11. To był na pewno Malfoy
- Skoro to V-vol... - Hermiona zawahała się. - Sami-Wiecie-Kto, to, kim była ta dwójka chłopaków? Przecież w kręgu śmierciożerców nie było żadnych nastolatków.
- Nie, nie było. - potwierdził Syriusz. - Ale mogli się pojawić. Mój brat został śmierciożercą tuż po skończeniu szkoły.
- Jednym z chłopaków musiał być Malfoy. - zdecydowała Granger.
- Dlaczego tak sądzisz, Hermiono? - zapytał Remus.
- Poruszają się podobnie, mają taką samą sylwetkę i różdżkę. - odparła.
- Poznałaś różdżkę? - zapytała ze zdumieniem Tonks.
- Euh... Tak. - zawahała się. - Jestem pewna, że Draco Malfoy był jednym z atakujących.
- Czyli sam Voldemort, młody Malfoy i ktoś jeszcze. - westchnął Syriusz.
- To mógł być Potter. - prychnął były auror. Wszystkie spojrzenia zostały wlepione w jego osobę, w tym przerażone szmaragdowe oczy młodego Riddle'a, pod Zaklęciem Kameleona.
- Harry nie mógłby... - Animag zaciął się. - Harry nie zna magii bezróżdżkowej. - zdecydował.
- Jesteś tego pewny, Black? - warknął Alastor. - Nie mówię, że zrobił to umyślnie, ale...
- zaczął. - Z tego, co twierdzi, jest tu jakiś czas. Potter znał tajemnicę i nie ma ochrony przed Imperiusem.
- Chcesz powiedzieć, że na mojego chrześniaka ktoś rzucił Imperiusa? - warknął Syriusz.
- Prawdopodobnie. - zgodził się niechętnie Moody. - Musimy uważać, żeby nie rozmawiać przy chłopaku. - zdecydował, zerkając niespokojnie na niezbyt wyraźną sylwetkę Gryfona, skulonego w rogu celi.
-~*~-
Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas o sprawach niezbyt związanych z Zakonem, ale za to, bardzo ważnych w związku z pokonaniem Voldemorta. W końcu wszyscy powoli zasnęli. Harry uśmiechnął się ponuro.
Dowiedział się sporo ciekawych rzeczy, które może przekazać ojcu, lub Draco. Kiedy upewnił się, że wszyscy śpią, wrócił do celi i rozwiał iluzję. Usiadł ze skrzyżowanymi nogami na środku pomieszczenia i zamknął oczy.
-~*~-
Z łatwością znalazł się w swoim umyśle, gdzie pokierował się do działu magicznego.
W samym środku szarego pokoju lewitował ciemny rdzeń magiczny. Jak na wiek młodego Riddle'a, był on bardzo dobrze rozwinięty.
Od jego poprzednich "odwiedzin" w umyśle, kryształ nieco ściemniał, co oznaczało, że stawał się coraz mroczniejszym czarodziejem. Co prawdę powiedziawszy, nie przeszkadzało mu wcale. Wyszedł z pomieszczenia z rdzeniem i pokierował się do wspomnień.
-~*~-
Z umysłu wyrwały go nawoływania. Szybko rzucił na własne tęczówki Glamour i otworzył szmaragdowe oczy.
- Harry! Nareszcie! - usłyszał krzyk Hermiony.
- Co chcesz? - zapytał, rzucając na nią okiem.
- Ile tu już jesteś?
- Skąd to niby mam wiedzieć? - prychnął i wzruszył ramionami. Skrzywił się lekko, kiedy rana na ramieniu przypomniała o sobie. Zerknął szybko na rozcięcie.
Tym razem trochę przesadził. Przeciął za głęboko i teraz nie zagoi to się zbyt szybko, a po zaklęciach może zostać nawet blizna. Brązowowłosa zakryła usta dłonią.
- Co oni ci zrobili... - wyszeptała ze smutkiem. Harry prychnął.
- Obrywałem gorzej. - podniósł się i rozejrzał po lochu. Wcześniej rzadko tu przychodził. Większość czasu spędzał w pokoju, salonie lub bibliotece. Spojrzał na swoje ciuchy i skrzywił się z niesmakiem. Spędził tutaj tylko jedną noc, a ubrania wyglądają, jakby nie zdejmował ich tydzień!
- Dlaczego mnie obudziłaś? - zapytał chłodno, ponownie siadając i opierając się o ścianę.
- Martwiłam się. - zagryzła dolną wargę. Riddle spojrzał na nią z podniesioną brwią.
- Czyżby? - Granger westchnęła.
- Po części. Byłam też ciekawa, co robiłeś? - mruknęła.
- Medytowałem. - odparł spokojnie. - To pomaga się skupić i ukierunkować magię.
- Ukierunkować magię? Co? - zamrugała zdezorientowana.
- Magia potrafi leczyć właściciela. - skrzywił się, musząc tłumaczyć to Pannie Wiem To Wszystko. - Wystarczy tylko odpowiednio się skupić. Jest to też wstęp do magii bezróżdżkowej. - dodał.
- Bezróżdżkowej? - zmrużyła oczy. - Potrafisz ją?
- Czy gdybym potrafił bezróżdżkową magię, siedziałbym tutaj? W celi? Obok was? - prychnął. - Od razu bym zwiał.
- Harry... Dlaczego jesteś taki...? - Ponownie spojrzał na nią z chłodem i dystansem.
- Jaki niby? To, że byliście ślepi, jaki jestem naprawdę, to nie moja wina. - wzruszył ramionami.
- Ale Harry... - spuściła głowę.
- Zamilcz i odejdź. - warknął. Hermiona odeszła na drugi koniec celi, którą dzieliła z Arturem Weasley'em, skuliła się i zaczęła szlochać. Harry zirytował się. Taka uczuciowa Granger nie powinna trafić do Lwów. Nie jest ani trochę odważna. Prychnął pod nosem.
No cóż, jego plan niezbyt dobrze zadziałał. Dowiedział się kilku ciekawych rzeczy i przy okazji wie, że na Moody'ego trzeba bardziej uważać. No ale jego plan zaczął się sypać w chwili, kiedy Granger zaczęła go nadmiernie irytować swoimi pytaniami i ciągłym powtarzaniem "Harry, martwię się o ciebie".
-~*~-
Draco zszedł na dół do lochów i spojrzał przelotnie na zamyślonego Riddle'a juniora. Niestety nie mógł codziennie zaciągać przyjaciela na "przesłuchania", bo inni mogliby się czegoś domyślić. Na pierwszy ogień wybrał, jak można było się spodziewać, Blacka.
- Ej Malfoy! - krzyknął Harry, a blondyn automatycznie na niego spojrzał i podszedł do celi.
- Czego, Potter? - warknął.
- Gdzie ten drugi idiota, co? - prychnął. - Zwiał? - Draco zmrużył oczy. O co chodziło Harry'emu? Zamrugał kilka razy zdezorientowany, aż coś mu przyszło do głowy.
- Powiem mu, że bardzo chcesz się z nim spotkać. - uśmiechnął się drwiąco z pytaniem w oczach.
- Nie musisz. - kiwnął prawie niezauważalnie głową. Tak, Harry chciał spotkać się z ojcem. - Lepiej mu nic nie mów. - przełknął ślinę z udawanym strachem. Malfoy odszedł od celi i wrócił do tej, w której był rudzielec i kundel. Oszołomił rudzielca i animaga, po czym zabrał tego drugiego ze sobą, do jednego z biur. Riddle Manor miało mnóstwo biur, za to zero sal do tortur, nad czym Tom często ubolewał.
-~*~-
Przytargał bezwładne ciało czarodzieja i przypiął magicznymi sznurami do krzesła.
Znudzony opadł na fotel, obok biblioteczki, zostawiając pole do popisu Riddle'owi.
Naprzeciwko animaga siedział spokojnie Tom, tym razem bez maski, a przed nim piętrzyły się raporty.
- Enervate. - rzucił jakby od niechcenia starszy czarodziej.
Syriusz zamrugał i rozejrzał się dziko po pomieszczeniu. Był w biurze. To na pewno. Zapewne nadal w tym samym budynku, najprawdopodobniej dworze, lub zamku. Przed nim siedział nieznany mu młodzieniec o szkarłatnych tęczówkach do złudzenia przypominających te Voldemorta, ale ten mężczyzna miał włosy i nos!
Obok niego, na fotelu przy biblioteczce, z książką w ręku siedział Malfoy.
- Czego ode mnie chcesz? - warknął w kierunku czarodzieja przed nim.
- Mam tylko kilka pytań. - odparł miękko. - Domyślasz się, kim jestem? - Syriusz przełknął ślinę. Nie ma mowy o pomyłce. To Voldemort, tylko... W takim razie, dlaczego Harry nadal żyje?
- Voldemort. - szepnął. Czarny Pan uśmiechnął się kpiąco. - Masz rację, panie Black. - zmrużył oczy. - Harry jest mi do czegoś potrzebny, dlatego jeszcze żyje. - dodał. Syriusz zamrugał. Dumbledore kiedyś im przecież mówił! Voldemort był świetnym Legilimentą... Czyli bez większych problemów może odczytać jego wszystkie wspomnienia, nawet te o Zakonie. Co z tego, że potrafił Oklumencję...
- Prawda. - kiwnął głową szkarłatnooki. - Ale osobiście wolę podręczyć moich wrogów, niż wyrwać im informacje z głowy. Gdzie wtedy byłaby zabawa? - wyciągnął mały nożyk.
- Zanim zaczniesz go dręczyć... - Draco wstał i podszedł do starszego czarodzieja. - Potter źle się zachowywał i chciałem go ukarać, ale uznałem, że ty lepiej to zrobisz. - kąciki ust blondyna uniosły się w górę. Tom zmrużył oczy, ale wstał.
- Zatem zajmę się najpierw Potterem. - pokierował się do wyjścia.
- Czekaj! - krzyknął za nim Syriusz. - Co chcesz zrobić Harry'emu!?
- Odpowiedziałbym, gdyby cię to obchodziło. - prychnął i zniknął za drzwiami.
- Ale... - zająknął się Black i spuścił ze zrezygnowaniem głowę. Na chwilę zmrużył oczy. Skąd Voldemort wiedział o ich kłótni? Czy Harry naprawdę ich zdradził...?
-~*~-
Draco zniknął na schodach, a za nim poleciało bezwładne ciało Syriusza.
- Kim jest ten drugi? Ten w masce? - zapytał głośno Remus. Pytanie pokierował do syna przyjaciela.
- Nie wiem. - Harry wzruszył ramionami. - Nie pokazał mi twarzy. Ale ma talent w torturach. - dodał.
- Dlaczego sprowokowałeś Malfoy'a? - zapytał delikatnie Artur Weasley. Chłodne szmaragdowe tęczówki wylądowały na jego osobie.
- Sam nie wiem. - wzruszył ramionami.
- Musisz nauczyć panować nad złością. - zdecydował Remus. Dalszą wymianę zdań przerwało pojawienie się Toma, bez maski, w lochach.
- Chciałeś mnie widzieć, Potter? - warknął w kierunku Harry'ego.
- Nie. - zaprzeczył natychmiast. - Nie chciałem nic złego na ciebie powiedzieć. - mówił szybko. - Przysięgam. - Marvolo wywrócił oczami. Chłopak świetnie się bawi w ogłupianie współwięźniów. Wyciągnął różdżkę z piórem z ogona feniksa. Wycelował ją w syna. Harry kiwnął głową i stanął na nogi. Tom zamknął oczy i wyszeptał:
- Crucio. - czerwony promień uderzył Harry'ego. Marvolo starał się użyć jak najmniej mocy, żeby zaklęcie było delikatniejsze, a Harry odegrał swoją rolę świetnie. Dostał drgawek i zaczął rzucać się we wszystkie strony, tak jakby oberwał wyjątkowo mocnym Cruciatusem.
Hermiona zakryła oczy dłońmi, podobnie jak Tonks, a nawet Ron. Moody obserwował to ze zmrużonymi oczami. Remus, Artur i Kingsley odwrócili wzrok, byleby nie widzieć zwijającego się z bólu Harry'ego. Krzyki odbijały się echem od ścian.
Po trzech minutach Tom przerwał zaklęcie.
- Następnym razem uważaj na słowa. - rzucił oszałamiacza i pociągnął za sobą chłopaka.
-~*~-
Jak tylko znalazł się z synem w salonie, rzucił wszystkie zaklęcia leczące i przywołał mnóstwo eliksirów, w tym pocruciatusowy.
- Enervate. - mruknął, a Harry zamrugał przez chwilę. Po tym został zmuszony do wypicia eliksirów i do siedzenia w miejscu, kiedy Tom rzucał zaklęcia leczące i diagnozujące.
- Spokojnie, tato. - prychnął. - Wszystko to była moja gra aktorska. - napuszył się.
- Idiota. - warknął Marvolo. - Po cholerę to robisz?! Zawsze możesz użyć cholernej Legilimencji, a nie ślęczeć w celi i obrywać Cruciatusem. - warknął.
- Eee tam. - machnął ręką. - Moody jest pewien, że jesteś Voldemortem. - powiedział.
Tom westchnął z rezygnacją. - Co jeszcze?
- Wiedzą, że Draco był jednym z atakujących. Hermiona poznała jego różdżkę.
- Spostrzegawcza baba. - mruknął pod nosem.
- No i Moody uważa, że ja byłem tą trzecią osobą.
- Co!? Dlaczego!?
- Myśli, że byłem pod Imperiusem.
- Mogę się go pozbyć? - zapytał.
- Nie. - odparł krótko Harry. - Póki nie zaczną uciekać, to nie rań ich za bardzo.
- Przemyślę to. - prychnął.
- Co zrobiłeś z Syriuszem? - zmienił temat.
- Siedzi w moim biurze, z Draco.
- Mam pomysł. - Harry wstał i pokierował się do biura ojca. Ten poszedł za nim.
- Co chcesz zrobić, Harry? - zapytał zaniepokojony.
- Przyznam się, że stoję po ciemnej stronie.
- Oszalałeś!? - oburzył się.
- Rzucę zaklęcia milczenia i tajemnicy. - wzruszył ramionami. - Wiesz przecież, że nikt oprócz Dumbledore'a i ciebie nie potrafiłby ich zdjąć. Z czego Drops się o niczym nie dowie. - Tom przetarł oczy.
- Może masz rację. - westchnął z rezygnacją i otworzył drzwi do gabinetu.
-~*~-
Draco spojrzał na nich znad książki. Spojrzał zaniepokojony w kierunku Syriusza.
- Dlaczego tu przylazłeś? - spytał Harry'ego.
- To część planu. - odpowiedział, a Black tak jakby nagle się ożywił.
- Harry? - zapytał i obrócił się na krześle. Jego szczęka przysłowiowo, wylądowała na ziemi, kiedy zobaczył, że Voldemort trzyma dłoń na ramieniu jego szczeniaka, a Harry nic sobie z tego nie robi.
- Hejka, Syriuszu. - zanucił i usiadł przy biurku, naprzeciw ojca chrzestnego. Tom dosiadł się do blondyna, przy biblioteczce i sięgnął inną lekturę, w którą od razu się zagłębił.
- Totalnie zgłupiałeś? - parsknął Draco i wrócił do czytania.
- Spadaj, Draco. - prychnął czarnowłosy i skierował ponownie wzrok na animaga.
- Dlaczego, Harry? - zapytał cicho.
- Może dlatego, że proroctwo brzmi inaczej? Albo, że mnie jeszcze nigdy nie okłamał? A może dlatego, że jest dla mnie kimś ważnym? - prychnął.
- Jakie proroctwo? - zapytał.
- Przepowiednia, którą Dumbledore rozpowiada na lewo i prawo jest nieprawdziwą. Prawdziwa brzmi inaczej, przez co całkiem zmienia jej znaczenie. - w jego dłoni pojawiła się niebiesko-zielona kulka. Położył ją na blacie biurka i machnął dłonią.
"Oto nadchodzi ten, który ma zaprowadzić pokój... Zrodzony z tych, którzy nigdy nie powinni się spotkać. A narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny i Biały Pan poznają chłopca, wybierze tylko jednego... I jeden z nich musi zginąć, bo oboje nie mogą żyć... Ten, który ma zaprowadzić pokój, narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca.."
Głos Trelawney ucichł. Syriusz zamrugał zdezorientowany. Ta kulka wyglądała tak jak te przepowiednie z Ministerstwa Magii, tylko skąd Harry ją zdobył? I dlaczego brzmiała całkowicie odmiennie od tej, o której wspominał Dumbledore?
- Ale... Dumbledore nigdy by nie okłamał Zakonu. - szepnął.
- Nie do końca okłamał. - zaprzeczył Harry. - Zinterpretował przepowiednię po swojemu. Nie mówi ona, którego Pana pokonam, ale Dumbledore nie chce zginąć, dlatego też zmienił przepowiednię i wyszło na to, że to Czarny Pan zginie z mojej ręki.
- Dlaczego mi to mówisz? - zapytał. Harry wzruszył ramionami.
- Sam nie wiem. Może chcę się wygadać? - prychnął.
- Powiedziałeś, że Voldemort jest dla ciebie kimś ważnym. - przełknął ślinę nerwowo.
- Powiedziałem. - potwierdził młody Riddle. Tom i Draco podnieśli wzrok znad książek. Oboje chcieli zobaczyć reakcję Blacka na tę "pilnie strzeżoną" informację.
- Co miałeś przez to na myśli?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro