Zabawa
Pisane w towarzystwie piosenki powyżej. Dojdą jeszcze ilustracje :3 ( od Katoriin!)
Zaczął biec. Trawa była lekko mokra i soczyście zielona a ludzi było niewiele w pobliżu. Jego mokre stopy, brudne od ziemi i zieleni, lekko stąpały po podłożu, czuł się jakby latał, nie czuł ograniczeń. Było to wspaniałe uczucie. Wolność wyrażana w tak prosty sposób. Jego stopy ślizgały się co jakiś czas na mokrej trawie ale jeszcze się nie przewrócił. Jego długie nogi prowadziły go na przedzie a reszta zawodników była minimum parę kroków za nim. Ten dystans od dłuższego czasu się nie zmieniał i chłopak czuł, że może tak pozostać. Czuł się, jakby mógł dokonać wszystkiego, chciał by ten stan trwał jak najdłużej. Nie chodziło już nawet o wyścigani jego wynik, chodziło o bose stopy i lekko mokrą trawę, to co sprawiało mu tyle radości. Kochał każdy z tych wiosennych biegów a ten był wyjątkowo urokliwy. Oddalające się czarne chmury,wychodzące powoli słońce, świeżość powietrza i idealna jego temperatura. Burza przed biegiem zrobiła swoje, zmotywowała go, dodała sił i tego czegoś.
Pierwszy wbiegł do lasu i od tego momentu nie liczyła się już szybkość, bieg. Teraz ważny był spryt i myślenie, musiał znaleźć i rozwiązać trzy zagadki. W poprzednich latach, dawano buty po przekroczeniu linii drzew, w tym z tego zrezygnowano. Dzięki temu było ciekawiej, trudniej a dla chłopaka liczyło się jeszcze coś. Nadal czuł tą fantastyczną wolność, choć teraz chodzenie na boso było mniej komfortowe. Ruszył do drzewa na którym dostrzegł karteczkę, nieco krzywiąc się przy nadepnięciu na runo leśne. Karteczka zawierała oczywiście zagadkę, jednak dla niego nie stanowiła ona problemu. Z łatwością znalazł rozwiązanie i zostawiając liścik, ruszył dalej. Opuścił go na ziemię, sądząc, że nie opłaca się go chować. Kto pierwszy znajdzie wiadomość, może ją ukryć lub zawiesić z powrotem ale nie można ich brać ze sobą czy niszczyć.Jednak to był bardzo wczesny etap a resztę zawodników wyprzedzał nieznacznie, gdyby zaczął szukać dobrego miejsca na ukrycie wiadomości, stracił by czas a inni mogli by go dogonić i to zobaczyć. Więc zostawił zagadkę i ruszył szybkim, lecz ostrożnym krokiem przed siebie.
Rozwiązanie pierwszej zagadki czekało w stawie, na niewielkiej polanie. Wszedł po kolana do wody i zaczął badać bosą stopą dno. Gdy wyczuł coś nienaturalnego, pochylił się i starając zbytnio się nie pomoczyć,sięgnął po skrzynkę. Była niewielka i drewniana, przypominała mniejszą wersję tych z pirackimi skarbami. Otworzył ją bez trudu i znalazł pierwszy ważny przedmiot - pierścień z zielono-niebieskim kamieniem. Włożył go na palec a skrzynie wrzucił na powrót do stawu. Ruszył dalej, wiedząc, że kolejna wiadomość musi być niedaleko. Zasady były proste, biec, rozwiązać trzy zagadki, dojść do mety. Zagadek czasem nie umiano rozwiązać albo nagrody za znalezienie poprawnej odpowiedzi zabierał wcześniej ktoś inny, więc większość wracała z pustymi rękami. By nie było aż tak trudno, rozwiązań jest parę, jednak to za najbardziej trafne jest najlepsza nagroda. Bywało, że ludzie wracali z niczym. Chłopak jednak był w tym dobry. By nie ograniczać ludzi, kolejne zagadki nie były ukryte tam gdzie skarby. W końcu chodziło o dobrą zabawę, musiała więc trwać. Równie dobrze ktoś mógł przejść przez las nie rozwiązując żadnej zagadki, jednak wtedy nie byłoby już takiej zabawy, poza tym to nie na tym polegało.
Chłopak trafił do gęstszej części lasu i zaczął szukać. Tam czekał na niego jeden z organizatorów, w przebraniu. Miał na sobie dziwny strój złożony z czarnych i fioletowych tkanin oraz sztucznych odnóży pająka, wielkości rąk człowieka. Trzymał w dłoni dużą laskę stworzoną z specjalnie rzeźbionego drewna, sięgała mu ona do ramion. Na głowie miał niewielki turban a za jego plecami rozpościerała się wielka, sztuczna pajęczyna. Uśmiechnął się do przybysza po czym wszedł w swą rolę strasznego Króla Pająków, ujawniając zadanie. Zagadki na karteczkach były bardziej na orientacje, prawdziwe wyzwania czekały na miejscu. Przebieraniec wyjaśnił jakie są zasady pokonania go - trzeba zniszczyć pajęczynę i zabrać mu laskę. Nie było to łatwe, wyglądało to jak zabawa w chowanego gdy niższy chłopak ukrywał się za drzewami. W końcu udało mu się skoczyć, niszcząc pajęczynę.Został uderzony laską, złapał ją i zaczął się szarpać, leżąc wciąż na wilgotnej ziemi. Czy ta gra była dziecinna? Bardzo możliwe, jednak nikomu z uczestników to nie przeszkadzało, dobrze się bawili. Chłopak zdołał wyrwać laskę z rąk wyższego, starszego chłopaka i wstał. Bolał go trochę bok w który został uderzony, ale nic mu nie było. Król Pająków mu pogratulował i pozwolił zabrać zdobycz.
Ostatnie zadanie było najtrudniejsze. Choć sama zagadka, tak jak poprzednie, nie sprawiła zawodnikowi problemu, wyzwanie czekające na końcu było trudne. Co roku było bardzo podobne i to wywoływało u niego stres. Choć to nie był pierwszy raz jak brał udział w zawodach, nigdy nie stanął przed ostatnim zadaniem. Różne były tego przyczyny,jednak skutek ten sam - nigdy nie stanął przed Gladiatorem,ostatecznym wyzwaniem. Strasznego przeciwnika ujrzał na polanie,lekko zgarbionego. Musiał stać tu już od pewnego czasu. Był to masywny, umięśniony mężczyzna w skąpym stroju- kawałku białej płachty zakrywającej go tylko od pasa w dół,do kolan. Na nogach miał sandały i choć lato było coraz bliżej, musiało mu być zimno. Tak jak chłopakowi odkąd wszedł do stawu. Gladiator miał w ręku miecz- drewniany- a w drugiej okrągłą tarczę. Wskazał na podobny zestaw leżący na ziemi i poczekał aż zawodnik go podniesie. Wyjaśnił zasady które były proste i krótkie -walczyli do sześciu uderzeń sztucznego ostrza. Nie mogli opuszczać polany. Chłopak położył na ziemi laskę i stanął przed przeciwnikiem. Walka zaczęła się ostro a zawodnik starał się przerobić teorię w praktykę. Starał się wykorzystać swoją drobniejszą budowę i większą szybkość, jednak nie szło mu najlepiej. Bronił się tarczą i skakał po polanie ale po chwili był już wyczerpany,szczególnie, że wcześniej biegał i walczył z Pajęczym Królem. Choć nie poddawał się do samego końca, wkrótce otrzymał szósty cios, sam zadając jedynie cztery.Uśmiechnął się lekko, godząc się z porażką i oddał ekwipunek, z powrotem zabierając laskę z ziemi.
Ruszył ku miecie z zarumienioną twarzą, wymęczony, w wilgotnych i brudnych ciuchach, z roztrzepanymi ciemnymi włosami i nieco poranionymi stopami. Jednak miał twa trofea i był z siebie dumny a przede wszystkim świetnie się bawił. Na końcu czekała reszta ekipy i gdy tylko przeszedł przez umowną granicę - dość spory kamień z wymalowanym herbem - zaczęli podchodzić i rozmawiać z chłopakiem. To tyle. Teraz dostanie ciepły posiłek, będzie mógł poczekać na drewnianej ławce na resztę zawodników i opatrzyć obolałe stopy. Po zachodzie słońca, po ognisku i zabawie, organizatorzy pożegnają się i powiedzą ,, Do zobaczenia za rok". I z pewnością większość wróci za rok i zabawa zacznie się od nowa,zaczynając od biegu po trawie.
Dziękuję z całego serduszka za te piękne ilustracje katoriin <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro