Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Skąd masz pewność, że teraz cię nie zabiję?

Dokładnie o siedemnastej czterdzieści pięć, Harry kończył się szykować na spotkanie z Tomem. Miał na sobie długie, czarne spodnie, tego samego koloru buty i bluzę z kapturem na długi rękaw. Do kieszeni schował pomniejszoną pelerynę-niewidkę, dziennik Toma Riddle'a i Mapę Huncwotów. Do nadgarstka, jak zwykle, przypiął różdżkę, a świstoklik wziął w rękę. 

Zapewne Dumbledore wyczułby świstoklik na terenie Hogwartu, a szczególnie szalałby, gdyby zorientował się, że to magia Toma, dlatego też Gryfon postanowił użyć świstoklika w Zakazanym Lesie. Szybko i cicho, pod peleryną, przemknął niezauważony przez Hogwart i błonia, aż zatrzymał się przed Lasem. Kiedy tylko wszedł w ciemność, poczuł szarpnięcie w okolicach pępka i wylądował w jakimś salonie.

Urządzony był on w iście ślizgońskim stylu. Srebrne żyrandole i płonące świece, sporych rozmiarów biblioteczka z ciemnego drewna pełna ksiąg o Czarnej Magii, kanapa i fotel obite zielonym materiałem z wizerunkami węży po bokach, ciemny stolik kawowy, oraz nieco jaśniejsza podłoga, a na niej dywan w kształcie węża, w kolorze domu Salazara.

- Do końca nie byłem przekonany, czy jednak zdecydujesz się na świstoklik. - powiedział miękki głos, z zacienionej części pokoju.

- Już wcześniej chciałem się spotkać, ale wtedy nie miałem pewności, że mnie nie skrzywdzisz. - odparł i odwrócił się do Toma, który już nie przypominał węża. 

Był wysokim i szczupłym mężczyzną o czarnych włosach ułożonych w artystyczny nieład i szkarłatnych oczach, a jego cera była blada i prawie że nieskazitelna. Na sobie miał szmaragdową koszulę na długi rękaw, czarne spodnie i tego samego koloru pantofle.

- Skąd masz pewność, że teraz cię nie zabiję?

- Bo nie lubisz czegoś nie wiedzieć. - uśmiechnął się. - Wiem, że zainteresowałem cię moimi listami, w gruncie rzeczy zgodziłeś się na spotkanie.

- Może zgodziłem się, żeby wreszcie pozbyć się Złotego Chłopca?

- Wątpliwe. - parsknął. - Zresztą nawet nie jestem złotym chłopcem. Bliżej mi do Ślizgona niż Gryfona. W porównaniu do niektórych mam instynkt samozachowawczy.

- Raczej nie. - wykrzywił usta. - Przecież przyszedłeś tutaj, do Voldemorta.

- Przyszedłem do Toma. - odpowiedział. Marvolo podszedł do stolika i wziął listy.

- Spodziewam się, co chcesz powiedzieć, ale nie uwierzę. - powiedział. - Mój syn zginął tamtej nocy. Harry westchnął i zdjął Glamour. Oczom czarnoksiężnika ukazała się jego miniaturowa wersja, z wyjątkiem oczu. Chłopak miał heterochromię, jedno oko w kolorze Avady, tak jak matka, a drugie czerwone, jak krew, takie, jakie on teraz ma. Po chwili również zdjął okulary.

- To niemożliwe...

- A jednak. - mruknął. - Heterochromia jest rzadka pośród mugoli, ale nie czarodziei. Wężomowa za to... ;Jest bardzo rzadka; - Zasyczał.

;Nie możesz nim być...; Sam byłem zdziwiony, ale wszystko to prawda. - szepnął. - Kto by pomyślał, że mój prawdziwy ojciec żyje, ma się dobrze i jest czarnoksiężnikiem. - zaśmiał się i podniósł wzrok. - Dlatego pomogłem ci odzyskać ciało.

- To ty przygotowałeś eliksir? - mruknął z zastanowieniem. - Jakim cudem dwunastoletni Gryfon potrafił przygotować Eliksir Życia, szczególnie że Kamień Filozofów podobno został zniszczony?

- Zrobiłem go, gdy miałem jedenaście lat. - mruknął. - I dla jasności, potrafię eliksiry. W porównaniu do osób w moim wieku jestem mistrzem. Mogę przygotować Eliksir Życia, Wywar Żywej Śmierci, Eliksir Wielosokowy, a nawet Felix Felicis. Ale muszę udawać idiotę.

- Skąd miałeś Kamień Filozofów? - odpuścił sobie temat eliksirów.

- Jestem niezłym aktorem. - uśmiechnął się. - Oddałem go Dumbledore'owi, ale zanim to zrobiłem... Odciąłem niewielki kawałek, tak żeby wystarczył mi na trzy eliksiry.

- W takim razie co zrobiłeś z dwoma pozostałymi?

- Jednym... - mruknął. - Tobie dałem podwójną dawkę, żebyś przestał być duchem i wężem.

- A kolejne?

- Zostawiłem dla siebie. Nie zależy mi jakoś na nieśmiertelności, ale lepiej się ubezpieczyć, nieprawdaż?

- Tak. - skrzywił się. - Więc nie mogę cię zabić Avadą? - westchnął z ubolewaniem.

- Nie. - pokręcił głową ze śmiechem. - Przez jakieś trzydzieści lat będę chroniony eliksirem. Może później uda mi się zrobić go jeszcze trochę. - wzruszył ramionami.

- To jest w końcu zniszczony, czy nie?

- Oczywiście, że nie! - wykrzyknął. - Kto by go zniszczył? Chyba tylko idiota. - prychnął. - Dumbledore wszystkim mówi, że go zniszczył, żeby nikt go nie szukał, a tak naprawdę Kamień Filozofów leży sobie bezpiecznie u Nicolasa Flamela.

- Zatem dlaczego go nie ukradłeś? - prychnął.

- Jak na razie planuję. - skrzywił się. - Też mógłbyś spróbować czasem coś zaplanować, a nie od razu działać, jak jakiś głupi Gryfon.

- Sam jesteś Gryfonem. - warknął.

- Gryfonem o ślizgońskim umyśle. A zresztą miałem być w Slytherinie, bo także jestem Dziedzicem. - uśmiechnął się kpiąco. - Może ty mi nie wierzysz, co z tego, że jestem nadzwyczaj do ciebie podobny i jestem Dziedzicem. Twoim Dziedzicem. - wzruszył ramionami. - Mam dowody w księgach i nawet bazyliszek może to potwierdzić.

- Nie przyjmę tego do wiadomości, że Złoty Chłopiec Dumbledore'a jest moim synem. - prychnął.

- Nie jestem Złotym Chłopcem tego starca! - warknął, a jego oczy zabłysły czerwienią. - Nie jestem żadnym Wybawcą Czarodziejskiego Świata, nie jestem Złotym Chłopcem ani Chłopcem, Który Przeżył! - przedmioty zaczęły latać wokół dwójki czarodziei. - Jestem Mrocznym Magiem, czarnoksiężnikiem, czy jak ty to nazywasz! - pojawiła się czarna mgła wokół chłopca.

- Opanuj tę magię. - mruknął Tom. Zainteresowały go te całe pokłady tak silnej i ciemniej magii. Nie było to możliwe, żeby ledwie trzynastolatek miał aż tak rozwinięty rdzeń, a jednak. Żywy przykład stał przed nim. Harry nieco się uspokoił. Mgła zniknęła, a przedmioty opadły na ziemię. Jedno oko natomiast nadal pozostawało czerwone.

- Od zawsze Mroczne Sztuki mnie interesowały. Od pierwszej klasy, kiedy pierwszy raz znalazłem się w Dziale Ksiąg Zakazanych. - westchnął. - Nawet wcześniej potrafiłem sprawić, że komuś działa się krzywda. - uśmiechnął się drwiąco. - Wiem, że ty też tak potrafiłeś, jak jeszcze byłeś w sierocińcu.

- Skąd wiesz? - warknął.

- Księgi z Komnaty. - wzruszył ramionami. Jego oczy wróciły do względnej normy. Oba nieco przygasły i jedna tęczówka zabarwiła się zielonego promienia Avady. - Ciężko ukrywać kolor oczu pod Glamour. Coraz mniej pomagają okulary.

- Harrison Salazar Syriusz Riddle. - Tom westchnął i odwrócił się do biblioteczki. Przywołał dłonią jedną z ksiąg. - Jeżeli nim jesteś... - jego głos nieco zadrżał. - Księga to potwierdzi.

Wolumin podleciał do młodszego czarodzieja, który wyczarował sobie nóż. To było do przewidzenia, że księga potrzebowała próbki krwi. Bez krzywienia się, przeciął wewnętrzną część dłoni i pozwolił krwi spływać przez kilka sekund. 

Kiedy ciecz zaczęła układać się w słowa, wyleczył ranę bezróżdżkowo i odlewitował księgę do czarnoksiężnika. Tom przez chwilę patrzył się pustym wzrokiem w jedną z kart. Odłożył wolumin na miejsce i usiadł na kanapie, chowając twarz w dłonie. 

Harry wzruszył ramionami i podszedł do biblioteczki, w poszukiwaniu ciekawej lektury. Kiedy znalazł odpowiednie tomiszcze, usiadł w fotelu, niedaleko Riddle'a seniora i wczytał się w treść. Księga opisywała rzadkie i zarazem starożytne zaklęcia, które były przydatne podczas pojedynków lub obrony.

-~*~-

- To kolejny plan Dumbledore'a, prawda? - Tom zaśmiał się ponuro, tym samym przerywając czytanie Harry'emu. Podniósł wzrok znad książki.

- Starca w to nie mieszaj. - prychnął. - Sam się dowiedziałem. Czy Dumbledore pozwoliłby mi pomóc ci odzyskać ciało? Pozwoliłby mi schodzić codziennie do Komnaty? Zezwoliłby na dzisiejsze spotkanie?

- Nie, nie i nie. - skrzywił się. - Choć zawsze może to być dla większego dobra. - prychnął. Harry roześmiał się.

- Nienawidzę tych słów. On uważa, że wie o mnie wszystko, a nie wie nic. Nie wie o moich ofiarach. - uśmiechnął się mrocznie. - Nie wie o Komnacie ani o dzienniku. - wyciągnął cienką książeczkę.

- Mój dziennik? - zamrugał i przywołał niewerbalnie skórzaną książkę.

- Mogłem ci go podać w zwykły sposób. - mruknął nieco zirytowany Harry. - Mówiłem, że go nie zniszczyłem, a Horkruks przeniosłem i bazyliszek żyje. - Tom myślał przez chwilę nad czymś intensywnie, aż w końcu przywołał do siebie bardzo podobny, czarny dziennik, oraz cienką księgę o tytule "Magia przedmiotów". 

Bez słowa przelewitował oba przedmioty do, wyglądało na to, że już syna i czekał w milczeniu. Młody Riddle otworzył niepewnie księgę. Zaklęcie, które pierwsze rzuciło mu się w oczy, tworzyło z przedmiotu artefakt, bardzo podobny do dziennika młodego Riddle'a. 

Jeżeli na dwóch podobnych lub identycznych artefaktach jest to zaklęcie, można się za pomocą nich kontaktować. Niewerbalnie i bezróżdżkowo zaczarował drugi dziennik i podpisał go "Harry Riddle" szmaragdową nicią. Przy okazji rzucił szybkie zaklęcie, że tylko on i Tom mogli widzieć ten napis. Wszyscy inni widzieli "Harry James Potter".

- Powinienem lecieć. - spojrzał na świecące cyfry zaklęcia sprawdzającego czas. - Do zobaczenia, ojcze. - pomachał i zniknął bez typowego dla aportacji trzasku.

- Do zobaczenia... - westchnął. - Synu. - dodał w przestrzeń. Nie zauważył szmaragdowych oczu, znikających po chwili w mroku, ani uśmiechu na bladej twarzy chłopaka.

╰☆☆ 𝒦𝑜𝓃𝒾𝑒𝒸 𝒲𝓈𝓅𝑜𝓂𝓃𝒾𝑒𝓃𝒾𝒶 ☆☆╮

- I tak jakoś wyszło. - wzruszył ramionami, kiedy skończył opowiadać o jego pierwszym spotkaniu z ojcem. 

Pytanie Syriusza, przerwały dwa trzaski aportacji. Na środku salonu pojawił się zdenerwowany Tom oraz niepokojąco zadowolony Draco. Oboje rozejrzeli się ze zdziwieniem.

- Co tu się stało? - pierwszy zapytał pytanie Tom.

- Syriusz, Remus, Hermiona i Tonks zdecydowali, że mi pomogą. - uśmiechnął się Harry. - Pan Weasley zapyta się żony, a Kingsley nie będzie się mieszać do wojny.

- Sprawdziłeś ich? - spytał chłodno.

- Za kogo ty mnie masz? - prychnął. - Ronald i Moody przecież nadal siedzą oszołomieni i przypięci do krzeseł. - dodał.

- Widzę. - mruknął i usiadł na fotelu, obok kanapy. Draco natomiast przysiadł się z drugiej strony przyjaciela.

- Kto ci pomógł? - zapytał z uśmiechem.

- Ale w czym? - drugi chłopak również się uśmiechnął. Młody Malfoy zmrużył oczy.

- Ty już dobrze wiesz.

- Hm... Nie. - roześmiał się.

- Dursley'owie. - rzucił Marvolo, przez co wszyscy spojrzeli na niego.

- Co z nimi? - zapytał Syriusz, niezbyt rozumiejąc, co się dzieje.

- Ktoś ich zabił. - powiedział Draco. - A ja wiem kto. - dodał zadowolony.

- Harry, dlaczego nie powiedziałeś, że już ich nie ma? - mruknął Tom.

- A po co? - zaśmiał się. - Fajnie było oglądać złych was.

- Kto ci pomógł? - ponowił pytanie blondyn, nie zważając na zaniepokojone spojrzenia pozostałych czarodziei, niegdyś Jasnej Strony.

- Bella chętnie dołączyła. - uśmiechnął się ponownie. - Zna niezłe klątwy.

- No, no... Nieźle. - pochwalił Malfoy.

- Na spotkaniu się nie dogadaliście. - stwierdził Riddle senior.

- W sumie na początku na nią wpadłem, potem wkurzyła się, jak siedziałem na twoim tronie. - prychnął z rozbawieniem. - A po spotkaniu zaprosiłem ją na tortury. Potem wydała się, być lepiej do mnie nastawiona.

- Bella nigdy nie odmówi tortur. - mruknął Tom.

- Czy ja dobrze rozumiem? - odezwał się nagle animag. - Harry, czy ty torturowałeś swoje wujostwo razem z Bellatriks? - zapytał oszołomiony.

- Trochę potorturowałem, później zabiłem. - odparł z lekkością. - Jeżeli ci się nie podoba, to zawsze mogę wyczyścić ci pamięć. - dodał chłodno. - To się tyczy wszystkich tu obecnych pionków Jasnej Strony. - rozejrzał się po twarzach dawnych więźniów jego ojca. Kingsley, Tonks i Artur nad czymś debatowali, Hermiona nie odrywała wzroku od książki, choć jej nie czytała, a rozmyślała, natomiast Remus i Syriusz patrzyli na chłopaka z różnymi emocjami.

- To jak, Syriuszu? Remusie? Usuwać wam wspomnienia, czy zaakceptujecie to, że jestem ciemnym magiem? Czarnoksiężnikiem...? - wyciągnął różdżkę i położył ją przed sobą na stoliku.

- Ciężko to zaakceptować. - odezwał się Remus.

- Zawsze zachowywałeś się jak Gryfon... Prawdziwy Gryfon z krwi i kości. - dodał Syriusz.

- Ale nim nie jestem i nigdy nie byłem. - odparł twardo. - Mogę być sobie Gryfonem, ale o ślizgońskim umyśle, albo po prostu Ślizgonem. Od początku powinienem być w Slytherinie, to, że jestem w Gryffindorze, to tylko moja głupota i później ułożony plan.

- Jesteś w Gryffindorze, żeby sprawdzać Dumbledore'a, prawda? - odezwała się cicho Hermiona.

- Tak. - kiwnął głową. - Chociaż, zanim się dowiedziałem o waszych kłamstwach, byłem tam też dla was.

- Żałuję, Harry. Przepraszam, jeszcze raz. - wyszeptała.

- Jak już mówiłem Ronowi, ja nigdy nie zapominam. - skrzywił się. - Ale zaufanie można odbudować, choć nigdy nie będzie takie silne, jak na początku. To, że nie siedzisz oszołomiona, to twoja druga szansa. - Spuściła głowę ze smutkiem i wróciła do lektury, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o Czarnej Magii. Czy może o Mrocznych Sztukach? Jak powinna to nazywać?

-~*~-

- Powinniście się zbierać. - powiedział nagle Harry.

- Przecież zostali porwani z Kwatery. - mruknął Draco.

- Dumbledore ich szuka. Wysłał Zakon, a nawet wszystkich aurorów. - skrzywił się. - Będzie podejrzane, jeżeli wrócą późno, bez żadnych obrażeń.

- A jeżeli wrócą teraz, to można powiedzieć, że nie byli jeszcze torturowani i zdążyli uciec. - powiedział ze zrozumieniem blondyn.

- Dokładnie. - kiwnął głową i wstał. Szybko przejrzał myśli wszystkich, z pomocą Legilimencji. Hermiona stała twardo po jego stronie. 

Syriusz i Remus, pomimo natłoku myśli i nowych informacji również, podobnie było z Tonks. Artur planował, jak to powiedzieć żonie, Kingsley nadal był przy swojej decyzji, neutralności. Ron i Alastor, nadal oszołomieni, zostali pozbawieni większości wspomnień z tej krótkiej "niewoli". 

Pozostałym, Harry zablokował wspomnienia. Mogli tylko o tym rozmyślać, z wyjątkiem Artura, który miał to przekazać żonie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro