Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Barman: Wycieczka

Josh spojrzał na swojego kolege. Miał kręcone ciemne włosy związane w kitkę, z wbitymi pałeczkami. Jedna z nich miała ozdobne koraliki z piórkiem i mimo tego, że było to dość dziwne, pasowało mu. Tak jak Matt, miał białą koszulę i czarną kamizelkę, roboczy strój. Parę kosmyków wyplątało się z upięcia i swobodnie opadało na czoło mężczyzny.

- Ej... Matt... - zagadnął gdy tłok nieco się przerzedził i mogli sobie pozwolić na chwilę odpoczynku.

- Hm? Co się stało ? - zapytał blondyn z życzliwym uśmiechem na twarzy. Jego piwne oczy uważnie obserwowały kolegę z pracy.

- Bo wiesz... Może zabrał byś gdzieś Olivera? - Josh dobrze wiedział o młodszym chłopaku który był w barze stałym bywalcem. Zaprzyjaźnił się z Mattem i często spędzali ze sobą czas. Wiedział też nieco o sytuacji nastolatka, pamiętał jeszcze jak widywał go przed zatrudnieniem blondyna. Wyglądał jakby zaraz miał zamiar wziąć całe pudełko tabletek na sen, jednak nie odezwał się wtedy do niego. Matt był inny, nie obchodziło go zbytnio co wypada a co nie, nie przejmował się takimi głupotami - odezwać się czy nie? Był impulsywny, stwierdził, że trzeba pogadać z Oliverem i to zrobił.

- Co? W jakimś sensie? - zdziwił się mężczyzna.

- No wiesz, w końcu on nigdzie chyba jeszcze nie był... A wątpię by ktoś go gdzieś zabrał. W końcu w pewnym sensie ma tylko ciebie i wiesz... Ucieszył by się. - tłumaczył chłopak. Był nieco starszy od Matta ale różnica była bardzo niewielka.

- Ostatnio faktycznie jest jakiś przygnębiony. Może taki wyjazd dobrze mu zrobi... Ale jest problem.

- Chłopie, pieniądze to żaden problem. Parę drobnych na transport, jakiś namiot może?

- Nie, nie - zaśmiał się jasnowłosy - po prostu... Nauka. No wiesz, on chodzi do szkoły, ja się uczę...

- Weekend, mówi Ci to coś ?

- No... W sumie... Można by... A moje studia?- zapytał nieco niepewnie.

- Jeszcze na nie, nie chodzisz, tobie też przyda się odpoczynek. Wiecznie tylko praca - nauka, jakby nic poza tym nie było.

- Racja - mężczyzna uśmiechnął się i wrócił do pracy. Cały czas po jego głowie kołatały się myśli o celu wycieczki a na jego ustach wciąż gościł lekki, rozmarzony uśmiech. Wciąż pamiętał jak Oliver odwiedził go gdy był chory, bardzo się wtedy zdziwił. Chłopak przyniósł mu wtedy zakupy, choć były to głównie słodycze, bardzo się cieszył. Później nastolatek zaczął go odwiedzać częściej a Mattowi to zupełnie nie przeszkadzało, nawet gdy siedzieli tylko, robiąc swoje, wydawali się zadowoleni towarzystwem.

Blondyn miał już nawet pomysł gdzie mogliby pojechać a bilety nie były dla niego problemem. Miał pensję z której musiał tylko płacić za niski czynsz, kupywać trochę jedzenia i odkładać na studia. Z racji tych przyjemnych planów, uśmiechał się prawie cały czas. Oliver też ostatnio się zmienił. Był weselszy niż gdy go poznał, znalazł sobie również jakoś kolegów w szkole ale chyba nieszczególnie ich lubił. Wyjaśnił jednak Mattowi, że postąpił jak kazał mężczyzna i kogoś sobie znalazł więc ma nie marudzić. To czy ich lubił nie było aż tak istotne.

Gdy tylko chłopak pojawił się w barze, Matt uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jego młodszy kolega lekko podciął włosy choć z początku się nie zgadzał. Miał też nieco inne ciuchy, wciąż ciemne ale nie tak jednolite. Granatowo zielona koszyka w kratę była nałożona na czarną bluzkę, do tego zalozyk czarne spodnie i trampki. Jednak koszula była kolorowa! Blondyn był dumny, to on pomagał w jej wyborze. Olivier usiadł przy ladzie i uśmiechnął się lekko na widok starszego .

- To co zawsze - powiedział tradycyjnie, udając, że się nie znają. Zawsze tak żartowali.

- Stały klient co? - zaśmiał się Matt i podał mu kufel bezalkoholowego piwa - a rodzice to się nie martwią, że ich syn wybywa codziennie w nocy nie wiadomo gdzie?

- Oni się tym nie przejmują - zasnial się nastolatek. - Poza tym jestem jak ninja, nigdy jeszcze mnie nie zauważyli !*

- A może taki ninja jak ty, chciałby wybrać się na misję z takim super agentem jak ja ?- zapytał blondyn opierając się łokciami o blat i przybliżając do Olivera. Poruszył sugestywnie brwiami i tajemniczo uśmiechnął.

- C-co?- czarnowłosy odsunął się nieco lekko zakłopotany i zaskoczony. - o czym ty mówisz Matt?

- Jesteś uroczy - roześmiał się mężczyzna widząc wyraz twarzy chłopaka. - Nie martw się, po prostu zaproponowałem Ci właśnie wycieczkę. Co ty na to? Pojedziemy gdzieś na weekend, rozerwiemy się, pośpimy wśród przyrody i rozpalimy ognisko? Będzie fajnie! Załatwię nam bilety i namiot, jakbyś miał to przydał by się śpiwór, wszystko padbie zaplanuje!

- Co ?- Oliver nieco się uspokoił ale mimo wszystko, propozycja nadal wydawała mu się nietypowa. Nigdy jeszcze nikt go nie zaprosił na wycieczkę a już na pewno nie spodziewał się tego po kimś kogo prawie dopiero co poznał.

- Nie słuchasz? Olivier! Przygoda, wycieczka, obóz i przyroda! Mówi ci to coś ? Weźmiemy jedzenie z w tym oczywiście też pianki, no i...  No nie wiem , co myślisz ? Ciastka, słodycze czy coś normalnego? A może czekoladę? Czekolada powinna nam dostarczyć wszystkich niezbędnych składników...

- Rozumiem Matt, zapraszasz mnie na wycieczkę, ale ... Dlaczego? Nie rozumiem. Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi, dlaczego miałbyś się tak dla mnie poświęcać?

- Oliver! Co ty wygadujesz? Jakie poświęcać? Robię to ponieważ chcę, chce odpocząć i mieć towarzystwo i chce byś ty też miał z tego radość. Nie poświęcam się, po prostu... Eh... Po prostu uznałem z że nam się to przyda. I jesteśmy aż przyjaciółmi Oliverze, nie zapominaj. Przyjaźń to ważna rzecz chłopie.

- No... Dobrze. Dzięki. Fajnie - mimo swoich słów, chłopak nadal wydawała się zakłopotany - ale co ja powiem rodzicom ?

- Oczywiście pół prawdę! - uśmiechnął się szerzej blondyn i odszedł obsłużyć klienta. Po chwili kontynuował, wracając do poprzedniego miejsca. - Rodzice mogą być sceptycznie nastawieni do jakiegoś dziewka starszego od ciebie który chce cię wziąć do lasu na wycieczkę. Więc powiesz, że jedziesz z kolegami z klasy. Raczej nie będą dociekać. * Dasz radę ich przekonać ?

- Pewnie tak ... - Oliver odwrócił na moment wzrok - ale ... Co powiniem wziąć?- ożywił się.

- No właśnie o tym mówiłem ! Czekolada. Ja myślę, że to podstawa. I pianki. Ale czy normalnemu człowiekowi potrzeba czegoś jeszcze?

- Normalnemu ? Z pewnością, ale myślę, że ciebie to nie dotyczy - zakpił nastolatek.

- Ej !- Matt mimo prób utrzymania obrażonej miny, zaczął się śmiać.

- Ja z pewnością nie zamierzam jeść tylko słodyczy. Wezmę owoce i kiełbaski... I może jakieś warzywa? Poczytam co można zrobić przy ognisku. - zamyślił się chłopak, opierając głowę na ręce.

- Jak ty się za to weźmiesz to jeszcze nam zupę ugotujesz i drugie danie! Weź lepiej ziemniaki i trochę folii aluminiowej i daj sobie spokój z resztą. - powiedział blondyn , odwaracaj wzrok od karcącego spojrzenia przyjaciela.

- Nie ma mowy! Nie zamierzam umierać tam z głodu, samą czekoladą się człowiek nie naje.

- Ja bym się najadł... - mężczyzna zrobił zawiedzioną minę.

- Samą czekoladą normalny człowiek się nie naje - poprawił się nastolatek a po chwili zaśmiał, widząc urażoną minę przyjaciela.

                            ------------

Oliver przyszedł do Matta wcześnie, z siatką i wypchanym plecakiem. Wziął dużo jedzenia z czego większość NIE była słodyczami, parę ciuchów na zmianę i parę rzeczy do higieny. Mężczyzna przygotował się trochę inaczej. Był już u niego śpiwór przyjaciela, miał też swój oraz namiot. W jego plecaku były głównie rzeczy przydatne na biwaku jak latarki, zapasowe baterie, zapałki ( naprawdę dużooo zapałek ) i scyzoryki, wziął niewiele ciuchów i jeszcze mniej rzeczy do higieny a jego zapasy żywności składały się głównie ze słodyczy. Szczerzył się szeroko na myśl o czekającej ich przygodzie i nie potrafił ustać w miejscu.

Przed wyjściem Oliver - jako trochę rozsądniejszy z ich dwójki - sprawdził czy na pewno mają wszystko, zapytał parę razy o bilety na pociąg i ze zrezygnowaniem westchnął gdy blondyn po raz kolejny " po kryjemu" wsunął trzy czekolady czekolady do plecaka, które wcześniej stamtąd wyciągnął. Dzięki nastolatkowi byli też na miejscu przed czasem i zajęli dobre miejsca w pociągu. Jednak czarnowłosy nie mógł już w niczym pomoc po wyjściu z pociągu. Miał fatalną orientację w przestrzeni, jeszcze na dodatek tak nowej. Wylądowali w jakimś małym miasteczku blisko lasów i miejsca do którego zmierzali. Matt wciąż trzymał mapę choć rzadko na nią zerkał.

- Myślisz, że zdążymy dotrzeć tam do południa? Zdążymy rozbić namiot i rozpalić ognisko. - myślał na głos Oliver.

- Nie martw się - zaśmiał się wesoło blondyn i spojrzał przed siebie. - dojście tam zajmie nam jakaś godzinkę, co najwyżej dwie.

- Ja się nie martwię, po prostu... Nie chce robić tego wszystkiego po ciemku. - tłumaczył się zakłopotany.

- Nasza mała księżniczka boi się ciemności ?- roześmiał się Matt- proszę, pozwól być mi swoim rycerzem z obronie cię przed potworami czychającymi w ciemności, wilkami, niedźwiedziami, dziewczynkami w czerwonych kapturach...

- Oj już przestań! - Oliver lekko walnął mężczyznę w ramię i uśmiechnął się lekko. - i po co ja się na to zgadzałem?

- Powody ?! Naprawdę potrzebujesz powodów? Chłopie , ty mnie uwielbiasz, nie mógłbyś odmówić. Poza tym nie ukryjesz tego przede mną, skusiła cię ta czekolada! Ja wiedziem co dobre. Wiesz co ? Tam jest taki sklep, można kupić jej więcej ! Czekolady nigdy za więcej, tak chodźmy tam! - wskazał w tylko sobie znanym kierunku i zaczął radośnie iść w tamtą stronę póki młodszy stanowczo go nie zatrzymał. Już mieli dość czekolady i naprawdę miał nadzieje, że Matt nie zje wszystkiego jednego wieczoru bo się pochoruje.

W końcu dotarli do miejsca biwaku z tylko jednym zajściem do sklepu po drodze. Na szczęście Olivier'owi udało się odwieść przyjaciela od kupowania czekolady, niestety w sklepie były też ciastka i pianki. Tak, więcej pianek! W końcu- jak to tłumaczył blondyn- szopy i inne zwierzątka też chciały by je zjeść. Miejsce ich biwaku było dość przestronne ale nie za duże, w sam raz na jeden namiot i niemal dwudniowy pobyt. Matt bardzo sprawnie rozłożył sprzęt a podczas tego wszystkiego był niezwykle radosny, nawet jak na niego. Przez większość czasu wydawał się taki radosny i aż nadtto optymistyczny, dziecinny i nieodpowiedzialny ale jednak potrafił poważnie porozmawiać z Oliverem gdy tego potrzebował, nawet gdy była to trzecia w nocy czy później. Ten człowiek wciąż go zadziwiał. Może tylko ta podróż tak na niego działała?

- Matt ?- zagadnął młodszy gdy wszystko było już gotowe a na niebie było coraz więcej ognistych barw.

- Hm? - mężczyzna uniósł pytająco brwi.

- Byłaś już na takiej wyprawie ? - zapisał - wydajesz się dobrze wiedzieć co robić i ... Jesteś taki wesoły- tłumaczył .

- A no tak. - blondyn spojrzał w niebo, wspominając. Nagle przestał być jakimś barmanem, przyszłym studentem czy nawet jego przyjacielem. Był kimś kogo zupełnie nie znał i mimo lekkiego uśmiechu,  wydawał mu się starszy niż przed chwilą. - Dawniej bardzo często jeździłem na wycieczki z rodzicami. Zanim się nie wyprowadziłem - tłumaczył lekko, czasem zerkając na chłopaka - Gdy byłem dzieckiem potrafiliśmy jeździć co weekend! Tata uczył mnie wszystkiego od podstaw, jak rozpalać ogień, przetrwać bez mapy i zrobić prowizoryczną lodówkę. Naprawdę był w tym dobry. Strasznie lubiłem te wyprawy. Nawet gdy byłem już starszy i chodziłem do liceum, wciąż co jakiś czas jeździliśmy a tata czegoś mnie uczył. Po tylu latach, nadal miał asy w rękawie - zaśmiał się.

- Ja... Ja nigdy jeszcze nie byłem pod namiotem.  Kiedyś co prawda ciocia mi proponowała ale w końcu nie pojechałem. A radzice gdy mnie gdzieś zabierali to był to co najwyzej hotel w miejscu gdzie musieli cis załatwić. Nic ciekawego.

- Nie masz się czym przejmować - uśmiechnął się pocieszające Matt, patrząc znów w niebo. - nadrobimy to.

Zaledwie godzinę później po tej atmosferze nie zostało nic. Obaj jednak świetnie się bawili z wciąż żartując. Matt co chwilę żartował o jedzeniu jakie próbował przygotować im młodszy a Oliver powtarzał, że nie  można żywić się samą czekoladą. Obaj byli w dobrych humorach a ich sprzeczki o jedzenie były coraz bardziej pozbawione sensu. W końcu jednak musieli pójść spać a to równało się z nowymi docinkami Matta.

- Nie rozpychaj się tak !- mruczał leżąc już w śpiworze w namiocie.

- Jak mam się rozpychać ? Jestem przeciez w śpiworze! Nie zachowuj się jak dzieciak, idź spać .

- Ja jak dzieciak ?! A kto tu się rozpycha co ? - droczył się starszy.

W końcu zasnęli po północy i spaliby aż do dziesiątej gdyby nie Matt który postanowił - jako dobry przyjaciel- nauczyć Olivera survivalu o szóstej trzydzieści. Dobrze pamiętał jak bardzo nie lubił tej godziny gdy wesoły, energiczny ojciec budzik go i zabierał do lasu, zaspanego. Nie mogło więc jej zabraknąć w planie dnia, chłopak musiał przejść to samo co on. Z szerokim, lekko sadystycznym uśmiechem , szturchnął ciemnowłosego i czekał aż przyniesie to efekt. Był jeszcze radośniejszy gdy Oliver nieco zirytowany ujrzał godzinę. Mężczyzna sam z chęcią jeszcze by pospał ale nie mógł podarować sobie tej pezcennej chwili. Wstawanie o poranku gdy słońce dopiero wstaje a las dopiero się rozjaśnia!

Uczył Olivera podstaw, najważniejszych rzeczy o przerwaniu w dziczy, które oczywiście pamiętał po lekcjach ojca. Mimo początkowego pesymizmu chłopaka, szybko się rozbudził i zaczął z ciekawością podchodzić do nowych doświadczeń. A na koniec, jakże by inaczej, Matt wrzucił nastolatka do zimniej jednak płytkiej rzeki. Bo i to było niezapomnianą lekcją od ukochanego taty. Lekko zmarznięty i przemoknięty do suchej nitki Oliver, spojrzał na przyjaciela z wyrzutem ale i triumfem. Udało mu się po części wciągnąć starszego do wody przez co i on był mokry. Obaj siedzieli na ziemi, przy ognisku i grzali się w cieple słońca. To była bezcenna chwila, a te dni były zdecydowanie najszczęśliwszymi w życiu młodszego. Było wspaniale.

W drodze powrotnej Matt nadrabiał w jedzeniu czekolady i gadał o różnych, nieistotnych rzeczach. Wracali do domu, musieli. Dom, praca, szkoła... Ale obiecali sobie, że jeszcze pojadą gdzieś i to niebawem. W końcu czemu nie? Obaj byli bardzo szczęśliwi ale i trochę zawiedzeni, że trwało to tak krótko.

- W wakacje zabiorę cię gdzieś na dłużej. Może w góry? Pomyśl, chodzili byśmy codziennie na wyprawy, jeśli pizze w mieście... - mówił Matt ,znów patrząc w przestrzeń. - Było by super. Co ty na to ?

- Piszę się. - odparł bez wahania Oliver i uśmiechnął się szerzej.


* Nagle przypomniałam sobie jak moja koleżanka z klasy w stylu ninja poszła na wychowawczej po butelkę którą rzuciłam kolegę XD to było genialne, była szybka i zwinna, czmychnęła pod ławką i prawie przeczołgała się po tą butelkę a wszyscy nagle umilkli i patrzą na nią. Ja po jej powrocie stwierdziłam, że jest świetnym ninja i, że nikt tego nie wiedział.
* Ciekać to po staropolsku biegać. Dociekać więc to ... Dobiegać? Naprawdę chciało mi się śmiać gdy napisałam słowo dociekać i pomyślałam o jego członie XD

Dobra, ponad 2000 słów to rekord. Dziękuję bardzo Katoriin za cierpliwość i , wiesz już o którą scene chodzi ?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro