Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Życie Wariata


Z myślą, że zwyczajność jest przereklamowana, szedłem przez zaniedbane ulice miasta. Wybite drogi które służyły jedynie do dojechania  na mało znane obszary. Miejsce gdzie można spotkać każdego i nikogo zarazem. Szedłem tam ja, w samotności a jednocześnie z całym światem na plecach. To uciążliwe. Świat pełen nierozumnych idiotów. Mój szef nim był jak i większość moich współpracowników. Jednak teraz ich nie było. Co tam robiłem w normalny dzień roboczy? Chciałem kogoś spotkać, przejść się, pomyśleć i się zabawić. Wszytko postanowiłem zrealizować wśród garaży i przypadkowych ludzi. Zawsze lubiłem filmy pełne akcji. Doszedłem do rzadko uczęszczanych miejsc i zacząłem wspinać się na jeden  z garaży. Gdy byłem już na dachu, spojrzałem w dół po czym zacząłem szybko przechodzić z dachu na dach. Konstrukcje nie były od siebie daleko więc nie sprawiało to problemu. Jakiś facet z wielkim brzuszyskiem i w obleśnej, przepoconej koszulce, spojrzał na mnie ze zdziwieniem po czym zaczął krzyczeć. Pytania dlaczego tam jestem i rozkazy, bym zszedł, doprawione wymyślnymi przekleństwami, lały się z jego ust jak woda. Ja jednak to olałem wiedząc, że ich adresat nie jest wejść za mną da dach. Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem dalej. 

Kurtyna zapadła a ja już nie widziałem świata. Odcięto mnie od publiki i byłem sam na scenie. I świetnie się przy tym bawiłem. Był to mój własny film, ze mną w roli głównej i właśnie zacząłem wprowadzać akcję. Czując jak nogi same mnie niosą, zacząłem tańczyć, nadal poruszając się do przodu. Mój taniec był chaotyczny, momentami niezgrabny, choreografia przypominała tą z lat siedemdziesiątych. Wtedy wyglądały one  jakby artysta na bieżąco wymyślał kroki jednak nikomu to nie przeszkadzało. Co jakiś czas skakałem, obracałem się i zatrzymywałem ale wciąż uważałem by nie spaść na ziemię. Od dawna nie bawiłem się tak dobrze... od dawna nie byłem już za kurtyną. Czułem się jakby cały świat był już historią, jedyne co mi zostało to świętować. 

Zabawny był fakt, że prawdopodobnie nikt nie wiedział gdzie się podziałem. Po prostu wyszedłem z firmy zgodnie z grafikiem... i ani przyjaciele ani ludzie z pracy, nie zdawali sobie sprawy, że ten dziwny, cichy i trochę wredny mężczyzna może teraz chodzić po dachach tańcząc. Czy trafił bym za to do wariatkowa? Może? Ale gdyby mnie ktoś zapytał czemu, potrafił bym odpowiedzieć bez  problemu. Być choć raz beztroskim, wolnym od świata i obowiązków... poczuć się jak w dziwnym filmie. Chciałem po prostu sobie od tak tego zaznać. A nie byłem typem człowieka który przejmowałby się tym co wypada a co nie, czy ktoś zobaczy lub coś zrobi z tym faktem. Jeśli jakiś smarkacz by to nagrał to bym się śmiał a potem załatwił sprawę. Wielki mi problem.  Nie jedna osoba zdążyła mnie też zobaczyć ale niezbyt mnie to obchodziło.

W końcu dotarłem na koniec garażów. Była tam prywatna, ogrodzona działka z drzewkami iglastymi, niezbyt wysokimi ale też niekarłowatymi. Były trochę wyższe ode mnie stojącego na dachu. Bez namysłu zeskoczyłem z dachu za płot i zacząłem przechadzać się po lasku." Najwyżej mnie ktoś złapie, to dla dobra filmu ,,- myślałem z lekkim uśmiechem na twarzy.  Dobrze się bawiłem. Dlaczego świat musi być tak nudny? Dlaczego nie mogę chodzić po dachach codziennie?


                                                                              *         *         *


- Dlaczego chodził pan po garażach i prywatnej działce? -zapytał otyły facet w granatowym mundurze. 

- Nie zauważyłem tego płotu panie władzo - odparłem pogodnie i poprawiłem się na krześle. Komisariat. Nie spodziewałem się tego. 





W towarzystwie zespołu Queen i Tequili. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro