62
Nie sprawdzam nawet czy Tony zostawił jakiegoś ochroniarza. Przez ten pierdolony nadajnik już nigdy mu nie ucieknę. Gdziekolwiek bym nie pojechała Anthony od razu mnie namierzy i sprowadzi do siebie. Ja nawet nie wiem czy uda mi się to jakoś usunąć.
Ale już koniec z tym. Nie mogę cię ciągle zamartwiać tym co już się wydarzyło. Trzeba żyć dalej i znowu spróbować ocalić Clarissę.
Ona nadal cierpi w niewoli i w każdej chwili może doświadczyć niesprawiedliwego traktowania od Harry'ego.
By zająć czymś umysł biorę się za gotowanie. Może trochę przesadzam z porcjami, ale jeśli dużo zostanie to zawsze będzie można zawołać tych ludzi, którzy siedzą w aucie. Wypatrzyłam ich, bo blat kuchenny znajduje się bezpośrednio przy oknie, z którego mam widok na podwórko i drogę.
Muszę się z nimi zapoznać, bo jestem pewna, że od teraz będą mi towarzyszyć na każdym kroku.
Wstawiam zapiekankę makaronową do piekarnika i robię sobie kawę. Już prawie wieczór, ale ja nie sądzę bym po tych przeżyciach spała spokojnie.
— Już jestem skarbie — woła do mnie Tony po wejściu do domu. Ten to ma akurat wyczucie czasu, zaraz wyciągam jedzenie.
— Miało cię nie być dwie godziny, a minęło ponad pięć — nie żeby mnie to w ogóle interesowało. Lecz skoro już popełnił błąd to nie omieszkam mu go wypomnieć.
Zbliża się do mnie i chce cmoknąć mnie w policzek, ale odsuwam głowę. Niech wie, że jestem na niego zła.
— Pewne rzeczy się przeciągnęły, ale możesz być pewna, że wróciłem do ciebie od razu jak to było możliwe. I bardzo się cieszę, że za mną tęskniłaś — łapie mnie w pasie i tym razem skutecznie całuje. — Pięknie pachnie.
— Muszę ćwiczyć, bo mam nadzieję, że moja kawiarnia dalej aktualna — głośno wzdycha co nie znaczy nic dobrego. O nie, na pewno nie pozwolę się znowu wykiwać. Musi dotrzymać danego mi słowa.
— Tak, ale niestety musimy to odrobinę rozciągnąć w czasie — wyrywam się z jego objęć.
— Czemu?
— Wynikła pewna sytuacja i musimy wrócić wrócić do domu Harry'ego — czuję się jakby uderzył mnie obuchem w głowę. Jak może mi mówić, że mam wrócić do domu, w którym mieszka morderca mojego ojca. Ten potwór z sadystycznej chęci kazał mi patrzeć na martwe ciało taty.
— Jeśli chcesz to tam wracaj, a zostaje tutaj — podchodzę do piekarnika i zakładam rękawice, a następnie wyciągam zapiekankę. Wygląda smakowicie, ale Tony jednym zdaniem pozbawił mnie apetytu.
— Marino wiem, że nie chcesz go oglądać i to rozumiem. Też jestem wściekły na niego za to jak cię potraktował, ale to nadal mój brat. Nie mogę go zostawić po tym jak ktoś go postrzelił — bystrzeje na jego słowa, a w moim sercu pojawia się jakiś uścisk. Harry jest ranny.
Powinno mnie to cieszyć. Jak miałabym trochę rozumu w głowie to na pewno życzyłabym mu teraz rychłej śmierci, a ja mam ochotę zapytać w jakim jest stanie.
Naprawdę z moją głową jest coś nie tak.
— Ty powinieneś się nim zająć, ale ja nie muszę tego robić. Zostanę tutaj, a ty przecież możesz mnie odwiedzać. Nigdzie przecież nie ucieknę, bo zostałam zaczipowana — przewraca oczami na moje słowa. Chciałabym mieć do tego tak lekceważące podejście, ale niestety to wszystko dotyczy mojego życia.
— Muszę cię mieć przy sobie, bo inaczej nie jestem spokojny.
— A ja nie będę spokojna mieszkając pod jednym dachem z twoim bratem. A teraz zjedź kolację, bo ja bezpowrotnie straciłam apetyt — oznajmiam, a następnie idę do swojego pokoju.
5 komentarzy, każdy od innej osoby i żeby to nie były emotki i macie następny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro