Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jestem

Siedziałam wśród setek ludzi, czekając tak jak wszyscy na początek. Było tłoczno, rozmowy i hałasy mieszały się ze sobą i tworzyły głośny szum. Czułam się jak bym unosiła się w Chaosie. Światła poczęły gasnąć, powoli do głosu dochodziła cisza, ludzie milkli i skupiali wzrok, patrząc w jednym kierunku. Zapadła ciemność a pośród tej niesamowitej atmosfery, zaczęła wyłaniać się dzisiejsza gwiazda. Światła się na niej skupiały a ja miałam wrażenie, jakby to była Ziemia. Początek był niesamowity. Czułam ekscytację, euforię, że mogę na to patrzeć, być świadkiem czegoś pięknego. Byłam jedynie kroplą w morzu, ziarnkiem piasku, nikt nie mógł zwrócić na mnie uwagi. Ale ja mogłam obserwować wszytko. Reakcje mężczyzn i kobiet, ubranych elegancko i gustownie. Starszych panów, patrzących na widowisko z zapartym tchem. Młodego chłopaka, siedzącego na uboczu, mającego aparat słuchowy w uchu. Ale mimo tego, najwięcej mojej uwagi przyciągał on. Gdy tylko się pojawił, wiedziałam, że to Uranos. Są już wszyscy, pora zaczynać.  

Od tej pory nie było mowy o spokoju. Początkowy wysoki i piękny śpiew kobiety, niski i delikatny głos mężczyzny, romantyczna atmosfera. Widać było, że para ma się ku sobie. Stąpali lekko ale pewnie, z mocą. Łączyli swe dłonie i kręcili się wspólnie, co przypominało taniec. Muzyka grała w tle, napełniając moje myśli nadzieją i szczęściem. Jednak gdy tylko pojawili się inni, wiedziałam, że spokój nie potrwa długo. Głos Nieba stał się bardziej odległy i chłodny, Gaja natomiast pozostała w swych wysokich tonach, jednak nie brzmiało to już tak radośnie. Mężczyzna na scenie, odsunął się od niej. Zamilkł. Po chwili do damski głos stał się burzliwy, pełen goryczy. Zachwycało mnie piękno śpiewu. Spojrzałam ukradkiem w stronę chłopaka. Miał szeroko otwarte oczy a jego dłonie były zaciśnięte. Jedna z kobiet po mojej lewej ocierała policzek. Ponownie skupiłam wzrok na scenie.

Grupa ludzi zebrała się wokół śpiewaczki, mieli oni mocne głosy, jednak ponad wszytko przebijał się jeden. Wysoki, gniewny, pewny. Przypominał Kronosa. Gdy tylko głos Nieba doszedł do reszty, ten chłopka stał się głośniejszy. Mężczyzna cichł z każdą sekundą, przytłoczony gniewnym śpiewem. Aż w końcu nie dało się go wychwycić. Na scenie zapadła ciemność. Kobieta, matka tytanów, wyszła na  przód a białe światło podkreśliło jej piękną figurę. Miała na sobie jasną, perłową suknię która mieniła się w świetle reflektorów. Rozłożyła ręce i zaśpiewała tak, jakby zwracała się do wszystkich widzów. Do mnie. Do chłopaka na uboczu. Do starszych mężczyzn na  przodzie i młodszych wyżej. Do płaczącej kobiety. Uśmiechnęłam się. Jej mocny głos doszedł do wszystkich i zaczął cichnąć. Na przód wyszła dwójka młodszych śpiewaków. Mocny głos Kronosa i jego wybranki, przebijał każdy inny, który pojawiał się w jego otoczeniu. 

Z boku sceny, słychać było słaby, delikatny, męski śpiew. Kobieta towarzysząca królowi tytanów, śpiewała razem z nim, cicho i niepewnie. Emocje płynące z każdego głosu, były tak wyraźne jakby ktoś je podpisał i oznaczył barwami. Męski głos zaczął się zbliżać, Zeus nadchodził. Był coraz mocniejszy i pewniejszy, jednak wciąż delikatny. Wiedziałam co teraz nastąpi. Wojna. Kolejny władca i ojciec ucichnie, kolejny głos przejmie scenę, zagarnie ją dla siebie. Jednak cieszyłam się z tego. Choć głos obecnie panującego, był piękny, nie wzbudzał przyjemnych  uczuć. Wciąż przepełniony nienawiścią, w głębi niepewny. O to chodziło. Bawili się nami, jak dzieci piaskiem. Zeus doszedł do oświetlonej części sceny a jego śpiew wybił się ponad resztę. Muzyka przyśpieszyła, stała się gwałtowna. Mężczyźni zaczęli własny taniec, lawirując pomiędzy resztą, która w między czasie podeszła bliżej. W pewnym momencie Kronos zamarł. Jego głos ucichł, walka się skończyła, rodzeństwo milkło lub śpiewało cicho, jakby  nie chcieli by  ktoś ich zauważył. W tle rozbrzmiała spokojna melodia, szczęśliwa i pełna nadziei jak na początku. Pojawiło się parę nowych śpiewaków, paru miało mocniejsze głosy  od reszty. Wszyscy śpiewali wysoko i czysto a ja patrzałam z zapartym tchem. Głosy zaczęły cichnąć wraz z muzyką a ludzie poczęli klaskać i wstawać, burząc rozkoszny moment  spokoju. Chłopak na uboczu wstał a zaraz za nim następni. I ja uniosłam się i klaskałam. Wszyscy śpiewacy wyszli na scenę i ustawili się w rzędzie. Zerkali jeden na drugiego, w końcu się ukłonili. 

Aplauz stał się głośniejszy, Gaja i Uranos wyszli przed resztę by jeszcze raz się ukłonić. Kobieta dostała kwiaty. Nie było wśród nich Chaosu, był on jednak wśród nas, ludzi tak gorąco nagradzających tych na scenie. Nigdy już nie wrócę do początku. Nie da się. Trzeba się cieszyć końcem, klaskać, obserwować. Byłam częścią czegoś pięknego. Rozejrzałam się po ludziach. Trzeba było wyjść, wrócić do domu, pożegnać się z tym wszystkim. Choć muzyka nadal grała w naszych sercach a śpiew pełen emocji, gościł w naszych umysłach. To koniec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro