61
— Naprawdę jesteś do niczego — znowu warczę na tę pielęgniarkę. Miała załatwić lekarza, a mija już półtorej godziny, a dalej nikt nie przyjechał. Harry do tej pory nawet na chwilę się nie obudził. Co chwilę też spoglądam na telefon mając nadzieję, że Marina się do mnie odezwie z zapytaniem kiedy wrócę.
Ona jednak dalej woli udawać, że nie istnieje.
Nagle jednak słyszę jak ktoś otwiera drzwi frontowe, wychodzę na korytarz przeżywam prawdziwy szok.
Co tu do cholery robi Louis?
— Jak tylko usłyszałem adres to nie mogłem odmówić przyjazdu tutaj — oznajmia z uśmiechem na ustach. Jakbym wiedział, że to o niego chodzi to nigdy bym się nie zgodził.
— Spierdalaj stąd! — na pewno nie pozwolę by badał mojego brata. Skoro nie uratował mojej siostry to na pewno i bratu nie pomoże.
— Podejrzewam, że coś zrobiłeś Marinie, więc na pewno stąd nie wyjdę. Muszę się upewnić, że nic jej nie dolega — na cholere on się interesuje moją kobietą. On nawet nie powinien myśleć o Marinie.
— Wezwanie już nieaktualnie, więc możesz wracać do siebie. Nie chcę cię więcej oglądać, więc przeleje ci coś za wizytę. Tobie i tak przecież zależy tylko na kasie.
Nic nie odpowiadając wymija mnie i maszeruje do głównej sypialni, nie raz tu był, więc doskonale zna rozkład tego domu. Ja jednak nie zamierzam dać się tak traktować i go zatrzymuje.
— Dlaczego do cholery nie potrafisz zrozumieć co się do ciebie mówi?
— Nie pozwolę ci zabić Mariny — popycha mnie na ścianę, a ja uderzam się w tył głowy. On wykorzystuje moje chwilowe zamroczenie i idzie dalej. Jak go doganiam to jest już w pokoju, w którym leży Harry. — Czyżbyś zamierzał zamordować wszystkich swoich bliskich?
Zaciskam pięści na jego słowa. Jak on śmie to sugerować! Nigdy bym nie skrzywdził kogoś z swojej rodziny!
Louis podchodzi do Harry'ego, i łapie go za nadgarstek.
— Jak został doprowadzony do tego stanu? — pyta się tej starej pielęgniarki.
— Ma ranę postrzałową i podawałam mu leki, które sprawiały, że miał dłużej pozostać słaby — i to jest kurwa ta godna zaufania dyskretna osoba. Od razu mu wszystko wyśpiewała.
— No to gratuluje pomysłu — mówi Louis z wyraźną ironią. — Podłącz mu kroplówkę z czymś na wzmocnienie. Doprowadziliście go do takiego stanu, że nawet oddychanie jest dla niego zbyt wielkim wysiłkiem.
Odwraca się w moją stronę.
— Jak już chcesz go osłabiać to poczekaj aż wyzdrowieje. Obyś tak nie eksperymentował ze zdrowiem Mariny.
— Odpierdol się od Mariny!
— Martwię się o nią, bo się nią zajmowałem. Zależy mi na jej zdrowiu i samopoczuciu — mówi to w taki sposób, że po prostu nie da się nie domyśleć, że jest nią zainteresowany.
— Jest bardzo zadowolona będąc u mojego boku.
Szybko udaje mi się pozbyć Louisa i mimo zapewnienia pielęgniarki, że wszystko już będzie dobrze to zostaje z bratem. Chcę na własne oczy zobaczyć, że wszystko już z nim okej.
— Co tu kurwa robisz? — prawie już przysypiam jak słyszę słaby głos Harry'ego. Wreszcie się obudził. — Coś ty mi zrobił? Nie mogę się ruszyć!
Skoro już ma siły na pretensje to wcale nie jest z nim tak najgorzej.
— Po prostu potrzebujesz odpoczynku. Wychodzą ci teraz bokiem te wszystkie lata gdy nie dbałeś o siebie. Każdy organizm ma swoje granice.
— Pierdolenie.
Wyciąga sobie rurki z nosa.
— Jak się ma Marina? — i następny, który tylko o nią pyta. Czemu im tak trudno zrozumieć, że jest moja.
Mam ją kurwa oznaczyć żeby wiedzieli by się do niej nie zbliżać?
— To nie twoja sprawa.
— I tak mnie przez ciebie nienawidzi. Wróćmy wszyscy do domu. Przecież wiem jak nie znosisz tego miejsca, a przeze mnie musisz tu często bywać.
— Już się dobrze czujesz, więc mogę jechać — wstaje, bo nie zamierzam dłużej go słuchać. On tak samo jak Louis ciągle bombarduje mnie złymi wspomnieniami bym cierpiał. Nie dam się im.
— Jesteśmy rodziną.
— Racja, ale Marina też niedługo zostanie członkiem mojej rodziny, a jak dobrze zauważyłeś to ona nie może na ciebie patrzeć. Niedługo do ciebie zajrzę — mówię na odchodne i opuszczam pomieszczenie nie zwracając uwagi na to, że coś tam jeszcze do mnie mówi.
Czas wracać do Mariny.
Liczę na waszą opinię
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro