13. Pilnie strzeżona informacja rozpowiadana na prawo i na lewo
Ron wraz z Kingsleyem natrafili na Draco, który tylko na nich czekał z drwiącym uśmiechem. Prawdę powiedziawszy, podobała mu się ta "zabawa" (jak nazwał to Harry) w pomoc w uciecze, a później ściganie zakonników po całym dworze, choć nadal ubolewał, że nie może dorwać szlamy i drugiego zdrajcy krwi.
- Witam was - powiedział i rzucił dwie różdżki pod nogi przeciwników. Okazało się, że jedna jest Rona Weasleya, a druga Kingsleya Shacklebolta, tak jakby młody Malfoy doskonale wiedział, na kogo trafi.
Ta sztuczka z różdżkami była dziełem Harry'ego.
Zaczarował kilka woreczków, żeby miały tak jakby wspólny schowek. Wrzucił tam wszystkie osiem różdżek, dzięki czemu Draco mógł rzucić różdżki Gryfonowi i aurorowi, a reszta była nadal w woreczku u jego pasa. Shacklebolt pierwszy chwycił niepewnie obie różdżki. Kiedy nic się nie stało, oddał jeden z patyków Gryfonowi za nim.
- Drętwota! - rzucił od razu Ron. Draco bez problemu uchylił się przed czerwonym promieniem.
- Sectumsempra! - białe światło poleciało na Kingsleya, który w ostatniej chwili wyczarował niewerbalnie tarczę.
- Expulso! - spróbował ponownie Ron. Malfoy odbił zaklęcie ruchem lewej ręki.
- Brackium Emendo! - zawołał Draco. Ron od razu rozpoznał zaklęcie znikania kości, lecz nie zdążył uskoczyć, a jego tarcza była za słaba. Zaklęcie uderzyło go w rękę z różdżką i upuścił ją. Po chwili dostał oszałamiaczem i Shacklebolt został sam na sam z Malfoy'em.
- Poddajesz się? - zapytał ze śmiechem. Czarnoskóry pokręcił głową i zaczął rzucać niewerbalne zaklęcia.
- Wingardium Leviosa - szepnął blondyn i delikatnymi ruchami dłoni przelewitował jeden z kryształów z żyrandola nad aurorem. Nadal odbijał zaklęcia za pomocą różdżki, żeby czarodziej nie zorientował się, co się dzieje. - Duro - dodał głośniej. Kingsley szybko zorientował się, co to było za zaklęcie, ale jednak za późno. Niewielki kamień spadł na niego, pozbawiając przytomności i przy okazji robiąc guza. - Koniec zabawy - westchnął z ubolewaniem blondyn i przelewitował trzy ciała, włącznie z Moodym, którego znalazł po drodze, pod salon, gdzie postanowił czekać na Harry'ego.
-~*~-
Harry na spokojnie podążał nadal za Hermioną, Arturem i Tonks. Czarodzieje mieli pecha, ponieważ trafili na ślepy zaułek, albo dokładniej do korytarza z tajnym przejściem, o którego istnieniu nie mogli wiedzieć.
Riddle wychylił się zza rogu i na spokojnie stanął przed byłym Gryfonem, aktualną Gryfonką i byłą Puchonką. Po chwili zrzucił z siebie Zaklęcie Kameleona i rzucił trzy odpowiednie różdżki przeciwnikom.
- Jak tam uciekanie? - uśmiechnął się drwiąco.
- H-Harry? Ale co? Jak? - Hermiona stała z różdżką w dłoni i nie mogła się wysłowić.
- Oj, Hermi... - westchnął z ubolewaniem. - Szalonooki miał rację, to ja byłem tą trzecią osobą - posłał uśmiech do Tonks.
- Jesteś pod Imperiusem - szepnęła Gryfonka. Czarnowłosy pokręcił głową ze śmiechem.
- Nikt nie potrafi rzucić na mnie Imperiusa. Mam na to swego rodzaju ochronę. A teraz... kończmy gadanie, bo chcę sobie powalczyć. - Posłał oszałamiacza w pana Weasleya, który odbił go tarczą. Tonks, nie czekając na rozwój wypadków, popchnęła Hermionę do tyłu i zaczęła rzucać zaklęcia niewerbalnie. Artur dołączył do niej po chwili, a Granger zjechała po ścianie ze zrezygnowaną miną.
- Expelliarmus! - zaklęcie wytrąciło różdżkę z dłoni Riddle'a.
- Granger, teraz patrz! - krzyknął do niej i zaczął rzucać zaklęcia bezróżdżkowo. Hermiona potrzebowała chwili, żeby to wszystko sobie przyswoić. Za dużo nowych informacji, za dużo wcześniejszych kłamstw.
- Aguamenti! - aurorka została oddzielona ścianą wody od Weasley'a i żadne zaklęcie nie chciało przebić się przez tę dziwaczną tarczę.
- Drętwota! - Harry uchylił się przed zaklęciem i posłał takie samo, które oszołomiło pracownika ministerstwa. Ruchem dłoni opuścił ścianę wody i zaczął pojedynkować się z Tonks. - Accio różdżka! - zawołał, w którymś momencie i zaczął odbijać zaklęcia za pomocą patyka, a rzucać dłonią.
- Hermiono! Uciekaj! - krzyknęła Tonks. Piętnastolatka podniosła się chwiejnie na nogi i dołączyła do metamorfomag w pojedynku.
- Bombarda! - Granger wycelowała w ścianę, ale zaklęcie zostało wchłonięte przez tarczę stworzoną na początku pojedynku przez młodego Riddle'a. Zamrugała, kiedy nic się nie stało.
- Nie mogłem sobie pozwolić, żebyście wysadzili ten dwór - powiedział spokojnie. - Dlatego założyłem tarcze, wchłaniające magię z zaklęcia.
- Dlaczego to robisz, Harry!? - krzyknęła Tonks, kiedy Hermiona oberwała petryfikusem, a chwilę później drętwotą.
- Jak się obudzisz, to się dowiesz - powiedział i trzy czerwone promienie pomknęły w kierunku Nimfadory.
Przed pierwszym i drugim się uchyliła, za trzecim razem rzuciła tarczę, ale ta okazała się za słaba na moc młodego czarownika i Tonks padła na ziemię oszołomiona.
- No to koniec zabawy - westchnął. Przywołał różdżki, żeby schować je do woreczka, i zaczął lewitować ciała pod salon, gdzie powinien już czekać jego przyjaciel.
-~*~-
Draco wraz z Harrym wylewitowali sześć ciał do salonu, a po zrzuceniu ich na ziemię, pokazali się obecnym w salonie.
- Hejka! - pomachał młody Riddle.
- Szybko wam poszło - zdecydował Tom i wrócił do lektury.
- Nie ładnie tak ignorować syna - prychnął Harry i zaczął machać różdżką w towarzystwie Malfoy'a. Wyczarowali osiem krzeseł, do każdego z nich przywiązali po jednym czarodzieju. Tom jakby od niechcenia machnął ręką w kierunku Lupina.
Twarz wilkołaka odzyskała kolory, a on odetchnął z ulgą. Przemiana została zatrzymana na tę pełnię.
- Enervate - powiedzieli kilka razy Draco i Harry, żeby obudzić wszystkich czarodziei i dwie czarownice.
- Zdrajca! - krzyknął od razu Ron, widząc Harry'ego obok Draco.
- Silencio - Riddle senior wstał i rzucił zaklęcie na rudzielca, który już go od dłuższego czasu denerwował.
- Mogłem sam to zrobić - burknął szesnastolatek o czarnych włosach. - Chciałem posłuchać, co jeszcze chce o mnie powiedzieć.
- To ty jesteś zdrajcą, wiewiórko - powiedział Draco. - Ty i szlama-Granger. Oboje udawaliście przyjaciół za pieniądze - skrzywił się z niesmakiem.
Ron zapewne zacząłby ich wyklinać, gdyby nie zaklęcie wyciszające. Hermiona natomiast spuściła na chwilę głowę, a gdy ją podniosła, skierowała swój wzrok na byłego przyjaciela.
- Przepraszam, Harry.
- Przepraszam, nic nie załatwi. Na to już za późno - prychnął.
- Jesteś pod Imperiusem, prawda? - zapytał Remus, patrząc z nadzieją.
- Nie - zaprzeczył. - Nikt nie może na mnie rzucić Imperiusa. Mam na to ochronę.
- Taki bachor jak ty ma móc przeciwstawić się Imperiusowi? - warknął Moody.
- Szalonooki... - westchnął. - Jestem mistrzem Legilimencji i Oklumencji. Potrafię magię bezróżdżkową i niewerbalną na najwyższym poziomie. Znam wszystkie Niewybaczalne i nie raz je rzucałem, a ty sądzisz, że nie potrafię obronić się przed byle jakim Imperiusem? - parsknął śmiechem.
- Dlaczego zatem nie wyszedłeś z celi? - warknął. Harry udał, że myśli. - Może dlatego, że wcale nie byłem tam zamknięty? Albo, że sam się tam zamknąłem? A może to był mój plan?
- Ale Cruciatus... - szepnęła Hermiona. - Dlaczego go przyjąłeś, skoro mogłeś się bronić?
- Wiedziałem, że ojciec mnie nie skrzywdzi - wzruszył ramionami. - Większość z tego, co widzieliście, było moją grą aktorską - skłonił się, niczym aktor w teatrze.
- Ojciec? - spojrzała w kierunku czerwonookiego czarodzieja. - Przecież to nie jest James Potter...
- Tom wstał i stanął obok syna. - James był tylko przykrywką - wzruszył ramionami. - Nie zastanawialiście się, dlaczego Harry tak nagle zmienił swój wygląd, że już nie przypomina Jamesa?
- Nie... - szepnęła.
- Chce ci się to tłumaczyć tym pustym łbom? - parsknął młody Riddle.
- Spróbować nie zaszkodzi - mruknął. Harry wraz z Draco usiedli na kanapie i odwrócili ją w kierunku więźniów, żeby widzieć, co zrobią.
- A zatem... Harry James Potter nigdy nie istniał. Osoba siedząca za mną - zmrużył oczy, jak Harry wesoło pomachał. - Nazywa się Harrison Salazar Syriusz... - omal nie roześmiał się na minę animaga. - Riddle.
- Ale... Riddle to nazwisko V-Voldemorta - przełknęła ślinę Hermiona.
- I to ja nim jestem - prychnął. - Moody miał rację. Jestem Lord Voldemort, a wy znajdujecie się w moim dworze. Naprawdę nazywam się Tom Marvolo Riddle i jestem ojcem Harry'ego. Jego matka nazywała się Lily Pever, a nie Evans. Tak dla jasności była czarownicą czystej krwi.
- Czystej krwi? - Remus zamrugał. - Dlaczego więc "Evans"?
- Mugole o tym nazwisku ją zaadoptowali - odparł. - James kochał Lily, ale zaakceptował jej wybór, a potem zaczął nam pomagać z synem. Dlatego też Lily wyszła za Jamesa i przyjęła nazwisko Potter, a Harry nazywał się Harry James Potter. - Nastała dłuższa cisza.
- Liczyłem na jakąś złość, cierpienie, czy co tam jeszcze, a nie na siedzenie w ciszy - odezwał się Harry. - Nudyyy!
- Ja za to nadal nie rozumiem, dlaczego pozwoliłeś im poznać prawdę? - Draco zmrużył oczy, patrząc na przyjaciela.
- Żeby urozmaicić ten nudny dzień? - prychnął i wstał.
- Syriuszu, dlaczego byłeś zdziwiony, że mam po tobie jedno z imion? - zapytał. - Przecież ci mówiłem, że zawsze byłeś moim ojcem chrzestnym.
- Nie spodziewałem się tego - przyznał cicho.
- Remusie, jak się czujesz, z tym że rzekomy syn twojego najlepszego przyjaciela jest zły? - podszedł do wilkołaka.
- Nie wierzę w to Harry - odparł.
- Ale to prawda - w jego oczach zaświeciły się iskierki złośliwości.
- Nie wierzę, że jesteś zły. Gdybyś taki był, większość z nas mogłaby już nie żyć.
- Wtedy nie byłoby zabawy - zaśmiał się.
- A ty Hermi, co o tym myślisz? - zwrócił się do byłej przyjaciółki. - Mimo że mnie śledziliście, to i tak nic o mnie nie wiedzieliście - zachichotał.
- Wiedziałam o kilku rzeczach - szepnęła. - Wiedziałam, że nie zabiłeś bazyliszka, ani, że nie zniszczyłeś dziennika. - Harry zamrugał.
- Co? Skąd?
- Nie jestem ślepa, Harry. Widziałam, jak czasami w nocy się wymykałeś.
- No nieźle, Granger - uśmiechnął się chłodno. - Jesteś spostrzegawcza. - Podszedł do Rona i zdjął urok wyciszający.
- Chcesz powiedzieć coś mądrego, czy to za trudne na twój wiewiórczy móżdżek? - zapytał.
- Zdrajca - warknął. - Powinieneś był zdechnąć, kiedy podobno ratowałeś kamień. - W oczach Harry'ego błysnęła czerwień, a Glamour został przełamany. - Jak śmiesz? Nie pamiętasz, że to ja kazałem Hermionie cię zabrać!? Albo, że to ja poszedłem na pewną śmierć, gdyby nie ochrona mej matki?! Albo, że oddałem Kamień Filozoficzny dyrektorowi, który podobno go zniszczył!? - Ron przełknął ślinę ze strachem. Chłopak stojący przed nim był straszny.
- Chciałbym rzucić na ciebie Cruciatusa, ale Granger mi zaimponowała i nie zrobię tego, póki jest w tym pokoju - powiedział zimno. - Nie myśl, że o tym zapomnę. Ja nie zapominam - warknął. Spokojnie stanął przed Arturem.
- Lubiłem pana i pana żonę. Byliście naprawdę dla mnie dobrzy, kiedy moje wujostwo... - wypluł to słowo. - Znęcali się nade mną. Choć nikt tego nie zauważał. Jestem świetnym aktorem, nieprawdaż? - uśmiechnął się.
- Dlaczego to robisz, Harry? - spytał.
- Wspomniałem, że Dursley'owie się nade mną znęcali? Nienawidzili magii ani tego słowa. Było ono zakazane w ich domu. Za każdą rzecz, której nie zdążyłem zrobić jedno dnia, obrywałem. Za bijatykę Dudley'a, obrywałem ja. Za niepowodzenie w pracy Vernona, po jego pracy obrywałem ja - westchnął. Tom nagle wstał, a jego oczy wyrażały tylko gniew. Harry szybko się obrócił.
- Ojcze? - zapytał niespokojnie. Marvolo nie odezwał się, tylko zniknął z trzaskiem. - Uhm... Powiedziałem coś nie tak? - spytał zaniepokojony przyjaciela.
- Chyba wkurzył się na nich - odparł Draco. - Coś mi się wydaje, że jutro znajdą ciała. - Harry skrzywił się na chwilę.
- Zapomniałem, że nic mu nie mówiłem - westchnął.
- Wiesz, co Harry? Też tam idę - zdecydował Draco i zniknął również z trzaskiem oznaczającym aportację.
- A ja? - prychnął. - Też chciałem im się odpłacić za te trzynaście lat - westchnął i z powrotem odwrócił się do ojca jego byłego przyjaciela. - Ale cóż, już to zrobiłem, a oni napotkają pusty dom - roześmiał się. - Dalej... po tym wszystkim moja psychika jest w gruzach - mruknął. - Zostałem przyzwyczajony do brutalności, dlatego oberwałem Cruciatusem. Vernon potrafił uderzyć mocniej niż niejeden z mocniejszych Cruciatusów Voldemorta - wzruszył ramionami. - Zawsze dziwnie się czułem, jak przebywałem z wami. Jak pani Weasley zachowywała się wobec mnie, jakiejś przybłędy. Szkoda, że stoicie murem za manipulatorem - westchnął ponownie. Nie czekając na odpowiedź, pokierował się do Tonks i Kingsleya. - Oboje jesteście w Zakonie, prawda? - zapytał. Czarodzieje pokiwali głowami. - Czy wiedzieliście o domu, w którym wasz Wybraniec mieszkał?
- Dumbledore zawsze mówił, że tam będziesz najbezpieczniejszy - powiedziała była Puchonka.
- Szczególnie że Magia Krwi nie działała na dom, tylko na mnie - mruknął. - Znał może prawdę? Mówił wam coś?
- Zastanawiał się na początku, dlaczego najpierw Potterom urodziło się dziecko, a potem dopiero wzięli ślub - odpowiedział Kingsley.
- Domyślał się... - westchnął Harry. Zapytał aurorów jeszcze o kilka rzeczy, a potem podszedł do ostatniej osoby, Moody'ego.
- Miałeś rację Moody, ale nie do końca... - przechylił lekko głowę.
- Od naszego pierwszego spotkania, wiedziałem, że jesteś zły, Potter - warknął.
- A widziałeś przez mój Glamour? - zapytał z uśmiechem.
Szalonooki skrzywił się.
- Nie - odwarknął.
- Od jakiegoś piątego roku życia nauczyłem się ukrywać swój wygląd. Nie wiedziałem wtedy, że jestem czarodziejem, ale jak prosiłem wieczorami, żeby następnego dnia w przedszkolu nikt nie widział moich ran, stawały się niewidoczne. Już wtedy potrafiłem magię bezróżdżkową. - uśmiechnął się na wspomnienie, kiedy pierwszy raz udało mu się rzucić Glamour.
Alastor osłupiał. 'Jak to możliwe, że dziecko w wieku pięciu lat mogło używać tak zaawansowanej magii, z którą dorośli z w pełni rozwiniętym rdzeniem mieli problem!?'
- Mój rdzeń jest bardziej rozwinięty niż u osób w moim wieku, no może oprócz Draco, bo sam go uczyłem - wrócił na kanapę i zamknął na chwilę oczy.
Z zamkniętymi oczami rzucił drętwotę na Rona i Alastora, ponieważ Legilimencja wykazała ślepe oddanie Dumbledore'owi. Remus, Syriusz i Hermiona, choć nie mogli się z tym pogodzić, wybrali jego stronę, a nie manipulatora. Artur, Kingsley i Tonks byli niepewni. Musiałby rzucić na nich Zaklęcie Tajemnicy i Milczenia, ale możliwe, że odwróciliby się od dyrektora. Nawet bardzo prawdopodobne.
- Legilimencja jest moim atutem - uśmiechnął się nieco. - Wiem, co myślicie o tej sytuacji? Ron i Moody stoją murem za manipulatorem, dlatego ich oszołomiłem. Nie mogą wiedzieć, o co zaraz zapytam i kto się na to zgodzi. - Wziął głęboki wdech. - Kto stanąłby ze mną po ciemnej stronie? - zapytał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro