Artysta Ze Spalonego Teatru
Młody mężczyzna przedzierał się przez wąski korytarz, drogę zagradzały mu sznury, worki z piaskiem, wieszaki na kostiumy i inne rzeczy, niegdyś bardzo użyteczne. Mimo ponurej miny, w oczach tliły mu się iskierki podniecenia. Był szczęśliwy i nie mógł doczekać się swojego występu.Przeszedł przez pierwszą scenę, kiedyś nazywaną ,,Małą Kurtyną". Deski po których stąpał były zniszczone a czerwona kurtyna w większości spalona. Rzędy purpurowych siedzeń pokrywała warstwa kurzu, popiołu i tynku z sufitu. Za nią ciągnął się większy korytarz, odrobinę czystszy od poprzedniego.
Teatr był duży, w środku nie było oświetlenia. Wąskie ścieżki światła dziennego przedzierały się przez dziury w sklepieniu i pomiędzy szczelinami jednak mężczyzna był do tego przyzwyczajony.Nie przeszkadzał mu mrok i brud w większości teatru ani ciasnota w większości korytarzy i pomieszczeń. Lubił to miejsce i ten klimat nawet mu pasował. Liczyło się dla niego to, że Duża Kurtyna była zdatna do użytku. W dzień oświetlona była dzięki zawalonej części sklepienia, w nocy przepełniona blaskiem księżyca, gdy miał szczęście. To pomieszczenie było najbardziej uszkodzone w tragedii z przed lat, lecz była ulubioną artysty. Duże zniszczenia dawały światło, miejsca było dużo a purpurowej kurtyny więcej niż na małej scenie.
Nikt, jak zwykle, nie czekał na widowni z niecierpliwością, wyczekując występu artysty. Dlaczego więc nadal to robił? Mężczyzna się nie poddawał, nie przejmował się faktem, że nikt go nie ogląda i raczej nie obejrzy. Nie myślał nad tym, nie smucił się. Robił po prostu swoje. Czy żył nadzieją? Nie do końca. Czasem po prostu nie da się określić czy ją w sobie mamy. Mężczyzna czuł radość gdy występował, wyobrażał sobie pełną widownie i oklaski, pięknie ubranych widzów z uśmiechami na twarzach. Gdy tylko wszedł na scenę, uśmiechnął się promiennie. Było przedpołudnie więc słońce działało jak reflektor skierowany idealnie w stronę mężczyzny. Artysta stanął na środku i z rozłożonymi szeroko ramionami, ukłonił się przed pustą widownią. Przemówił spokojnym, głębokim głosem, obwieszczając o tym co zagra. Zaczął przynosić z korytarzy przygotowane uprzednio rzeczy. Elementy wystroju i rekwizyty. Przebrał się w jeden z jego ulubionych kostiumów i rozpoczął przedstawienie.
Co dwa dni, samotny artysta ze spalonego teatru, odgrywał przedstawienie na Dużej Kurtynie. Po ponad dwóch godzinach, kończył je, schodził ze sceny przy akompaniamencie nieistniejących oklasków i z szerokim uśmiechem, szedł do szatni. Radość nie opuszczała go aż do kolejnego dnia w którym rozpoczął przygotowania do nowego wystąpienia. Szykował wystrój i rekwizyty, uczył się tekstu i czekał z podnieceniem na koniec dnia. I przed południem, po nocy spędzonej na twardej kanapie w garderobie, ponownie rozpoczynał przedstawienie z taką samą radością jak poprzednio. To była jego rutyna, która nie nudziła go nawet w najbardziej pochmurne dni. Zawsze tak samo radosny i chętny do działania. Nawet gdy na scenie było ciemno przez brak słońca.
Wytrwałość człowieka zawsze jest w jakiś sposób nagradzana. Mężczyzna otrzymał tą nagrodę jeden raz. Po skończonym przedstawieniu, w słoneczny, letni dzień, gdy z szerokim uśmiechem rozłożył ramiona i ukłonił się. Dzień jak co dzień, występ był ten sam co miesiąc wcześniej gdyż artysta miał tylko paręnaście tekstów, niewielki wybór. Tradycyjny utwór, już chciał zejść ze sceny gdy usłyszał ciche, pojedyncze klaskanie. Z zaciekawieniem rozejrzał się po sali. Na jednym siedzeniu, oddalonym od sceny paroma rzędami, po lewej stronie, siedziała samotna postać. Młoda kobieta o jasnych włosach, niebieskich oczach i jasnej cerze. Miała na sobie czerwoną, wyblakłą sukienkę o prostym kroju i z lekkim uśmiechem klaskała, patrząc na artystę. Wybrała miejsce dość dalekie od mężczyzny, nieoświetlone przez naturalny reflektor, przez co słabo ją widział. Jednak była tam, widziała jego występ i podobał jej się. Jego pierwsza i ostatnia widownia po katastrofie. Kobieca postać ulotniła się zaraz po występie,więcej jej nie widział. Nie miał jednak wątpliwości, że była taka jak on.
Od tamtego dnia występy były jeszcze bardziej dopracowane a artysta ze spalonego teatru, z wiecznym optymizmem i chęcią do działania, był szczęśliwy. Robił to co kochał a co najważniejsze - zdobył widownie. Ten jeden jedyny raz mu wystarczył.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro