uważa, że wie o mnie wszystko, a nie wie nic. Nie wie o moich ofiarach. - uśmiechnął się mrocznie. - Nie wie o Komnacie ani o dzienniku. - wyciągnął cienką książeczkę.
- Mój dziennik? - zamrugał i przywołał niewerbalnie skórzaną książkę.
- Mogłem ci go podać w zwykły sposób. - mruknął nieco zirytowany Harry. - Mówiłem, że go nie zniszczyłem, a Horkruks przeniosłem i bazyliszek żyje. - Tom myślał przez chwilę nad czymś intensywnie, aż w końcu przywołał do siebie bardzo podobny, czarny dziennik, oraz cienką księgę o tytule "Magia przedmiotów".
Bez słowa przelewitował oba przedmioty do, wyglądało na to, że już syna i czekał w milczeniu. Młody Riddle otworzył niepewnie księgę. Zaklęcie, które pierwsze rzuciło mu się w oczy, tworzyło z przedmiotu artefakt, bardzo podobny do dziennika młodego Riddle'a.
Jeżeli na dwóch podobnych lub identycznych artefaktach jest to zaklęcie, można się za pomocą nich kontaktować. Niewerbalnie i bezróżdżkowo zaczarował drugi dziennik i podpisał go "Harry Riddle" szmaragdową nicią. Przy okazji rzucił szybkie zaklęcie, że tylko on i Tom mogli widzieć ten napis. Wszyscy inni widzieli "Harry James Potter".
- Powinienem lecieć. - spojrzał na świecące cyfry zaklęcia sprawdzającego czas. - Do zobaczenia, ojcze. - pomachał i zniknął bez typowego dla aportacji trzasku.
- Do zobaczenia... - westchnął. - Synu. - dodał w przestrzeń. Nie zauważył szmaragdowych oczu, znikających po chwili w mroku, ani uśmiechu na bladej twarzy chłopaka.
╰☆☆ 𝒦𝑜𝓃𝒾𝑒𝒸 𝒲𝓈𝓅𝑜𝓂𝓃𝒾𝑒𝓃𝒾𝒶 ☆☆╮
- I tak jakoś wyszło. - wzruszył ramionami, kiedy skończył opowiadać o jego pierwszym spotkaniu z ojcem.
Pytanie Syriusza, przerwały dwa trzaski aportacji. Na środku salonu pojawił się zdenerwowany Tom oraz niepokojąco zadowolony Draco. Oboje rozejrzeli się ze zdziwieniem.
- Co tu się stało? - pierwszy zapytał pytanie Tom.
- Syriusz, Remus, Hermiona i Tonks zdecydowali, że mi pomogą. - uśmiechnął się Harry. - Pan Weasley zapyta się żony, a Kingsley nie będzie się mieszać do wojny.
- Sprawdziłeś ich? - spytał chłodno.
- Za kogo ty mnie masz? - prychnął. - Ronald i Moody przecież nadal siedzą oszołomieni i przypięci do krzeseł. - dodał.
- Widzę. - mruknął i usiadł na fotelu, obok kanapy. Draco natomiast przysiadł się z drugiej strony przyjaciela.
- Kto ci pomógł? - zapytał z uśmiechem.
- Ale w czym? - drugi chłopak również się uśmiechnął. Młody Malfoy zmrużył oczy.
- Ty już dobrze wiesz.
- Hm... Nie. - roześmiał się.
- Dursley'owie. - rzucił Marvolo, przez co wszyscy spojrzeli na niego.
- Co z nimi? - zapytał Syriusz, niezbyt rozumiejąc, co się dzieje.
- Ktoś ich zabił. - powiedział Draco. - A ja wiem kto. - dodał zadowolony.
- Harry, dlaczego nie powiedziałeś, że już ich nie ma? - mruknął Tom.
- A po co? - zaśmiał się. - Fajnie było oglądać złych was.
- Kto ci pomógł? - ponowił pytanie blondyn, nie zważając na zaniepokojone spojrzenia pozostałych czarodziei, niegdyś Jasnej Strony.
- Bella chętnie dołączyła. - uśmiechnął się ponownie. - Zna niezłe klątwy.
- No, no... Nieźle. - pochwalił Malfoy.
- Na spotkaniu się nie dogadaliście. - stwierdził Riddle senior.
- W sumie na początku na nią wpadłem, potem wkurzyła się, jak siedziałem na twoim tronie. - prychnął z rozbawieniem. - A po spotkaniu zaprosiłem ją na tortury. Potem wydała się, być lepiej do mnie nastawiona.
- Bella nigdy nie odmówi tortur. - mruknął Tom.
- Czy ja dobrze rozumiem? - odezwał się nagle animag. - Harry, czy ty torturowałeś swoje wujostwo razem z Bellatriks? - zapytał oszołomiony.
- Trochę potorturowałem, później zabiłem. - odparł z lekkością. - Jeżeli ci się nie podoba, to zawsze mogę wyczyścić ci pamięć. - dodał chłodno. - To się tyczy wszystkich tu obecnych pionków Jasnej Strony. - rozejrzał się po twarzach dawnych więźniów jego ojca. Kingsley, Tonks i Artur nad czymś debatowali, Hermiona nie odrywała wzroku od książki, choć jej nie czytała, a rozmyślała, natomiast Remus i Syriusz patrzyli na chłopaka z różnymi emocjami.
- To jak, Syriuszu? Remusie? Usuwać wam wspomnienia, czy zaakceptujecie to, że jestem ciemnym magiem? Czarnoksiężnikiem...? - wyciągnął różdżkę i położył ją przed sobą na stoliku.
- Ciężko to zaakceptować. - odezwał się Remus.
- Zawsze zachowywałeś się jak Gryfon... Prawdziwy Gryfon z krwi i kości. - dodał Syriusz.
- Ale nim nie jestem i nigdy nie byłem. - odparł twardo. - Mogę być sobie Gryfonem, ale o ślizgońskim umyśle, albo po prostu Ślizgonem. Od początku powinienem być w Slytherinie, to, że jestem w Gryffindorze, to tylko moja głupota i później ułożony plan.
- Jesteś w Gryffindorze, żeby sprawdzać Dumbledore'a, prawda? - odezwała się cicho Hermiona.
- Tak. - kiwnął głową. - Chociaż, zanim się dowiedziałem o waszych kłamstwach, byłem tam też dla was.
- Żałuję, Harry. Przepraszam, jeszcze raz. - wyszeptała.
- Jak już mówiłem Ronowi, ja nigdy nie zapominam. - skrzywił się. - Ale zaufanie można odbudować, choć nigdy nie będzie takie silne, jak na początku. To, że nie siedzisz oszołomiona, to twoja druga szansa. - Spuściła głowę ze smutkiem i wróciła do lektury, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o Czarnej Magii. Czy może o Mrocznych Sztukach? Jak powinna to nazywać?
-~*~-
- Powinniście się zbierać. - powiedział nagle Harry.
- Przecież zostali porwani z Kwatery. - mruknął Draco.
- Dumbledore ich szuka. Wysłał Zakon, a nawet wszystkich aurorów. - skrzywił się. - Będzie podejrzane, jeżeli wrócą późno, bez żadnych obrażeń.
- A jeżeli wrócą teraz, to można powiedzieć, że nie byli jeszcze torturowani i zdążyli uciec. - powiedział ze zrozumieniem blondyn.
- Dokładnie. - kiwnął głową i wstał. Szybko przejrzał myśli wszystkich, z pomocą Legilimencji. Hermiona stała twardo po jego stronie.
Syriusz i Remus, pomimo natłoku myśli i nowych informacji również, podobnie było z Tonks. Artur planował, jak to powiedzieć żonie, Kingsley nadal był przy swojej decyzji, neutralności. Ron i Alastor, nadal oszołomieni, zostali pozbawieni większości wspomnień z tej krótkiej "niewoli".
Pozostałym, Harry zablokował wspomnienia. Mogli tylko o tym rozmyślać, z wyjątkiem Artura, który miał to przekazać żonie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro