Kõlbmatud
Byłem wtedy głupi. Czy mój wiek i głupota mnie usprawiedliwiają? W pewnym sensie tak. Jednak sam przed sobą, nie potrafię się oszukiwać. Wszystko co wtedy zrobiłem było i będzie największym błędem, choćbym nie wiem jak był wtedy głupi. Od małego rodzice i nauczyciele powtarzali - czarna magia jest zła, użycie jej sprowadza hańbę na całą rodzinę, jeśli ktoś jej użyje, zostaje wykluczony. To złe, to zatruwa każdego elfa... Ja tego słuchałem. Ale gdy przyszło co do czego i tak zrobiłem wbrew.
Był wtedy dzień jak co dzień. Przebywałem w lesie wraz z moimi ''przyjaciółmi" jak ich wtedy nazywałem. Świetnie się ze sobą bawiliśmy , jak zawsze. Oni byli grupką rozrabiaków, wolnych i beztroskich dzieciaków które nie chodziły do szkoły , nie mieszkały z rodzicami i nie słuchali się nikogo. Ja natomiast byłem" porządnym " synem , uczęszczałem do szkoły , miałem porządnych rodziców i starszą siostrę. Był wtedy dość pochmurny dzień , było wietrznie i zimno. Zebraliśmy się w grupkę złożoną głównie z chłopców i staliśmy niedaleko drogi. Koledzy mieli dla mnie niespodziankę. Cieszyłem się jednak gdzieś w sercu rósł niepokój. Od samego początku.
Śmieli się, żartowali, w końcu jednak po prostu na mnie spojrzeli, wrócili myślami do mnie. I wtedy wszystko się zaczęło. Co było powodem? Czy ja , czy to jak żyłem, czy może sam fakt ,że się z nimi przyjaźniłem , mimo ,że nie powinienem? Co skłoniło ich do ataku? Nigdy wprost mi tego nie wyjaśnili. Pierw niegroźne żarty, popychanie, wyśmiewanie. W końcu jednak zrobili się agresywni a ja próbowałem się bronić. Zupełnie mi to nie szło. Było około pięciu na jednego. Lider grupy odzywał się najwięcej.
- Miło ci tak ?- pytał raz po raz z szyderczym uśmiechem - Dobrze się bawisz?
Jakiś z chłopców pytał o pieniądze, czym mam jakieś dziś ? Wciąż dochodzimy do moich uszu śmiechy i wyzwiska. W końcu lider - o imieniu Fenrted ,lecz mówiono na niego Fend- wyciągnął nóż. Solidnie wyglądające ostrze, lecz trochę tępe, błysnęło w słabym świetle.
- I co ? Dobrze się bawiłeś z nami ? - zapytał a jego twarz ponownie się wykrzywiła w złowieszczym uśmiechu.
Próbowałem uciec, jednak nie potrafiłem. Nie miałem dość sił. Zaczęli mnie okładać. Co wtedy myślałem ? Było tego trochę. Dlaczego to robią? Czy coś źle zrobiłem ? Czy ktoś mnie uratuje? Gdzie są moi rodzice? Błagałem w duchu by ktoś mnie uratował , ktokolwiek. Jednak nikt się nie pojawił. Dzieciaki pastwiły się nade mną jakbym był ich najgorszym wrogiem , choć nikt nie wyjaśnił mi dlaczego. Fend który do tej pory stal bardziej z tyłu , zbliżył się. To wtedy poczułem prawdziwe przerażenie. Wszyscy umilkli, jakby dobrze znali scenariusz, a chłopak uśmiechnął się. Już nie starałem się zachować milczenia ani spokojnu , po prostu próbowałem uciec, krzyczałem i szarpałem się jak tylko się dało , jednak na nic. Błysnęło ostrze, krzyknąłem. To był mój pierwszy prawdziwy ból. Wcześniejszy się do niego nie umywał i od tamtej pory nie czułem jeszcze aż tak mocnego. Ostrze trafiło na moje lewe oko. Czy mieli później jakieś wyrzuty sumienia? Nie wiem, nigdy nie dane mi było później ich spotkać.
Zrozpaczony , przerażony , cierpiący... Nadal bałem się ich powrotu ale im dłużej ich nie było , tym większy ogarniał mnie gniew. Jasne było dla mnie ,że jak czegoś nie zrobię , nie odzyskam wzroku w lewym oku. Później oczywiste było dla mnie ,że mogłbym obejść się bez jednego oka , jednak wtedy było to dla mnie nie do pomyślenia. W końcu użyłem czarnej magii. Skąd miałem potrzebne zaklęcie ? Moi źle dobrani znajomi byli nie tylko rozrabiakami, interesowali się tematami zakazanymi. Jednak kto w dzieciństwie tego nie robił? Miałem notatki z naszych wspólnych spotkań. I znałem zaklęcie.
Szybko potoczyły się moje dalsze losu. Powrót do domu z czarnym , zranionym okiem, wściekłość rodziny. Nie nazywało mnie już częścią rodu, byłem od tamtego momentu Kõlbmatud , potępiony na zawsze. Zostałem w domu. Jednak codziennie, przez resztę dzieciństwa, napotykałem jedynie zimne, rozgoryczone spojrzenia i nienawiść. Nienawiść ze strony każdego , nie tylko rodziny. Nie miałem więcej znajomych, inni mną gardzili. Po pewnym czasie również przestałem uczęszczać do szkoły... Można powiedzieć, że mnie wyrzucili ale bez zbędnych formalności. Oni zrobili to , nie robiąc nic. Samym nastawieniem, spojrzeniem , milczeniem. Uczyłem się w domu i długo nie mogłem się pogodzić z tym co się stało.
Jednak to było moje życie, moja rodzina , moje oko. Musiałem się z tym pogodzić, inaczej bym oszalał albo popełnił kolejny największy błąd w życiu. Nauczyłem się z tym żyć, ze świadomością, że nie mam nic i jedyne co mi zostało to walczyć by zdobyć cokolwiek. Wrogie spojrzenia na ulicy , nienawistne spojrzenia w domu, minimum rozmów, zero przyjaciół. A to za sprawą grupki dzieci i tego jaki byłem. Głupi, lekkomyślny, nierozważny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro