Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Mam fatalny plan

Czarodziej o dwukolorowych oczach pojawił się w salonie i zastał czytającego Draco.

- Hej. - powiedział.

- Mhm. - mruknął Malfoy. - Jeśli to nic ważnego, to daj mi spokój. - dodał.

- Jak ojciec przyjdzie, to powiedz mu, że będę w lochach. Draco podniósł wzrok znad lektury. - Dlaczego?

- Zamknę się w jednej z cel i może wyciągnę coś z nich. - wzruszył ramionami.

- To głupie. - przewrócił oczami blondyn.

- Ale może zadziałać. - Harry pomachał i popędził na dół, do lochów. 

Jak tylko znalazł celę, niedaleko członków Zakonu i dwójki Gryfonów, zamknął się w niej i poprosił skrzaty, żeby nie pomagały mu, chyba że ojciec im będzie kazał. Przy okazji wytłumaczył im mniej-więcej co chce zrobić. Skrzaty zgodziły się na całą akcję. Były nawet bardzo podekscytowane. 

Ale gdyby znały cały plan Harry'ego, nigdy by się na niego nie zgodziły.

-~*~-

- Gdzie jestem? - Hermiona przetarła oczy i rozejrzała się po celi. Razem z nią, w środku był Artur Weasley. - Panie Weasley. - potrząsnęła jego ramieniem.

- C-co? - obudził się i rozejrzał lekko oszołomiony. Jego wzrok zarejestrował, że są w jakiś lochach i to nie tylko oni. - Hermiono, wszystko z tobą w porządku? - zapytał. Dziewczyna pokiwała głową.

- Kto nas zaatakował? -zapytała drżącym głosem.

- Śmierciożercy. - mruknął pan Weasley i wstał.

- Gdyby to byli śmierciożercy, to już byśmy nie żyli. - odparła.

- Chyba że nas potrzebują. - mruknął. - Gdzie reszta?

- Tonks i Moody są tam. - wskazała na drugą stronę. - Remus i Kingsley, tam. - wskazała celę na lewo. - Syriusz i Ron, tam. - cela po przekątnej od nich.

- A tam? - zapytał Artur, wskazując loch po prawej.

- Nie wiem. - wzruszyła ramionami.

- Hermiona? - cichy głos dobiegł dwójkę czarodziei z lewej strony.

- Czy wszystko z wami dobrze? - zapytała, podbiegając do Remusa.

- Boli mnie głowa. - mruknął wilkołak i potarł obolałe miejsce. - Kingsley nadal jest nieprzytomny. - dodał.

- Ron! - krzyknął Artur.

- Tato! - odkrzyknął mu rudzielec z celi naprzeciwko, z lewej.

- Wszystko z tobą w porządku?

- Tak.

- A u Syriusza!? - krzyknął Remus.

- W porządku. - odparł.

- Z nami też wszystko ok. - dodała Tonks. - Moody nie ma tylko swojego magicznego oka. - westchnęła.

- Możecie się łaskawie zamknąć? - zapytał sarkastycznie nowy głos. Hermiona zorientowała się, że dochodził z celi po prawej, w której nie wiedziała, czy ktoś się znajduje. Ten głos był jej znany. Na pewno go znała, nawet lepiej niż dobrze.

- Harry? - zapytała cicho. Wszyscy, którzy to usłyszeli, wciągnęli powietrze. Co tutaj robił Harry Potter? Przecież niedawno był na Pokątnej z Malfoy'em.

- Hejka, Granger. - prychnął i stanął w świetle jednej z pochodni. - Nie spodziewałem się, że dacie się złapać. - roześmiał się.

- Harry, wszystko w porządku? - zapytała zaniepokojona Hermiona.

- Nope. - pokręcił głową. - Zostałem porwany, tak jak wy i na pewno nie uda wam się wydostać. - uśmiechnął się drwiąco. - Ja próbowałem, ale nie wyszło.

- Wiesz, gdzie jesteśmy? - spytał ojciec Rona. Harry spojrzał na niego i zmrużył oczy.

- Wiem, że to lochy i, że należą do jednego ze śmierciożerców. - odparł. - Był tu już raz Voldi. - mruknął.

- To dlaczego jeszcze żyjesz!? - dobiegł chłopaka krzyk rudzielca.

- Ciebie też miło słyszeć, Weasley! - odkrzyknął. Nagle przez kraty, do Harry'ego przedostał się czarny pies. Riddle zamrugał kilka razy. Głupi Harry! Zapomniał rzucić zaklęć anty animagicznych!

- Odczep się ode mnie. - warknął w kierunku czarnego zwierzaka. Ten w odpowiedzi zawył cicho, żałośnie i podszedł do chrześniaka.

- Łapa, zostaw mnie w spokoju. - warknął ponownie. Pies zmienił się w Syriusza.

- Harry... - wyciągnął rękę. - Przepraszam...

- Nie. - odwrócił się plecami niczym obrażony bachor. - Zostaw mnie w spokoju.

- Ale Harry... - jego głos się coraz bardziej łamał. Harry odnotował ze zdziwieniem i złością, że w jego oczach ponownie pojawiając się zdradzieckie łzy. Dlaczego nadal go to boli!? I znowu usłyszał ten cichy szept. Niech się załamie. Nie obchodzi mnie to. Jego jedno oko zaczęło żarzyć się szkarłatem ze złości, ale nie mógł nikomu tego pokazać, dlatego też patrzył na ścianę. 

Nagle rozległy się kroki na schodach. Dźwięk odbijał się od pustych ścian i szybko dotarł do dziewiątki czarodziei. Przed celami pojawił się blondyn i Tom w masce i pelerynie. Jak widać, nie chciał, żeby ktoś poznał jego twarz.

- No, no, Black wydostał się z celi. - prychnął Draco, podchodząc do tej należącego do Harry'ego. - I przylazł do Pottera. - skrzywił się z obrzydzeniem.

- Cześć, Malfoy. - mruknął Harry z iskierkami rozbawienia w oczach, niewidocznych dla nikogo, oprócz blondyna i jego ojca, który przyglądał mu się spod maski.

- To, kto na pierwszy ogień? - zapytał donośnie. - Może szlama? - spojrzał na dziewczynę, która przełknęła nerwowo ślinę. - A może wiewiórka? - spojrzał na młodego Weasleya, który przyciskał dłonie do krat. - A może kochany wybawca czarodziejskiego świata? - parsknął.

- Możesz mnie torturować dalej i tak nic nie powiem. - mruknął.

- Czyli Potter. - blondyn wyciągnął różdżkę i spetryfikował Syriusza. Następnie otworzył kraty i za pomocą zaklęcia związał dłonie przyjaciela. 

Starał się być delikatny, ale jak widać, Harry się tym nie przejmował, tylko sam uściślił supeł. Zabrał szybko chłopaka i posadził na kanapie w salonie. Od razu rzucił zaklęcia wyciszające, żeby w razie czego więźniowie niczego nie słyszeli.

- Czy ty jesteś idiotą?! - wykrzyknął i zdjął więzy kolejnym zaklęciem.

- Nie, mam plan, spokojnie. - odparł.

- Po cholerę chcesz udawać więźnia?! Co ci to da?!

- Możliwe, że wygadają mi kilka rzeczy o Zakonie.

- Możliwe... Tylko możliwe, ale nie pewne. - prychnął.

- Do pokoju. - rozkazał Tom, wchodząc w zakres zaklęcia wyciszającego.

- Co!? - Harry się oburzył.

- Do pokoju. - powtórzył niecierpliwie.

- Dlaczego?! Mam plan tato! Dam sobie radę!

- Ale ja nie dam! - warknął, po czym westchnął. - Skoro chcesz być więźniem, nie możesz za każdym razem wracać w nienaruszonym stanie. Szczególnie ty. - zmrużył oczy. - Nie potrafię zranić syna. - warknął.

- A ja nie zranię przyjaciela. - dodał Draco.

- W takim razie sam będę się ranił. - ogłosił młody Riddle. - Nie musicie nawet na to patrzeć. Zrobię sobie kilka ran, czy zadrapań, jak na turnieju.

- Wtedy ledwo powstrzymałem się od tego, żeby rzucić na ciebie zaklęcia leczące. - mruknął.

- Nie musisz mnie widzieć w tym stanie. Możemy spędzać miło czas przez kilka godzin, a później Draco odprowadziłby mnie ledwo żywego do celi. - wzruszył ramionami.

- Czyli mam rozumieć, że chcesz z tym kundlem siedzieć w jednej celi? - prychnął z rozbawieniem Malfoy.

- Nakrzyczcie na niego, czy coś. Obojętne mi to. - wzruszył ramionami. - Choć nadal trzymam się tego, że nikogo nie zabijemy. - dodał szybko.

- Smutne. - westchnął Tom.

- Tato, proszę. - powiedział. - Zdobędę ich plany, misje i informacje, tylko pozwól mi działać. - Marvolo przetarł twarz.

- Dlaczego mi to robisz? - powiedział ze smutkiem.

- Bo wiem, że chcesz wygrać tę wojnę. - uśmiechnął się. - A ja obiecałem ci w tym pomóc.

- Ale nie za cenę twojego zdrowia. - warknął.

- Przeżyłem więcej niż jakikolwiek szesnastolatek. Tato. Dam sobie radę, jak nie chcesz patrzeć, to nie przychodź do lochów. Riddle senior odetchnął jeszcze raz.

- Zgoda. - westchnął z rezygnacją.

- Dzięki! - Harry rozpromienił się i przytulił na szybko ojca, po czym pobiegł w tylko sobie znanym kierunku.

-~*~-

Wrócił po kilku minutach z grą... planszową?

- Co to jest? - zapytał ze strachem Draco. Przeraził się jeszcze bardziej, widząc uśmiech Riddle'a juniora.

- Monopoly! - wykrzyknął uradowany. Tom zamrugał kilka razy i zniknął nagle.

- Tato! - oburzył się Harry.

- Nie będę grał w to kolejny raz. - odezwał się głos z korytarza. Harry prychnął z oburzeniem.

- Grasz Draco?

- Uhm... - zaczął rozglądać się po salonie w poszukiwaniu zajęcia. Jakiegokolwiek. Harry, nie marnując czasu, rzucił zaklęcie na Malfoy'a, żeby ten się nie ruszył i zaczął rozkładać grę. Zaczął tłumaczyć zasady, kiedy był pewien, że wszystko poprawnie ułożył. 

Draco słuchał ze znudzeniem zasad mugolskiej gry. W końcu szesnastolatek skończył tę cholerną instrukcję i zaczęli grać.

-~*~-

Grali, dopóki nie przerwał im Tom z książkami, które zrzucił na planszę.

- Ej! - wykrzyknął Harry, a Draco wstał ze złością. - Dlaczego?

- Koniec czasu na zabawę. - powiedział spokojnie.

- To po cholerę te książki? - prychnął Riddle.

- To dla Draco. Są o animagii i Legilimencji. - Malfoy szybko przelewitował nowe lektury na stolik i usiadł zadowolony w fotelu.

- A ja? Też chcę umieć animagię! - skrzywił się.

- Jak wyjdziesz z lochów. - uśmiechnął się drwiąco starszy. Gryfon przewrócił oczami i wyczarował sobie nóż.

- Jak zwykle przesłuchujesz ludzi? - zapytał ojca.

- Tortury. Głównie Cruciatus, ale nie użyję go na tobie. - dodał natychmiast.

- Uhm... - Harry zawahał się. - A gdybyś miał nóż, to co?

- Głównie ręce i uda. - odpowiedział szeptem. - Dokładniej lewe ramię.

- Tam, gdzie Mroczny Znak. - powiedział ze zrozumieniem Harry. Zaczął ciąć sobie skórę w kilku miejscach. Na lewym ramieniu, prawej dłoni, oraz zrobił kilka dziur w obu nogawkach spodni, w różnych miejscach. 

Tom zacisnął dłoń na czarnej szacie, żeby tylko nie chwycić różdżki i nie zacząć rzucać zaklęć leczących.

- Odprowadzisz więźnia? - spytał z uśmiechem. Marvolo pokiwał sztywno głową i pociągnął za sobą chłopaka. Gdyby tylko mógł zamknąć go w jego pokoju... Ale nie, przecież sam się zgodził na ten cały plan...

-~*~-

Harry został wrzucony niezbyt brutalnie do celi. Kiedy tylko Syriusz chciał do niego podbiec, został ponownie spetryfikowany. Po chwili Tom wylewitował animaga do celi młodszego Weasley'a i zablokował ją przeciwko animagii. 

Kiedy Marvolo wyszedł z lochów, Hermiona pobiegła do krat, oddzielających ją od Harry'ego.

- Harry! - zawołała. - Wszystko w porządku?! Kto to był? Nic ci nie zrobił? - pytania wylewały się z jej ust raz po raz.

- Zamknij się, Granger. - stęknął i oparł o ścianę w rogu pomieszczenia, byle dalej od dwuosobowej celi.

- Harry... Proszę, Harry... - lamentowała. - Porozmawiaj ze mną...

- Nie rozmawiam ze zdrajcami. - warknął. O dziwo nie bolała go już zdrada przyjaciół, tylko nadal słowa Syriusza wypowiedziane w gniewie.

- Zdrajcami!? - wykrzyknął oburzony Ron. - To ty byłeś z fretką na Pokątnej! - Harry skrzywił się.

- Draco mnie, chociaż nie zdradził.

- W takim razie, co tu robisz? - prychnął młody Weasley.

- Wcześniej mnie złapali. - wzruszył niewidocznie ramionami. - Draco udało się mnie zabrać na Pokątną, żebym ciągle nie ślęczał w tej celi.

- Taaa. - mruknął rudowłosy. Nastała cisza. Harry przymknął oczy i rzucił bezróżdżkowo i niewerbalnie zaklęcie iluzji. 

Według iluzji Harry leżał w rogu pomieszczenia i spał, ignorując współwięźniów. W rzeczywistości natomiast stał na korytarzu, mając kraty po swojej lewej i prawej, żeby słyszeć wszystko dokładnie.

-~*~-

- Śpi? - zapytał zaniepokojony Syriusz.

- Tak. - potwierdziła Hermiona, patrząc na iluzję Chłopca-Który-Przeżył.

- Musimy się stąd wydostać. - zdecydował animag.

- Jak chcesz tego dokonać, Łapo? - zapytał ze zrezygnowaniem Remus. - Nie mamy różdżek, a z tego, co Harry mówił, gdzieś tutaj jest Voldemort.

- Nie zabił jeszcze Pottera. - mruknął Moody. - Nie zastanawia was dlaczego?

- Chłopak na pewno śpi? - zapytał Kingsley, który musiał obudzić się na początku rozmowy.

- Tak. - potwierdziła Hermiona. - Jestem pewna.

- Uważam, że Harry może być w zmowie z nimi... - mruknął Kingsley. - Szalonooki, ma rację. Dlaczego Harry jeszcze żyje? - Syriusz zaczął szybko machać głową. - Harry nigdy nie zgodziłby się na nic, co zaproponują śmierciożercy, albo nawet sam Voldemort. - zaprzeczył natychmiast.

- Ostatnio dziwnie się zachowywał. - dodał Ron. - Jest obślizgłym wężem, równie dobrze może teraz nas podsłuchiwać. - skulił się ze strachem, jak Syriusz popatrzył na niego morderczo.

- Mój chrześniak nie jest wężem! - wykrzyknął.

- Ron, jestem pewna, że Harry nie zrobiłby nic takiego. - mruknęła Hermiona.

- Ja mu nie ufam. - prychnął rudzielec i uciekł prędko przed chrzestnym jego byłego najlepszego przyjaciela.

-~*~-

- Mamy jakieś opcje? - zapytała Tonks, kiedy Weasley i Black nieco się uspokoili.

- Ucieczka...? - zaproponował powoli Artur.

- Niby jak? - prychnęła Hermiona. - Cele mają silne zaklęcia obronne, a my nie mamy różdżek, chyba że ktoś potrafi magię bezróżdżkową jak tamten chłopak. - wyrzuciła ręce w powietrze.

- Chłopak? - zapytał Syriusz, nieco żywiej.

- Ten, który znalazł mnie i Rona. Nagle drzwi się otworzyły, a po chwili on przybiegł i oszołomił Rona. Potem walczyliśmy i udało mi się odebrać jego różdżkę, a potem oszołomił mnie bezróżdżkowo.

- Jak uważasz, ile mógł mieć lat? - dopytywał Syriusz. W jego głowie pojawiło się kilka możliwości.

- Szesnaście? Siedemnaście? Może nawet osiemnaście. - odparła.

- Ten, który zaatakował mnie, Remusa i Tonks wyglądał na szesnaście lat. - mruknął. - Moody, Kingsley, a wasz przeciwnik?

- Na pewno był dorosłym i bardzo doświadczonym czarodziejem. - powiedział Shacklebolt.

- To był Voldemort. - powiedział z pewnością Moody.

- Voldemort? - zamrugał zdezorientowany czarnoskóry auror. - Jak to możliwe? Skąd wiedział o Kwaterze!?

- Chcesz przez to powiedzieć, że ten facet, który jeszcze ani razu nie zdjął maski, jest prawdziwym Voldemortem? - zapytał ze strachem wilkołak. - Dlaczego więc nie zdejmuje maski? - zadał ważne pytanie.

- Nie jestem pewien. - mruknął Moody.

- Skoro to V-vol... - Hermiona zawahała się. - Sami-Wiecie-Kto to, kim była ta dwójka chłopaków? Przecież w kręgu śmierciożerców nie było żadnych nastolatków.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro